Przedostatnia "Serialownia" w tym roku nie rozbudziła emocji zbyt wielu DCManiaków, dzięki czemu otrzymacie znacząco krótszą odsłonę naszej najnowszej rubryki. To i tak nic w porównaniu z tym, co będzie za tydzień, gdyż w nadchodzących siedmiu dniach pojawi się tylko nowy odcinek SUPERGIRL. I tym właśnie serialem otwieramy dzisiejszą "Serialownię". Tradycyjnie przestrzegamy przed spoilerami!
SUPERGIRL 1x07: Human for a day
Maurycy: Całkiem solidny odcinek. Wady
oczywiście były, te same co zwykle, ale za to, jak twórcy rozwinęli wątek Hanka
Henshawa zależą się im pochwały. To dość odważne posunięcie, ale świadczące o
tym, że ktoś tam jednak traktuje ten serial poważnie. Oprócz tego dostaliśmy
również utratę mocy Kary. I o ile sam ten motyw wydaje się ciekawy, o tyle
kompletnym nieporozumieniem jest wykorzystywanie go w siódmym odcinku! To samo
stało się rok temu we FLASHU i wówczas także mi to nie odpowiadało. Taki wątek
lepiej wrzucić, kiedy już widzowie przywykną do głównego bohatera, zauważą, że
moce stały się stałą częścią jego życia, a nie na samym początku
superbohaterskiej drogi.
Krzysiek T.: Po kilku, w mojej ocenie, słabszych epizodach, ten przyniósł obrót o 180 stopni. Wcześniej chwaliłem postać Cat Grant, zaś za udział w tym epizodzie mogę ją jedynie ganić. Cała reszta zaś mi się podobała. Oczywiście SUPERGIRL nie stał się nagle serialem dobrym. Efekty niezmiennie kuleją, wątki romantyczne nadal nudzą, zaś wygląd niektórych postaci wręcz śmieszy. Ale główna historia, chociaż niebywale oklepana, wyszła całkiem dobrze. Ileż to już razy widzieliśmy bohaterów radzących sobie z nagłą utrata mocy? Mnóstwo. Jednak Melissa Benoit wyszła z tego obronna ręką, pokazując całą gamę emocji i porządnego aktorstwa, dzięki czemu wyszło to dużo lepiej, niż we wspomnianym przez Maurycego odcinku THE FLASH.
Czy tylko mnie irytują te niczym nieuzasadnione, dziesięciosekundowe przerwy między scenami?
Czy tylko mnie irytują te niczym nieuzasadnione, dziesięciosekundowe przerwy między scenami?
THE FLASH 2x09: Running to stand still
Dawid: Jak na finał połowy sezonu był to dosyć spokojny odcinek, ale w tym
wypadku akurat nie traktuję tego jako wadę, wręcz przeciwnie. Dużo akcji
i efektownych występów superherosów mieliśmy w zeszłym tygodniu, stąd
taka zmiana klimatu nie powinna dziwić. Epizod skupia się
bardziej na relacjach międzyludzkich, z czego najlepiej wychodzi wątek
dotyczący rodziny Westów. Dostajemy też jakże znajomy (i chyba łatwy do
przewidzenia) zwrot w relacjach Wells – Barry, a Patty nieoczekiwanie
staje się postacią pierwszoplanową, z czego osobiście bardzo się
ucieszyłem. Gdzieś tam jedynie w tle dochodzi do najmniej ciekawego
wątku, czyli ucieczki więźniów i próby zabicia Flasha, co samo w sobie
jest mało porywające i służy jedynie za okazję do lepszego rozwinięcia
postaci Patty.
Maurycy: Najbardziej świąteczny odcinek ze
wszystkich dziś omawianych. I tradycyjnie już jest do bólu przyzwoicie, fabuła
niczym szczególnym nie rzuca na kolana, ale… powrócił Mark Hamill jako Trickster.
Nie będę ukrywał, uwielbiam go w tej roli. Jest niesamowicie przerysowany,
przejaskrawiony i gra w zasadzie ponownie Jokera, ale i tak znakomicie
obserwuje się jego poczynania. Poza tym trochę na siłę wtrącono tu Wentwortha
Millera. Chyba tylko po to, żeby bez większych problemów mógł niedługo pojawić
się w LEGENDS OF TOMORROW.
Tomek: Otwarcie miał rewelacyjne - po pierwszej scenie padłem ze śmiechu.
Niestety potem nie było już tak dobrze. Odcinek, choć jest lepszy niż
zeszłotygodniowy, to ma podobny problem – zamiast skupić się na
opowiedzeniu dobrej historii, twórcy zajmują się jedynie kładzeniem
podwalin pod to, co ma stać się w przyszłości. Tak nie da się robić
porządnego serialu. Nawet główny wątek, czyli starcie z Weather
Wizardem i Tricksterem potraktowany jest po macoszemu, a
jego rozwiązanie z namagnetyzowaniem bomb jest już skrajnie idiotyczne.
Także mordercze zapędy Patty wydają się kompletnie niezgodne z jej
charakterem. Ogólnie zamknięcie jesiennej części sezonu wypadło
słabiutko. Mam nadzieję, że w czasie przerwy twórcy się w końcu ogarną i
serial wróci do dawnego poziomu
Krzysiek T.: W dużej mierze muszę zgodzić się z Tomkiem. Pierwsza scena odcinka sprawiła, że musiałem zrobić sobie pauzę, by do końca się wyśmiać. Miało to jednak pewien negatywny efekt, ponieważ od tego momentu oczekiwałem kompletnie pozbawionego powagi odcinka. I taki też był wątek Weather Wizarda i spółki (z wyłączeniem Patty - ją akurat zaliczam na plus), który moim zdaniem był nie tylko do granic rozsądku przerysowany, ale także stanowczo przeszarżowany. Z drugiej strony, po tygodniowej przerwie powróciła Iris, a wraz z nią męczące dramy. Brawa należą się twórcom serialu za to, że nadal nie zepsuli Joe Westa (porównajcie jego reakcje na wieść o synu i Olivera Queena sprzed tygodnia). I to w sumie tyle: niezła Patty, fajny Joe, intrygujący Wells, chwilami zabawny Trickster i, mimo tego wszystkiego, ciężko przemęczone 40 minut.
IZOMBIE 2x09: Cape Town
Maurycy: Tym razem dostaliśmy epizod
idealny dla fanów komiksów. Może i miejscami przeszarżowany, zbyt absurdalny,
ale nadal zabawny i sympatyczny. Mnóstwo tu popkulturowych odniesień i żartów związanych
głównie z DC Comics. A ostatnia scena to jedno wielkie nawiązanie do MROCZNEGO
RYCERZA Christophera Nolana. Jak na finał midseasonu mało emocji i mało
intrygi, za to sporo niezłego humoru. I całe szczęście
Tomek: To zarówno jeden z najzabawniejszych, ale też i najbardziej
dramatycznych odcinków sezonu. Naprawdę godne zwieńczenie jego jesiennej części. Jedynym, do czego można by się przyczepić to, że znowu pod
koniec zrobiło się nieco melodramatycznie, ale zostało to zrównoważone
istną bombą w chwilę potem. Tak więc tradycyjnie IZOMBIE było o kilka
poziomów lepsze od reszty seriali DC.
Krzysiek T.: Był to naprawdę dziwny odcinek, jak na półfinał sezonu. Spodziewałem się sporo dramy i tak też było, lecz byłem przekonany, że do przodu ruszy wątek główny. I, pomijając ostatnią scenę epizodu, tego akurat się nie doczekałem. Pytanie tylko: co z tego? Ten odcinek IZOMBIE był zdecydowanie najbardziej komiksowy ze wszystkich, a kolejne sceny sprawiały, że raz za razem parskałem śmiechem. Dużo świetnych nawiązań, oczywiście głównie w formie żartów, do uniwersum DC Comics. No i oczywiście Rose McIver bardzo dobrze odnalazła się w swojej roli. Konkurencja jak zwykle daleko w tyle :)
ARROW 4x09: Dark Waters
Maurycy: Coraz bardziej zniechęca mnie do
siebie ten serial. Mamy połowę czwartego sezonu, a żadnej większej poprawy w
porównaniu z trzecim nie widać. Odnoszę dziwne wrażenie, że ciągle oglądam to
samo, że scenarzyści ciągle używają tych samych chwytów fabularnych, że nic a
nic się nie zmienia. Brak tu jakiegokolwiek ryzyka, kreatywności. Za dużo
rzeczy moim zdaniem tu nie działa. Historia nie porywa, czarny charakter jest
strasznie irytujący (i to nie w takim dobrym sensie) i po prostu nie chce się
go oglądać na ekranie. W żaden sposób nie intryguje. Daleko mu do Slade’a czy nawet
Malcolma z pierwszego sezonu.
Tomek: Półfinał zdecydowanie lepszy niż w przypadku FLASHA, choć można było go
bardziej dopracować, bo parę głupot się w nim znalazło. Najbardziej w
oczy rzuciło mi się chyba imprezowanie zaraz po wypowiedzeniu wojny
Darhkowi. A z drobniejszych rzeczy strasznie mnie zirytowały kompletnie
niepotrzebne podwodne sceny w CGI, na szczęście były one króciutkie.
Poza tym bardzo dziwne, bo kompletnie pozbawione kontekstu, było
wyjawienie nad czym pracuje HIVE –
podziemnym polem kukurydzy. Mimo wszystko w sumie obejrzałem z
przyjemnością.
Krzysiek T.: Zanim obejrzałem ten epizod, naczytałem się o badziewnych scenach z CGI, zresztą wspomniał o tym także i Tomek. Spodziewałem się więc czegoś dłuższego niż... sekwencji trwającej trzy sekundy odcinka. Tak jakby nie było się już czego czepiać. Historia nie porywa, niektóre rozwiązania fabularne powodują grymasy zniechęcenia: czyżby HIVE planowało rękami Damiena Darhka uczynić ze Star City plantację śmiercionośnej kukurydzy? :D Ale w ostatecznej ocenie i tak oglądało mi się ten epizod przyjemniej niż półfinał THE FLASH. Głównie dzięki Malcolmowi Merlynowi. Niemniej do zachwytów naprawdę daleko.
Źródła zdjęć: Comicbook.com oraz Spoilertv
"The Flash"
OdpowiedzUsuńCałkiem spoko odcinek z debilnym rozwiązaniem problemu bomb - ja rozumiem, że nie ma się co trzymać zasad fizyki w takim serialu, ale to już przegięcie. Miło widzieć pojobaną Patty, ale jakby miała być taka zawsze, to podziękuję.
"Supergirl"
Ten odcinek mnie przeraził, przypomniał mi bowiem Smallville i stanowczo za częste używanie motywu "Clark traci moce" - oby Supergirl też nie weszło to w nawyk. Zirytowało mnie też zakończenie wątku Alex i J'onna - babka wykazuje się olbrzymią niesubordynacją i jest za to głaskana po głowie; Hank powinien ją ostro opierdzielić/zdegradować/wyrzucić do cywila, a nie zwierzać z historii życia.
"iZombie"
Po raz kolejny widzę, że nikt nie widzi w tym odcinku tego, co ja. Mamy więc Liv, która dostaje mózg amatorskiego superbohatera, właściwie pewne jest, że wyjdzie na ulicę i zacznie bić ludzi... i nikt się nie tylko tym nie przejmuje, ale i się z tego cieszy! Naprawdę, nikt nie pomyślał, że to prosty przepis na falę okrutnych morderstw z otwarciem czaszki w tle plus kolejna plaga zombie? Poza tym dużym mankamentem jest spoko, a Mr Boss to bardzo fajny złoczyńca.