W lipcu nakładem Egmontu
ukazała się czwarta, finałowa odsłona historii, w ramach której śledzić można
perypetie superbohaterów uwięzionych w innej rzeczywistości, w miejscu
określanym jako Farma. Zgadza się, chodzi o ukazujący się pod szyldem Dark
Horse CZARNY MŁOT, czyli kolejny interesujący i godny uwagi projekt autorstwa jednego
z moich (i pewnie także Waszych) ulubionych scenarzystów - Jeffa Lemire'a. Uniwersum
CZARNEGO MŁOTA szybko zaczęło się
rozrastać, w międzyczasie dostarczając czytelnikom kilka spin-offów. Jednym z
nich okazał się, dosyć nieoczekiwanie dla mnie, międzywydawniczy crossover z
DC-owską Ligą Sprawiedliwości, czyli coś, czego najzwyczajniej nie potrafiłem
sobie odmówić. Skoro za fabułę odpowiada sam Lemire, to o odpowiednio wysoki poziom
ani przez moment się nie obawiałem. Czy zakup okazał się trafiony?
Akcja komiksu umiejscowiona
jest jeszcze przed pojawieniem się Lucy Weber w stroju swojego ojca i ujawnieniem szokującej prawdy na temat Farmy.
Tajemniczy mężczyzna dokonuje z sobie tylko wiadomych powodów zamiany, w wyniku
której piątka zagubionych herosów (Abraham, Weird, Dragonfly, Gail oraz
Barbalien) przenosi się do zaatakowanego przez Starro Metropolis, natomiast w
przeciwnym kierunku udają się w tym samym momencie Superman, Batman, Wonder
Woman, Cyborg oraz Flash. Obie grupy będą musiały odnaleźć się w nowej dla
siebie rzeczywistości, co nie dla wszystkich będzie proste. Zrobią wszystko,
aby przerwać ten dziwaczny eksperyment i wrócić w końcu do swojej
rzeczywistości. Okazuje się jednak, że nie każdemu taki stan rzeczy
przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Muszę zaznaczyć, że z jednej
strony czekałem na coś dobrego jakościowo, ale jednocześnie nie oczekiwałem po
tym komiksie niczego spektakularnego i wciskającego z wrażenia w fotel, gdyż
jak wiadomo tego typu krzyżówki rządzą się swoimi prawami. Przebiegają w
większości według utartego schematu, dostarczają przede wszystkim jednorazowej rozrywki
i kilku generujących na twarzy banana dialogów, czy one-linerów. Jest tutaj
oczywiście zderzenie ze sobą dwóch odmiennych światów, klasyka w postaci początkowego
nieporozumienia/oskarżenia, konfrontacja dobrzy versus dobrzy, czy też w finale
spodziewane połączenie sił przeciwko wspólnemu, głównemu złemu całej opowieści.
Te obowiązkowe elementy zostały ubrane przez scenarzystę w kilka jego własnych
pomysłów, dzięki czemu na szczęście nie wszystko jest tutaj do bólu
przewidywalne, są pewne smaczki, dialogi, czy sceny, które pozytywnie
zaskakują.
HAMMER OF JUSTICE! to okazja
do postawienia obok siebie postaci znanych z CZARNEGO MŁOTA oraz tych, na
których w większości byli wzorowani przez Lemire'a. Widzimy różnice oraz
podobieństwa odnośnie pewnych zachowań, łatwość bądź trudność dostosowania się
do nowych realiów. Kryzys na Farmie przeżywa Cyborg, Batman bawi się w
majsterkowicza, zaś w swoim żywiole wydaje się być Clark, ale przecież dla
niego życie i praca na gospodarstwie to żadna nowość, czy trudność. Sekwencje
dotyczące Farmy nie zaskakują jednak, poza początkiem, niczym oryginalnym, stąd
szybko schodzą na drugi plan, ustępując wydarzeniom w Metropolis. To właśnie
tutaj dzieje się więcej istotnych rzeczy, jest ciekawiej, a także momentami
zabawniej. Dobry jakościowo humor zapewniają przede wszystkim sceny z udziałem
Aquamana oraz Golden Gail, czy też spór Barbaliena, dotyczący właściwego koloru
Marsjan. Z wiadomych względów, i chyba bez większego zaskoczenia, to właśnie
postać uwięziona przez długi czas w ciele małej dziewczynki najbardziej cieszy
się z tej nieoczekiwanej zamiany i to od niej będzie wiele zależało. Nie
ukrywam, że to moja ulubiona bohaterka z CZARNEGO MŁOTA i również tutaj uznaję
jej występ za najbardziej ciekawy i udany. Osobna, a w rzeczywistości jak się
okazuje najważniejsza dla przebiegu fabuły akcja, rozgrywa się z kolei w
zupełnie innym miejscu/miejscach, a w rolach głównych występują tworzący
nietypowy duet - John Stewart oraz Pułkownik Weird.
Nudy jednak w tej opowieści
nie ma, wszystko toczy się dosyć szybko, płynnie i bez zbędnych przestojów, czy
dłużyzn. Format pięciozeszytowej mini serii okazał się w tym wypadku bardzo
trafny, a może to po prostu Jeff tak umiejętnie nakreślił fabułę, żeby
odpowiednio zapełnić otrzymaną do dyspozycji komiksową przestrzeń.
Złoczyńca wydaje się dosyć dobrze
dobrany, ale jego tożsamość to już dla przeciętnego znawcy świata DC raczej
żadna niespodzianka. Już po pierwszych kadrach łatwo odgadnąć, kto pociąga za
sznurki i bawi się głównymi postaciami, niczym marionetkami. Spodziewana jest
też końcówka historii, ale przecież już na początku lektury wiedzieliśmy, że
przecież nie może być inaczej i - spoiler/nie spoiler - wszystko wróci na swoje
miejsce.
Za stronę wizualną komiksu
odpowiada Kanadyjczyk Michael Walsh. Jest to moja pierwsza styczność z pracami tego
twórcy, który o ile się nie mylę, nie miał jeszcze okazji ilustrować przygód
bohaterów DC (chyba że malując tu czy tam jakieś alternatywne okładki). Rysunki
niczym szczególnym się nie wyróżniają, są po prostu bardzo poprawne i raczej
przystępne dla każdego, dosyć dobrze pasujące do napisanej przez Lemire'a
opowieści. Wizualnie nie ma zatem rozczarowania, ale nie ma też powodów do
szczególnego zachwytu. Jedyne, co mi przeszkadzało podczas lektury, to w moim
odczuciu bardzo nijaka, nie do końca trafiona kolorystyka. Cóż, nie zawsze
można mieć Dave'a Stewarta na pokładzie.
Dodatki stanowią aż 40 stron,
czyli całkiem niemało. Składają się na nie niemal po równo szkicownik z pracami
Michaela Walsha (i ukazaniem procesu tworzenia różnych wariantów przez gościnnych
artystów) oraz alternatywne okładki. Masa wariantów stworzonych na potrzeby
omawianej mini serii nikogo nie powinna dziwić, wszak to normalna praktyka
wydawnictw komiksowych za oceanem i gratka dla tych, którzy zdecydowali się
zbierać historię w formie zeszytowej. Wśród tychże okazjonalnych ilustracji
znajdziemy prace takich fachowców, jak Andrea Sorrentino, Yanick Paquette, czy
Evan 'Doc' Shaner.
HAMMER OF JUSTICE! to
historia, której nikt się nie spodziewał, i której tak naprawdę nikt się
specjalnie nie domagał. Komiks ten powstał - no i fajnie, bo przecież takich
wspólnych projektów DC i Dark Horse nigdy według mnie za wiele. Gdyby komiks
ten nie powstał - trudno, nikt by na pewno z tego powodu nie płakał. Opowieść
nie jest tak wciągająca i mocno zagłębiająca się w psychikę poszczególnych
postaci, jak CZARNY MŁOT oraz CZARNY MŁOT: ERA ZAGŁADY. Nie porusza też
absolutnie wydarzeń z tego uniwersum do przodu, jeśli ktoś przypadkowo takowych
rzeczy oczekiwał. Jeff Lemire przyznał w jednym z wywiadów, że crossover ten
powstał głównie po to, aby zareklamować CZARNEGO MŁOTA i przyciągnąć nową
rzeszę czytelników, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z tą serią. A
do tego miała to być taka ciekawostka, frajda zarówno dla twórców, jak i
docelowych odbiorców. I w takiej formie sprawdza się całkiem dobrze.
Przyzwoity, dosyć przewidywalny crossik, który stanowi zamkniętą całość i jest
przystępny dla okazjonalnego czytelnika. Jeśli tylko ukaże się w Polsce, to
zachęcam do zaopatrzenia się w egzemplarz tego komiksu, zwłaszcza miłośników
obu tych komiksowych światów.
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów BLACK HAMMER/JUSTICE LEAGUE: HAMMER OF JUSTICE! #1
- 5.
Powyższy komiks, w twardej oprawie, jest dostępny w sklepie ATOMComics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz