Jako że zbliża się polska premiera jednej z moich ulubionych serii komiksowych, postanowiłem przypomnieć swe recenzje ze starej strony. Uwaga - niemal przez cały czas rozpływam się w zachwytach.
SCALPED: INDIAN COUNTRY
Głównym bohaterem tej serii jest Dashiell Bad Horse, Indianin
wracający do swego rodzinnego rezerwatu Praire Rose po kilkunastu latach. I od
razu wpadający w kłopoty. Co zresztą nie dziwne zważywszy na to, że nieustannie
wydaje się szukać zaczepki i okazji do bójki. Gdy w końcu daje niezły wycisk
ludziom trzęsącego całą okolicą Lincolna Red Crowa, ten zwraca na niego
swą uwagę i… oferuje pracę w plemiennej policji. No i wtedy jego kłopoty
naprawdę dopiero się zaczynają, ponieważ w Praire Rose niemal każdy ma jakąś
mniej lub bardziej mroczną tajemnicę, nie wyłączając oczywiście i samego Bad Horse'a, dla którego wyjawienie jego sekretu najpewniej skończyłoby się 6 stóp pod ziemią. Zresztą
nawet i bez tego nagłe znalezienie się w samym środku intryg i konfliktów
interesów wielu ludzi zapewne nie wyjdzie mu na zdrowie.
Początek nie jest specjalnie obiecujący. Przez większość
pierwszego zeszytu można odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z czymś na
wzór tandetnych filmów akcji klasy B. Ma to miejsce zwłaszcza za sprawą sceny,
w której Dashiell w pojedynkę dziesiątkuje cała gromadę gangsterów przy pomocy
nunczako. Sytuacji nie poprawia sam główny bohater, który wydaje się żywcem
wyjęty z takich filmów, twardy jak skała, bije się jak dzikie zwierzę i strzela
niczym rewolwerowiec. No po prostu nawet Chuck Norris posikałby się ze wstydu
na sam jego widok. Na szczęście im dalej w las, tym lepiej i okazuje się, że to
nie tylko prosta opowieść o wkurzonym Indianinie, który nic nie robi tylko wali
innych po głowach, albo strzela im między oczy, lecz bardziej mieszanka mrocznego
kryminału i thrillera. Historia okazuje się mieć drugie dno, a nawet kilka.
Poza tym motywacje postaci nie są takie oczywiste, jak się początkowo wydawało.
Bad Horse to nie tylko ponury zabijaka, Red Crow posiada jednak ludzkie
uczucia, a agentowi Nitzowi chodzi o coś znacznie więcej niż przymknięcie
kolejnego gangstera. I to wszystko już w pierwszym tomie. Do tego dochodzą
świetne zakończenia poszczególnych zeszytów. Czasem to cliffhanger, czasem coś
bardziej wysublimowanego, ale zawsze zaskakującego dla czytelnika. Mnie jednak
tak naprawdę kupiło dopiero rewelacyjne zakończenie tego tomu. Przedtem
sądziłem, że mam do czynienia po prostu z niezłą serią sensacyjną, ale
przy ostatnim kadrze opadła mi szczęka. To właśnie dzięki niej zdecydowałem się
na kupno następnych tomów.
Bohaterowie to wyjątkowo antypatyczne indywidua. W zasadzie
żaden z nich nie budzi sympatii. Bad Horse to tępy i brutalny osiłek, Red Crow to krwiożerczy morderca; Gina, matka Dashiella, to arogancki babsztyl, Nitz
to wyjątkowo mściwy drań, a Carol, córka Lincolna, to alkoholiczka i dziwka.
Choć z drugiej strony niemal każdy z nich ma także pewne pozytywne cechy,
jednak zazwyczaj w niedużej ilości. Wyjątkiem jest tu drugoplanowa postać
oficera Falls Down. Jako jedyny sprawia on wrażenie człowieka, którego można
polubić. Niestety bardzo szybko ląduje w szpitalu z ranami postrzałowymi. Jak
widać, w tym komiksie po prostu nie opłaca się być sympatycznym.
Rysunki R.M. Guery nie należą do najpiękniejszych. I bardzo
dobrze, bo też i świat, który przedstawiają, jest brzydki, brudny i mroczny. Takie
same są właśnie ilustracje, dzięki czemu doskonale przedstawiają bardzo nieprzyjemną
rzeczywistość rezerwatu Praire Rose. Trudno się nimi zachwycać, ale też i
trudno sobie wyobrazić ten komiks z innymi, milszymi dla oka rysunkami, jakie
są np. w komiksach superbohaterskich. Wtedy ta seria straciłaby co najmniej
połowę swojego klimatu, obecnego chociażby dzięki wszędobylskim cieniom.
Mam wrażenie, że tym tomie Jason Aaron cały czas jeszcze
szuka właściwego tonu dla tej historii. Na szczęście udaje mu się go znaleźć
przed końcem albumu. Dzięki temu to, co zaczyna się jako banalna i kiczowata
naparzanka, z czasem zmienia się w posępny i wielopłaszczyznowy kryminał.
Dodatkowym atutem jest tu rzadko spotykana scenografia indiańskiego rezerwatu,
w której rozgrywa się akcja. Wprawdzie w tym tomie seria nie rozwinęła jeszcze
w pełni skrzydeł, ale dla miłośników kryminałów to naprawdę łakomy kąsek.
4/6
SCALPED: CASINO BOOGIE
Zakończenie pierwszego tomu zostawiło czytelników obgryzających z niecierpliwością paznokcie w oczekiwaniu na ciąg dalszy i zastanawiających się co teraz się wydarzy. Z Casino Boogie się jednak nie dowiemy co dalej. Fabuła bowiem skupia się na nocy poprzedzającej morderstwo z finału pierwszego albumu, z okazyjnymi wycieczkami w jeszcze głębszą przeszłość (poznamy tu m.in. traumatyczne dzieciństwa niektórych postaci). Wydarzenia te poznamy aż z sześciu punktów widzenia, bo każdy numer składający się na ten tom poświęcony był innemu bohaterowi. Oprócz Dashiella śledzić będziemy losy Red Crowa, „Diesela” Fillenwortha, Catchera, Dino Poor Beara oraz Giny. Oczywiście poszczególne historie przenikają i mieszają się tu ze sobą, zwłaszcza że duża ich część dzieje się w kasynie podczas nocy jego otwarcia.
Za sprawą takiej konstrukcji tego tomu możemy lepiej poznać wspomniane wyżej postacie i ich motywacje. W szczególności dotyczy to „Diesela”, Catchera oraz Dino, którzy dotychczas przewijali się jedynie gdzieś w tle, a teraz w końcu mogli wyjść na pierwszy plan. Dzięki temu możemy dowiedzieć się więcej o ich przeszłości i zobaczyć jak skomplikowani i niejednoznaczni są ci bohaterowie. Dotyczy to także naszych starych znajomych, Giny i Lincolna, których ujrzeć możemy w całkowicie odmiennym świetle niż dotychczas. Zaskakująco ewoluuje zwłaszcza postać gangstera, który w pierwszym tomie budził niemal jedynie strach, nawet mimo kilku jaśniejszych punktów w jego charakterze. Tym razem budzi raczej współczucie, a nawet swego rodzaju sympatię, gdy poznajemy powody, dla których wszedł na, usłaną ciałami martwych wrogów i przyjaciół, drogę, której ukoronowaniem jest otwarcie kasyna. Z kolei Ginę, zawsze pewną siebie i swoich racji, zaczynają ogarniać wątpliwości co do słuszności swego postępowania. Catcher okazuje się człowiekiem, który mimo olbrzymiego potencjału, kompletnie zmarnował sobie życie, już od kilkudziesięciu lat topiąc swe smutki w alkoholu. A teraz gdy w końcu chce postąpić tak, jak powinien, jest to jeszcze trudniejsze, niż się spodziewał. „Diesel” okazuje się tak naprawdę kimś zupełnie innym, niż wszyscy sądzą, a my przy okazji dowiadujemy się skąd jego upór, by być uznawanym za Indianina. Gdy natomiast poznajemy rodzinę Poor Beara i to, jak wygląda jego przeciętny dzień, przestajemy się dziwić, że tak bardzo chce opuścić rezerwat. W zasadzie jedynym, który pozostaje cały czas niemal taki sam jak na początku serii, jest Dashiell.
Poszczególne historie są już bardzo dobre same w sobie, ale wspólnie tworzą mozaikę, która okazuje się jeszcze lepsza niż jej części składowe. A jest w tym tomie wszystko, od przepełnionego akcją numeru poświęconego Fillenworthowi, przez obyczajową opowieść o życiu w rezerwacie, aż po wyprawę w głąb mrocznej duszy Red Crowa. Wprawdzie ponownie mamy tu, podczas walki Bad Horse'a z „Dieselem”, także do czynienia z krótką wycieczką w rejony filmów akcji klasy B. Przeciwnicy okazują się tutaj tak twardzi, że większość superbohaterów mogłaby im jedynie pozazdrościć. Nawet upadek z dachu czy stratowanie przez szarżującego byka nie wywiera na nich większego wrażenia. Na szczęście jest to tylko chwilowe i potem seria wraca w swe tradycyjne, mroczniejsze rejony.
Rysunki Guery w tym tomie pozostają równie mroczne co ostatnio, doskonale współgrając z jeszcze bardziej ponurym niż za pierwszym razem, scenariuszem Aarona. Z jednym drobniutkim wyjątkiem. Sekwencja ukazująca marzenia Dino o tym, co będzie robił po opuszczeniu rezerwatu, ukazana jest przy pomocy wyraźnie lżejszej kreski i bardziej jaskrawych kolorów. Dzięki temu późniejszy powrót do przygnębiającej rzeczywistości rezerwatu robi jeszcze większe wrażenie.
Pierwszy tom był dobry, ale dopiero teraz Aaron pokazał, na co naprawdę go stać. Casino Boogie jest lepsze od swego poprzednika pod każdym względem, a wspomniana przeze mnie, przesadzona scena walki dwóch największych twardziel tej serii jest jedynie drobna rysą na diamencie. Jeśli komuś spodobał się pierwszy tom, to gwarantuję, że tym razem będzie wręcz zachwycony. Po dwóch tomach można już śmiało stwierdzić, że oto wyrasta nam bardzo godny następca niedawno zakończonej serii 100 NABOI Azzarello i Risso. A nazwisko Jasona Aarona radzę dobrze zapamiętać i przyglądać się jego kolejnym pracom, bo pokazał on tu, że ma naprawdę olbrzymi talent.
