Do tej pory, napisałem tylko jedną recenzję do komiksu według scenariusza Jamesa Robinsona. Był to czwarty tom, zakończonej już serii TRINITY. Pozwoliłem sobie wtedy na pewien wybryk i przygotowałem tekst w formie gry paragrafowej. Trochę przez przypadek, ale sięgnąłem na kolejny komiks Robinsona. Wobec tego, może nie będzie zaskoczeniem jeśli jeszcze raz spróbuje napisać recenzję według tamtego pomysłu. Zapraszam do przejścia do pierwszego punktu w pozostałej części tekstu.
Punkt 1. Może zacznę od zgryźliwości, ale kiedy poprzedni raz czytałem komiks tego scenarzysty, postać Wonder Woman nie była w nim specjalnie interesująca. W tamtej serii Amazonka stanowiła jednak tylko część drużyny i nie ciągnęła samodzielnie fabuły. Dawało to jakieś światełko nadziei, że przy zmianie okoliczności, James Robinson zaprezentuje fikcyjną wojowniczkę ciekawiej dla czytelnika. Jeśli chcesz zapoznać się z amerykańskim kontekstem recenzowanego komiksu przejdź do punktu 2. Jeśli chcesz to zrobić z polskim kontekstem przejdź do punktu 3.
Punkt 2. Obecna seria WONDER WOMAN, wystartowała w 2016 roku, wraz ze starem Rebirth. Przez cztery pierwsze wydania zbiorcze, prowadził ją Greg Rucka czyli doświadczona osoba z branży, dodatkowo prowadząca historie o tej samej bohaterce około dekadę wcześniej. Kolejny piąty trejd poprowadziła mniej rozpoznawalna Shea Fontana, której większość dotychczasowej twórczości związane jest z komiksami dla dziewczynek, spod marki DC SUPER HERO GIRLS. Jej współpraca nie jednak trwała długo i przewodnictwo od #31 zeszytu, a w konsekwencji od szóstego wydania zbiorczego, otrzymał wspomniany James Robinson. Jak miało się okazać później, jego współpraca miała potrwać niewiele krócej od kadencji Grega Rucki. Przejdź do punktu 4.
Punkt 3. Mówiąc krótko: recenzowany, szósty tom nie pojawił się w Polsce. Wydawnictwo Egmont zakończyło przedrukowywanie obecnej serii o Wonder Woman na czwartym wydaniu zbiorczym. Hipotetycznie, jeśli seria byłaby kontynuowana, ten trejd pojawiły by się mniej więcej teraz. Jeśli kiedyś Egmont powróci do tej serii, to zdecyduje się raczej na nowsze historie z pominięciem między innymi CHILDREN OF THE GODS. Swoją drogą ciekawi mnie na jakim poziome była sprzedaż dotychczasowych, polskojęzycznych tomów o Amazonce w czerwonym gorsecie. Czy dla wydawcy była dobra, choć niewystarczająca, średnia, zła czy bardzo zła? Jeśli ktoś może podzielić się takimi informacjami, zapraszam do napisania tego w komentarzu. Tymczasem, przejdź do punktu 4.
Punkt 4. Pierwsza strona komiksu, to jeden duży kadr pokazującą Wonder Woman w otoczeniu oślepiających błyskawic. Prosi ona kogoś niewidocznego na grafice, aby czegoś nie robił. Od następnej strony mamy już przeniesienie historii do prowincji w USA. Nie mija dużo a już jest walka Grail, czyli córki Darkseida z Herkulesem. No a potem… No a potem pojawia się prawnik w sprawie spadkowej dotyczącej głównej bohaterki, a przez resztę komiksu prowadzone są dwa zazębiające się wątki. Pierwszy z nich dotyczy tego, że Darkseid próbuje zdobyć moc osób spokrewnionych z Zeusem, aby odzyskać w pełni swoje siły. Drugi, odnosi się do tego, że Wonder Woman dowiaduje się, że ma żyjącego krewniaka o imieniu Janson. Jeśli kogoś to interesuje to do całej historii jest jeszcze dorzucona Giganta oraz Amanda Waller, ale obie Panie nie pełnią jakiś znaczących ról. Już chyba ciekawszą informacją jest, że imię Janson było odniesione do znanej Amazonki, ponad rok wcześniej w specjalnym zeszycie DC UNIVERSE: REBIRTH #1, dlatego jako pozytyw można odebrać, że ktoś w wydawnictwie do tego wrócił. Jeśli chciałbyś przeczytać opinię bez spoilerów przejdź do punktu 5. Jeśli chciałbyś przeczytać opinię ze spoilerami przejdź do punktu 6.
Punkt 5. Chyba powinienem przejść do sedna, a sedno jest takie, że to nie jest dobry komiks. Niby ma on jakiś pomysł na własną historię, ale nie jest on angażujący. Przeszkadzał mi już sam motyw, według którego Darkseid miałby odzyskać moce przez pozyskanie ich z półbogów. Może on ma jakiś sens, ale bardzo brakowało mi wyjaśniania, dlaczego akurat zdecydowano się właśnie na taką opcję. Jest jakieś marudzenie o starych i nowych bogach, aczkolwiek w moim odczuci nie spełnia ono swojej roli. W świecie komiksów DC są przecież liczne, inne silne źródła energii. Jest cała gama kosmicznych korpusów z mocą pierścieni, Strefa Widmo, Chińska Liga Sprawiedliwości, Speed Force, technika ożywiania zmarłych Trybunału Sów, o takich atrakcjach jak planeta Zezzen (glob z płynnym ogniem zamiast oceanów, rodzinne strony mało rozpoznawalnej postaci Gorin-Sunn) nawet nie wspominając. Poza tym czytelnik dostaje garść jeszcze innych mniejszych lub większych głópotek fabularnych. Ktoś powie, że czepiam się, bo szukam logiki w rozrywkowym komiksie i pewnie nie lubię Wonder Woman, bo jest bardziej liberalna ode mnie. Tylko, że to co napisałem do tej pory to nie są jedyne problemy. Historia ma bardzo duży problem z tempem i to chyba rzutuje najmocniej na całość. W efekcie to co ma wciągnąć i zaangażować emocjonalnie, po prostu tego nie robi. Recenzowane wydanie zbiorcze nie jest krytycznie złe, ale można je traktować po prostu jako jedno z wielu. Przejdź do punktu 7.
Punkt 6. Jakoś nie specjalnie polubiłem ten tom. Zdecydowanie łatwiej mi wskazać jego wady niż zalety. To co nasuwa mi się w pierwszej kolejności to liczne, duże dziury logiczne. Bo czym jak nie dziurą w logice, nazwać na przykład przewiezienie pokonanej postaci z południowej Europy do Ameryki Łacińskiej, bez jakiegokolwiek powodu. No, ale wróćmy do historii. Wonder Woman z testamentu Herkulesa dowiaduje się, że ma żyjącego brata bliźniaka, natomiast równolegle Darkseid i Grail poszukują mocy w osobach greckich półbogów. Mimo tego, że krewniak Diany, Janson ukrywa swoją prawdziwą tożsamość, to i tak nie wiadomo skąd, szybciej znajdują go złe postacie, chociaż nie podejmują się przejęcia jego mocy. Później do Jansona trafia również Wonder Woman. Początkowo mamy przyjacielską rozmowę rodzeństwa, no a potem, pomijając elementy poboczne, jest walka, skok fabuły do Ameryki Południowej, trochę rozmów, walka, skok fabuły do USA, walka i krótkie zakończenie. Gdzieś tam po drodze jest jeszcze zwrot akcji podobny do tego z fimu o Wonder Woman z 2017 roku. Jeszcze ważna rzecz. Komiks ma duży problem z tempem. Jego skoki naprawdę utrudniają cieszenie się prezentowaną treścią. Przejawem tych problemów są tutaj również dwie jednozeszytowe retrospekcje w siedmiozeszytowej historii, których raczej nie można nazwać ważnymi. Swoją drogą komiks Robinsona nawiązuje lekko do wcześniejszego runu Grega Rucki. Ogólnie jest to zaleta, ale tworzy jednocześnie zabawny kontekst. Otóż Darkseid i Grail mają na tyle rozbudowane informacje, aby wyszukiwać antycznych półbogów, celem wejścia z nimi w konfrontacje oraz pozyskania ich moc. Jednocześnie całkowicie pomijają, łatwiejszych do pokonanie, choć bogatszych w moc bogów. Ares w czasie tej historii jest zakuty w łańcuchy z własnej woli, a Dejmos i Fobos są unieszkodliwieni przez wprowadzenie w sen. Cała trójka stanowi łatwe cele, ale nikt się nimi tutaj nie interesuje. No cóż. Kto zrozumie groźnych, złych kosmitów? Przejdź do punktu 7.
Punkt 7. Ostatnio na blogu jest mniej technikaliów dotyczących komiksów. Mimo wszystko, takie informacje stanowią dla niektórych jakąś wartość. Poniżej dodajemy zdjęcie recenzowanego komiksu tuż obok polskiej edycji wcześniejszego wydania zbiorczego. Od strony technicznej zauważyłem dwie różnice pomiędzy nimi. Wydanie amerykańskie ma cieńsze strony niż wydanie polskie a oprócz tego nie ma skrzydełek w okładce, co trochę przekłada się na jej mniejszą sztywność. Nie potrafię powiedzieć, jak wygląda to w innych miejscach Europy czy Świata, ale wynikałoby z tego, że komiksy amerykańskie są solidniej wydawane w Polsce niż w swoim kraju macierzystym. Jeśli chcesz, przyjrzyj się zdjęciu, na a później możesz przewinąć trochę do dołu i przejść prosto do punktu 9.
Punkt 8. Czytelniku, jesli tu trafiłeś to znaczy, że lubisz pewnie materiały dodatkowe. Jeśli o nie chodzi, to w tym wydaniu zbiorczym nie ma ich jakoś specjalnie więcej niż zazwyczaj. Funkcję dodatków pełni siedem alternatywnych okładek, z czego pięć jest autorstwa Jenny Frison. Poza nimi wydawca dodał dwie strony reklam wcześniejszych wydań zbiorczych. Przejdź do punktu 9.
Punkt 9. Przyszła pora na wspomnienie warstwy graficznej. Jeśli chciałbyś poznać moją opinię przejdź do punktu 10. Jeśli chciałbyś poznać opinię osoby postronnej przejdź po punktu 11.
Punkt 10. W moim odczuciu rysunki idzie zaakceptować. Zwłaszcza jeśli uwzględni się, że poszczególne zeszyty powstawały co dwa tygodnie a szkice tworzyło przynajmniej kilka osób (co w ostatnich latach robi się standardem). Byłoby jeszcze lepiej gdyby poziom jasności rysunków tak nie skakał, a jedna z współtwórców, Włoszka Emanuela Lupachinno pokazała w pełni swój kunszt. Nie mniej pomimo tego, że kadry nie powalają i nie utrzymują jednego stylu rysunku, to warstwa graficzna nie odpycha, a przynajmniej nie aż tak bardzo. Mało udanie wyglądają za to okładki. Do tego stopnia, że na okładkę wydania zbiorczego wybrano jedną z grafik alternatywnych autorstwa Jenny Frison. Przejdź do punktu 12.
Punkt 11. Niedawno był u mnie w gościach kolega, który jak większość społeczeństwa, interesuje się komiksami trochę mniej. W trakcie rozmowy na sto różnych tematów, dałem mu do przekartkowania recenzowane wydanie zbiorcze. Przejrzał je, po czym zapytał “Dlaczego na każdym obrazku Wonder Woman wygląda inaczej?” Nie do końca potrafiłem mu odpowiedzieć. Przejdź do punktu 12.
Punkt 12. Rozszerzenie genealogi Wonder Woman, było ciekawym i zarazem świeżym pomysłem. Niestety samo to nie sprawiło, że komiks stał się pasjonujący. Jeśli miałbym jego poziom porównać do innego, znanego mi komiksu z Dianą z Temisciry, to napisałbym, że jest trochę gorszy od historii RAJ UTRACONY wydanej w ramach WKKDC. CHILDREN OF THE GODS daleko do poziomu mułu i wodorostów, ale też nie można powiedzieć, że czymś specjalnie wyróżnia się pozytywnie. Sądzę, że wiele osób mogłoby go nazwać “historią do zapomnienia”. Jeśli macie limitowany czas lub pieniądze, tudzież średnio lubicie tytułową wojowniczkę, zdecydowanie możecie sobie ten trejd odpuścić. No a jeśli jest inaczej, to pewnie i tak mnie nie posłuchacie.
Kędzior
-------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów WONDER WOMAN #31-37.
Komiks możliwy do nabycia w ATOM Comics.
Punkt po napisach czyli niebezpośredni spoiler na dobre zakończenie. Nie przejmujcie się, że w recenzowanym komiksie, jedna z postaci polega w walce. Komiks to nie rzeczywistość, zwłaszcza w kwestii śmierci. Ta sama postać pojawia się później w YOUNG JUSTICE #2, cała, zdrowa z poczuciem humoru i jaśniejszym kolorem włosów.
Punkt 9. Przyszła pora na wspomnienie warstwy graficznej. Jeśli chciałbyś poznać moją opinię przejdź do punktu 10. Jeśli chciałbyś poznać opinię osoby postronnej przejdź po punktu 11.
Punkt 10. W moim odczuciu rysunki idzie zaakceptować. Zwłaszcza jeśli uwzględni się, że poszczególne zeszyty powstawały co dwa tygodnie a szkice tworzyło przynajmniej kilka osób (co w ostatnich latach robi się standardem). Byłoby jeszcze lepiej gdyby poziom jasności rysunków tak nie skakał, a jedna z współtwórców, Włoszka Emanuela Lupachinno pokazała w pełni swój kunszt. Nie mniej pomimo tego, że kadry nie powalają i nie utrzymują jednego stylu rysunku, to warstwa graficzna nie odpycha, a przynajmniej nie aż tak bardzo. Mało udanie wyglądają za to okładki. Do tego stopnia, że na okładkę wydania zbiorczego wybrano jedną z grafik alternatywnych autorstwa Jenny Frison. Przejdź do punktu 12.
Punkt 11. Niedawno był u mnie w gościach kolega, który jak większość społeczeństwa, interesuje się komiksami trochę mniej. W trakcie rozmowy na sto różnych tematów, dałem mu do przekartkowania recenzowane wydanie zbiorcze. Przejrzał je, po czym zapytał “Dlaczego na każdym obrazku Wonder Woman wygląda inaczej?” Nie do końca potrafiłem mu odpowiedzieć. Przejdź do punktu 12.
Punkt 12. Rozszerzenie genealogi Wonder Woman, było ciekawym i zarazem świeżym pomysłem. Niestety samo to nie sprawiło, że komiks stał się pasjonujący. Jeśli miałbym jego poziom porównać do innego, znanego mi komiksu z Dianą z Temisciry, to napisałbym, że jest trochę gorszy od historii RAJ UTRACONY wydanej w ramach WKKDC. CHILDREN OF THE GODS daleko do poziomu mułu i wodorostów, ale też nie można powiedzieć, że czymś specjalnie wyróżnia się pozytywnie. Sądzę, że wiele osób mogłoby go nazwać “historią do zapomnienia”. Jeśli macie limitowany czas lub pieniądze, tudzież średnio lubicie tytułową wojowniczkę, zdecydowanie możecie sobie ten trejd odpuścić. No a jeśli jest inaczej, to pewnie i tak mnie nie posłuchacie.
Kędzior
-------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów WONDER WOMAN #31-37.
Komiks możliwy do nabycia w ATOM Comics.
Punkt po napisach czyli niebezpośredni spoiler na dobre zakończenie. Nie przejmujcie się, że w recenzowanym komiksie, jedna z postaci polega w walce. Komiks to nie rzeczywistość, zwłaszcza w kwestii śmierci. Ta sama postać pojawia się później w YOUNG JUSTICE #2, cała, zdrowa z poczuciem humoru i jaśniejszym kolorem włosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz