środa, 4 października 2017

ACTION COMICS VOL. 3: MEN OF STEEL


Trzeci tom serii ACTION COMICS, jak sugeruje już sama okładka, to wspólne przygody Człowieka ze Stali oraz Leksa Luthora. Poprzedni tom był znacznie spokojniejszy od otwierającej serię historii z udziałem Doomsdaya, ale tym razem scenarzysta Dan Jurgens znów stawia na akcję przez duże "A" i rzuca Supermana w wir wydarzeń, podczas których dochodzi do kilku pojedynków, sporej ilości zadanych ciosów, a przy okazji główny bohater wspólnie ze swoim największym wrogiem odwiedzą nieznane obszary kosmosu. Dotychczas seria ta, ku mojemu zdziwieniu, sprawdzała się całkiem dobrze jako jednorazowa rozrywka przepełniona nutą tęsknoty za szalonymi latami 90-tymi. Sprawdźmy zatem, czy odsłona numer trzy rzeczywiście jest tak dobra, na jaką się zapowiada, oraz co nowego słychać u tajemniczego "Clarka Kenta", który nadal uparcie obstaje przy swoim.

MEN OF STEEL zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, gdzie zakończył się poprzedni tom, czyli od spotkania z dwoma tajemniczymi osobnikami w dziwacznych zbrojach. L'Call zwany Godslayerem oraz jego partner Zade to międzygalaktyczni najemnicy, którzy wykonują na Ziemi ściśle określoną misję. Dzięki wizjom, jakich doznał L'Call wiadomo, że w przyszłości (prawdopodobnie jednej z wielu) Lex Luthor zastępuje Darkseida i staje się jego następcą. Pod jego brutalnymi rządami zniszczonych zostanie wiele światów, a miliardy istnień stracą życie. Aby temu zapomnieć Godslayer zamierza zabić Luthora, jeszcze zanim ten wkroczy na czekającą go ścieżkę zła prowadzącą prosto na Apokalips. Co dziwne nie zważa przy tym na to, jakie skutki mogą spowodować takie ingerencje w strumieniu czasu. Oczywiście łatwo się domyślić, że zarówno Lex, jak i Kal-El nie pozwolą na takie samowolne i słabo uzasadnione wymierzanie kary. W tym momencie zaczyna się jedna wielka młócka (z małymi przerwami na zmianę scenerii), która nagle po prostu się kończy i wszyscy zadowoleni rozchodzą się do swoich domów.

Tym razem wyjątkowo to nie Superman, a właśnie jego największy wróg staje się najważniejszą postacią, wokół której toczy się główna historia. Kal-El bez wahania staje po stronie Luthora, a walka toczy się zarówno na Ziemi, jak i w innych częściach kosmosu, do którego przeniesieni zostają obaj panowie dumnie noszący emblemat "S" na piersi. Między Leksem i Supermanem powstaje nowa, być może cienka i tylko chwilowa, nić porozumienia. Dzieli ich bardzo wiele, ale jak się okazuje mają również pewne wspólne poglądy na ważne sprawy, potrafią okazać sobie szacunek.

Superman pokazuje się tutaj ze swojej znanej i jakże przewidywalnej strony. Wyraża swoją niechęć dla rozwiązań siłowych, osądzania kogoś za przestępstwa/zbrodnie, jakich dopuścić ma się dopiero w przyszłości, no i standardowo staje w obronie osób słabszych, czy też szacunku i zgodnego z prawem osądu dla każdej, nawet najbardziej podłej istoty żywej. W tej kwestii scenarzysta ani przez chwilę mnie nie zaskoczył, a chwilowe wahania eSa w podjęciu decyzji nie wzbudziły u mnie żadnych emocji. I tak łatwo było przewidzieć, jak dla Kryptonijczyka oraz Ziemianina zakończy się ta batalia, i po której stronie ostatecznie stanie Człowiek ze Stali. Jednym z celów Dana Jurgensa było zapewne przypomnienie (dla starszych czytelników) i podkreślenie (dla nowych miłośników przygód eSa) zasad, jakimi w swoim życiu kieruje się główny bohater. I to się na pewno udało.

Wykreowani na potrzeby tej historii złoczyńcy - choć to określenie nie do końca w tym wypadku pasuje, są z jednej strony poważni, wyposażeni w nowoczesne pancerze oraz zaawansowaną technologię, ale z drugiej strony ich wygląd oraz zachowanie trochę śmieszy. Przypominają się od razu podobnego kalibru przeciwnicy, z jakimi Superman zmagał się w swojej bogatej komiksowej przeszłości nie raz i nie dwa. Niczym szczególnym się nie wyróżnili i zaraz po zakończonej lekturze idą w zapomnienie. W ferworze walki wyłuskać można wprawdzie flashbacki związane z tragiczną przeszłością Godslayera, ale jakoś nie zyskał on ani przez chwilę mojej sympatii.

Tymczasem na drugim planie obserwujemy dalszy ciąg wątku dotyczącego Clarka Kenta, tego pozbawionego super mocy. Lois Lane, po przerwanym wywiadzie z Leksem, prowadzi śledztwo w sprawie zaginionego budynku, siedziby tajemniczej firmy Geneticron, która ma jakieś powiązania z ostatnimi wydarzeniami, jakie rozgrywały się w Metropolis. Kent przez cały czas dosłownie depcze Lois po piętach i na siłę próbuje zawracać jej głowę nie tylko w pracy, ale i poza nią. Nic dziwnego, że dla reporterki (a także jej syna) obecność mężczyzny wyglądającego jak jej mąż staje się męcząca. Postać ta z każdą odsłoną staje się jeszcze bardziej zagadkowa, może nawet i irytująca, ale wszystkie odpowiedzi na temat Clarka Kenta ujawnione zostaną już w następnym tomie, który będzie crossoverem obu supermanowych serii.

W kwestii rysunków praktycznie bez zmian, gdyż i tym razem nie mam powodów do narzekania. ACTION COMICS, podobnie jak druga seria z Supermanem w roli głównej może pochwalić się naprawdę solidną szatą graficzną, która zdecydowanie ułatwia i umila śledzenie opowiadanych historii. A przynajmniej w moim odczuciu osoby wybrane do pracy nad tymi tytułami zostały dobrane wręcz idealnie. Patrick Zircher znów w moich oczach wypada najlepiej, ale pozostali dwaj artyści wcale nie są znacznie gorsi. Cała trójka (każdy zilustrował po dwa zeszyty) prezentuje w miarę zbliżone style, przez co nie widać jakiegoś drastycznego przeskoku, kiedy pałeczkę przejmuje inny rysownik. Cieszy mnie zwłaszcza poprawa jakości w pracach Kirkhama, który miał w pewnych momentach zauważalny spadek formy przy okazji tworzenia tomu pierwszego. Gdyby taki poziom szaty graficznej utrzymał się w kolejnych odsłonach tej serii, to będę więcej niż zadowolony.

Dosyć przewidywalny i monotonny przebieg głównej intrygi, powtarzalność, a także niezbyt oryginalni, jednorazowi przeciwnicy to te punkty, które najbardziej zaważyły na niższej ocenie całego tomu. Niby działo się dużo, a tak naprawdę działo się niewiele. Komiks ratują fajne ilustracje oraz rozwinięcie/nowy start w relacjach Supermana z Leksem Luthorem. Jakoś tak się przypadkowo złożyło, że trzecie tomy zaserwowane w ramach serii SUPERMAN oraz ACTION COMICS niezbyt przypadły mi do gustu i traktuję je głównie jako zapychacze w oczekiwaniu na ujawnienie rewelacji dotyczących "drugiego" Clarka Kenta. Komiks ten bardzo szybko się czyta, ale równie szybko można o nim tak naprawdę zapomnieć. Lektura dla mniej wymagających miłośników przygód Człowieka ze Stali, gustujących przede wszystkim w efektownych pojedynkach rozgrywających się zarówno na Ziemi, jak i w dalekim kosmosie. I tym osobom właśnie go polecam. Ja wole troszeczkę inne klimaty, stąd oceniam go jako najsłabszy z dotychczasowych tomów.

Ocena: 3-/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS #967 - 972.

Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.


Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz