środa, 23 marca 2022

STATIC: SEASON ONE

Czy jest jakaś rubryka z internetu, która przestała być prowadzona, a za którą najbardziej tęsknicie? Dla mnie taką rubryką jest Avalon Pulse z jednej z polskojęzycznych stron o komiksach Marvela. Było to miejsce, gdzie co tydzień różne osoby rzeczowo, ale również dość bezpośrednio pisały swoje opinie o bieżących zeszytach komiksowych. Zgodnie z tym, że naśladownictwo jest najwyższą formą uznania, spróbuję w tym tekście nawiązać do tamtego stylu. Przed jego właściwą częścią dodałam, że będzie to jakaś forma omówienia komiksu STATIC: SEASON ONE  wydanej w ramach przywróconej po latach marki Milestone (i to w sumie tyle co o tej marce widziałem). Tak jak w Avalon Pulse, materiały będą opierać się na bieżących wydaniach zeszytowych oraz będzie w nich od groma spoilerów.

[Po przeczytaniu zeszytu #1] Moje pierwsze wrażenie prezentowanej historii było takie, jakby czytało się ją od środka. Jest to pierwszy numer serii, ale na dzień dobry dostaje się odesłanie czytelnika do specjalnego zeszytu MILESTONE RETURNS: INFINITE EDITIONS #0. Tak czy owak w zeszycie mamy zbiór przemyśleń Virgila czyli głównego bohatera, trochę jego życia szkolnego i rodzinnego oraz walkę na końcu z chłopakiem o imieniu Francis, władającym ogniem. Swoją drogą wspomniany bohater (w retrospekcji) otrzymał swoje supermocne, przez to, że kiedy brał udział w proteście, policja rozpyliła agresywny gaz, który finalnie go przemienił. Mam do tego mieszane uczucia. Z jednej strony jest to dość sprytne nawiązanie do protestów BLM w USA (abstrahując od mojego zdania o nich), aczkolwiek z drugiej strony zastanawiam się, czy nie dało się wymyślić czegoś innego i jeszcze lepszego. Nie wiem, może wszystkie ciekawsze genezy superbohaterów były już w komiksach wykorzystane. Możliwe też, że się nie znam i ta sama postać miała podobną genezę wcześniej, a ja mam jakieś bezcelowe rozważania. Warstwa graficzna była czytelna, ale oceniłbym ją bardziej na minus, niż na plus. Mam ogólnie nie najlepsze wrażenia po pierwszym zeszycie.

[Po przeczytaniu zeszytu #2] Zamiast bezpośredniej walki Virgila ze swoim przeciwnikiem, mamy ucieczkę antagonisty i głównego bohatera gaszącego pożar … energią elektryczną. Dziwne to było. Z istotniejszych rzeczy, mamy później poruszoną kwestię obławy na osoby przemienione (co kojarzy się z komiksami o X-Men) oraz otrzymanie trochę niespodziewanego wsparcia przez głównego bohatera. Tak samo jak przy poprzednim numerze, cechą charakterystyczną Virgila poza jego mocami jest jego rozdrażniony charakter. Warstwa graficzna dalej mi nie do końca odpowiada, ale już nie robiła na mnie tak złego wrażenia. Drugi zeszyt jest znacząco lepszy niż pierwszy, ale nie wprawił mnie w zachwyt. Nie wczytywałem się w tamtejsze recenzje, ale nie rozumiem dlaczego w „amerykańskim internecie” ten komiks jest wysoko oceniany.

[Po przeczytaniu zeszytu #3] Na początku komiksu, Francis, czyli ten sam antagonista, który wcześniej spowodował pożar, rozmawia z kimś w jakimś w tajemniczym miejscu. Proponuje, że wskaże innych przemienionych. Dalej mamy ucieczkę z obławy Virgila, scenę wykonania jego superbohaterskiego stroju, udaną rozmowę syna z ojcem i na samym końcu ponownie obławę, tym razem w szkole chłopaka. Komiks da się czytać, ale ma swoje wady. Dalej występuje chaos w opowiadanej historii, a dodatkowo w połowie zeszytu szkice zaczyna tworzyć inny rysownik, przez co warstwa graficzna staje się widocznie inna, niż wcześniej. Dodatkowo, jeśli komiks pokazuje superbohatera debiutującego w swoim stroju, to chciałbym, żeby wspomniany strój był bardziej zbliżony do tego, który jest zaprezentowany na okładce zeszytu. Nie jest to zresztą jedyna rzecz, którą okładka pokazuje tu nieprawidłowo. Kończąc: zeszyt #3 tak samo jak #2 jest lepszy niż #1, ale w dalszym ciągu według mnie tej serii bliżej do solidnego średniaka, niż dzieła wybitnego.

[Po przeczytaniu zeszytu #4] Czwarty numer nie ukazał się miesiąc po trzecim, ale po ponad dwóch  miesiącach. Wydawnictwo DC dla tego oraz innych opóźnionych komiksów tłumaczyło się problemem z dostępnością papieru i tuszu do druku. Zwróciło uwagę, że problem może jeszcze potrwać. Odchodząc od problemów wydawniczych, sam komiks nie był dla mnie satysfakcjonujący. Do drzwi domu Virgila przychodzi jakiś agent w garniturze i wypytuje o chłopaka. Rodzice bohatera spławiają go. Po rozmowie rodzinnej, zamaskowany Virgil idzie na akcję na mieście, gdzie przy okazji spotyka trzech sprzymierzeńców. Zeszyt kończy się walką bohatera z wcześniejszym przeciwnikiem używającym ognia. Jeśli po poprzednim numerze widziałem progres, to teraz odczuwam regres. Fabuła nie wciąga, a rysunki utrudniają jej śledzenie. Być może początkowa część tego zeszytu miała oddać atmosferę zaszczucia Virgila, nie bardzo to wyszło.

[Po przeczytaniu zeszytu #5] Kolejny numer wydany ponad dwa miesiące po poprzednim. Jak zaczynałem pisać ten tekst był lipiec. Teraz już jest luty. Tak czy siak, walka Virgila z poprzedniego numeru ma tu swoją kontynuację. Bohater leży na chodniku i pali się, choć ponoć nie odczuwa przy tym bólu. Uświadamia sobie, że rozruszać mogą go tabletki z glukozą, które jakimś cudem mu się jeszcze nie zapaliły. Łyka pigułki, wstaje na nogi i łatwo pokonuje Francisa, przez manipulację kablami elektrycznymi (nie pamiętam, żeby we wcześniejszych numerach Virgil używał takiej mocy). Dalsza część historii to wypuszczenie więzionych nastolatków i rozmowy między postaciami. Mam coraz większe wrażenie, że ten komiks stara się stworzyć połączenie między postaciami na wzór X-Menów z ideą Black Lives Matter. Gdy jedna z postaci w dyskusji używa jako argumentu zdania „Jestem czarnym gejem, więc to nie pierwszy raz, gdy jestem w niebezpieczeństwie”, to chyba również jest nawiązanie do nastrojów polityczno-społecznych w USA. Co do X-Men to na samym końcu pojawia się znacząca różnica poglądów wśród postaci i zaczyna tworzyć się frakcja przeciwna reszcie, popierająca tutejszego nie-do-końca-Williama-Strykera. Inną sprawą są rysunki. Może powinienem być przyzwyczajony do nich, ale mnie dalej denerwują. Ten numer nie dostarczył mi przyjemności.

[Po przeczytaniu zeszytu #6] Ostatni zeszyt tego tytuły wyszedł trochę ponad miesiąc od poprzedniego, więc cykl wydawniczy w USA się poprawia. Niestety w międzyczasie miały miejsce inne bardzo bolesne rzeczy. Nie wiem czy powinienem się do nich odnosić w tym tekście. W kwestii mniej ważnych, ale dotyczących dostępności komiksów: internetowy sklep Comixology zintegrował się z posiadającym go Amazonem. Dla polskiego czytelnika oznacza to przynajmniej czasowe odcięcie od nowych, legalnych komiksów w formie cyfrowej. Dalej jest możliwość sprowadzania wydań papierowych z innych sklepów, natomiast z innych powodów trzeba na nie poczekać trochę dłużej niż te 2-3 lata temu. Przechodząc w końcu do meritum: Cieszę się, że ta seria się skończyła, aczkolwiek nie dlatego, że zakończenie jest satysfakcjonujące. Fabuła przedstawia walkę Virgila z grupką nastolatków również posiadających supermoce. Dla jasności: w walce ani w dalszej części historii nie bierze udziału ognisty Francis, widoczny na okładce. Gdy walka się kończy, jak na zawołanie przybiega oddział nie-do-końca-Williama-Strykera. Koniec, końców Virgil skupia się w sobie, przeciąża sieć elektryczną i gdy w budynku zapada ciemność, przekonuje słownie wrogi oddział do odstąpienia. Epilog to trochę rozmów rodzinnych głównego bohatera oraz zapowiedź jakiejś złej postaci atakującej w mroku. Ostatnia strona komiksu ma informację o kontynuacji czyli serii STATIC: SEASON TWO mającej wyjść w lecie tego roku. Ani ten zeszyt, ani cała seria mnie nie zadowoliły. Scenariusz, który ma swoje wyraźne problemy spotkał się tu z pogarszającymi odbiór rysunkami. Już chyba bym wolał, żeby grafiki były prostsze, ale bardziej przemyślanie wkomponowywane. Tutejszy chaos na rysunkach przy scenach akcji wręcz uderza po oczach. Skracając ten długi akapit do dwóch słów: Nie polecam.

W tym miejscu zamiast podsumowania będzie inna informacja. Informacja trochę na poważnie. Jak pisałem, bezpośrednią inspiracją dla napisania tej „recenzji” było wspomnienie rubryki Avalon Pulse omawiającej kiedyś bieżące komiksy Marvela. Twórcy tamtego działu osiągnęli poziom, do którego nawet po latach mi sporo brakuje. Nie jest to związane z Avalon Pulse, ale kiedy pisze teraz te słowa jest kilka tygodni po przedwczesnej śmierci Krzysztofa Tymczyńskiego, naszego kolegi z DCManiaka i ogólnie komiksowego środowiska w Polsce. To, co chciałbym zrobić, to zadedykować ten tekst Krzysztofowi. Niezależnie od wszystkiego, mam nadzieję, że jest teraz w lepszym miejscu.

 

Marcin „Kędzior” Michalski


Wykorzystane okładki pochodzą z serwisu Comicsvine.

Powyższy opis zawiera opinie do zeszytów STATIC: SEASON ONE #1-#6.

Wydanie zbiorcze zawierające materiały z nich jest dostępne w sklepie AtomComics.

2 komentarze:

  1. Opisywanie nowych zeszytów komiksowych Marvela. Jest choćby robione na < Planecie Marvel>. Konkretnie i zdecydowanie jest tam wysoki poziom. Oczywiście moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam wchodzę regularnie na Planetę Marvela i w cieszę się, że są tam recenzje zeszytów. Avalon Pulse miał napisane te recenzje z trochę innym stylem.

      Usuń