5/6
SCALPED: DEAD MOTHERS
Tym razem w końcu będziemy mieli okazję dowiedzieć się,
jakie skutki dla bohaterów i samego rezerwatu niesie ze sobą śmierć Giny.
Jednocześnie, zgodnie z tytułem tomu, obserwować będziemy postępy śledztwa w
sprawie innej martwej matki, która, jak wszystko wskazuje, została zamordowana
przez Diesela. W końcu też nieco bliżej poznamy Dashiella, a nawet ujrzymy jego
sympatyczniejszą twarz, gdy zaprzyjaźni się z jednym z synów zabitej kobiety. Na
scenę powróci też oficer Falls Down, który zajmie się z kolei wyjaśnianiem,
kto odpowiada za śmierć Giny.
W Dead Mothers mamy w większości do czynienia ze znacznie
prostszą i łatwiejszą w odbiorze historią niż poprzednio. Nawet retrospekcje
ograniczone są tu do minimum. Jedynym wyjątkiem są tu jednoodcinkowe opowieści
Dreaming Himself Into The Real World oraz Falls Down, w których bohaterowie
pogrążają się we wspomnieniach i doznają mistycznych wizji. Nie znaczy to
jednak, że historia opowiedziana w tym tomie jest banalna. Wręcz przeciwnie.
Emocje wręcz wylewają się z kart komiksu, a bohaterowie coraz głębiej pogrążają
się w koszmar, w jaki zmienia się ich życie.
Najbardziej w tym tomie spodobało mi się to, że Bad Horse w
końcu zaczął okazywać jakieś inne emocje poza ogólnym wkurwieniem na wszystko
dookoła. Choć stara się je skrzętnie ukrywać. Zresztą nareszcie stał się
pełnoprawnym głównym bohaterem, bowiem, w odróżnieniu od poprzednich tomów,
niemal cały czas śledzimy właśnie jego poczynania, od czasu do czasu jedynie
przenosząc się do Red Crowa. Natomiast pozostałe postacie pojawiają się
jedynie epizodycznie. Chwilę odpoczynku znajduje dopiero przy okazji ostatniej w
tomie historii - „Falls Down”, której, jak łatwo się domyślić, bohaterem jest
tytułowy policjant.
Z nowych postaci pojawiających się w tym tomie na szczególne
wyróżnienie zasługuje pan Brass, przysłany do rezerwatu, przez współpracujących
z Lincolnem Hmongów, specjalista od tortur. A trzeba powiedzieć, że jest to
człowiek, który kocha swoją pracę.
Jeśli chodzi o stronę graficzną to tym razem mamy pewne
urozmaicenie. Tytułową, pięcioczęściową opowieść ilustruje wprawdzie nadal R.M.
Guera, na swoim tradycyjnym wysokim poziomie, lecz otwierające i zamykające ten
tom pojedyncze historie narysowane są odpowiednio przez Johna Paula Leona oraz
Davide’a Furno. Mimo znacząco odmiennej kreski, zwłaszcza w przypadku drugiego
z nich, utrzymują oni stylistykę znaną z numerów współtworzonych przez
dotychczasowego stałego rysownika. Z owych dwóch gościnnych artystów bardziej
do gustu przypadł mi, operujący klarowniejszą kreską, J.P. Leon.
Ten tom nie zrywa wprawdzie skalpu w takim stopniu jak
poprzedni, ale nadal utrzymuje bardzo wysoki poziom. Fabuła prze do przodu,
zmierzając w coraz bardziej ponure rejony, postacie ciągle się rozwijają, a
zwroty akcji nieodmiennie zaskakują czytelnika. No i tym razem nie ma już śladu
po akcjach rodem z „Rambo” czy „Commando”.
5/6
SCALPED: GRAVEL
IN YOUR GUTS
W tomie tym znajdziemy dwie historie. Dwuczęściowa Buduoir
Stomp skupia się na relacjach Dashiella i Carol oraz przeszłości dziewczyny.
Natomiast dłuższe, zajmujące resztę albumu, tytułowe Gravel in Your Guts prezentuje nam przede wszystkim poważną moralną rozterkę, przed którą stanął Red
Crow, a także, w mniejszej mierze, problemy w jakie wplątał się Dino Poor Bear.
Już pierwsza z nich jest świetna i w przejmujący sposób
ukazuje powody jej nienawiści do swego ojca oraz sposób, w jaki Carol stoczyła
się na dno. Na które zresztą teraz pociąga za sobą zakochanego w niej Dasha, do
którego dotychczasowych problemów dochodzi śmierć Sheltona, za którą się
obwinia. Trudno jednak ich stosunki w ogóle nazwać miłością. W zasadzie oboje
sprawiają wrażenie, jakby ich conocne spotkania były raczej sposobem na
oderwanie się od ponurej rzeczywistości niż czymkolwiek więcej. W ich trakcie jedynie
uprawiają seks i nie zamieniając ze sobą niemal ani słowa, nawet jeśli czasem
kusi ich by podzielić się z drugą osobą swymi problemami.
Już właśnie za samo Buduoir Stomp ten tom zasłużyłby na
najwyższą ocenę, ale, choć trudno w to uwierzyć, druga z historii zawartych w
tym albumie jest jeszcze lepsza. Z sytuacji w której znalazł się Lincoln w Gravel in Your Guts, nie ma dobrego wyjścia. Ba, trudno nawet stwierdzić czy
da się wybrać mniejsze zło. Gangster musi bowiem zdecydować czy nie tylko
zawieść jedyną osobę, która jeszcze wierzy, że tli się w nim jeszcze
przynajmniej iskierka dobra, ale też popełnić straszliwe okrucieństwo wobec
osoby, którą kocha czy też pozwolić by wysłannik Hmongów bezkarnie mordował
mieszkańców rezerwatu. Postawiony przed takim wyborem Red Crow miota się niczym
zwierze złapane w pułapkę, z której nie potrafi się wydostać. Tym bardziej, że
zdaje sobie sprawę, iż niezależnie od swej decyzji będzie mu później trudno
spojrzeć sobie samemu w twarz. Na drugim planie mamy tu także przedstawione
perypetie Dino Poor Beara, którego marzenia o opuszczeniu rezerwatu sprawiają,
że coraz bardziej zagłębia się w przestępczy półświatek Praire Rose, za co
przyjdzie mu zapłacić bardzo wysoką cenę. Wszystko to opowiedziane jest w
rewelacyjny i poruszający sposób, a Jason Aaron okazał się prawdziwym mistrzem
jeśli chodzi o grę na emocjach czytelnika. Ogólnie Gravel in Your Guts to
jeden z najlepszych komiksów jakie czytałem ostatnimi laty i prawdziwe
arcydzieło czarnego kryminału. Po zakończeniu lektury przez dobrych kilka minut
siedziałem niczym sparaliżowany, a jedynym co potrafiłem wydusić z siebie było
stłumione „wow”.
Jeśli chodzi o rysunki to nie ma się o czym rozpisywać. Obaj
artyści udzielający się w tym tomie, czyli Guera i Furno, są już nam znani z
wcześniejszych części i obaj sprawdzają się świetnie. Jednak tym razem główną
gwiazdą komiksu, i to w jeszcze większym stopniu niż w poprzednich trade’ach,
jest wspaniały scenariusz Aarona.
O ile poprzednie tomy były bardzo dobre, o tyle ten jest
absolutnym „musiszmieć” dla każdego kto nie reaguje alergicznie na samo hasło
„kryminał”. Przy okazji recenzji jednego z poprzednich tomów wspomniałem, że SCALPED to godny następca 100 NABOI,
jednak dzięki Gravel in Your Guts ten tytuł odsadził swego wielkiego
poprzednika o kilka długości. Teraz w zasadzie jedyna rzecz która mnie
niepokoi, to pytanie, czy Aaron będzie w stanie utrzymać tak wysoki poziom
także w następnych tomach. Bo jeśli tak, to jest to dla mnie murowany kandydat
do miana najlepszej serii ostatniej dekady.
6/6
SCALPED: HIGH LONESOME
W High Lonesome Jason Aaron wraca do mozaikowej narracji,
znanej już chociażby z tomu Casino Boogie. Tym razem jednak powiązania między
poszczególnymi numerami są jeszcze luźniejsze, za wyjątkiem zeszytów 25 i 29
spinających cały tom swego rodzaju klamrą. Pojawia się w nich w Praire Rose
szuler, który jak się okazuje wie sporo o przeszłości Dashiella i bezwzględnie
to wykorzysta. Pozostałe numery w mniejszym (jak ten poświęcony przeszłości
„Diesela”) czy większym (opowiadające o przeszłości Nitza oraz o śledztwie Falls
Down) stopniu nawiązują do morderstwa dwóch agentów FBI sprzed kilkudziesięciu
lat. Dzięki nim dowiadujemy się więcej o powodach nienawiści Nitza do Red Crowa
oraz w końcu poznajemy tożsamość nie tylko zabójcy owych agentów, ale także
mordercy Giny (choć jeśli chodzi o to ostatnie, to jedynie potwierdzają się
przypuszczenia, które można było mieć po poprzednich tomach).
Jedną z największych przyjemności przy czytaniu tej serii
jest obserwowanie jak rozwija się postać Dashiella. Początkowo wydawać by się
mogło, że to jedynie tępy i pełen gniewu osiłek, jednak praktycznie z każdym
kolejnym tomem stawał się on coraz ciekawszym i bardziej skomplikowanym
bohaterem. Tak więc to właśnie Bad Horse jest największą gwiazdą w High
Lonesome, choć większą rolę odgrywa dopiero w ostatnim zebranym w tym albumie
zeszycie. Jego życie i psychika są w kompletnej rozsypce i dopiero traumatyczne
wydarzenia, które przeżywa w zasadzie jedynie cudem, sprawiają że postanawia
zebrać się do kupy i podejmuje decyzję, która może mieć dla niego bardzo
poważne skutki. Udanie sekunduje mu w tym tomie postać szulera, który znajdując
się na zakręcie życia, trafił do Praire Rose. Jak sam siebie określa, żyje z
kłamstwa. I tak się do tego przyzwyczaił, że okłamuje wszystkich wokół, nie
wyłączając siebie. Jeśli chodzi o starych znajomych, to dowiemy się, czemu z
Fillenwortha wyrósł taki bezwzględny bydlak jakim jest dziś oraz co znajdowało
się tajemniczym pakunku, który przekazał Nitzowi jeszcze w Casino Boogie. I
jest to coś zupełnie innego niż ktokolwiek mógł się spodziewać, mającego dla agenta
bardzo osobiste znaczenie. Poznawszy jego zawartość trudno się też dziwić organicznej
wręcz nienawiści jaką żywi on do Lincolna. Ogólnie Aaron po raz kolejny
potwierdza w tym tomie, że jeśli chodzi o galerię ciekawych i barwnych postaci,
to jego komiks nie ma sobie równych.
Oprócz znanych z wcześniejszych albumów Guery i Furno, jedną
historię ilustruje tu Francesco Francavilla. Niestety wypada zdecydowanie
słabiej od pozostałych pracujących nad tą serią rysowników. Postacie w jego
wykonaniu wyglądają na rysowane w wielkim pośpiechu i zupełnie bez przykładania
się do swej pracy. Ot takie pokraczne ludziki z beznadziejnymi twarzami. Na
szczęście, jak wspomniałem, odpowiada on jedynie za jeden zeszyt, więc nie boli
to aż tak bardzo.
Jak pisałem przy okazji recenzji poprzedniego tomu,
zastanawiałem się czy scenarzysta będzie w stanie utrzymać piekielnie wysoki
poziom na jaki wywindował tą serię. Ku mej uciesze High Lonesome rozwiało te
wątpliwości. Choć nie tak rewelacyjne jak Gravel In Your Guts ustępuje mu
jedynie nieznacznie. Pewnie w jakiejś części dlatego, że praktycznie brak tu mojej
ulubionej postaci komiksu, czyli Lincolna Red Crowa, no ale nie można mieć
wszystkiego.
5/6
SCALPED: THE GNAWING
W tym tomie Dashiell staje przed problemami jeszcze
większymi od dotychczasowych. Co jest niemałym wyczynem, zważywszy na fakt, że
wcześniejsze były tak stresujące, że doprowadziły do sięgnięcia przez niego po
narkotyki. Lincoln dowiaduje się bowiem o obecności wtyki FBI w rezerwacie. Co
więcej zarówno on, jak i agent Nitz chcą dopaść świadka morderstwa dokonanego
przez Red Crowa. A świadek ten także o samym Bad Horsie wie rzeczy, o których
lepiej by ani Lincoln ani Baylis się nie dowiedzieli. Sposób, w jaki Dash
wybrnie z tej sytuacji może być dla czytelnika nie tyle zaskakujący, co wręcz
szokujący. Także Red Crow ma więcej niż jeden problem, gdyż zabity przez
niego człowiek pracował dla Hmongów, którzy jak łatwo się domyśleć, nie są z
tego zadowoleni. I jego rozwiązanie jest równie niezwykłe.
Fabuła tego tomu wykazuje pewne podobieństwo do wydarzeń z Gravel
in Your Guts, tyle tylko, że tym razem w sytuacji, z której nie ma dobrego
wyjścia znajduje się Dashiell. I choć ostatecznie wychodzi z tego obronną ręką,
to konsekwencje podjętych decyzji z pewnością będą go nawiedzać w przyszłości.
Podobnie jak w poprzednim tomie jego postać staje się coraz ciekawsza i
wielowymiarowa. Poza tym akcja także zdecydowanie się zagęszcza. Shunka jest
praktycznie pewien, że to Bad Horse odpowiada za sporą część ich problemów, nie może jednak znaleźć na to dowodów, bez których nie jest w stanie przekonać
do tego Red Crowa. Natomiast oficer Falls Down w końcu odkrywa, kto
jest odpowiedzialny za śmierć Giny, ale sprawia to jedynie, że wpada w jeszcze większe
kłopoty. Nie można też zapomnieć o Carol, która choć w tym tomie zdaje się
odgrywać jedynie niewielką rolę, to jednak dowiaduje się o sobie czegoś co
prawdopodobnie wywróci życie zarówno jej, jak i jej najbliższych do góry
nogami. Jak widać Jason Aaron nie próżnuje i wciąż rzuca swym bohaterom kłody
pod nogi, utrudniając im życie jak się da. Dzięki czemu tym ciekawiej czyta się
kolejne rozdziały tej historii.
Jeśli chodzi o stronę graficzną, to tym razem odpowiada za
nią mój ulubiony z pracujących przy SCALPED rysowników, R.M. Guera, który przy
pomocy kolorystki Giulii Brusco, jeszcze podkreśla duszny i nieprzyjemny klimat
rezerwatu Praire Rose.
The Gnawing jest co najmniej równie dobre jak dotąd
najlepszy tom serii, czyli wspomniane wcześniej Gravel…, a Jason Aaron po raz
kolejny udowadnia, że jest prawdziwym mistrzem kryminalnych opowieści.
Pozostaje więc jedynie czekać na kolejny rozdział tej pasjonującej historii, w
której z pewnością jeszcze nie raz zostaniemy zaskoczeni.
6/6
SCALPED: REZ BLUES
Tom ten podzielić można na dwie części. W pierwszej z nich
mamy do czynienia z krótkimi nie powiązanymi z głównym wątkiem historiami. Ba,
z dotychczasowych ważniejszych bohaterów serii jedyną istotną role odgrywa tam
Shunka, i to tylko w jednej z nich. Natomiast druga połowę albumu zajmuje
opowieść skupiająca się na relacjach między Dashem a Carol oraz ich próbach
ułożenia sobie na nowo życia po wcześniejszym stoczeniu się na dno.
Otwierająca tom Listening to the Earth Turn ma z samą
serią wspólne jedynie miejsce akcji. Jest to bowiem piękna i spokojna opowieść
o starszym małżeństwie żyjącym na uboczu rezerwatu, które mimo licznych
problemów stara się sobie jakoś radzić. Jest to bardzo miła odskocznia od
pełnych mroku opowieści, którymi charakteryzuje się SCALPED.
Następna w kolejce jest wspomniana dwuodcinkowa historia o
Shunce pod nieco przydługim tytułem A Fine Action of an Honorable and Catholic
Spaniard, w której dogląda on interesów Red Crowa w innym rezerwacie.
Oczywiście nie idzie to zgodnie z planem i finał jego wycieczki jest bardzo
krwawy. Ponadto dowiadujemy się o nim pewnej bardzo zaskakującej rzeczy, dzięki
czemu przestaje być jednowymiarową postacią i wzorem innych bohaterów serii
nabiera dodatkowej głębi.
W końcu w Family Tradition, której akcja dzieje się
podczas wojny w Wietnamie, poznajemy wreszcie ojca Dasha i dowiadujemy się jak
koleje jego losu podobne były do dziejów jego syna. Choć trzeba przyznać, że
Wade talent do ładowania się w kłopoty ma chyba jeszcze większy od swego potomka.
Jak łatwo się domyśleć poświęcenie całego zeszytu tej
postaci związane jest z tym, że Wade przybywa do rezerwatu, co ma już miejsce w
najdłuższej z zebranych historii – Unwanted. Jednak wątek jego prób może nie
tyle pogodzenia się z synem, co raczej doprowadzenia do współpracy w celu
odnalezienia mordercy Giny pozostaje na drugim planie. Na pierwszy, tak jak
wspomniałem wcześniej, wysuwają się postacie Dasha i Carol. Natomiast sam tytuł
tej opowieści odnosi się głównie do tematyki aborcji, nad dokonaniem której zastanawia
się Carol. Także we fragmentach dziejących się w przeszłości przedstawione mamy
matki zarówno jej jak i Bad Horse'a, które same zmagały się z podjęciem
podobnej decyzji.
Tom ten jest generalnie znacznie spokojniejszy od
wcześniejszych i, poza kilkoma fragmentami, pozbawiony sensacyjnej akcji. Co
nie oznacza, że jest słabszy. Wręcz przeciwnie, przez swą odmienność i skręt w
stronę dramatu obyczajowego robi tym większe wrażenie. Jeśli miałbym wskazać
swe ulubione momenty tego tomu, to byłaby to otwierająca go opowieść. I to
mimo, a w zasadzie dzięki temu, że nie ma nic wspólnego z główną fabułą. Bowiem
za sprawą tego, mamy w końcu w tej serii historię, z której wieje optymizmem.
Drugim rewelacyjnym fragmentem jest rozmowa między Dashiellem i Carol z
ostatniego zeszytu Unwanted, podczas której żadne z nich nie mówi tego, co
naprawdę chce powiedzieć. Jest ona rozegrana po prostu genialnie i w sposób
bardzo trudny do osiągnięcia w innym medium niż komiks.
Jeśli chodzi o stronę graficzną, to obok Guery i Furno, w Listening… za rysunki odpowiada Daniel Zezelj, znany w Polsce czytelnikom
serii LOVELESS. Nie jestem jego specjalnym fanem, ale trzeba przyznać, że jego
mroczne ilustracje do tej serii pasują jak ulał. Paradoksalnie jednak,
ilustruje akurat tę opowieść, która ze wszystkich dotychczasowych jest najmniej
ponura. Może dlatego, by czytelnikowi nie było zbyt miło i radośnie…
Ku nawet memu zaskoczeniu Aaron cały czas utrzymuje niebotycznie wysoki poziom. Jeśli chodzi o serie kryminalne to w życiu nie czytałem lepszej. I jeśli jeszcze jej nie czytaliście to trzeba to jak
najszybciej nadrobić.
6/6
SCALPED:
YOU GOTTA SIN TO GET SAVED
Tom otwierają dwie jednozeszytowe historie poświęcone
drugoplanowym postaciom, szeryfowi White Haven, Woosterowi Karnowowi oraz
agentowi Baylisowi Nitzowi. Ich efektem jest to, że obaj owi stróże prawa
zaczynają w większym niż dotychczas stopniu utrudniać życie Red Crowowi.
To jednak nie jedyne problemy, z którymi musi się spierać. Okazuje się bowiem,
że w wyborach na wodza plemienia ma zamiar przeciw niemu startować jego niegdysiejszy
mentor, rozczarowany tym, co Red Crow robił na tym stanowisku. Ponadto
postanawia zaufać człowiekowi, któremu nie powinien. Także inne postacie nie
siedzą bezczynnie. Dash w końcu ściera się z mordercą swojej matki, oficer Falls
Down zostaje poddany bardzo brutalnemu testowi przez Catchera, a Dino
nieszczęśliwie się zakochuje.
