Po tygodniowej przerwie do ramówki powróciły seriale z Arrowverse, dzięki czemu dzisiejsza odsłona "Serialowni" ponownie zyskała na objętości. Jednak najwięcej opinii zebrał nie crossover spinający obie wspomniane produkcje, a trailer pewnego długo wyczekiwanego filmu. Wszystko to zostało zebrane w jednym miejscu i klikając w rozwinięcie posta możecie zapoznać się z naszymi opiniami. Jak zwykle uważajcie na spoilery!
Tomek: Bardzo zacny finał pierwszej połowy sezonu. Może nie wyrzucił mnie tak z
butów, jak poprzedni odcinek, ale cały czas trzymał wysoki poziom.
Pochwalić należy też twórców za to, że nie poszli po linii najmniejszego
oporu i nie zostawili nas z nierozwiązanym cliffhangerem, tylko ładnie
pozamykali większość wątków i dodali na zakończenie małe zapowiedzi tego,
czego możemy się spodziewać na wiosnę.
Radek: Czy te ciągłe zachwyty od kilku tygodni nie są już nudne? Ale co można zrobić, jeśli dostaje się takie odcinki jak "Worse than a crime"?
Duża ilość napięcia, ciekawy wątek mordu rytualnego i goniącego
bohaterów czasu (aczkolwiek oczywiście wolałbym, żeby Bruce Wayne jednak
został złożony w ofierze :), ale wszystkiego mieć nie można). Ciągle
zmieniająca strony Silver też bardzo na plus. Jestem niesamowicie
zaskoczony wiele zmieniającym wątkiem ciąży dr Thompkins i oświadczyn.
Czyżby dziecko miało być znaną wszystkim córką Jima, nazwaną
imieniem...jego ex? Dostaliśmy sporo rewelacyjnie granego Pingwina, co
cieszy. Oby taki poziom jak tego odcinka został utrzymany co najmniej aż
do finału sezonu. Oby w każdym epizodzie działo się tak dużo, jak tu.
Czy to możliwe? Czas pokaże.
Michał: To było dopiero coś! Wspaniały odcinek. Twórcy zapewnili nam emocje od pierwszej do ostatniej minuty. Szczególnie podobała mi się zaskakująca końcówka. Tego się po Gordonie nie spodziewałem. Nawet aktor grający Bruce`a dostał taką rolę, że jego zwykle słaba gra nie rzucała się w oczy. Mam tylko nadzieję, że reszta odcinków utrzyma podobny poziom, a stacja zdecyduje się na zamówienie kolejnego sezonu.
Radek: Jest trochę lepiej niż w zamienionych kolejnością odcinkach 4 i 5. Nie
zauważyłem tych miernych 3-4 żartów zazwyczaj opowiadanych na przemian.
Zrobiło się bardziej poważnie. Niestety, wiąże się to z tym, że nadal
mocno melodramatycznie. Widać, że Cat Grant ma być postacią, która
przejdzie jakąś ewolucję w toku sezonu. W warstwie superbohaterskiej
nieźle, zaciekawił mnie wątek Red Tornado (który z postacią znaną mi np.
z Young Justice ma niewiele wspólnego). Ale to tylko fabularnie, bo
wizualnie mi to przypominało Power Rangers. Co wydaje się komplementem z
mojej strony jako fana, ale nim nie jest, bo Melissa Benoist nie jest
dobrze wyszkolona sama z siebie i, w połączeniu z tą techniką kręcenia
scen lotu oraz walki, wygląda niefajnie. Cieszy powrót w mniejszym lub
większym stopniu wątku głównego. Aczkolwiek nie rozumiem, dlaczego Hank
Henshaw zamienił się w tej roli z ciotką Supergirl. Chyba, że się okaże,
że to właśnie ona stoi za śmiercią przybranego ojca głównej bohaterki.
Krzysiek T.: Nie jestem typem osoby, która kruszy kopie o wygląd serialowych odpowiedników komiksowych postaci. Red Tornado w mojej ocenie wyglądał kiepsko, lecz w żaden sposób nie rzutuje to na końcową ocenę odcinka. Ta niemniej i tak za wysoka nie jest. Zapowiedź pojawienia się w epizodzie generała Lane'a, jednej z najbardziej irytujących postaci ever, nie zwiastowała nic dobrego. I nic takiego nie otrzymaliśmy. Cały wątek związany z głównym przeciwnikiem był rozegrany kiepsko i naprawdę sztuką było nie domyśleć się końcowego rozwiązania. Posunięcie do przodu kwestii losów pana Danversa odbębniono w iście naiwny i nieprzekonywujący sposób. Sceny walk ponownie słabiutkie. Epizod minimalnie uratowała warstwa obyczajowa. Cat Grant wyrasta na coraz ciekawszą i złożona postać, która nie irytuje, a bardziej intryguje. Także i Kara pokazała wreszcie pazurki. Dobrze się stało, ponieważ w pewien sposób nieco uwiarygodniono jej postać, a zapotrzebowanie na to było widoczne już od paru odcinków. Ogólnie odcinek nieprzemęczony tak jak poprzednie, ale ta magia z premierowej odsłony gdzieś niestety uleciała.
