wtorek, 29 grudnia 2015

WONDER WOMAN TOM 4: WOJNA

DCManiak istnieje już ponad rok, a na jego łamach nie pojawiła się jak dotąd ani jedna recenzja runu Briana Azzarello w WONDER WOMAN z New52. To niestety błąd i niedopatrzenie z mojej strony, ponieważ oceniałem pierwsze trzy tomy (w wersji anglojęzycznej) jeszcze za czasów DCMultiverse, lecz teksty te nie zostały przeniesione na bloga. Dlatego też podaje Wam telegraficzny skrót: zachwyty, zachwyty, zachwyty. Dziś, wskutek dość nieoczekiwanego ciągu wydarzeń, przyszło mi podzielić się z Wami opinią na temat najnowszego, czwartego już tomu cyklu, który kilkanaście dni temu pojawił się na sklepowych półkach dzięki wydawnictwu Egmont.

Dziecko Zoli to istny magnez na kłopoty – najmłodszy syn Zeusa prawdopodobnie posiada potęgę, która może zakończyć istnienie naszego świata. Jest to moc, której boją się nawet bogowie zasiadający w panteonie i dlatego usilnie chcą oni pozbawić młodzieńca życia. Wonder Woman oraz jej kilkoro zaskakujących sojuszników mają więc pełne ręce roboty, próbując obronić malca. Ale to nie koniec ich problemów, ponieważ na horyzoncie pojawia bardzo mocno zarysowany cień najstarszego dziecka Zeusa – Pierworodnego, który wydaje się być tak samo dużym zagrożeniem dla Wonder Woman, jak i dla bogów czyhających na życie małego Zeke.

Czwarty tom WONDER WOMAN w wykonaniu Briana Azzarello jest tak naprawdę startem drugiej i zarazem finałowej części jego runu. Wyraźnie czuć to podczas lektury, bo chociaż w oczywisty sposób scenarzysta kontynuuje zarysowane już wcześniej wątki, to jednak dorzuca kilka nowych, które stają się dominującą częścią WOJNY. Jest to więc znacznie większa rola Oriona i, dotąd praktycznie jedynie wspominanych, Nowych Bogów, a także wspomnianego już Pierworodnego, który z miejsca staje się zagrożeniem, z jakim Wonder Woman już dawno się nie mierzyła. Co prawda trudno pisać mi o zmęczeniu materiałem, to jednak Azzarello udało się jeszcze mocniej odświeżyć pisaną przez siebie postać. To właśnie na łamach tego tomu, jak nigdy wcześniej, widzimy czym różni się Diana w interpretacji tego twórcy w stosunku do jej wcześniejszych (i późniejszych niestety też) interpretacji. Zapomnijcie więc o stonowanej bohaterce, Wonder Woman u Azzarello to twarda, nie wahająca się użyć siły kobieta, której nie są obce ludzkie słabości. Warto także wspomnieć o pewnym minusie dzisiaj ocenianego komiksu. Jest nim, moim zdaniem, Orion, lecz nie chodzi o jego zachowanie czy charakter, a raczej poziom mocy. Azzarello wyraźnie waha się, dając nam z jednej strony scenę, w której udaje mu się zaskoczyć i powalić Pierworodnego, w co jednak trudno uwierzyć zaledwie kilkanaście stron po tym, jak służył Dianie za worek treningowy. Na szczęście ten niewielki minus świetnie bilansuje wspomniany już charakter, ponieważ Orion jest kolejną bardzo wyrazistą postacią w tym runie. Co prawda tego typu dupkowatych facetów o dobrym sercu mieliśmy już w komiksach wielu, lecz scenarzyście udało się tchnąć w ten dość oklepany schemat nieco życia.

Osobne dwa zdania należy poświęcić przedstawicielom boskiego panteonu. Niejednokrotnie czytałem, że ich interpretacje, zaprezentowane na łamach WONDER WOMAN, są nietrafione. Osobiście nie potrafię się z nimi w żaden sposób zgodzić, ponieważ to, co widzę na kolejnych stronach tego komiksu, jest dla mnie najzwyczajniej w świecie fenomenalne. Twórcy serii nie tylko przedstawiają owe postacie w sposób oryginalny oraz niekonwencjonalny, ale przy okazji robią ogromny ukłon w kierunku komiksów z Golden Age. Poza tym mówcie sobie, co chcecie – dla mnie Hades w wersji New 52 od Briana Azzarello jest tak creepy, jak to tylko możliwe.

Oczywiście błędem byłoby przypisywać całość zasług jedynie scenarzyście. Nad tym tomem WONDER WOMAN pracowało w pocie czoła jeszcze kilku rysowników, których dobrze znamy. Co prawda na okładce widzimy tylko nazwiska Cliffa Chianga oraz Gorana Sadzuki, to jednak do tego grona dorzucić trzeba jeszcze Tony’ego Akinsa. Tutaj na szczęście także bez zmian, co oznacza że pierwszy z wymienionych pokazuje pełnię swoich niebagatelnych możliwości i raz za razem atakuje czytelnika absolutnie perfekcyjnie wyglądającymi kadrami, zaś dwaj kolejni starają się nie psuć dobrego wrażenia. No cóż, zarówno Sadzuka, jak i Akins nie są niestety na poziomie swojego bardziej znanego kolegi, ale uczciwie muszę przyznać im, że robią, co mogą, by zmiany na stołku rysownika były jak najmniej drastyczne dla czytelnika. Gdyby nie Chiang, z pewnością nie szczędziłbym im pochwał, ale niestety w zestawieniu z nim, obaj wypadają jednak bladawo.

Wydawnictwo Egmont opublikowało WONDER WOMAN TOM 4: WOJNA w standardzie znanym osobom regularnie kupujących nowe pozycje z linii ”Nowe DC Comics”. Oznacza to więc, że otrzymujemy solidny komiks w twardej oprawie. Ostatnio sporo pisze się o błędach w tłumaczeniu pozycji od tego wydawnictwa, lecz tym razem wydaje mi się, że udało się ich uniknąć. Koneserzy dodatków mają z czego się cieszyć. Oprócz galerii okładek w tomie znajduje się także ponad dwadzieścia szkiców, które dają nieco inne spojrzenie na jeden z zawartych w tomie rozdziałów. Duża ilość materiałów bonusowych cieszy, lecz trzeba zarazem wspomnieć o tym, iż WOJNA składa się z zaledwie pięciu zeszytów, więc wydawca miał jeszcze sporo miejsca na coś do dorzucenia. Wszak komiksy z ”Nowe DC Comics” przyzwyczaiły nas już do tego, że najczęściej są dość opasłe.

Fanów Briana Azzarello oraz Diany w jego wykonaniu nie trzeba zachęcać. Wydaje mi się jednak, że WONDER WOMAN TOM 4: WOJNA może spodobać się także osobom, których dotychczas cykl ten nie przekonał. I właśnie im najmocniej go polecam. Dla mnie jest to niezmiennie najlepsza rzecz, jaką Egmont publikuje w ramach ”Nowe DC Comics”, pozostawiając daleko w tyle nawet BATMANA Scotta Snydera. Cieszmy się więc tą historią, ponieważ zostały nam już tylko dwa tomy. 5/6 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

WONDER WOMAN TOM 4: WOJNA do kupienia w ATOM Comics.

2 komentarze:

  1. Seria jest najlepszą wydawaną z new 52 w Polsce.

    OdpowiedzUsuń