niedziela, 20 grudnia 2020

BATMAN, KTÓRY SIĘ ŚMIEJE TOM 2: ZARAŻENI

Zanim zjawi się wyczekiwany, uśmiechnięty brodaty staruszek w czerwonym wdzianku i krzyczący charakterystyczne "Ho, ho, ho!", zajmiemy się szczerzącą złośliwie zęby hybrydą Batmana i Jokera, która z głośnym i przerażającym "Ha, ha, ha!" ponownie zatruje życie bohaterom zamieszkującym komiksowy świat DC. Oto kolejny odcinek telenoweli z Batmanem, który się śmieje w roli głównej, czyli złoczyńcą, jaki szybko stał się integralną i nieodłączną częścią DCU. Czy to się komuś podoba, czy też nie. Dość powiedzieć, że w USA aktualnie obserwujemy kolejny etap jego ambitnego planu, gdzie wchodzi on na jeszcze wyższy i ekstremalny poziom, wykraczając daleko poza tradycyjny i podstawowy dla wielu złoli cel, czyli podbicie/podporządkowanie sobie Ziemi. Tutaj jednak skupiamy się na wcześniejszym rozdziale, za który odpowiada głównie scenarzysta Joshua Williamson (ten od FLASHA) oraz rysownik David Marquez, i w którym poznajemy nową drużynę Batmana, który się śmieje.

Album ten jest bezpośrednią kontynuacją mini serii autorstwa Scotta Snydera oraz Jocka (spin-offu METAL), stąd przed jego przystąpieniem należy posiadać stosowną wiedzę odnośnie toczących się od pewnego czasu w DCU wydarzeń. Dla przypadkowego czytelnika pojawi się tutaj zbyt wiele znaków zapytania, które nie do końca zrekompensuje dołączony do omawianego tomu przez Egmont wstęp. Wspomniani Snyder i Jock stworzyli mroczną, brutalną i ociekającą horrorem opowieść, gdzie o ile fabularnie nie wszystko było logicznie i przejrzyście poukładane, o tyle ilustracje robiły fenomenalne wrażenie. Finał okazał się tylko w połowie szczęśliwy, a czytelnik pozostawiony został w punkcie, który zachęcał do sięgnięcia po kontynuację. Ta natomiast ukazała się już jako pierwszy story arc nowej serii ongoing, czyli na kartach BATMAN/SUPERMAN pisanej przez Williamsona.

Klimat rodem z horroru nie jest już wyczuwalny, podobnie jak szaleństwo wylewające się z każdej kolejnej planszy. Rysunki stały się bardziej sprawdzone i uniwersalne, zaś fabuła mniej skomplikowana. Duży wpływ ma na to fakt, iż Batman, który się śmieje, i który wita nas na okładce albumu, w rzeczywistości cały czas przebywa w specjalnym więzieniu, pociągając za sznurki na odległość, poprzez swoich pomocników. Batman i Superman robią wszystko, aby wspólnie pokrzyżować szyki złoczyńcy i zidentyfikować sześciu zainfekowanych energią z mrocznego multiwersum bohaterów, będących wbrew własnej woli na usługach "uśmiechniętego". Williamson ze swojej roli wywiązuje się całkiem udanie, dostając za zadanie rozciągnięcie wątku dotyczącego tzw. sekretnej szóstki, zajęcie czymś dwóch największych herosów DC i wyprowadzenie historii do punktu, gdzie dalej podźwigną ją James Tynion IV oraz ponownie Scott Snyder. Nie miał to być szczególnie ambitny i zapierający dech w piersi twór, tylko klasyczny team-up prowadzący do równie klasycznej bijatyki dobrzy kontra źli, wykorzystując przy okazji oczywiście sporą popularność Batmana, który się śmieje, gwarantującego zadowalającą sprzedaż.

Największym plusem głównej historii jest sposób, w jaki scenarzysta przedstawia relacje łączące Bruce'a z Clarkiem, które obserwujemy podczas prowadzonego przez nich śledztwa. Dialogi (plus przemyślenia w dymkach) z ich udziałem stoją na wysokim poziomie i widać wyraźnie, że Williamson potrafił wczuć się w pisanych przez siebie bohaterów, co nie każdemu (patrz chociażby Superman by Bendis i w dużej części Batman by King) przychodzi tak lekko, łatwo i przyjemnie. Człowiek ze Stali zachowuje się jak na niego przystało, a Mroczny Rycerz również pokazuje się ze swojej charakterystycznej strony. Dużą część zajmują efektowne pojedynki, jest wśród nich kilka robiących wrażenie scen, ale nowych informacji posuwających wątek Batmana z mrocznego multiwersum do przodu jest niewiele. Taka jednak już specyfika tego typu komiksowych wypełniaczy. Szkoda, że pominięto epilog z zeszytu 6, który stoi na satysfakcjonującym poziomie i dobrze podsumowuje całą historię z perspektywy dwójki najbardziej zainteresowanych.

Egmont, podobnie jak w przypadku METAL bazuje na wydaniu francuskim, co ma z jednej strony swoje zalety, zaś z drugiej wady. W omawianym zbiorze umieszczono bowiem pomiędzy poszczególnymi rozdziałami, one-shoty skupiające się na każdym członku sekretnej szóstki. Dostajemy dzięki temu dopełnienie, rozszerzenie głównej opowieści i możliwość wejścia w umysły Gordona, Shazama, Donny, Blue Beetle'a, Supergirl oraz Hawkmana. Jedni dosyć łatwo i chętnie ulegają swojej mrocznej stronie, inni próbują walczyć o odzyskanie kontroli nad swoim ciałem. Zeszyty te umieszczone są w sensownych miejscach i zabieg taki sprawdza się w praktyce znacznie lepiej, niż tak jak to zrobiono w USA, czyli wydanie dwóch osobnych zbiorów. Minusem jest jednak fakt, iż jakość tych one-shotów jest bardzo różna, ogólnie nie rzucają na kolana i nie podnoszą jakości tego, co nakreślił Williamson z Marquezem. Niczym w antologii, każdy z takich dodatkowych rozdziałów stworzył inny zespół twórców. Osobiście jednak traktuję je głównie jako zbędne zapychacze, podobnie jak to było w przypadku polskiej wersji METALU, gdzie tylko niektóre tie-iny były warte przeczytania. Najwięcej dobrych odczuć przysporzyła mi lektura tych części, które skupiały się na komisarzu oraz Jaime Reyesie, zaś największe rozczarowanie to obijanie mord bogom w wykonaniu Shazama, czy strasznie nudna opowieść z udziałem Kary Zor-El. O zainfekowanym Hawkmanie warto z kolei poczytać odpowiednie zeszyty jego solowej serii, gdzie bohater/złoczyńca pod okiem Vendittiego prezentuje się więcej, niż dobrze.

Tak jak można się było spodziewać, ze swojego zadania wywiązał się David Marquez, odpowiedzialny za ilustracje do BATMAN/SUPERMAN #1-5. Kreska tego artysty jest przyjemna dla oka, dokładna i śmiem twierdzić, że zdecydowanej części osób przypadnie ona do gustu. Rysownik dostał okazję do namalowania sporej ilości dynamicznych scen i plansz skupionych na batalii z udziałem zainfekowanych, w czym jak widać czuje się bardzo dobrze. Po prostu właściwy człowiek na właściwym miejscu. Poza Marquezem mamy totalny miszmasz wywołany obecnością gościnnych twórców, których prace (a przynajmniej części z nich) zapewne mogliście gdzieś już wcześniej spotkać. Różne style, różna jakość i zdecydowanie nie ten poziom, jaki obserwowaliśmy w głównym story arcu. Mi też nie wszystkie rysunki się tutaj podobały, ale to jak zwykle indywidualna kwestia, co komu bardziej, a co mniej w takiej mieszance przypasuje. Patrząc jednak w miarę obiektywnie, nikt chyba nie zawalił i każdy wykonał swoją część warstwy wizualnej tak, jak najlepiej potrafi.

W ramach dodatków tylko i aż galeria wariantów okładkowych, z czego praktycznie wszystkie trafiające w mój gust. I jeszcze jedna istotna rzecz - tłumaczenie bez zastrzeżeń, co w przypadku albumów DC od Egmontu nie zawsze jest standardem. 

BATMAN, KTÓRY SIĘ ŚMIEJE TOM 2 okazał się dokładnie tym, czego się spodziewałem. Jest to poprawny i tylko poprawny komiks superbohaterski, który ma za zadanie pociągnąć odrobinę do przodu długaśny serial z udziałem tytułowej postaci. W praktyce jest on potrzebny jedynie tym, którzy chcą zachować ciąg wydarzeń, lepiej orientować się w sytuacji rozgrywającej się aktualnie w DCU i zamierzają dalej pasjonować się losami Batmana, który się śmieje. Tom pierwszy oceniam znacznie wyżej, robi lepsze wrażenie, zaś tutaj zabrakło tego czegoś, dzięki czemu komiks na dłużej zapadłby w pamięci. Komiks do przeczytania i zapomnienia. Jeśli nadal nie czujecie przesytu tym tematem, to kontynuację znajdziecie w YEAR OF THE VILLAIN: HELL ARISEN, gdzie nastąpi starcie z Lexem Luthorem, i które (nie jestem w stanie powiedzieć, w jakiej formie i w połączeniu z czym) Egmont z pewnością wyda w przyszłym roku.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN/SUPERMAN #1-5, THE INFECTED: KING SHAZAM #1, BLACK ADAM: YEAR OF THE VILLAIN #1, THE INFECTED: THE COMMISIONER #1, THE INFECTED: SCARAB #1, THE INFECTED: DEATHBRINGER #1 oraz SUPERGIRL ANNUAL #2.

Powyższe wydanie zbiorcze możecie zakupić w oficjalnym sklepie Egmontu, lub w ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz