Niedawno dostaliśmy wgląd w
plany Egmontu na dalszą część tego roku i zapowiedź nowych serii, które pojawią
się w ciągu najbliższych miesięcy. Dziś natomiast słów kilka o wydaniu
zbiorczym, które w naszym kraju raczej się nie pojawi, a które nawiązuje do
wydarzeń, jakie dotkną egmontowego Supermana już we wrześniu.
Ukazująca się w ramach
Odrodzenia seria z solowymi przygodami Dziewczyny ze Stali nie należy do tych
popularnych i wysoko ocenianych, pozostając w cieniu innych, znacznie
ciekawszych tytułów z oferty DC. Co jakiś czas sięgałem po wybrane numery tego
komiksu pisanego przez Steve'a Orlando komiksu, ale za każdym razem żałowałem
później swojej decyzji. Najzwyczajniej nie pasował mi panujący w tej serii
klimat, poruszane problemy oraz sposób, w jaki były one rozwiązywane. Punktem
zwrotnym okazał się dopiero zeszyt 21, kiedy to do pracy nad SUPERGIRL
zaangażowany został duet Marc Andreyko/Kevin Maguire. W supermanowym zakątku DCU
zaczął się nowy rozdział zainicjowany przez Bendisa, w którym Kara Zor-El miała
odegrać istotniejszą, niż do tej pory rolę. Sprawdźmy zatem, co z tego wyszło.
Każdy ma zapewne takich
ulubionych i sprawdzonych twórców komiksowych, za którymi chętnie podąża
śledząc ich kolejne projekty, nawet jeśli migrują oni z jednego wydawnictwa do
drugiego. Wspomniani przed chwilą dwaj panowie może i nie należą do czołówki
moich ulubionych artystów/scenarzystów, ale ponieważ z różnych względów pasuje
mi styl ich pisania/rysowania, a jednocześnie do tej pory raczej mnie nie
zawiedli gwarantując w miarę solidny poziom, dlatego też bez wahania sięgnąłem
po pierwszy numer SUPERGIRL ich autorstwa. Andreyko pokazał wcześniej, że
dobrze czuje i rozumie pisane przez siebie kobiece postacie, stąd miałem prawo
oczekiwać, że i tym razem wywiąże się ze swojego zadania satysfakcjonująco. Maguire
z kolei oprócz różnych mniej lub bardziej pamiętnych projektów dla DC,
odpowiadał niedawno za jeden z zeszytów mini serii THE MAN OF STEEL (konkretnie
czwarty).
I to właśnie wymieniona przed
chwilą mini seria napisana przez Bendisa stanowi częściowo prolog do tego, z
czym spotykamy się na początku najnowszego tomu o przygodach Supergirl. Jest to
taki spin-off do historii toczącej się wokół tajemniczego Rogola Zaara, czyli
całkowicie nowej postaci w galerii łotrów Człowieka ze Stali. Kiedy Kara Zor-El
dowiaduje się, że Krypton nie został zniszczony z przyczyn, jakie oboje z
Kal-Elem do tej pory uważali za prawdziwe, młoda bohaterka decyduje się
rozpocząć własne śledztwo. Oznajmia kuzynowi, że opuszcza Ziemię i wyrusza w
kosmos, aby odnaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania: na czyje polecenie i
dlaczego Rogol Zaar zabił jej rodaków, a także kto o tym wszystkim wiedział? Wyprawa
nie należy do łatwych i bezpiecznych, ponieważ pewne mocno zdeterminowane osoby
nie cofną się przed niczym, aby zatrzeć ślady i utrudnić Supergirl dojście do
prawdy.
Kara wydaje się naturalnym
wyborem, jeśli chodzi o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie zniszczenia
rodzinnej planety. Jest bowiem mocniej i dłużej związana z Kryptonem, niż
Superman, który opuścił go krótko po swoich narodzinach. Andreyko odcina się od
sztywnej, formalnej i momentami trudnej do kupienia wersji kosmitki próbującej
się zaklimatyzować w nowym otoczeniu, jaką widzieliśmy u poprzedniego scenarzysty.
Zaprezentowana tutaj Supergirl to silna, pewna siebie i zdecydowana do
podejmowania trudnych decyzji dziewczyna, która nie może przejść obojętnie
wobec cierpienia, czy nawet śmierci niewinnych osób. Nie dostajemy tutaj nic
szczególnie odkrywczego i zaskakującego, jeśli chodzi o cechy charakteru oraz
sposób postępowania głównej bohaterki. Dostajemy po prostu to, co przynajmniej
ja uważam za podstawy przy pisaniu przygód tej młodej Dziewczyny ze Stali. Poprzez
umiejętne wymieszanie scen poważnych, przepełnionych dynamiczną akcją, humorystycznych
oraz kilku wzruszających momentów historia ta jest prosta, zrozumiała, przystępna,
a sympatycznej Kary po prostu nie da się nie polubić.
