Swego czasu prowadziliśmy taką rubrykę na naszym blogu, lecz w zupełnie innej formie. Wówczas raz na tydzień opisywaliśmy nasze wrażenia z kolejnych odcinków poszczególnych seriali od DC, lecz z czasem pary nam brakło i rubryka umarła. Teraz wraca do życia, tylko w zupełnie innej formie. Otóż po zakończeniu emisji danego serialu, będziemy po prostu opisywać nasze wrażenia w formie tradycyjnych recenzji. Na pierwszy rzut idzie drugi sezon DOOM PATROL i – uwaga – w tekście pojawiają się pewne spoilery dotyczące początkowych epizodów.
Nowy sezon rozpoczyna się w momencie, gdy członkowie tytułowej grupy wiedzą już, iż Niles ”Szef” Caulder wykorzystał ich do tego, by wypracować lek na nieśmiertelność. Świadomość tego, iż nie są ofiarami losowych wypadków, lecz jak najbardziej nieudanych eksperymentów rzuca nimi w skrajnie różne, mroczne rejony. Cliff pogrąża się w gniewie, Larry jest jeszcze większym przykładem chodzącej depresji, Jane zaczyna tracić kontrolę nad tym, co dzieje się w jej głowie, zaś Rita postanawia udowodnić sobie i wszystkim wokół, że jej życie nie jest kłamstwem. Do tej niezbyt radosnej gromadki dołącza Dorothy – córka Nilesa, której wyobrażeni przyjaciele wcale nie są tak namacalni, a jeden z nich – Candlemaker (w komiksie od Egmontu nazwany Świecarzem) może sprowadzić na cały świat zagładę, gdy tylko dziewczynka osiągnie dojrzałość. Niles, uwolniony od ciążącego nad nim przez lata kłamstwa, próbuje pomagać swoim podopiecznym, lecz bezwzględnym numerem jeden, jest dla niego ochrona córki. No i jest także Vic, który po ostatnich wydarzeniach postanawia udać się na terapię dla osób z PTSD, gdzie poznaje pewną niezwykłą kobietę. Po drodze oczywiście dzieją się także i inne rzeczy, ale może nie będę o tym wspominał za mocno, na pewno odniosę się do jednego odcinka, który uważam za najlepszy w całym sezonie.
Ale po kolei. Drugi sezon DOOM PATROL kolejny raz zachwycał mnie raz za razem tym, jak idealnie odwzorowuje najdziwniejsze komiksy z udziałem tych bohaterów. Piszę tu w liczbie mnogiej, ponieważ tym razem nie korzystano jedynie z szalonych opowieści Granta Morrisona, ale znalazło się także chociażby miejsce na odcinek, w którym pojawiły się pewne stwory z runu Gerarda Waya (konkretnie, to ten z numerem 7). Każdy z nich charakteryzuje się jednym – to zamknięte w tych około trzech kwadransach pokaz niczym nieskrępowanej wyobraźni, która jednak nie jest przeniesieniem 1:1 wątków z komiksów, lecz swobodną ich interpretacją. Tak na przykład jest w epizodzie ”Sex Patrol”, gdzie widzimy, między innymi, uwolnienie tak silnej energii seksualnej, że przyzywa ona seks-demona do naszego świata i członkom Doom Patrolu musi pomóc tajna seks-policja. Są też statki kosmiczne napędzane jabłkami (tak jakby) czy stwory powodujące wpadanie na idiotyczne pomysły. Dlatego też, gdy czytam porównania serialu DOOM PATROL z Netflixowym ”Umbrella Academy” (również bardzo fajną produkcją, tak przy okazji), to trochę łapię się za głowę. Ok, zgadzam się, że oba te seriale pokazują bardzo nietypowych superbohaterów, ale jednak skala, nazwijmy to, ”odrealnienia” produkcji DC Universe uważam za znacznie dalej posuniętą. Nie da się przy tym ukryć, że pomimo raptem dziewięciu epizodów w tym sezonie, część to nic innego jak zapychacze, niemal nijak nie ruszające do przodu głównej fabuły (chociażby epizody ”Tyme Patrol” czy ”Dumb Patrol”), ale kurde – każdemu serialowi szczerze życzę fillerów, które potrafią pozostawić po sobie tak dobre wrażenie oraz sceny, które zapamiętam na długo. Poniżej jedna z nich, którą już jakiś czas temu wrzucaliśmy na naszym koncie na Facebooku.
Ogólnie w drugim sezonie pojawiły się dwie fałszywe czołówki innych seriali, poniżej macie jeszcze ciekawą parodię produkcji ”Rewolwer i Melonik”.
Jednakże tym, co najmocniej potrafiło wpłynąć mi na emocje, to sposób, w jaki prowadzone są poszczególne postacie. I tu znowu kilka spoilerów, więc uwaga. Według mnie, drugi sezon skradli dla siebie przede wszystkim Cliff, Larry, Dorothy i Niles. Obserwowanie jak pierwszy z nich zatraca się w swojej wściekłości, a drugi w smutku, potrafiła mocno chwycić za gardło. Głównie z powodu tego, że widz zdawał sobie sprawę z tego, że koniec końców obaj dojdą do jedynego, możliwego wniosku – mogą w miarę normalnie funkcjonować tylko u boku Szefa. Tego samego, który ich skrzywdził, zniszczył życie i jest człowiekiem odpowiedzialnym za ich stan. Syndrom Sztokholmski został tu zatem wyniesiony na zupełnie inny poziom. Jednocześnie w trakcie sezonu widzimy, jak Cliff i Larry próbują pojednać się ze swoimi rodzinami i nie ukrywam, że każdorazowo robiło mi się niebywale smutno, gdy zwłaszcza ten drugi dostawał kolejne ciosy od życia. Nie wiem czy jest w serialach, które oglądałem druga postać, której jest mi tak szkoda jak Larry’ego Trainora. W przypadku obu tych postaci ważne jest także to, co wyczyniały w ich przypadku duety aktorskie. Nic się bowiem nie zmieniło w stosunku do sezonu pierwszego i Brendan Frazer oraz Matt Bomer pojawiali się na ekranie tylko w retrospekcjach (pierwszy raptem w jednym odcinku, drugi aż w dwóch), a ponadto jedynie podkładali głosy. W kostiumach biegali odpowiednio: Riley Shanahan i Matthew Zuk. Słowa uznania kieruję zwłaszcza w stronę Frazera, który potrafił skraść dla siebie całe sceny tylko za pomocą własnego głosu, aczkolwiek bez pomocy równie dobrych występów Shanahana, pewnie nie miałoby to aż tak dużego i pozytywnego efektu.
Timothy Dalton z kolei w drugim sezonie DOOM PATROL zbudował zupełnie innego Milesa od tego, którego widzieliśmy w pierwszej transzy odcinków. Niepewnego, przerażonego, winnego, bezwzględnie zakochanego we własnej córce, ale zarazem wciąż skrywającego mnóstwo sekretów. W pewnym sensie to on jest tym głównym ”złym” serialu, lecz naprawdę – konia z rzędem temu, kto w trakcie obcowania z kolejnymi odcinkami nie złapał się na tym, że jednak rozumie jego postępowanie. Podkreślę, nie ”zgadza się”, tylko ”rozumie”. Serial nie stara się usprawiedliwić działań Milesa, a jedynie, albo też i aż, nadaje im kontekst. I tu właśnie także pochwalić trzeba Abigail Shapiro w roli Dorothy, ponieważ aktorka świetnie dopasowała się do reszty obsady, a i zaliczyła kilka scen, którymi totalnie mnie kupiła. To także ona stała się główną bohaterką kolejnej już sceny musicalowej, która co prawda nie kupiła mnie tak, jak Larry na karaoke w pierwszym sezonie, ale również ma swój urok. Niestety nie udało mi się ustalić, kto wykonuje tę piosenkę, aczkolwiek wydaje mi się, że mogła to być sama Shapiro.
Reszta ekipy również dostaje sporo miejsca dla siebie, aczkolwiek nie ukrywam, że ich wątki aż tak mnie nie wciągnęły. Jane drugi sezon z rzędu mierzy się przede wszystkim z problemami w Podziemiu – miejscu w jej głowie, gdzie przebywają wszystkie jej świadomości. Było. Cyborg ma problemy sercowe, więc meh. Zaś co do wątku Rity, to mam nieodparte wrażenie, że twórcy serialu nie mają jakiegoś wyraźnego i mocnego pomysłu na nią. Jasne, w nowym sezonie zburzyli wszystko, na czym panna Farr opierała swoją tożsamość, lecz zupełnie nie przekonał mnie pomysł na to, jak uczynić z nią nową, lepszą osobę. Rita w całym sezonie ma kilka fajnych scen, lecz w zasadzie każda z nich to ta, gdzie na ekranie przebywa z Larrym. Ich wzajemna, przyjacielska relacja, została w serialu bardzo fajnie przedstawiona.
Kilka występów drugoplanowych również pozostawiło po sobie dobre wspomnienia, lecz nie ukrywam, że jeśli serial dostanie trzeci serial i nie pojawi się w nim Flex Mentallo, to będę srogo rozczarowany. Devan Long jest w tej roli niesamowity.
Realizacyjnie nie ma się za bardzo do czego przyczepić w przypadku drugiego sezonu DOOM PATROL. Nawet efekty specjalne są jakby lepsze, niż w przypadku serii pierwszej. Przy czym warto podkreślić, że są takie momenty, gdzie mają wyglądać ”sztucznie” czy nieodpowiednio. Jako przykład podrzucę sceny dziejące się na Księżycu w jednym z epizodów.
Mamy dopiero sierpień, ale z uwagi na koronawirusa, do końca roku nie czeka na nas za wiele kolejnych premier serialowych z postaciami z DC. W zasadzie, to chyba doczekamy się jedynie pierwszej połowy piątego sezonu LUCIFER. Nie zawaham się zatem powiedzieć, że jeśli chodzi o produkcje ze znanymi z kart komiksów DC postaciami, to drugi sezon DOOM PATROL jest najlepszą serialową pozycją roku 2020. Całość do obejrzenia na legalu na HBO Go, a kto nie zna, ten trąba.
Krzysztof Tymczyński
Warto by wspomnieć, że serial przez covid nie został zakończony i nie otrzymaliśmy 10go odcinka. I jak się zgadzam z całą opinią, mi też serial się bardzo podobał, to bardzo mocno było czuć, że został ucięty i nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi na pytania które pojawiły się w sezonie.
OdpowiedzUsuń