poniedziałek, 14 marca 2022

BATMAN:EGO - ważna i oryginalna, ale niedoceniana bat-historia

Kiedy mowa o batmanowych klasykach, to każdy jednym tchem wymienia DARK KNIGHT RETURNS, YEAR ONE i KILLING JOKE - komiksy które swego czasu zredefiniowały postać Mrocznego Rycerza i wpłynęły na kształt samego medium. Jednakże z roku na rok mam wrażenie, że coraz bardziej te pozycje się starzeją (z czego YEAR ONE zdecydowanie trzyma się najmocniej i pewnie szybko nie straci ważności), co można zaobserwować przyglądając się opiniom nowych komiksiarzy, którzy zapoznają się z tymi tomami po raz pierwszy (zresztą sam mimo że lubię DKR i doceniam jego istotność dla tego medium i postaci gacka w swoim czasie, no to nie jest to historia do której często wracam, albo którą mam w swojej topce batmanowych komiksów). W związku z tym czuje, że potrzebujemy otworzyć się również na inne historie o Mrocznym Rycerzu, które w inny sposób przedstawiają tą postać, i zerwać z tym niepodważalnym aksjomatem wyżej wspomnianej świętej trójcy batmanowej. Mam wrażenie, że jest to szczególny problem polskiego fandomu, którego cześć nadal murem stoi za tymi pozycjami, czasami tylko dodając do nich THE LONG HALLOWEEN (które, żeby nie było, w pełni zasługuje na docenienie!) i z jakiegoś powodu HUSHA (to bardzo fajna historia - sam mam do niej ogromny sentyment bo to pierwszy mój poważny komiks - ale nie oszukujmy się, to nie jest nic ponadprzeciętnego). Nie zrozumcie mnie źle, o DKR czy KILLING JOKE nadal powinniśmy rozmawiać, nadal warto te komiksy polecać osobom zainteresowanym, ale nie ograniczajmy się tylko do nich; otwórzmy się na nowsze pozycje, odkopmy inne zapomniane klasyki, nie róbmy z tej trójcy biblii, którą każdy musi znać i lubić, żeby być “prawdziwym” fanem. 

Na szczęście ta zmiana dokonuje się od jakiegoś czasu i coraz więcej zarówno nowych, jak i starych fanów zdaje sobie sprawę, że takie czołobitne podejście do tych pozycji i omijanie innych, bardziej szkodzi i ogranicza dyskusje o naszym ulubionym medium. Coraz częściej w dyskursie pojawiają się COURT OF OWLS, czy DARK KNIGHT, DARK CITY kapitalnie redefniujące Gotham i jego historię; DARK VICTORY (kontynuacja wspomnianego wcześniej THE LONG HALLOWEEN) i BLACK MIRROR będące przedłużeniem detektywistycznych korzeni Mrocznego Rycerza; ARKHAM ASYLUM: A SERIOUS HOUSE ON SERIOUS EARTH, które z jakiegoś powodu nie jest w Polsce aż tak popularne i doceniane, jak w Stanach (a powinno); Bat-epopeja Granta Morrisona całkowicie wywracająca oczekiwania, jednocześnie będąca jedyną w swoim rodzaju laurką dla tego bohatera; oraz masę innych pozycji, które warto znać. Jest jeszcze BATMAN: EGO, na którym chciałbym się skupić w tym poście, będący w mojej opinii jednym z ważniejszych tytułów o gacku, definiującym psychologię tej postaci jak żaden inny komiks, a który niestety jest w dyskusyjnym limbo i rzadko się o nim mówi.

Nie będę ukrywał, że zainteresowałem się w końcu tym one-shotem Darwyna Cooke’a pod wpływem kapitalnego filmu Matta Reevesa, dla którego jedną z inspiracji było właśnie EGO. Nie zamierzam dużo mówić o filmie, w razie jakby ktoś go jeszcze nie widział, ale nie będzie chyba spoilerem powiedzenie, że najważniejszym jego wątkiem jest droga Batmana od agresywnego mściciela do superbohatera, którym powinien być. I o ile EGO jest bardziej historią kryzysu Bruce’a, a nie dorośnięcia przez niego do roli bohatera, no to nie da się ukryć, że pewien podział czy też odseparowanie “zemsty” od superherosa, został zaczerpnięty właśnie z tego komiksu. Oczywiście u Cooke’a jest to dosłowny podział osobowości, a w filmie chodzi bardziej o podejście samego bohatera do tego co robi, ale no inspiracja jest dość wyraźna, tym bardziej że w kinie za bardzo takiego podejścia do tej postaci nie mieliśmy. Ale już mniejsza o film, bo to nie on jest przedmiotem tego posta. 

O czym w ogóle jest EGO? Nie zdradzę całej fabuły, bo nadal chcę was zachęcić do samodzielnej lektury, ale w skrócie można powiedzieć, że Bruce pod wpływem kryzysu wiary w swoje własne możliwości, doznaje jakiegoś bliżej nieokreślonego psychologicznego epizodu, podczas którego pojawia się przed nim osobowość Batmana, a właściwie uosobienie jego strachu, które przez lata przybrało taką postać. Właściwie cały ten 70-stronnicowy one-shot to jedna wielka dyskusja tych dwóch stron Wayne’a, jednej moralnej, ludzkiej i przede wszystkim heroicznej, oraz drugiej mściwej, morderczej i będącej wypadkową traumy Bruce’a. Z całej tej konwersacji wynika masę ciekawych rzeczy, które można by poddać wielostronicowej analizie, ale ja podejmę tylko pewne, te najciekawsze według mnie, wątki. Jednym z nich jest problem tego czy Batman powinien w końcu zabić Jokera, czy też nie. Teoretycznie ten problem został już przewałkowany wiele razy, ale jeśli rozważymy go bardziej na poziomie obwiniania się Bruce’a, gdzie osobowość Batmana staje się również uosobieniem jego winy i wątpliwości, no to całość zaczyna nabierać kształt wewnętrznej debaty moralnej przez którą Mroczny Rycerz pewnie nie raz przechodził w swojej superbohaterskiej karierze. Ten motyw wiąże się też z kuszeniem Bruce’a możliwością oddania sterów “Strachowi” i odrzucenia swojej ludzkiej strony, co pozwoliłoby mu na jeszcze skuteczniejsze działanie, nie skażone tą lekko hipokrytyczną moralnością i “niepotrzebnymi” relacjami międzyludzkimi. W tym sensie, możemy tą debatę interpretować jako jedną z wielu, bo przecież w obliczu kryzysu Batman prawie zawsze skręca w stronę mroku, samotnego cierpienia i zwiększonej brutalności (jak chociażby po śmierci Jasona Todda). No właśnie, prawie, bo EGO pokazuje, że czasami udaje mu się przezwyciężyć ten ogromny napór strachu, wątpliwości i winy, który cały czas Bruce kłębi w sobie (i nie tylko on, w końcu fakt że u każdego z nas te emocje występują, robią z Wayne’a tak bliskiego odbiorcy bohatera, nawet jeśli u niego to wszystko jest doprowadzone do ekstremum). Również sama dwoistość postaci Mrocznego Rycerza stanowi bardzo ciekawy motyw, znacznie pogłębiający psychikę tego bohatera, bo nie jest to po prostu podział na osobowość Batmana i osobowość Bruce’a Wayne’a, a coś znacznie bardziej ludzkiego. Ta negatywna strona nie pojawiła się w momencie śmierci Thomasa i Marthy, nie wtedy kiedy Bruce poprzysiągł swoją krucjatę, ani nawet nie wtedy kiedy nietoperz rozbił mu okno, bo to co widzimy na kartach EGO, to po prostu czysty ludzki strach, który Bruce poczuł jeszcze przed jakąkolwiek traumą. 


Wszystkie te wydarzenia o których powiedziałem oczywiście ukształtowały ten strach, nadały mu odpowiednią formę i spowodowały że stał się on w życiu Bruce’a tak ważny (w końcu wykorzystuje on go do walki z przestępczością); można powiedzieć że Wayne nakierował go w odpowiednią stronę, ale nie ujarzmił, przez co ten nadal go nawiedza w momentach kryzysu. Jednocześnie ta dobra strona, nie jest tylko Brucem Waynem, bo nadal wiąże się z działalnością Batmana, nadaje temu tworowi odpowiednią wartość i robi z niego symbol, który zainspirował całą gromadę bohaterów. Właściwie całe to dobro i moralność jest wypadkową wielu rzeczy, bo zarówno tych pozytywnych elementów, które spotkały Bruce’a w życiu (np. wychowanie przez Alfreda, czy utworzenie nowej rodziny w postaci Bat-Rodziny), jak i tych złych, ze śmiercią Wayne’ów na czele (to właśnie ta największa trauma spowodowała ugruntowanie jego podstawowej zasady moralnej - nie zabijania). Co najważniejsze jednak, obie te strony to nadal części całości; jedna może funkcjonować bez drugiej, ale wtedy Bruce Wayne/Batman nie będzie już tym samym człowiekiem. W taki właśnie sposób możemy interpretować zakończenie historii Cooke’a, gdzie pozbycie się jednej z części składowych to na jakimś poziomie samobójstwo, dlatego też Bruce ostatecznie tego nie robi. Batman nie istnieje zarówno bez moralności i ludzkiej strony, która desperacko poszukuje relacji międzyludzkich, jak i bez mroku i traumy, która napędza go, motywuje do kontynuowania tej niekoniecznie sensownej krucjaty i przede wszystkim do ratowania ludzi. To wszystko jest właśnie siłą tej postaci, powodem dla którego bohater ten mimo 84 lat na karku ma nadal znaczenie, a my go uwielbiamy. Bo czymże jest Batman jak nie jedną wielką, zakorzenioną kulturowo, alegorią do pokonywania własnych traum i słabości oraz przekształcania ich w coś dobrego i istotnego? 

Dlatego właśnie EGO jest tak ważną pozycją w ogromnej bibliotece komiksów z gackiem. Poprzez dogłębny wgląd w psychikę tej popkulturowej ikony, jesteśmy w stanie spojrzeć na Batmana z trochę innej perspektywy, co znowu pozwala nam zrozumieć go lepiej, dowiedzieć się co tak naprawdę w nim działa, a co jest tylko dodatkiem. Sam jako długoletni fan tej postaci, dzięki EGO odkryłem masę niuansów w tym bohaterze, które wcześniej mi umykały, albo które nie wydawały mi się tak ważne jak w istocie są. Z tego właśnie powodu bardzo warto sięgnąć po tą lekturę. Niezależnie czy to twój pierwszy komiks z Batmanem, dziesiąty, czy setny i tak wyciągniesz z tego masę przemyśleń, które na jakimś poziomie zawsze zmienią twoje postrzeganie Mrocznego Rycerza. Czemu w takim razie EGO bardzo rzadko pojawia się w rozmowach na temat najlepszych komiksów z gackiem? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieje, że to się zmieni wraz z premierą wersji polskiej (która już 23 marca).  

Autor: Michał Szczebak

3 komentarze:

  1. Premiera wersji polskiej miałą miejsce w 2003 roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to super! Miałem wtedy roczek... A młodsi komiksiarze mogli się nawet jeszcze nie urodzić...

      Usuń
  2. Dzięki za recenzję 👌. Kiedyś już czytałem gdzieś,że to dobry komiks,a ta recenzja mnie utwierdza,że muszę dodać do swojej listy do przeczytania😉
    Co do klasyków, to Azyl Arkham to moim zdaniem arcydzieło (fabularne i graficzne). TDKR też na mnie duże wrażenie zrobił, historią, stylem narracji i też humorem (bo te wstawki z wiadomości i wywiady z ludźmi były zabawne ;)). Ale zgadzam się,że Batmanaowe tłoki trzeba z czasem uaktualniać, a nie tylko tkwić w "kanonie". Pzdr!

    OdpowiedzUsuń