W tej kosmicznej eskapadzie
Supergirl krzyżuje swoje ścieżki z Korpusem Zielonych Latarni na Mogo, trafia w
miejsce, gdzie nadal znajdują się szczątki po dawnym Kryptonie, a także dostaje
się w sam środek wojny domowej trwającej od długiego czasu w systemie Vega. Nie
ma momentów większego przestoju, cały czas coś się dzieje, na scenę wkraczają
nowe postacie mające za zadanie albo wspierać, albo uprzykrzać życie Karze
Zor-El. Wśród tych pierwszych zaliczają się wierny kompan Krypto (którego miło
widzieć ponownie w DCU) oraz pewien z pozoru sympatyczny Coluańczyk, którego
intencje na ten moment wydają się jeszcze nie do końca jasne. Na końcu pojawia
się również kilka znanych i lubianych przeze mnie postaci, jacy nieodłącznie
kojarzą się z systemem Vega i próbą obalenia rządów Cytadeli. Nagła przerwa i
przeskok w klimaty zakazanego niegdyś przez Strażników Wszechświata sektora
trochę mnie zdziwiły, ale pozostaje mieć nadzieję, że jest to istotny etap dla
całego śledztwa. Chociaż na tą chwilę wygląda to raczej na wykorzystanie
okazji, aby jak już jesteśmy w kosmosie, skrzyżować losy Kary z innymi zakurzonymi
nieco osobnikami.
Na potrzeby tej opowieści tytułowa
heroska dostaje zmodyfikowany i dostosowany do aktualnych warunków kostium, a
także uzbrojona jest w topór Rogola Zaara. Działania tego oręża, jak się szybko
okazuje, nie do końca rozumie, co doprowadza do nieoczekiwanych sytuacji na
plus oraz na minus dla naszej bohaterki.
Warto podkreślić, że komiks
ten nie dostarczyłby takiej sporej dawki przyjemnych wrażeń, gdyby nie
odpowiedzialny za większość ilustracji Kevin Maguire. Żaden z niego mistrz ołówka
dysponujący skomplikowaną kreską bogatą w masę detale, wręcz przeciwnie, ale ma
coś, czego wielu może mu pozazdrościć. Maguire potrafi bowiem genialnie ukazać
odczucia, przeżycia oraz przemyślenia na twarzach poszczególnych postaci. Ten
sam gość, który odwalił kawał dobrej roboty pracując na początku kariery z
Giffenem i DeMatteisem nad przygodami Ligi Sprawiedliwości, tym razem znów błyszczy
trafnie uzupełniając i wizualizując scenariusz Andreyko. Nie każdemu taki a nie
inny styl rysowania będzie pasował, zwłaszcza chodzi tutaj właśnie o mimikę
twarzy, ale jak dla mnie sprawdza się on tutaj rewelacyjnie. Oczywiście
najlepiej wypadają fragmenty humorystyczne, czego akurat się spodziewałem
(chociaż przyznaję, że zaskoczyła mnie np. scena pogoni psa za wiewiórką), ale
również sceny akcji wyszły niczego sobie. Gościnnie pojawiają się w omawianym
tomie prace Evana "Doca" Shanera, czy Emanueli Lupacchino, które są
na tyle zbliżone do ilustracji Maguire'a, że według mnie dla większości osób nie
powinno to zaburzyć płynności śledzenia całej historii.
Nowy zespół twórców wywiązał
się ze swojego zadania i tchnął jakże potrzebną dawkę świeżości w serię
SUPERGIRL, która tego świeżego powiewu akurat potrzebowała. Początkowo
planowałem zajrzeć z ciekawości jedynie do pierwszej odsłony nowego runu, ale
pozytywnie zaskoczony szybko dołączyłem ten tytuł do listy serii śledzonych w
DC na bieżąco. Kiedy trzeba jest poważnie i dramatycznie, w innych miejscach
zaś po prostu śmiesznie, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wszystko dobrze
zbalansowane, ubogacone kilkoma zwrotami akcji oraz co najważniejsze - czytając
ten komiks bawiłem się naprawdę przednio. I właśnie tego oczekiwałem po THE
KILLERS OF KRYPTON, który to tom zachęca, aby sięgnąć po dalszą część i poznać
odpowiedzi na kilka istotnych pytań.
Omawiane wydanie zbiorcze jest
również całkiem dobrym momentem startowym dla tych, którzy nie śledzili
dotychczasowych przygód Kary Zor-El w ramach Rebirth, a szukają punktu
zaczepnego. Polecam spróbować właśnie w tym miejscu.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERGIRL vol. 7 #21 - 26
Recenzowany komiks możecie nabyć między innymi w sklepie ATOMComics.
Dawid Scheibe
Awww man, czemu przeczytałam tę recenzję, teraz będę musiała kupić dla Maguire'a i Shanera :(
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, bardzo dobrze się czyta no i zachęca do lektury. Dzięki!
OdpowiedzUsuńDzięki, staram się jak mogę. Cieszę się, że komuś moje wypociny przypadły do gust :)
Usuń