Krzysiek T.: Nie jestem typem osoby, która kruszy kopie o wygląd serialowych odpowiedników komiksowych postaci. Red Tornado w mojej ocenie wyglądał kiepsko, lecz w żaden sposób nie rzutuje to na końcową ocenę odcinka. Ta niemniej i tak za wysoka nie jest. Zapowiedź pojawienia się w epizodzie generała Lane'a, jednej z najbardziej irytujących postaci ever, nie zwiastowała nic dobrego. I nic takiego nie otrzymaliśmy. Cały wątek związany z głównym przeciwnikiem był rozegrany kiepsko i naprawdę sztuką było nie domyśleć się końcowego rozwiązania. Posunięcie do przodu kwestii losów pana Danversa odbębniono w iście naiwny i nieprzekonywujący sposób. Sceny walk ponownie słabiutkie. Epizod minimalnie uratowała warstwa obyczajowa. Cat Grant wyrasta na coraz ciekawszą i złożona postać, która nie irytuje, a bardziej intryguje. Także i Kara pokazała wreszcie pazurki. Dobrze się stało, ponieważ w pewien sposób nieco uwiarygodniono jej postać, a zapotrzebowanie na to było widoczne już od paru odcinków. Ogólnie odcinek nieprzemęczony tak jak poprzednie, ale ta magia z premierowej odsłony gdzieś niestety uleciała.
Dawid: Plus za dosyć ciekawą historię, pełną akcji oraz kilku zabawnych momentów i całkiem zgrabny nowy origin Vandala Savage’a. Fajnie wypadły flashbacki ze Starożytnego Egiptu. Strasznie irytował mnie z kolei aktor grający Hawkmana i to, że twórcy mniej skupiają się na aktualnych perypetiach bohaterów z obu seriali, a bardziej wykorzystują ten podwójny epizod jako prolog do LEGENDS OF TOMORROW. Wątki poboczne, obyczajowe były tym razem lepsze, niż sama batalia z Savagem. Niestety po raz kolejny widzimy, że każdy może dostać się bez problemu do siedziby Flash Team oraz Arrow Team oraz że sekret Barry’ego czy Olivera nie jest już chyba dla nikogo sekretem.
Ogólnie pierwsza część, ta flashowa wypada trochę słabiej, niż odsłona arrowowa, a całościowo crossover kuleje, jeśli chodzi o ilość nielogicznych i irytujących zachowań bohaterów. Już pomijając te notoryczne i denerwujące odchodzenie na bok z cyklu „musimy porozmawiać” to Caitlin dzwoniąca po Joe, żeby ten zadzwonił po Jaya, żeby ten uratował Wellsa to przykład momentów, które wołają o pomstę do nieba. Udanie się po pomoc do Team Arrow niczym nieuzasadnione. Zabrakło mi też sceny, gdzie Joe rozmawia z Patty.
Ogólnie pierwsza część, ta flashowa wypada trochę słabiej, niż odsłona arrowowa, a całościowo crossover kuleje, jeśli chodzi o ilość nielogicznych i irytujących zachowań bohaterów. Już pomijając te notoryczne i denerwujące odchodzenie na bok z cyklu „musimy porozmawiać” to Caitlin dzwoniąca po Joe, żeby ten zadzwonił po Jaya, żeby ten uratował Wellsa to przykład momentów, które wołają o pomstę do nieba. Udanie się po pomoc do Team Arrow niczym nieuzasadnione. Zabrakło mi też sceny, gdzie Joe rozmawia z Patty.
Maurycy: Mam pewien problem z tym crossoverem. Fabuła prowadzona jest
bardzo pośpiesznie, nagle znikąd pojawia się Vandal Savage, potem nagle pojawia
się Hawkman, potem jeszcze Hawkgirl. Strasznie dużo tu postaci i wątków, co nie
wpływa za dobrze na jakość odcinka. Poza tym zeszłoroczny crossover wydawał mi
się ciekawszy. Ten na dobrą sprawę jest jedynie wprowadzeniem do zbliżającego
się LEGENDS OF TOMORROW. Na dodatek cała ta prośba Barry’ego skierowana do
Olivera wydaje się mocno naciąganym pretekstem do zawiązania historii.
To dość zabawne, że ostatni odcinek FLASHA skupiał się na
akcji, a dopiero w ARROW pojawiły się dramaty, tak uparcie wprowadzane przez
stację The CW. Crossover dobiegł końca i naprawdę nie dostrzegam w nim innej
wartości niż ta, że stanowił prolog do LoT.
Tomek: Jest… tak sobie. Owszem odcinek jest ekscytujący i dzieje się w nim
sporo, ale niewiele więcej dobrego nie da się o nim powiedzieć.
Scenariusz leży i kwiczy - poszczególne wydarzenia są tylko pretekstem,
by posunąć fabułę do przodu bez względu czy ma to jakikolwiek sens, czy
nie, pełno tu naciąganych zbiegów okoliczności, a dialogi są strasznie
drewniane. Wydaje mi się, że twórcy tak się przejęli kładzeniem
fundamentów pod LEGENDS OF
TOMORROW i przyszłotygodniowy „półfinał” sezonu, że zapomnieli o tym, by
przynajmniej spróbować opowiedzieć dobrą historię.
ARROW to znaczna poprawa względem Flashowej części crossovera. Zdecydowanie mniej
tu irytujących bzdur. Chociaż ciągle dzieje się aż za dużo, co jest
chyba głównym problemem tych dwóch odcinków. Gdyby rozbić je na trzy
pewnie dałoby się uniknąć tej szalonej galopady, a scenariusz nie
musiałby stawać na głowie, by jak najprędzej doprowadzić postacie tam,
gdzie mają się znaleźć. A zmieniony origin Savage’a zupełnie nie
przypadł mi do gustu. Mimo tego, jak
wspominałem, jest lepiej i odcinek mi się podobał.
Radek: Pozwolę sobie ocenić je razem, przecież to jedna historia. Oczekiwałem
jednak czegoś więcej od tego wydarzenia. Najfajniejsze z tego
wszystkiego były wątki obyczajowe, sytuacje, gdzie spotykały się
postacie z różnych seriali, wchodziły w interakcje, parę razy się
uśmiałem. Niestety, to mi przypomina o tonie nielogiczności, jaka była w
tym crossoverze. Ja nie należę do ludzi, którzy oglądają filmy i seriale,
tylko szukając, aż coś się okaże niespójne lub nielogiczne. Ale
przedstawienie Kendrze całego Team Arrow? Ktoś ich pytał wcześniej o
zdanie, czy chcą zdradzać swoją tożsamość? Albo logika pt. "Vandal
Savage rzuca nożami, więc to na pewno magia (!). Potrzebujemy Olivera
(!)." Co to za logika? Skąd Cisco (?) to wziął? Było tam kilka innych
kwiatków, ale te najbardziej rzucały się w oczy. W warstwie scen walki i
rozwoju wątku Vandal Savage'a było ok. Zapomniałem kompletnie o
zapowiedziach o pojawieniu się syna Olivera, więc byłem zaskoczony.
Szkoda tylko, że nie zachował się status sprzed cofnięcia czasu. Nie mam
ochoty na oglądanie znowu Olivera skrywającego mroczny sekret przed
światem, szczególnie w kontekście jego "bycia krystaliczną postacią,
dającą nadzieję Star City" jako burmistrz. Jako widzowie seriali
superbohaterskich wiemy, że ukrywanie sekretów przed ukochaną/ukochanym
nigdy nie kończy się dobrze, a nie mam siły na kolejne melodramaty.
Michał: Ogromnie się rozczarowałem. Słaba fabuła, w której aż roiło się od nielogicznych rozwiązań i sam Vandal, który w ogóle mnie nie przekonuje. Może to wina aktora? A może scenariusza? Jego zmieniony origin też mi się nie podobał. Jaki sens ma zmiana czegoś, co było bardzo dobre? Zwłaszcza jeśli całość wychodzi tak jak w tym odcinku. Wątek syna Olivera wyszedł w miarę fajnie, ale zobaczymy jak twórcy to pociągną. Podobnie jak Radek nie mam już siły na kolejne melodramaty. Wiem, że ostatnio tylko marudzę na ARROW, ale dostaję ku temu pełno powodów i chyba nie zanosi się na poprawę. Ten crossover miał spory potencjał, który został całkowicie zmarnowany. Szkoda.
Olaf: Z każdym nowym odcinkiem zastanawiam się czy nie porzucić THE FLASH. Od samego początku poziom nie był tak dobry, jak w pierwszym sezonie. Brakuje tu fajnych relacji między postaciami, a romanse niestety tego nie zapewniają. Sam ostatni odcinek był taki "meh". Bardziej chyba służył jako podstawa pod DC LEGENDS OF TOMORROW, niż jako odcinek o Flashu. Taki kolejny zapychacz.
Krzysiek T.: Hop, siup i dwu-epizodowy prolog do LEGENDS OF TOMORROW za nami. Było tu sporo fajnych momentów, ale także i mnóstwo wad. Największą zdecydowanie stanowiło przepakowanie odcinków wątkami, czego efektami było szybkie skakanie ze sceny w scenę, bez większego polotu. No ale to moje fanowskie ja i tak cieszyło michę w scenach, gdy tak liczna ekipa postaci z uniwersum DC przewijała się jednocześnie po ekranie. Vandal Savage w odsłonie Arrowverse przypadł mi do gustu, zrobił całkiem dobre pierwsze wrażenie, lecz nie ogłaszam z tego powodu sukcesu. Wszak Damien Darhk również na początku napawał optymizmem, by z czasem niemal zupełnie przestać mnie intrygować. W sumie nieźle podsumowali to twórcy THE FLASH, gdyż to właśnie w tej części crossovera postać ta zaliczyła taki występ, jakby była jakimś podrzędnym typem spod ciemnej gwiazdy. Dramy z drugiej odsłony historii wyjątkowo mnie nie męczyły. No, może za wyjątkiem momentu, w którym znów życzyłem zgonu Felicity. Wadą był mały udział Patty, plusem zdecydowanym całkowity brak Iris.
No i osobne kilka zdań poświęcę Hawkom, jako chyba jedyny w ekipie DCManiaka fan tych postaci (?). Także i tutaj wiele rzeczy odbywało się po łebkach, lecz danie znaczne więcej czasu antenowego Kendrze wyszło moim zdaniem na dobre tej postaci. Hawkgirl uznałem za stosunkowo ciekawą i liczę, że nie zgubi się wśród reszty obsady LEGENDS OF TOMORROW. Carter Hall z kolei zaskoczył tym, że był wyraźnie inny od tego, czego spodziewałem się zobaczyć. Zdecydowanie mniej komiksowy, czego wcale nie uważam za wadę. Niemniej, sam nie wierzę, że to piszę, wersja tej postaci przedstawiona w SMALLVILLE była dla mnie bardziej udana. Ten z Arrowverse na razie nie wydaje się być żadnym materiałem na prawdziwego bohatera. Kostiumy całkiem dobre, animacja skrzydeł również, nie mam sie do czego za mocno doczepić.
Michał: Ogromnie się rozczarowałem. Słaba fabuła, w której aż roiło się od nielogicznych rozwiązań i sam Vandal, który w ogóle mnie nie przekonuje. Może to wina aktora? A może scenariusza? Jego zmieniony origin też mi się nie podobał. Jaki sens ma zmiana czegoś, co było bardzo dobre? Zwłaszcza jeśli całość wychodzi tak jak w tym odcinku. Wątek syna Olivera wyszedł w miarę fajnie, ale zobaczymy jak twórcy to pociągną. Podobnie jak Radek nie mam już siły na kolejne melodramaty. Wiem, że ostatnio tylko marudzę na ARROW, ale dostaję ku temu pełno powodów i chyba nie zanosi się na poprawę. Ten crossover miał spory potencjał, który został całkowicie zmarnowany. Szkoda.
Olaf: Z każdym nowym odcinkiem zastanawiam się czy nie porzucić THE FLASH. Od samego początku poziom nie był tak dobry, jak w pierwszym sezonie. Brakuje tu fajnych relacji między postaciami, a romanse niestety tego nie zapewniają. Sam ostatni odcinek był taki "meh". Bardziej chyba służył jako podstawa pod DC LEGENDS OF TOMORROW, niż jako odcinek o Flashu. Taki kolejny zapychacz.
Krzysiek T.: Hop, siup i dwu-epizodowy prolog do LEGENDS OF TOMORROW za nami. Było tu sporo fajnych momentów, ale także i mnóstwo wad. Największą zdecydowanie stanowiło przepakowanie odcinków wątkami, czego efektami było szybkie skakanie ze sceny w scenę, bez większego polotu. No ale to moje fanowskie ja i tak cieszyło michę w scenach, gdy tak liczna ekipa postaci z uniwersum DC przewijała się jednocześnie po ekranie. Vandal Savage w odsłonie Arrowverse przypadł mi do gustu, zrobił całkiem dobre pierwsze wrażenie, lecz nie ogłaszam z tego powodu sukcesu. Wszak Damien Darhk również na początku napawał optymizmem, by z czasem niemal zupełnie przestać mnie intrygować. W sumie nieźle podsumowali to twórcy THE FLASH, gdyż to właśnie w tej części crossovera postać ta zaliczyła taki występ, jakby była jakimś podrzędnym typem spod ciemnej gwiazdy. Dramy z drugiej odsłony historii wyjątkowo mnie nie męczyły. No, może za wyjątkiem momentu, w którym znów życzyłem zgonu Felicity. Wadą był mały udział Patty, plusem zdecydowanym całkowity brak Iris.
No i osobne kilka zdań poświęcę Hawkom, jako chyba jedyny w ekipie DCManiaka fan tych postaci (?). Także i tutaj wiele rzeczy odbywało się po łebkach, lecz danie znaczne więcej czasu antenowego Kendrze wyszło moim zdaniem na dobre tej postaci. Hawkgirl uznałem za stosunkowo ciekawą i liczę, że nie zgubi się wśród reszty obsady LEGENDS OF TOMORROW. Carter Hall z kolei zaskoczył tym, że był wyraźnie inny od tego, czego spodziewałem się zobaczyć. Zdecydowanie mniej komiksowy, czego wcale nie uważam za wadę. Niemniej, sam nie wierzę, że to piszę, wersja tej postaci przedstawiona w SMALLVILLE była dla mnie bardziej udana. Ten z Arrowverse na razie nie wydaje się być żadnym materiałem na prawdziwego bohatera. Kostiumy całkiem dobre, animacja skrzydeł również, nie mam sie do czego za mocno doczepić.
Maurycy: Prawdopodobnie jeden z najzabawniejszych odcinków w historii
serialu. Masa naprawdę śmiesznych dialogów, pokazujących ponownie jak fajnie
napisanymi postaciami są Liv, Ravi czy Clive. Reszta nadal na bardzo
przyzwoitym, solidnym poziomie. Jedyne „ale” znowu mam tylko i wyłącznie do
wątku Maxa Ragera. Ta intryga ciągle nie do końca mnie przekonuje i nie wiem
czy pasuje do tego lekkiego przecież serialu.
Tomek: Uśmiałem się podczas jego oglądania nawet bardziej niż zwykle. Głównie
za sprawą tego, że z powodu odsunięcia Clive’a od śledztwa, Liv i Ravi
musieli radzić sobie sami, co nierzadko miało dość zabawne skutki. A do
tego jeszcze wyjawionych zostało kilka „tajemnic” detektywa Babineaux,
które nasi znajomi pracownicy prosektorium bezwzględnie wykorzystują.
Jedyne co mi się w tym odcinku nie podobało to niepotrzebnie
melodramatyczne
zakończenie.
Radek: Kolejny genialny odcinek genialnego serialu. Świetne wątki komediowe
(głównie w oczy rzucały się dowcipy Raviego z "Gry o Tron", a konkretnie
Clive'a jako fana). Muszę przyznać, że scenarzyści wymyślili fajny mózg
do rozwinięcia wątku podejrzliwości Liv wobec Majora. Stało się niestety
to, czego się obawiałem: szykują się melodramaty pod tytułem "O nie,
zdradziłeś mnie, jak mogłeś!", psujące aktualne fajne status quo.
Nietypowe w tym odcinku było rozwinięcie osobistych wątków z przeszłości
Babineaux, co nie zdarza się w tym serialu często. Samo śledztwo nie
odznaczyło się niczym szczególnym, co w kontekście jakości
wszystkich odcinków, wcale nie jest jakąś mocną krytyką.
Krzysiek T.: Widzę, że podzielam swoja opinię z kolegami. Wątek Maxa Ragera totalnie mnie nie grzeje. Co więcej, rudowłosa sublokatorka Liv mnie zwyczajnie denerwuje i mam nadzieję, że postać ta zniknie w jesiennym półfinale. To jednak tylko małe zgrzyty, ponieważ odcinek był rewelacyjny. Już jakiś czas temu przypuszczałem, że niemożliwym jest, by twórcy serialu nie mieli pomysłu na detektywa Babineaux i nie myliłem się. Clive oficjalnie dołącza do grona postaci, które uwielbiam. Epizod obfitował w świetnie przedstawione, humorystyczne sceny. Sam wątek śledztwa jakoś mnie nie poruszył, ale za to kolejny raz Rose McIver rozłożyła mnie na łopatki tym, jak idealnie wczuła się i odegrała swoją rolę. Trudno było nie zgadywać, że mając TEN mózg dowie się o tym, że Major przespał się z inną kobietą. Mam tylko nadzieję, że nie przerodzi się to w kolejną dramę.
Żarty Raviego z "Gry o Tron" strasznie hermetyczne, lecz jako zarówno czytelnik książek, jak i widz serialu, uśmiałem się przy nich przednio :)
Krzysiek T.: Widzę, że podzielam swoja opinię z kolegami. Wątek Maxa Ragera totalnie mnie nie grzeje. Co więcej, rudowłosa sublokatorka Liv mnie zwyczajnie denerwuje i mam nadzieję, że postać ta zniknie w jesiennym półfinale. To jednak tylko małe zgrzyty, ponieważ odcinek był rewelacyjny. Już jakiś czas temu przypuszczałem, że niemożliwym jest, by twórcy serialu nie mieli pomysłu na detektywa Babineaux i nie myliłem się. Clive oficjalnie dołącza do grona postaci, które uwielbiam. Epizod obfitował w świetnie przedstawione, humorystyczne sceny. Sam wątek śledztwa jakoś mnie nie poruszył, ale za to kolejny raz Rose McIver rozłożyła mnie na łopatki tym, jak idealnie wczuła się i odegrała swoją rolę. Trudno było nie zgadywać, że mając TEN mózg dowie się o tym, że Major przespał się z inną kobietą. Mam tylko nadzieję, że nie przerodzi się to w kolejną dramę.
Żarty Raviego z "Gry o Tron" strasznie hermetyczne, lecz jako zarówno czytelnik książek, jak i widz serialu, uśmiałem się przy nich przednio :)
Dawid: Dosyć niespodziewanie pokazano tym razem strasznie dużo z samej fabuły,
przez co zaczynam się zastanawiać, czy idąc na ten film do kina, jego twórcy
zdołają mnie jeszcze czymś zaskoczyć? Po tym krótkim fragmencie można
stwierdzić przede wszystkim trzy rzeczy: będzie więcej fajerwerków niż w
przesadzonym pod względem epickości MAN OF STEEL, co już mnie przeraża.
Zbyt duży natłok wątków w jednym filmie, przez co część z pewnością
zostanie potraktowana po macoszemu. No i ostatnia sprawa to Lex Luthor i
Doomsday będący mieszanką trzech złoczyńców w jednym, którzy delikatnie
mówiąc, bardziej odstraszają, niż zachęcają do obejrzenia.
Maurycy: Podoba mi się to, co zobaczyłem. Na początku miałem mieszane
uczucia, ale z czasem zauważyłem, że chętnie wracam do tego trailera. Sporo tu
świetnych scen, niezłych dialogów i nawet jeśli twórcy pokazali nam odrobinę za
dużo to i tak nie mogę doczekać się tego filmu. Również dlatego, że w końcu
chciałbym zobaczyć inne podejście do kina superbohaterskiego. Marvel odwala
kawał dobrej roboty, ale bez porządnej konkurencji w pewnym momencie jego
formuła zacznie nużyć. Cóż więcej powiedzieć, trzymam kciuki za BvS.
Tomek: Po poprzednich teaserach i trailerach byłem zdania, że to właśnie BvS
najprawdopodobniej będzie najlepszym superbohaterskim filmem 2016 roku.
Teraz niestety wydaje mi się to mocno wątpliwe. Na tle pokazanej parę
dni temu zapowiedzi Civil War, wypada on blado. Początek jest jeszcze
bardzo fajny – rozmowa Clarke’a i Bruce’a to zdecydowanie najjaśniejszy
punkt całego trailera. Potem niestety pojawia się Jesse Eisenberg i
wszystko idzie w diabły. Jego Lex
Luthor ma zadatki na najbardziej irytującą filmową postać przyszłego
roku. Zwłaszcza ciężko mi znieść prezentowany przez niego wysilony
humor. A Doomsday ujawniony w tej zapowiedzi także nie budzi mego
zachwytu, choć ten moment, gdy Batman reaguje na jego pojawienie się jest
bezcenny. Generalnie nie jest jakoś strasznie źle, ale trailerowi udało
się osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego – ostudził mój zapał
względem filmu.
Krzysiek P.: Od czego by tu zacząć... Ogólnie obawiam się tego filmu, a ten trailer niestety spotęgował moje obawy. W
końcu promuje on film, który w ograniczonym czasie będzie miał nam za
zadanie przedstawić: świat po walce w Metropolis, Batmana/Bruce'a Wayne'a -
jego Gotham, otoczenie i historię, rozwój postaci Supermana i jego
znajomych, konflikt Gacka i eSa, Lexa Luthora (i czemu zrobili z niego
maniakalnego szaleńca? Przecież opanowany, inteligentny, wręcz zimny
Luthor wydawał się kandydatem na naprawdę ciekawego antagonistę
filmowego. Szczególnie, że większość produkcji filmowych na bazie
komiksów cierpi na brak ciekawych złoczyńców) oraz jego plany,
Doomsdaya, Wonder Woman i kto wie, co jeszcze. Trochę pachnie to
nadmiarem wątków. Do tego Cavil
dalej nie przekonuje mnie jako Superman (ale może jestem uprzedzony -
CZŁOWIEK ZE STALI to jedyny film komiksowy na jakim zasnąłem, poza
ELEKTRĄ), ale muszę przyznać, że ciekawi mnie jak Ben Affleck poradzi
sobie z rolą starszego Batmana. No i ta ostatnia scena, która jednak wzbudziła moje zainteresowanie. Zresztą, nie oszukując się, zapewne i tak wszyscy pójdziemy do kina.
Michał: Przyznaję się do tego, że byłem bardzo sceptycznie nastawiony do obsadzenia Afflecka w roli Batmana. Po ostatnim zwiastunie odnoszę jednak wrażenie, że jest on chyba stworzony do tej roli. Szczególnie scena rozmowy z Kentem wyszła świetnie. Ciągle mam tylko obawy dotyczące Luthora. Wygląda na to, że będzie takim śmieszkiem-psychopatą, co nie do końca mi odpowiada. Wygląd Doomsdaya podobał mi się mimo tego, że został trochę zmieniony względem komiksowego pierwowzoru. Całość wyszła bardzo fajnie i sprawiła, że czekam na premierę z jeszcze większą niecierpliwością.
Olaf: Jest fajnie. Trailer utwierdził mnie w tym, że na film o Batmanie pójdę w przeciwieństwie do Civil War (mimo że filmy braci Russo lubię). Nie podchodzę do tego filmu zbyt poważnie i dużo bardziej przeżywam komiksy niż ich ekranizację, ale już z samego względu na to, że Batman ma wreszcie po latach fajny strój, jestem na tak :). Nie będę komentował tego, że Doomsday wygląda tak, a nie inaczej itd., bo filmu jeszcze nie widziałem, zresztą wszystkie filmy komiksowe traktuje jako elseworldy i jeżeli same w sobie są dobre, to nawet gdy mijają się ostro z komiksem, będę zadowolony.
Zresztą, z ostatnich zapowiedzi i tak najbardziej jaram się DC LEGENDS OF TOMORROW :).
Krzysiek T.: Króciutko: jako człowiek zwyczajnie zmęczony kolejnymi klonami wcześniejszych filmów, jakimi bez przerwy obdarowuje nas Marvel, czekam na ten film niezmiennie mocno, nawet pomimo tego, iż ten trailer jakoś mnie nie porwał.
Źródła zdjęć: Comicbook.com oraz SpoilerTV
Michał: Przyznaję się do tego, że byłem bardzo sceptycznie nastawiony do obsadzenia Afflecka w roli Batmana. Po ostatnim zwiastunie odnoszę jednak wrażenie, że jest on chyba stworzony do tej roli. Szczególnie scena rozmowy z Kentem wyszła świetnie. Ciągle mam tylko obawy dotyczące Luthora. Wygląda na to, że będzie takim śmieszkiem-psychopatą, co nie do końca mi odpowiada. Wygląd Doomsdaya podobał mi się mimo tego, że został trochę zmieniony względem komiksowego pierwowzoru. Całość wyszła bardzo fajnie i sprawiła, że czekam na premierę z jeszcze większą niecierpliwością.
Olaf: Jest fajnie. Trailer utwierdził mnie w tym, że na film o Batmanie pójdę w przeciwieństwie do Civil War (mimo że filmy braci Russo lubię). Nie podchodzę do tego filmu zbyt poważnie i dużo bardziej przeżywam komiksy niż ich ekranizację, ale już z samego względu na to, że Batman ma wreszcie po latach fajny strój, jestem na tak :). Nie będę komentował tego, że Doomsday wygląda tak, a nie inaczej itd., bo filmu jeszcze nie widziałem, zresztą wszystkie filmy komiksowe traktuje jako elseworldy i jeżeli same w sobie są dobre, to nawet gdy mijają się ostro z komiksem, będę zadowolony.
Zresztą, z ostatnich zapowiedzi i tak najbardziej jaram się DC LEGENDS OF TOMORROW :).
Krzysiek T.: Króciutko: jako człowiek zwyczajnie zmęczony kolejnymi klonami wcześniejszych filmów, jakimi bez przerwy obdarowuje nas Marvel, czekam na ten film niezmiennie mocno, nawet pomimo tego, iż ten trailer jakoś mnie nie porwał.
Źródła zdjęć: Comicbook.com oraz SpoilerTV
Jesli chodzi o trailer Dawn Of Justice napewno epicki , Cavill trzyma wysoki poziom z Man Of Steel,Affleck stworzony do roli Batmana,nawet Doomsday mi sie podobał,na "minus" pojawienie sie Luthora ktory wydawał sie jakis obciachowy ale spokojnie to dopiero jegob"origin" zgoli włosy , założy zbroje i nie bedzie juz tak źle, szkoda ze w trailerze nie było Wonder Woman ale wiadomo ze film ma byc skupiony na Gacku i Człowieku ze stali
OdpowiedzUsuńWW była na sam koniec.
UsuńJak ja nie rozumiem ludzi którzy porównują "Batman v Superman" z "ustawką pod Stark Tower".
