Grant Morrison to znana marka, ale niestety jako scenarzysta jest bardzo nierówny. Wielu zna go z jego runu w Batmanie. Jedni ten run kochają, inni nienawidzą. Zaczął się on od wydanego częściowo (nie wiedzieć czemu wycięto połowę zawartości) w Polsce w 2008 roku przez Egmont tomu BATMAN I SYN, który narysował Andy Kubert z pomocą Jesse'ego Delperdanga.
Batman pokonuje Jokera i okazuje się, że nie został ani jeden superprzestępca do schwytania. Robinowi (którym jest na ten moment Tim Drake) również się nudzi i postanawia wyjechać w góry. Alfred namawia Bruce'a Wayne'a do skorzystania z zaproszenia na londyńską akcję charytatywną w ramach pomocy Afryce. Głównego bohatera dopada tam sprawa z przeszłości. Talia Al-Ghul, córka Ra's Al-Ghula. zostawia chłopca pod opieką Batmana. Przedstawia go jako Damiana Wayne'a, syna będącego owocem ich wspólnie spędzonej nocy. Dalej są przedstawione dwa wątki- relacja ojciec-syn i intryga z ninja-nietoperzami w roli głównej.
Dobra, powiedzmy sobie otwarcie: ten
tom to przeciętne czytadło. Nijak się ma do poziomu jaki na pewno
ten autor potrafi osiągnąć, czego możemy być świadkami czytając
jego pamiętne dzieła: ARKHAM ASYLUM, ALL-STAR SUPERMAN, a nawet taki typowy mainstream jak ACTION COMICS w New 52. Na
pierwszy plan wysunięto tutaj dynamiczną akcję. Wszyscy to lubimy,
prawda? Ale błagam, Grancie Morrisonie, nie aż w takiej ilości!
Chcemy również ciekawej, trzymającej w napięciu fabuły.
Niestety, ten album to głównie efekciarstwo.
Trzeba tutaj jednak podkreślić, że
w tej roli sprawdził się Andy Kubert. Do przyjętych przez
scenarzystę założeń rysownik ten dopasował się świetnie i
podkreślił pożądany rozmach. Strona graficzna stoi tutaj na
bardzo solidnym poziomie.
Nie poruszył mnie również wątek
relacji ojciec-syn, Bruce jest tutaj strasznie nieporadny, autorowi
nie udało się w ciekawy sposób podkreślić konfliktu poglądów i
charakterów postaci. Tak samo bezpłciowy jest wątek głównego
konfliktu, bo myślenie Talii jest pozbawione większej głębi.
Najlepszym elementem tego komiksu
jest... Alfred. Co chwilę dialogi z jego udziałem w pierwszej części
dzieła wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Jest to dokładnie
taka wersja tego słynnego kamerdynera jaką uwielbiam - butny, z toną
ciętych ripost zasypujących adwersarzy, a jednocześnie zawsze
wierny przyjaciel i pomocnik.
Niewiele więcej można powiedzieć o
tym komiksie w podsumowaniu. Cała moja opinia została przedstawiona
w treści recenzji. Jeśli po przeczytaniu początku przewinąłeś
do ostatniego akapitu zadając sobie pytanie ″Czy warto przeczytać
komiks Batman i Syn?″ odpowiedź brzmi: moim zdaniem nie. Moja
ocena dla tego albumu to 4/10. Dajcie znać w komentarzach czy warto
sięgnąć po resztę runu Morrisona o Batmanie.
Radosław Szalek
Moim zdanie nie. Kompletnie nie warto. Czytając Black Mirror po runie Morrisona odczuwałem ulgę. Run Morrisona to była dla mnie męczarnia.
OdpowiedzUsuńW oryginalnym wydaniu albumu Batman and Son było więcej historii, u ans wydali połowę. Zabrakło choćby genialnej historii z Jokerem - napisanej prozą. Cała bat-epopeja Morrisona jest momentami nierówna, ale wg mnie warto. Kryminalna historia na wyspie z Batmanami wielu narodów, RIP, Batman and Robin, 2 seria Incorporated - super rzecz. Wmieszanie Final Crisis, 1 historia (tu recenzowana) , 1 seria Batman , Inc. i pewne fragmenty Return of Bruce Wayne nie są najlepsze, ale jako całokształt wolę to niż obecny run w Batmanie.
OdpowiedzUsuńPodbijam. To co Morri robił nie zawsze było dobre ale Snydera forma spadła szybko.
UsuńSpadła ? To chyba nie czytaliście "Endgame"
UsuńPowiedźcie czy lepiej jest kupić absolute batman incorporated czy może tylko dwa tomy batman incorporated z new52?
OdpowiedzUsuńzależy, czy chcesz mieć całą "bat-epopeję" Morrisona. Jeśli tak i cenowo opłaca się to bardziej niż 3 osobne tomy (jeden ze starego i dwa z nowego dcu) to bierz absolute. 1 seria inc sprzed new 52 jest taka sobie, ale to jednak ważny element całości.
Usuń