Lobo w swoim solowym tytule, który w ramach zrelaunchowanego Uniwersum DC tworzył Cullen Bunn.
Lobo ponownie debiutuje w ramach
New 52. Ponownie, ponieważ jak część z Was się dobrze orientuje pierwszy debiut
nastąpił na łamach serii DEATHSTROKE. Okazuje się jednak, że tamten Lobo to nie
jest ten właściwy Lobo. Jedyny i prawdziwy Ważniak to według DC Comics właśnie
ten, którego Marguerite Bennett zaprezentowała na łamach one-shota wydanego w
ramach Miesiąca Złoczyńców. Minęło trochę czasu, Lobo pojawił się gościnnie tu
czy tam, aż wreszcie doczekał się własnej serii ongoing. Scenariusz powierzono
Cullenowi Bunnowi, który miał przekonać czytelników, że takie, a nie inne
spojrzenie na Ostatniego Czarnianina jest jak najbardziej właściwe i godne
uwagi. Sprawdźmy zatem, jak wypada pierwsze wydanie zbiorcze serii LOBO.
Wspomniana przed chwilą Bennett
wykorzystała 20 stron swojego one-shota, aby wprowadzić Lobo do Uniwersum DC i
pokazać, co nim kieruje, ale jak sam Ważniak wielokrotnie na łamach komiksu
podkreśla: „Jeszcze tak naprawdę go nie poznaliśmy”. Prawdziwy Lobo zamierza
odnaleźć i ukarać tego, kto się za niego podszywa, ale za nim do tego dojdzie
obserwujemy Ostatniego Czarnianina wykonującego swoje rutynowe obowiązki
kosmicznego łowcy nagród. Bunn w swoim komiksie kontynuuje wątek związany z
poszukiwaniami oszusta, a następnie nadspodziewanie szybko przechodzi do
zupełnie nowej intrygi, w którą zostaje zamieszany tytułowy bohater/złoczyńca.
Lobo w nowej wersji drażni przede
wszystkim „elementami odblaskowymi”, które w kolorach niebieskim i
pomarańczowym widnieją na jego ciele. Drażni tym, że nie posiada jakże
charakterystycznego dla tej postaci motoru czy łańcucha zakończonego hakiem.
Nie jest wcale za wysoki, co w połączeniu z jego smukłą sylwetką sprawia, że
patrzę cały czas na niego, jakby był młodszą, dopiero początkującą wersją
znanego nam Lobo. Na potrzeby DCU zrobiono z niego bardziej grzecznego
chłopca. Jest to bardziej taki Lobo w momencie swojego debiutu w połowie lat
80-tych, zanim zaprezentowano nam znaną i lubianą wersję Bisley’a. Myślałem, że
wygląd Lobo będzie mnie bardziej denerwował, ale wyszło całkiem spoko, gdyby
oczywiście nie te cholerne świecidełka, które po prostu nie pasują.
Wygląd wyglądem, ale liczy się
głównie to, jak się tytułowa postać zachowuje. A zachowuje się, jak...
kompletnie inna postać! Wszystko byłoby w porządku, gdyby na okładce widniał
jakiś inny tytuł, bo to rzeczywiście są kosmiczne przygody pewnego łowcy
nagród, ale dlaczego na siłę nazywać go Lobo? Pomimo szczerych chęci twórców
daleko tej wersji Lobo nawet do tego gościa, który na przełomie lat 80-tych i
90-tych bawił na łamach JUSTICE LEAGUE INTERNATIONAL oraz L.E.G.I.O.N.‘u. Pod
jakim kątem by na to nie patrzeć, i jakby sobie tego nie tłumaczyć, to za
cholerę nie mogę znaleźć podobieństwa.
Po debiucie nowego Ważniaka,
zaprezentowanego przez Marguerite Bennett, miałem jeszcze nadzieję, że dostanę
nawiązania do ery jeszcze przed ukazaniem się mini serii Granta i Bisleya, ale
te nadzieje zostały rozwiane już w pierwszym zeszycie. Fajna była jedynie
pierwsza scena, a później wszystko podążyło w kierunku, który mnie kompletnie
nie zainteresował. Dokooptowanie Ważniakowi trójki mało ciekawych postaci i
stworzenie z nich na siłę zespołu było strzałem w stopę. Miny wykonywane przez
poszczególne postacie, dokładna, aczkolwiek zbyt grzeczna kreska rysownika, a
także specyficzny, w żadnym wypadku czarny, a jedynie irytujący humor sprawiły
łącznie, że czytało się to jak takie kosmiczne jaja. Dokładnie, miało wyjść
poważnie, a wyszła trochę taka parodia typu „co by było, gdyby nastoletni klon
Lobo wychował się na farmie Kentów?” Przesada mówicie? Przecież ten Lobo nawet
nie jest żadnym badassem, on staje w obronie planety Ziemia!
Jeśli miałbym szukać plusów, to w
całej tej historii związanej z tropieniem i eliminacją poszczególnych łowców
głów, a także obroną planety Ziemia najciekawsze były flashbacki dotyczące
Czarni. Muszę przyznać, że nowe, oryginalne podejście do tematu zniszczenia
planety i śmierci jej wszystkich mieszkańców wyszło nadspodziewanie ciekawie.
Rysunki w tej sekcji również bardziej pasowały do treści i stworzyły udany,
specyficzny, przepełniony grozą i dramaturgią sytuacji klimacik. Można by je
spokojnie trochę rozbudować i wydać jako one-shot LOBO: ZERO YEAR.
LOBO VOL. 1: TARGETS to komiks,
którego lektury nie będę nikomu polecał. Szukacie ciekawych przygód Lobo,
zdominowanych przez masę walających się co chwila ludzkich szczątków,
obfitujących w brutalną, bezsensowną przemoc i czarny humor? Tutaj z pewnością
tego nie znajdziecie. Nie wiem, kto i dlaczego miałby zapoznawać się z nową
wersją Lobo, skoro w Polsce całkiem niedawno ukazało się cudo zatytułowane
LOBO: PORTRET BĘKARTA, które dla fanów Ważniaka jest pozycją wręcz obowiązkową
i kwintesencją tego, co w Ostatnim Czarnianinie najlepsze, tzn. najgorsze.
Ocena: 1,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów LOBO #1 - 6
Jeśli chcecie sprawdzić na własnej skórze, jak prezentuje się
zrelaunchowany Lobo w swoim solowym tytule, to polecam zaopatrzyć się w
omawiany tom w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
To ma być Lobo? To jakaś popierdółka, a nie Lobo!
OdpowiedzUsuńCzyli ocena jest tak niska tylko dlatego, że ten Lobo to nie Lobo jakiego znamy? Trochę szkoda, że taka recenzja wyszła, lubię was czytać, ale raczej nie takiej opinii oczekiwałem po tym tekście. Rozumiem, że może się nie podobać komuś, że to inny Lobo, ale tutaj trzeba shejtować DC ogólnie za tak nietrafiony pomysł, a nie sam tom komiksu. Wnioskuję po tekście, że w sumie komiks zły nie jest i jest spoko, ale to nie Lobo, więc 1,5/6. Szkoda, bardzo mi się nie podoba ta recenzja.
OdpowiedzUsuńJakie czasy, taki LOBO ;)
OdpowiedzUsuńTa, oceniajcie obecne komiksy przez pryzmat czasowy i stare opowieści - życzę powodzenia... Swoją drogą nieźle zachęcacie do kupowania komiksów wystawiając takie oceny. Współczuję Egmontowi, który wam podsyła komiksy do recenzji, a tylko 1/4 przypadków dostaje ponad średnie ocenki, a sporo komiksów jest dobrych xd
OdpowiedzUsuńJeśli uważamy, że komiks jest daremny, to oceniamy go nisko. Nie mamy obowiązku chwalić złych komiksów tylko dlatego, bo otrzymaliśmy od Egmontu egzemplarz recenzencki. Nikt nie musi się z naszymi opiniami zgadzać, ale nikt również nie powinien sugerować nam jak, co i od kogo powinniśmy oceniać. Proszę to sobie przyswoić.
UsuńBla, bla bla. W recenzji nie bylo najważniejszego - ten komiks jest nudnym nudziarstwem. Nudna jest postac, jej przygody, twisty fabularne... No slabizna, i w dodatku ten Lobo jakiś taki wymeczony. Nie to co kiedys :P
OdpowiedzUsuń