Jason Aaron nieraz już udowadniał, jak świetnie radzi sobie
z podobną mozaikową strukturą opowieści. I tym razem również nie zawodzi. Co
więcej tom ten jest co najmniej równie dobry jak najlepsze z poprzednich. Fabuła
nabiera coraz większego rozpędu, emocje stają się intensywniejsze, losy
poszczególnych postaci bardziej pogmatwane, a wybory przed jakimi stają
trudniejsze. Scenarzysta po raz kolejny pokazuje, że SCALPED jest
bezapelacyjnie najlepszą aktualnie wydawaną przez Vertigo serią. Widać też, że
wszystkie wątki powoli zbliżają się do finału i coraz wyraźniej splatają się ze
sobą, jednocześnie nieustannie zaskakując czytelnika.
W samej głównej historii za rysunki odpowiada jak zwykle świetny
R.M. Guera. Historię Nitza zilustrował także stary znajomy – Davide Furno.
Natomiast drugą z jednozeszytówek narysował Jason Latour i niestety nie spisał
się najlepiej. Jego ilustracje są bardzo ciemne i chaotyczne, co zwłaszcza przy
scenach akcji jest silnie irytujące i nieraz trzeba się zastanawiać, co w ogóle
chciał rysownik przedstawić. Poza tą wpadką jednak strona graficzna serii
prezentuje swój tradycyjny wysoki poziom.
Recenzja jak widać jest dosyć krótka, ale trudno nieustannie
rozpływać się w superlatywach, tak by nie zacząć się powtarzać. Tak więc podkreślę
jedynie po raz kolejny: kupować i czytać natychmiast, bo ta seria to gwarancja
dobrze wydanych pieniędzy.
6/6
SCALPED: KNUCKLE UP
Nie licząc rozpoczynającej tom
historii The Art of Scalping/The Art of Surviving z jubileuszowego 50 numeru,
większość zawartości tego tomu stanowi przygotowywanie gruntu pod wielki finał,
który będzie miał miejsce w następnym wydaniu zbiorczym. Częstokroć w przypadku
serii zbliżających się do końca, mamy do czynienia z ciszą przed burzą, kiedy
następuje pozorne uspokojenie, by w finale akcja eksplodowała z podwójną siłą.
Aaron nie zamierza zwalniać jednak nawet na chwilę. Wręcz przeciwnie – jeszcze
bardziej przyspiesza. W związku z tym zdecydowanie przerzedza się obsada,
bowiem postacie w tym albumie padają jak muchy, a nagłych i zaskakujących
zwrotów akcji jest nawet więcej niż zazwyczaj. Oprócz sosu trupów możemy w Knuckle Up zobaczyć także konsekwencje zmieniających życie decyzji, jakie
podjęli Red Crow oraz szeryf Karnow. Natomiast we wspomnianej wcześniej
opowieści przybliżone czytelnikom zostają losy odległego przodka Dashiella,
którego potomkowie zamieszkali w rezerwacie Praire Rose.
The Art… przypomina nam, jak brutalnym
miejscem był dziki zachód, skupiając się oczywiście na walkach między białymi a
Indianami. Jednocześnie stawia ona współczesne wydarzenia w nieco innej
perspektywie, bowiem jakkolwiek krwawe by one nie były, w porównaniu z tym, co
działo się półtora stulecia wcześniej są one istną sielanką. A najlepsza w tej
historii jest przewrotność – chodzi mi tu o los bohaterów pierwszej jej połowy
oraz fakt, że mimo tego, iż jest pełna okrucieństwa i śmierci, to jej
zakończenie jest zdecydowanie optymistyczne.
Tak jak wspominałem powyżej,
najważniejszymi postaciami tego tomu są Red Crow i Karnow, których
działania napędzają większość akcji. Tak samo jak wcześniej Lincoln był twardym
gangsterem, tak teraz jest równie niezłomny w swym postanowieniu by wyrzec się
przestępczej działalności, nie zważając na protesty swych wspólników i
podwładnych. Równie niezłomny, po przemianie, którą przeszedł w poprzednim
albumie, jest szeryf Wooster, zdecydowany zwalczać bezprawie, choćby nawet
musiał to robić w pojedynkę. Ich postępowanie ma olbrzymi wpływ także na innych
bohaterów, doprowadzając także ich do podejmowania zaskakujących decyzji, dzięki
czemu zobaczyć możemy ich z nieznanej dotychczas strony. Wynikiem tego jest
wiele dramatycznych wydarzeń, które owocują m.in. owym przerzedzeniem się
obsady. Także zakończenie jest rewelacyjne, choć trudno by je nazwać
zaskakującym, bowiem w zasadzie czekaliśmy na te słowa niemal od samego
początku serii. Nie zmienia to jednak faktu, że zostawia ono naszych bohaterów
w sytuacji, której rozwiązanie chcemy poznać jak najszybciej.