OdpowiedzUsuńW BvS w końcu dostaniemy coś nowego a w capie po raz setny komedie akcji(z tymi samymi żartami co w poprzednich częściach i podobną fabułę co w poprzednich częściach zbudowaną na tych samych schematach)...
Tak sobie myślę, czy to że coś jest zbudowane dokładnie na tych samych schematach, to źle. Brzmi głupio, ale takie Bondy od 1962 są zbudowane dokładnie na tym samym schemacie (nie licząc zmiany tonu od kiedy jest Daniel Craig, ale i tak ponad 50 lat się powtarzały) i są hitami box office i chwalone lub krytykowane niezależnie od ich powtarzalności. Moja teza? Jeśli schemat jest dobry, to niekoniecznie jest to złe jeśli robimy coś według sztancy. Mojej opinii tutaj nie ma, ale niekoniecznie jeśli coś będzie mroczne lvl Zack Snyder to będzie genialne.
UsuńZachwyty nad Gotham? Serio? Który już raz Gordon poszukiwany jest jako przestępca? Który już raz współpracuje z mafią czy złoczyńcami? Już straciłem rachubę. Czekam jeszcze aż znowu go z policji wywalą. Znowu.
OdpowiedzUsuńW porównaniu z tym, czym Gotham było jeszcze kilka odcinków wcześniej teraz oglądamy arcydzieło :-P Ale i tak uważam, że 2sezon miażdży Arrow w tym roku. A Supergirl to już na pewno.
UsuńTylko miażdżyć Supergirl to nie jest żadne osiągnięcie. Supergirl to jest poziom 3-ciego sezonu Arrow albo i gorzej. A co do Arrow to ja ogólnie nie narzekam w tym sezonie, mi się podoba. Co zresztą można było wyczytać w opiniach poszczególnych odcinków na blogu. Które nawiasem mówiąc w tym tygodniu wrócą (nie miałem czasu ze względu na dużo obowiązków na uczelni).
UsuńNo to jedziemy
OdpowiedzUsuńArrow & Flash Crossover
Mocno przeciętnie, a mogło być dobrze. Przede wszystkim, przeszarżowano z liczbą wątków (mogli zawiesić fabułę Flasha na ten czas) i postaci - skoro nie ma pomysłu, co w walce z Savage'm mieliby robić Diggle, Thea czy Blacik Carnary, to po co ich tu dawać? Po drugie, bardzo mi się nie podoba rozwiązanie problemu poprzez cofnięcie czasu - osobiście chce oglądać, jak bohaterowie pokonują wyzwania dzięki swojemu intelektowi czy umiejętnościom, a nie dzięki temu, że już wszystko wiedzą i mogą postąpić inaczej.
iZombie
Jak zobaczyłem początek odcinka, powiedziałem sobie: "no nie no, zombie na bieżni, serial upadł nisko i już się nie podniesie". Na szczęście okazało się, że cały odcinek znakomity - tylu pomysłów, co tutaj w jednym, chyba w całym 2. sezonie nie było. Niestety, serial wyraźnie skręcił w stronę teen dramy, a nienawidzę teen dramy. No i dalej nie wiem, po co ten cały wątek Max Ragera.
Supergirl
Nie zgodzę się z negatywnymi ocenami redaktorów. Jasne, Supergirl to nie jest dobry serial, ale nie jest też zły - nie zdarzyło mi się w trakcie seansu włosów z głowy wyrywać. Taka lekka odskocznia od poważniejszych show, przy której w ogóle nie trzeba myśleć. Co do samego odcinka, był ok, z Tornado nie było bardzo źle. Ktoś ze scenarzystów chyba przed pisaniem przeczytał Red Daughter of Krypton ;). Jednakże, cały czas mnie zastanawia, na kuj Winn siedzi w CatCo, skoro z marszu potrafi się do kompów rządowej agencji włamać.
BTW Czy jest szansa, by pojawiła się rubryka smaczkowa do Supergirl?
Jeśli się nie mylę, to Supergirl oglądamy tylko ja Krzysiu T. Może Krzysiu by się zajął? On by się musiał wypowiedzieć.
UsuńNie planuję (brak czasu)
Usuń"czy idąc na ten film do kina twórcy zdołają mnie jeszcze czymś zaskoczyć"!!!!!!
OdpowiedzUsuńPolska jenzyk trudna jenzyk, co nie?
Nosz ludzie poduczcie się trochę gramatyki!!!
Dzienkować bardzo za uwaga, błenda zaraz poprawiać. O ile go znaleźć, bo Polska jenzyk trudna jenzyk :)
UsuńW Gotham nuda i przewidywalne do bólu zakończenie. Najgorszy odcinek sezonu,
OdpowiedzUsuń