Dotychczas
starałem się nie dublować wydań WKKDC z komiksami Egmontu, które są cały czas
łatwo dostępne. Z TRÓJCĄ stało się trochę inaczej, niejako przez przypadek.
Dzieło Matta Wagnera chciałem nabyć w wersji z DC Deluxe, lecz wówczas
nagromadziło się tyle mocniej interesujących mnie premier, że trzeba było
przerzucić to na kolejny miesiąc. Potem na jeszcze kolejny i tak dalej, aż w
końcu okazało się, że tytuł ten prawdopodobnie nie trafi do mnie nigdy, bo
ciągle ukazuje się coś ciekawszego. I nagle pojawiła się premiera 30 tomu
WKKDC, stwierdziłem ”teraz albo nigdy” i z kwotą czterdziestu złotych ruszyłem
na miasto. Tak, zdobycie w moich okolicach nowych tomów WKKDC oznacza już
podróżowanie kilka kilometrów samochodem ;) Niemniej udało się, komiks przeczytałem
i absolutnie nie żałuję, że nie kupiłem wersji z Egmontowego DC Deluxe.
Na
początek zestawienie technikaliów. Wydanie WKKDC jest absolutnie standardowe i
nie odbiega niczym od poprzednich odsłon kolekcji. Od wersji Egmontowej tom
odróżnia większa ilość stron, co jest spowodowane dodatkową ramotką na końcu, a
oprócz tego brak obwoluty, mniejszy format i niższa cena. Jeśli zdecydujecie
się sięgnąć po TRÓJCĘ, to wyjątkowo radziłbym zdecydować się na wersję z WKKDC.
Dlaczego? Bo przy całym moim szacunku do dokonań Matta Wagnera, uważam iż
omawiany dziś komiks jest dobry, ale nie na tyle, by koniecznie stawiać sobie
na półce wersję z linii DC Deluxe od Egmontu.
Matt
Wagner to twórca, którego dokonania staram się śledzić od dłuższego czasu. Jego
”Grendel” jest już małą legendą rynku komiksowego w USA, podobnie zresztą jak
cykl ”Mage”. Pomimo tego, że cieszy się on sporym szacunkiem wśród wydawców w
Stanach, nigdy nie dal się wkręcić w maszyny korporacyjnych molochów i przez
całą swoją karierę tworzył co chciał i dla kogo chciał. Chociaż te z jego
komiksów które znam nie zawsze były szczególnie udane (jak na przykład ”Green
Hornet: Year One” dla Dynamite, który serducha mi nie podbił), jego twórczość
zyskała kilka mocno rozpoznawalnych sznytów, zarówno pod kątem scenariuszowym
jak i rysunkowym. Wszystko to można odnaleźć w TRÓJCY.
Historia
przedstawia pierwsze spotkanie trójki tytułowych bohaterów. Zostajemy
przeniesieni do czasów, gdy Batman i Superman są na początku swoich karier
superbohaterskich, a pomysł na Ligę Sprawiedliwości jeszcze się nie zawiązał.
Mroczny Rycerz oraz Człowiek ze Stali znają się i okazjonalnie współpracują.
Właśnie na ich barki spadło kolejne, ciężkie zadanie – Ra’s Al Ghul wraz z
Bizarro oraz pewną młodą Amazonką chcą wcielić w życie morderczy plan, a ich
powstrzymanie może być zbyt trudne tylko dla tej dwójki. Na szczęście światu
ujawnia się kolejna superbohaterka – Wonder Woman. I właśnie ta niezwykła
trójca stawi czoła zapędom Głowy Demona.
Domeną
komiksowych uniwersów jest to, że wraz z jego szybkim rozwojem prędzej czy
później pojawiają się historie osadzone w zamierzchłych czasach, które rzucają
nowe światła na znane już wydarzenia, czasem też interpretują je na nowo. Znamy
masę przykładów tego, gdy zabieg ten udaje się w stu procentach. Jednym z
najbardziej jaskrawych jest chociażby BATMAN: ROK PIERWSZY, który nie tylko
przedstawił dobrą i wciągającą historię, ale także dodał pewną jakość i
świeżość do postaci Mrocznego Rycerza. TRÓJCA w moich oczach jest historią,
która nie sprostała temu drugiemu i o ile samą historię czytało mi się dobrze,
to jednak nie ma tu za wiele rzeczy, które sprawiłyby, iż chciałbym kiedyś
wrócić do lektury.
Fabuła
TRÓJCY jest bardzo prosta i oczywiście skupia się na tytułowej trójce głównych
bohaterów. Wagner na tyle mocno kieruje swoją uwagę na interakcje między naszymi
herosami, że trochę zapomina mu się dopisać do komiksu interesujące tło.
Wspólne sceny z udziałem Batmana Supermana i Wonder Woman są rozpisane naprawdę
fajnie, a zmieniająca się dynamika między nimi ukazana została w sposób
ciekawy, miejscami zabawny i zdecydowanie przekonywujący. Ta część komiksu się
zdecydowanie udała i sprawiła, że TRÓJCA nie stała się jednym tytułem z wielu.
Lecz do statusu arcydzieła, komiksowi Matta Wagnera w moich oczach bardzo
daleko.
Przede
wszystkim zawiodło zagrożenie z którym mierzyli się tytułowi herosi. Nie dość,
że Wagner poszedł po niemal najmniejszej linii oporu i postawił na złe wersje
tytułowej trójcy (zbyt łopatologiczny i prosty ruch moim zdaniem), to jeszcze
plan Ra’sa Al Ghula był mało oryginalny i nawet przez moment nie miałem
odczucia, że ma on jakiekolwiek szanse na powodzenie. Dodatkowo w pewnym
momencie strasznie męczące stało się dla mnie epatowanie cyfrą 3 na każdy
możliwy sposób. Absolutnie rozumiem jej symbolikę, zwłaszcza w kontekście tego
komiksu, lecz co za dużo to strasznie niezdrowo. I w tym przypadku uważam, że
Wagner mocno przesadził.
Złego
słowa nie napiszę jednak o warstwie graficznej. TRÓJCA to Wagner w najlepszym
tego słowa znaczeniu. Artysta dysponuje lekko kreskówkowym stylem, lecz mimo to
świetnie operuje mimiką postaci, zaś tam, gdzie trzeba pokazać bohaterów jako
żywe posągi, radzi sobie bez zarzutu. Jest tutaj sporo plansz, zwłaszcza tych
składających się z jednej, dużej ilustracji, które potrafią zatrzymać
czytelnika na dłużej.
Na końcu
tomu znajdziemy oczywiście pojedynczą historię z dawnych lat. Tym razem jest
ona… wybitnie kuriozalna. By zmylić Lois Lane, Batman i Superman zamieniają się
rolami. Brzmi głupio, wykonane jest głupio i dlatego świetnie się bawiłem
podczas czytania. Złote Era Komiksu to kopalnia takich właśnie historii, chcę
więcej.
TRÓJCA
jest w mojej ocenie komiksem dobrym, ale nic ponadto. To chyba najsłabsza rzecz
autorstwa Matta Wagnera, jaką miałem okazję przeczytać. Niemniej wciąż jest to
komiks, który można spokojnie postawić ponad połowę dorobku Nowego DC Comics/New52
i jeśli macie zbędne cztery dyszki, możecie śmiało dać szansę tej pozycji.
-------------------------------------------------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN/SUPERMAN/WONDER
WOMAN: TRINITY #1 - 3 oraz WORLD'S FINEST #71
Na blogu pojawiła się również recenzja wydania Egmontu. Możecie ją przeczytać TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz