czwartek, 31 grudnia 2020

ZEGAR ZAGŁADY

Geoff Johns podjął się nie lada wyzwania: stworzenia sequelu dzieła, które według jego twórcy Alana Moore'a, miało być końcem komiksu mainstreamowego. Jednocześnie ów nowy projekt miał przedstawić spotkanie postaci znanych ze STRAŻNIKÓW z uniwersum DC, zwieńczyć erę Rebirth (Odrodzenia) i wyjaśnić zmiany w kontinuum, w tym powstanie niesławnego New 52 (Nowego DC Comics). Już w tym momencie ZEGAR ZAGŁADY wydawał się porywaniem z motyką na słońce, ale tym, co zniechęciło mnie na wczesnym etapie wychodzenia tego komiksu były gargantuiczne opóźnienia kolejnych numerów. Czytanie tej serii na bieżąco było prawdziwą udręką. O ironio, hitowy, serialowy sequel STRAŻNIKÓW został zrealizowany szybciej niż komiks Johnsa (z rysunkami Gary'ego Franka) Tym samym niezamierzenie obalił tezę, że stworzenie komiksu jest szybsze niż produkcja filmu/serialu, gdzie jedynym ograniczeniem przy komiksie jest wyobraźnia autora, której z kolei nie krępuje budżet. Na początek, stosując narrację właściwą pewnemu niebieskiemu golasowi przybliżę Wam, jak bardzo opóźniał się ZEGAR ZAGŁADY:
  • Jest 14 maja 2017. DC Comics teasuje projekt DOOMSDAY CLOCK.
  • Jest czerwiec 2017. HBO rozpoczyna negocjacje z Damonem Lindelofem w sprawie stworzenia serialowego sequela komiksu STRAŻNICY.
  • Jest 19 września 2017. Rozpoczynają się prace nad scenariuszem serialu.
  • Jest 22 listopada 2017. Ukazuje się pierwszy zeszyt (z 12) DOOMSDAY CLOCK.
  • Jest styczeń 2018. DC ogłasza krótką przerwę w wydawaniu komiksu i przejście w tryb dwumiesięcznika. Planowana data wydania #12 z grudnia 2018 przesuwa się na czerwiec 2019.
  • Jest czerwiec 2018. Powstaje pilot WATCHMEN.
  • Jest lipiec 2018. D-CLOCK dobija do półmetka.
  • Jest sierpień 2018. Serial dostaje zielone światło.
  • Jest grudzień 2018. Rozpoczyna się maraton przesunięć premier kolejnych zeszytów D-CLOCK. Począwszy od #9 niemal co tydzień dostajemy info o opóźnieniach nadchodzących numerów.
  • Jest 3 września 2019. HBO ogłasza premierę serialu.
  • Jest 20 października 2019. HBO emituje 1 z 9 odcinków WATCHMEN.
  • Jest 15 grudnia 2019. Emisja finału WATCHMEN. Ogólne wrażenia: warto!
  • Jest 18 grudnia 2019. Ukazuje się ostatni zeszyt DOOMSDAY CLOCK. Dwa lata od pierwotnie planowanego terminu zakończenia. Ogólne wrażenia: w dalszej części recenzji.
Lektura ZEGARA w formie zbiorczej wypada znacznie lepiej, ale czy to dobrze? Przekonajmy się.


Johns stara się imitować styl narracji Moore'a, co stało się chyba jego nowym hobby, ale znacznie lepiej wypadło w późniejszych THREE JOKERS. Akcja komiksu rozpoczyna się w uniwersum STRAŻNIKÓW. Jest rok 1992 (w DCU akcja miała dziać się rok w przód w stosunku do ówczesnych wydarzeń w seriach regularnych). Dziennik Rorschacha został opublikowany, ale ze względu na renomę gazety, zawarte w nim rewelacje przeszły bez echa. Dopiero niedawno świat dowiedział się, co zrobił Adrian Veidt/Ozymandiasz. Co za tym idzie pokój, który udało mu się uzyskać za pomocą masakry szlag trafił. Świat znów jest na krawędzi zagłady i Veidt chce odnaleźć Doktora Manhattana, by pomógł mu wszystko naprawić. Jednakże niebieskoskóry bóg opuścił ich wszechświat. Nie zgadniecie, gdzie się udał...

Imitowanie STRAŻNIKÓW jest widoczne w wielu elementach składowych komiksu: ilość kadrów na stronie, cytaty na koniec każdego zeszytu, wstawki w postaci artykułów i dokumentów. Te przerywniki tyczą się "Teorii Supermanów", głoszącej, że tak duży odsetek metaludzi w USA jest wynikiem rządowych eksperymentów celem stworzenia żywych broni. Ta rewelacja prowadzi do tego, że ludzie nie wierzą już w gości w rajtuzach, a świat zaczyna ogarniać paranoja. W STRAŻNIKACH mieliśmy dodatkową historię o korsarzu, tutaj zaś o Carverze Colmanie, aktorze ze Złotej Ery Hollywood, najbardziej znanemu z roli Nathaniela Duska (ten jest postacią z komiksów DC z lat 80-tych). Koresponduje to z nieobecnością JSA - herosów ze Złotej Ery, tyle że komiksu, do czego przyczynił się Manhattan. Mimo to niebieski bóg oraz błękitny harcerzyk są praktycznie nieobecni w pierwszej połowie komiksu. Ta skupia się na nowych postaciach, o których za chwilę. Dopiero druga część tego grubego tomiszcza stara się odpowiedzieć na pytanie "czy nihilizm STRAŻNIKÓW przegra z optymizmem, który reprezentuje Człowiek ze Stali?" wykorzystując te dwie postacie.

ZEGAR wprowadza aż trzy nowe postacie, które pochodzą ze świata STRAŻNIKÓW. Mim i Marionetka są przysłowiowym kwiatem u kożucha i choć odgrywają istotną rolę, to trochę tak mimochodem. Jedyne, co jest odnośnie nich ciekawe to moce Mima.
Najlepszym elementem jest Rorschach II, ofiara PTSD, którego tragiczna geneza stanowi największy highlight całego komiksu. Tylko ze względu na niego i na oprawę graficzną nie żałuję lektury ZEGARA ZAGŁADY.
Johns odrobił pracę domową  w kwestii przygotowania scenariusza. Odwołań i symbolizmu jest tu na tony. Ogromna waga została przyłożona do detali i to zarówno w dialogach, jak i w warstwie wizualnej. To drugie jest szczególnie widoczne, gdy zestawimy główną historię z tą Duska. Jest to coś, co umknęło mi gdy czytałem tę historię w zeszytach. W trakcie lektury czytelnik ma spore pole do popisu jeśli chodzi o interpretację. Niestety część własnych teorii okazuje się lepsza niż to, co ma do zaoferowania faktyczna fabuła i jeszcze ta nieszczęsna, przelukrowana końcówka.

ZEGAR miał pokazać, że DCU nie może być tak mroczne jak świat STRAŻNIKÓW. Naprawdę, nie trzeba było do tego aż takiego nakładu czasu i pracy. Tym bardziej, że ten sławetny optymizm nie znajduje odzwierciedlenia w regularnych seriach. Efektem jest to, że ZEGAR sprowadza się do łatania New 52 i próby usprawiedliwienia programu naprawczego, jakim było Rebirth, żeby fani już się nie czepiali. Nie wychodzi Johnsowi przedstawienie Veidta, a obecność Komedianta jest tak bardzo na siłę, że aż kłuje w oczy. Scenarzysta w swym naśladowaniu czarownika z Northampton nie poszedł w komentarz do świata rzeczywistego, ograniczając się do świata znanego z kart komiksów DC. Nieustannie cierpią na tym postacie ze STRAŻNIKÓW, sprowadzone do roli narzędzi mających udowodnić jaki super jest Superman. Tyle tylko, że to już wiemy, między innymi ze wspólnych historii Johnsa i Franka. Ciągniecie przez Johnsa za dużej ilości srok za ogon odbija się w trakcie lektury czkawką. Cały czas zastanawiam się, jak mógłby zyskać komiks nie angażując postaci ze STRAŻNIKÓW i ograniczając się jedynie do uniwersum DC. Bo w końcu to dla tego uniwersum i jego pierwszego super bohatera ZEGAR jest laurką i listem miłosnym. Idealnym opisem ZEGARU jest "more to the style than the substance" - jak określił to na swoim blogu rikdad.

Lektura  ZEGARA jest jak badanie miejsce zbrodni (może stąd kryminalny wątek filmów z Duskiem), są poszlaki, ale pewne elementy do siebie nie pasują, nie wiemy jednak do końca które i dlaczego. Rozwiązanie zagadki nie jest satysfakcjonujące, podobnie jak wątki postaci ze STRAŻNIKÓW. Jest za to afirmacja Supermana i prezentacja możliwej przyszłości DCU i konceptów sprawiających, że ten świat z biegiem lat raz po raz się odnawia. Czy jednak sequel STRAŻNIKÓW był ogóle potrzebny? Ano nie, bo dzieło Moore'a i Dave'a Gibbonsa było kompletne. A to nawet nie jest pełnoprawna kontynuacja - choć bez znajomości STRAŻNIKÓW nie ma co sięgać po ZEGAR - lecz, jak już wspominałem jedynie wykorzystanie postaci z kultowego tytułu do pokazania jak istotny dla uniwersum DC jest Superman i nadzieja, którą uosabia. Prequele również były zbędne - choć ja ten z Doktorem M lubię - ale odznaczały się znakomitą oprawą graficzną, ta w ZEGARZE również jest pierwsza klasa. Gary Frank to człowiek, który urodził się by rysować Supermana. Jego realistyczna kreska sprawdza się zarówno w kolorowych, optymistycznych momentach, jak i w brudnym świecie Strażników czy czarno białych wstawkach z kryminału z Carverem Colmanem.

Dwa małe wtrącenia: 1) Superman był postacią fikcyjną w świecie STRAŻNIKÓW i jestem szczerze zdziwiony, że się do tego nie odniesiono; 2) Wally West, który był narratorem one-shotu otwierającego inicjatywę Rebirth jest obecny na jednej stronie i nie pełni żadnej roli w fabule ZEGARA.

Wciąż nie wiem dla kogo przeznaczony jest ten komiks. Na pewno nie dla ortodoksyjnych fanów oryginalnych STRAŻNIKÓW. Nie jest to też pozycja dla wielbicieli typowych eventów. Od dawno było wiadomo, że "tajemnicza, niebieska siła", która namieszała w uniwersum DC to Manhattan, ale czy żeby dowiedzieć się dlaczego, zjadaczom trykociarskiej papki będzie chciało się sięgać po tę ambitną wydmuszkę? Wątpię. Nawet już nie chce mi się wchodzić w rozważania czy ZEGAR jest w kontinuum czy też nie. To trochę taki komiksowy kot Schrödingera. Jeśli jednak dręczy Cię, drogi czytelniku, to wiedz, że event DEATH METAL (BTW jaki on jest nudny!) ma sprawić, że wszystkie historie się wydarzyły i mają znaczenie. 

TLDR: ambitna wydmuszka, której nie wypada stawiać na półce obok STRAŻNIKÓW. Lepiej  obejrzeć serial.

Komiks do kupienia w sklepie Egmontu lub w ATOM Comics.

Damian "Damex" Maksymowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz