piątek, 11 grudnia 2015

LOBO VOL. 1: TARGETS

Lobo w swoim solowym tytule, który w ramach zrelaunchowanego Uniwersum DC tworzył Cullen Bunn.


Lobo ponownie debiutuje w ramach New 52. Ponownie, ponieważ jak część z Was się dobrze orientuje pierwszy debiut nastąpił na łamach serii DEATHSTROKE. Okazuje się jednak, że tamten Lobo to nie jest ten właściwy Lobo. Jedyny i prawdziwy Ważniak to według DC Comics właśnie ten, którego Marguerite Bennett zaprezentowała na łamach one-shota wydanego w ramach Miesiąca Złoczyńców. Minęło trochę czasu, Lobo pojawił się gościnnie tu czy tam, aż wreszcie doczekał się własnej serii ongoing. Scenariusz powierzono Cullenowi Bunnowi, który miał przekonać czytelników, że takie, a nie inne spojrzenie na Ostatniego Czarnianina jest jak najbardziej właściwe i godne uwagi. Sprawdźmy zatem, jak wypada pierwsze wydanie zbiorcze serii LOBO.

Wspomniana przed chwilą Bennett wykorzystała 20 stron swojego one-shota, aby wprowadzić Lobo do Uniwersum DC i pokazać, co nim kieruje, ale jak sam Ważniak wielokrotnie na łamach komiksu podkreśla: „Jeszcze tak naprawdę go nie poznaliśmy”. Prawdziwy Lobo zamierza odnaleźć i ukarać tego, kto się za niego podszywa, ale za nim do tego dojdzie obserwujemy Ostatniego Czarnianina wykonującego swoje rutynowe obowiązki kosmicznego łowcy nagród. Bunn w swoim komiksie kontynuuje wątek związany z poszukiwaniami oszusta, a następnie nadspodziewanie szybko przechodzi do zupełnie nowej intrygi, w którą zostaje zamieszany tytułowy bohater/złoczyńca.

Lobo w nowej wersji drażni przede wszystkim „elementami odblaskowymi”, które w kolorach niebieskim i pomarańczowym widnieją na jego ciele. Drażni tym, że nie posiada jakże charakterystycznego dla tej postaci motoru czy łańcucha zakończonego hakiem. Nie jest wcale za wysoki, co w połączeniu z jego smukłą sylwetką sprawia, że patrzę cały czas na niego, jakby był młodszą, dopiero początkującą wersją znanego nam Lobo. Na potrzeby DCU zrobiono z niego bardziej grzecznego chłopca. Jest to bardziej taki Lobo w momencie swojego debiutu w połowie lat 80-tych, zanim zaprezentowano nam znaną i lubianą wersję Bisley’a. Myślałem, że wygląd Lobo będzie mnie bardziej denerwował, ale wyszło całkiem spoko, gdyby oczywiście nie te cholerne świecidełka, które po prostu nie pasują.

Wygląd wyglądem, ale liczy się głównie to, jak się tytułowa postać zachowuje. A zachowuje się, jak... kompletnie inna postać! Wszystko byłoby w porządku, gdyby na okładce widniał jakiś inny tytuł, bo to rzeczywiście są kosmiczne przygody pewnego łowcy nagród, ale dlaczego na siłę nazywać go Lobo? Pomimo szczerych chęci twórców daleko tej wersji Lobo nawet do tego gościa, który na przełomie lat 80-tych i 90-tych bawił na łamach JUSTICE LEAGUE INTERNATIONAL oraz L.E.G.I.O.N.‘u. Pod jakim kątem by na to nie patrzeć, i jakby sobie tego nie tłumaczyć, to za cholerę nie mogę znaleźć podobieństwa.

Po debiucie nowego Ważniaka, zaprezentowanego przez Marguerite Bennett, miałem jeszcze nadzieję, że dostanę nawiązania do ery jeszcze przed ukazaniem się mini serii Granta i Bisleya, ale te nadzieje zostały rozwiane już w pierwszym zeszycie. Fajna była jedynie pierwsza scena, a później wszystko podążyło w kierunku, który mnie kompletnie nie zainteresował. Dokooptowanie Ważniakowi trójki mało ciekawych postaci i stworzenie z nich na siłę zespołu było strzałem w stopę. Miny wykonywane przez poszczególne postacie, dokładna, aczkolwiek zbyt grzeczna kreska rysownika, a także specyficzny, w żadnym wypadku czarny, a jedynie irytujący humor sprawiły łącznie, że czytało się to jak takie kosmiczne jaja. Dokładnie, miało wyjść poważnie, a wyszła trochę taka parodia typu „co by było, gdyby nastoletni klon Lobo wychował się na farmie Kentów?” Przesada mówicie? Przecież ten Lobo nawet nie jest żadnym badassem, on staje w obronie planety Ziemia!

Jeśli miałbym szukać plusów, to w całej tej historii związanej z tropieniem i eliminacją poszczególnych łowców głów, a także obroną planety Ziemia najciekawsze były flashbacki dotyczące Czarni. Muszę przyznać, że nowe, oryginalne podejście do tematu zniszczenia planety i śmierci jej wszystkich mieszkańców wyszło nadspodziewanie ciekawie. Rysunki w tej sekcji również bardziej pasowały do treści i stworzyły udany, specyficzny, przepełniony grozą i dramaturgią sytuacji klimacik. Można by je spokojnie trochę rozbudować i wydać jako one-shot LOBO: ZERO YEAR.

LOBO VOL. 1: TARGETS to komiks, którego lektury nie będę nikomu polecał. Szukacie ciekawych przygód Lobo, zdominowanych przez masę walających się co chwila ludzkich szczątków, obfitujących w brutalną, bezsensowną przemoc i czarny humor? Tutaj z pewnością tego nie znajdziecie. Nie wiem, kto i dlaczego miałby zapoznawać się z nową wersją Lobo, skoro w Polsce całkiem niedawno ukazało się cudo zatytułowane LOBO: PORTRET BĘKARTA, które dla fanów Ważniaka jest pozycją wręcz obowiązkową i kwintesencją tego, co w Ostatnim Czarnianinie najlepsze, tzn. najgorsze.

Ocena: 1,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów LOBO #1 - 6

Jeśli chcecie sprawdzić na własnej skórze, jak prezentuje się zrelaunchowany Lobo w swoim solowym tytule, to polecam zaopatrzyć się w omawiany tom w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

6 komentarzy:

  1. To ma być Lobo? To jakaś popierdółka, a nie Lobo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli ocena jest tak niska tylko dlatego, że ten Lobo to nie Lobo jakiego znamy? Trochę szkoda, że taka recenzja wyszła, lubię was czytać, ale raczej nie takiej opinii oczekiwałem po tym tekście. Rozumiem, że może się nie podobać komuś, że to inny Lobo, ale tutaj trzeba shejtować DC ogólnie za tak nietrafiony pomysł, a nie sam tom komiksu. Wnioskuję po tekście, że w sumie komiks zły nie jest i jest spoko, ale to nie Lobo, więc 1,5/6. Szkoda, bardzo mi się nie podoba ta recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta, oceniajcie obecne komiksy przez pryzmat czasowy i stare opowieści - życzę powodzenia... Swoją drogą nieźle zachęcacie do kupowania komiksów wystawiając takie oceny. Współczuję Egmontowi, który wam podsyła komiksy do recenzji, a tylko 1/4 przypadków dostaje ponad średnie ocenki, a sporo komiksów jest dobrych xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli uważamy, że komiks jest daremny, to oceniamy go nisko. Nie mamy obowiązku chwalić złych komiksów tylko dlatego, bo otrzymaliśmy od Egmontu egzemplarz recenzencki. Nikt nie musi się z naszymi opiniami zgadzać, ale nikt również nie powinien sugerować nam jak, co i od kogo powinniśmy oceniać. Proszę to sobie przyswoić.

      Usuń
  4. Bla, bla bla. W recenzji nie bylo najważniejszego - ten komiks jest nudnym nudziarstwem. Nudna jest postac, jej przygody, twisty fabularne... No slabizna, i w dodatku ten Lobo jakiś taki wymeczony. Nie to co kiedys :P

    OdpowiedzUsuń