Tym razem R.M. Guera narysował
niemal cały tom. Jedynym wyjątkiem jest 50 numer, przez którego połowę
zastępują go inni ilustratorzy. Wśród nich jedynie Igor Kordey ma sposobność
rysować właściwy komiks, bowiem pozostali mieli za zadanie stworzyć jedynie
splashpage’e, przedstawiające poszczególne postacie historii. Jest to częsty
zabieg przy okazji jubileuszowych numerów, ale bardzo przeze mnie lubiany,
bowiem dzięki niemu mamy sposobność zobaczyć bohaterów w innej niż zazwyczaj
interpretacji.
Nie mam chyba z mojej strony
specjalnego sensu polecać ten tom, bowiem chyba każdy, kto czyta tą serię jest
już od niej uzależniony i nie potrzebuje żadnej zachęty by po nią sięgać.
Wspomnę więc jedynie, że Aaron cały czas nie traci formy i niezmiennie zadziwia
czytelnika swym scenopisarskim kunsztem, a co za tym idzie to wydanie zbiorcze
jest równie genialne jak i pozostałe.
6/6
SCALPED: TOMU TRAIL’S END
Wszystko co dobre musi się skończyć, i tak niestety jest też
ze SCALPED. Pytaniem jest tylko czy ostatni tom tej serii jest równie dobry jak
poprzednie i w satysfakcjonujący sposób rozwiązuje wszystkie wątki. Nie będę
was trzymał w niepewności od razu wyznam, że Jason Aaron wywiązuje się ze swego
zadania perfekcyjnie i dostarcza czytelnikom kolejny genialny komiks. Choć
mogłoby się wydawać, że po tym co stało się pod koniec poprzedniego albumu, nie
ma już za wiele do pokazania, a w każdym razie na tyle dużo by wypełnić całe
kolejne wydanie zbiorcze. Na szczęście scenarzysta szybko pokazuje jak dalekie
jest to od prawdy i trzyma nas w napięciu praktycznie do samego końca.
Okrzykniętemu jako bohater po aresztowaniu Red Crowa Dashiellowi, grunt zaczyna palić się pod nogami gdy na jaw zaczynają wychodzić
jego niechlubne tajemnice z czasu gdy był podwładnym Lincolna. On sam stara się
wygrzebać z nieciekawej sytuacji, w jakiej się znajduje i staje przed kolejnym
moralnym dylematem, jak daleko się posunie by tego dopiąć. Także Catcher nie
próżnuje i zabija coraz to kolejnych ludzi, których oskarżą o działanie na
szkodę rezerwatu, wraz z całymi ich rodzinami. Oczywiście ich drogi w końcu
ponownie się schodzą, co prowadzi do wielkiej kulminacji w przedostatnim
numerze. Jest on niemal w całości naładowany akcją, co może być swego rodzaju
odwołaniem do wczesnych zeszytów. Tym razem jednak bohaterów znamy o wiele
lepiej i zdecydowanie bardziej przejmujemy się ich losem, a ponadto dokładnie
wiemy, o co toczy się walka. Tak więc to co niegdyś byłoby jedynie efektowną
rozróbą, teraz staje się wyładowanym emocjami ostatecznym starciem. Co więcej,
wiedząc jak mroczna to była historia, nie mamy pojęcia, kto wyjdzie z tego
żywy. Natomiast ostatni numer to w większości spokojny epilog, pokazujący jak
ci, którzy przetrwali radzą sobie z dalszym życiem. Naturalnie, po tym
wszystkim, czego doświadczyli bohaterowie tej historii, trudno oczekiwać tutaj
klasycznego happy endu, ale przynajmniej w jednym wypadku jest tego bardzo
blisko. Aaron mistrzowsko splata tu wątki z całej kilkuletniej historii serii,
czasem nawiązując nawet do tych opowieści, które wydawały się nie mieć zbyt
wiele wspólnego z główną fabułą.
Tak jak należało się spodziewać, ostatnie wydanie zbiorcze
zilustrowane jest w całości przez głównego rysownika i współtwórcę serii R.M.
Guerę, który jak zwykle daje popis swego talentu. Wyraźnie widać jak bardzo się
rozwinął – początkowo jego kreska była po prostu niezła, lecz z biegiem czasu
stał się jednym z moich ulubionych artystów komiksowych. W porównaniu do tego
jak rysuje teraz, jego wcześniejsze prace przypominają ledwie pobieżne szkice.
I nawet mimo tego, że jego kreska stała się znacznie czystsza, to nie straciła
ani odrobiny klimatu, jaki trzymała od pierwszych numerów. Vertigo znane jest z
tego, że bardzo często świetnym scenariuszom towarzyszą w ich komiksach
przeciętne rysunki. Dlatego też tym milej, że SCALPED jest w tym mierze jednym z
rzadkich, chlubnych wyjątków i strona graficzna dorównuje tu warstwie
scenariuszowej.
Już wcześniej praktycznie na każdym roku zachwalałem tę
serię, a teraz wiedząc, że jej zakończenie jest równie rewelacyjnie jak cała
reszta, mogę już z absolutnie czystym sercem stwierdzić, że powinien po nią
sięgnąć każdy mieniący się miłośnikiem komiksów, czy też po prostu dobrej
literatury. SCALPED moim zdaniem spokojnie już można wymieniać jednym tchem z
np. STRAŻNIKAMI czy SANDMANEM. Ta seria jest naprawdę tak dobra.
6/6
Tomasz Kabza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz