wtorek, 17 października 2017

BATMAN THE DARK KNIGHT: MASTER RACE


POWRÓT MROCZNEGO RYCERZA obok ROKU PIERWSZEGO jest dla mnie jednym z tych komiksów, które prędzej czy później powinien przeczytać każdy miłośnik Batmana. Historia napisana w roku 1986 przez Franka Millera okazała się niezwykle przełomowa i po dziś dzień odbija się echem w komiksowym świecie DC. Napisana i zilustrowana 15 lat później przez tego samego twórcę kontynuacja przygód Bruce'a Wayne'a oraz Carrie Kelley nie spotkała się już z tak dużym uznaniem fanów. Wręcz przeciwnie, wywołała spore kontrowersje i sprawiła, że nazwisko Miller od tego momentu nie było już utożsamiane tylko i wyłącznie z wysoką jakością oferowanego produktu. Wydawało się wtedy, ze to definitywny koniec tego konkretnego rozdziału w karierze Millera, który kręcił się wokół podstarzałego obrońcy Gotham City. Nic z tych rzeczy.

Minęło kolejnych kilkanaście lat i komiksowy światek został zszokowany na wieść, że Miller zamierza stworzyć trzecią część sagi. Reakcje fanów były skrajnie różne. Z jednej strony istniała uzasadniona obawa, że nowa seria będzie utrzymana w klimacie mało poważnego "tworu" o paskudnych ilustracjach z roku 2001, i że ten wybitny oraz zasłużony dla DC scenarzysta/rysownik nie prezentuje nawet połowy swojej formy z lat 80-tych. Z drugiej strony nazwisko Millera nadal ma w sobie tą magię, która części osób kazała przypuszczać, że w ich ręce trafi może nie rewelacyjne, ale przynajmniej dobrej jakości ukoronowanie całej trylogii. Kto miał rację?

Do pracy nad pisaniem scenariusza Miller zaprosił znanego i lubianego Briana Azzarello. Nazwisko tego ostatniego dawało nadzieję, że DARK KNIGHT III: THE MASTER RACE zdecydowanie bliżej będzie do pierwszej, niż do drugiej części całego cyklu. Jeszcze przed publikacją #1 okazało się, iż Miller pełni w tym komiksie jedynie rolę konsultanta, zaś cały projekt powstał tak naprawdę z inicjatywy Azzarello. Frank pozwolił Brianowi bawić się swoimi "zabawkami" i dał wytyczne, jak najlepiej ich używać. Nie będę ukrywał, że taka informacja akurat mnie ucieszyła i mocno zaważyła  na tym, że zdecydowałem się posiadać MASTER RACE w swojej kolekcji. Nazwisko Millera na okładce (zresztą wymienione jako pierwsze i do tego nieprzypadkowo największą czcionką) posłużyło bardziej jako chwyt marketingowy i wabik -  jak pokazał czas bardzo skuteczny - na czytelników. Twórca DKR bardziej zaangażował się tym razem w ilustrowanie dodatkowych opowieści, co niekoniecznie odbiło się na ich wysokiej jakości, o czym wspomnę szerzej za chwilę.

Rysunek znajdujący się pod obwolutą wydania zbiorczego

Patrząc z perspektywy czasu zapamiętam ten komiks z dwóch powodów, z czego jak na ironię żaden nie jest związany z zawartą wewnątrz historią. Po pierwsze rekordowa liczba wariantów do niezwykle skutecznie wypromowanego pierwszego zeszytu, których liczba zakręciła się gdzieś blisko setki. Po drugie są to potężne opóźnienia w publikacji kolejnych części, gdyż pierwotnie seria ta miała być miesięcznikiem. Dziewięć numerów (początkowo planowano osiem) ukazywało się w okresie od listopada 2015 do czerwca 2017 roku.

MASTER RACE nawiązuje w różnym stopniu do dwóch poprzednich części autorstwa Franka Millera. Zalecam zapoznanie się przynajmniej z POWROTEM MROCZNEGO RYCERZA, aby mieć dobry pogląd na to, jak wygląda sytuacja w Gotham na początku trzeciej części. Akcja rozgrywa się trzy lata po wydarzeniach z MROCZNY RYCERZ KONTRATAKUJE. Bruce Wayne nie jest już Batmanem, a miasto od dłuższego czasu nie widziało swojego zamaskowanego obrońcy. Tajemnicza postać wykrada kostium z opuszczonej jaskini i wciela się w rolę Mrocznego Rycerza. Bardzo szybko dochodzi do krwawego starcia nowego Batmana z funkcjonariuszami policji pod dowództwem komisarz Ellen Yindel. Pokonany i pozbawiony maski Człowiek-Nietoperz trafia w ręce stróżów prawa. W tym samym czasie córka Supermana oraz Atom podejmują w Fortecy Samotności decyzję, której tragiczne konsekwencje wkrótce dotykają cała planetę. To oczywiście jedynie początek wydarzeń, które szybko przybierają nieoczekiwany obrót. Dopiero w #2 okazuje się, co tak naprawdę oznacza tytuł tego komiksu oraz kto z kim będzie musiał walczyć. Nie będę zdradzał więcej z samej fabuły, bo to zepsułoby lekturę.

Śledząc poszczególne rozdziały rzeczywiście widać, że Miller musiał podpowiedzieć pewne rozwiązania Azzarello, który ewidentnie próbuje nawiązywać do sposobu prowadzenia opowieści typowego dla swojego mentora. Odbija się to niestety na jakości finalnego produktu. Początek jest jeszcze na swój sposób intrygujący, ale później napięcie zamiast rosnąć opada, poziom bardzo faluje. Historia robi się dosyć przewidywalna, przeciągnięta na siłę. Boli to tym bardziej, jeśli miało się wobec serii duże oczekiwania. Na szczęście finałowa odsłona, a konkretnie druga jego część jest dosyć satysfakcjonująca, zwłaszcza ukazanie przemian dotykających dwie wiodące kobiece postacie w tej serii. Otwiera to pewną furtkę, jeśli chodzi o ewentualną kontynuację.

W MASTER RACE pojawia się sporo postaci z DCU, oczywiście w takich wersjach, jakie wcześniej nakreślił Frank Miller w poprzednich częściach. Nie ma tutaj jednak czasu na większe przemyślenia i ukazanie szczegółowo głębszych relacji pomiędzy poszczególnymi bohaterami (dwa duety mistrz-uczeń są tutaj wyjątkiem), gdyż większość kart tego komiksu zapełnionych jest efektownymi pojedynkami obfitującymi w sporą ilość przelanej krwi.

Osobny akapit poświęcę krótko dodatkowym historiom, które pojawiały się w każdym z dziewięciu zeszytów. Jedne back-upy wnoszą trochę więcej, inne z kolei stanowią znacznie mniej istotne uzupełnienie głównego wątku, przez co mogłoby ich wcale nie być.  Na łamach tych dodatkowych kilku stron można zaobserwować między innymi pojedynek Diany oraz Lary, wspólne przygody Batgirl oraz Aquamana, Lary i Atoma, Hawkmana, Hawkgirl oraz Green Lanterna, dla którego jedna z przygód kończy się dosyć tragicznie. Swoje pięć minut dostają jeszcze komisarz Yindel oraz bardzo charakterystyczna  neonazistka Bruno, którą znamy z pierwszej części trylogii. Ogólnie poziom back-upów nie porywa i jedynie w dwóch czy trzech przypadkach uznałem ich obecność za uzasadnioną. Ostatni, stanowiący epilog do całego MASTER RACE jest akurat, o dziwo, bardzo przyjemny.

Początkowo był taki plan, aby do pracy nad dodatkowymi historiami zaprosić samych gościnnych rysowników. Skończyło się na tym, że zilustrował je prawie w całości Frank Miller. Jeden z rozdziałów był autorstwa Eduardo Risso, zaś przy innym zarys rysunków (wykończeniem zajął się Miller) wykonał John Romita Junior. Styl Franka pogorszył się w ostatnich latach na tyle, że trudno uznać jego prace nawet za poprawne. Gdy jeszcze za nakładanie tuszu odpowiedzialny jest Klaus Janson, to całość można uznać za jako tako znośną. Są jednak back-upy w stu procentach zilustrowane przez Franka Millera, co owocuje bohomazami, od których jedynie oczy bolą.

Rysunek zdobiący wydanie kolekcjonerskie, gdzie poszczególne zeszyty w twardej oprawie są umieszczone w pudełku typu slipcase.

Za oprawę szaty graficznej (mówimy o głównej historii) odpowiada zespół w składzie: Andy Kubert, Klaus Janson oraz Brad Anderson. Wymienione trio spisało się całkiem dobrze, a ich praca była chyba najjaśniejszym, najlepszym punktem całego komiksu. Muszę się przyznać, że kiedyś podziwianie prac młodszego z braci Kubertów sprawiało mi znacznie więcej przyjemności, ale pomimo upływu lat artysta ten nadal potrafi rysować na poziomie, do którego wielu twórców nigdy nie będzie umiało się zbliżyć. Jego "azjatycka" kreska jest dosyć specyficzna - jedni go uwielbiają, inni wręcz przeciwnie. Miewa czasami wahania formy, ale dobry inker potrafi, jakim niewątpliwie jest Klaus Janson potrafi wyciągnąć z jego szkiców to, co najlepsze. Widać, że obu panom współpraca bardzo się układa w tym komiksie. MASTER RACE nie jest komiksem bogatym w liczne, gęsto zapełnione tekstem dymki. Jest wiele miejsc, gdzie to właśnie same ilustracje opowiadają przebieg wydarzeń. Kubert ma tutaj duże pole do popisu i możliwość tworzenia rozległych kadrów, często zajmujących całą, lub prawie całą stronę. Nawiązuje też często do konkretnych kadrów oraz wydarzeń, jakie miały miejsce w poprzednich częściach DKR. Podsumowując - warstwa plastyczna nie jest może genialna, ale jest to kawał dobrze wykonanej, solidnej roboty, która uprzyjemnia lekturę i zdecydowanie góruje nad miałkim scenariuszem.

W ramach sekcji z dodatkami dostajemy składający się z kilkunastu stron szkicownik Andy'ego Kuberta oraz tylko dwie alternatywne okładki. Informacja dla miłośników wariantów -  wszystkie okładki związane z DK III: THE MASTER RACE, a jest ich ponad 150, umieszczone zostały w specjalnym, osobnym albumie w formacie deluxe.

Genialny, rewelacyjny, niezapomniany, przełomowy, wyjątkowy, niesamowity czy też niezwykle wciągający i frapujący. Te określenia idealnie pasują do wielu przeczytanych przeze mnie komiksów z Batmanem w roli głównej, ale z pewnością są nie na miejscu, jeśli mówimy o trzeciej części sagi z podstarzałym Bruce'em w roli głównej. Całość czyta się dosyć szybko i płynnie, ale nie dostarcza takiej przyjemności, jakiej początkowo oczekiwałem. Lektura na jeden raz, nie czuję potrzeby powrotu do tej konkretnej historii w przyszłości. Komiks ten jedynie w kilku momentach otarł się o w miarę dobry poziom, ale po za tym stanowił mieszankę przeciętności, kiepskości, rozczarowania. Pod względem prezentowanego poziomu historię opowiedzianą przez Briana Azzarello można umiejscowić gdzieś idealnie pomiędzy pierwszą, a drugą częścią całego cyklu. Na rynku komiksowym co rusz pojawiają się nowe pozycje opisujące przygody Mrocznego Rycerza, przez co wybór jest naprawdę ogromny. Nie widzę zatem większego sensu, aby tracić czas oraz pieniądze na DARK KNIGHT III: THE MASTER RACE, które skierowane jest raczej do bardzo wąskiej grupy odbiorców, jacy pomimo wystawionej przeze mnie słabszej oceny i tak będą chcieli dołączyć ten tom do swojej kolekcji. Wybór należy do Was.

Na koniec dodam, że zadowolony z pracy Azzarello Frank Miller ogłosił jakiś czas temu, iż chce teraz stworzyć samodzielnie... czwartą część DKR! Oprócz tego wspólnie z Romitą Juniorem pracują także nad mini serią SUPERMAN: YEAR ONE. Kiedyś może i emocjonowałbym się takimi zapowiedziami, ale teraz budzą one u mnie jedynie pewien niesmak i refleksję, że niektórzy twórcy niestety nie wiedzą, kiedy należy zejść ze sceny...

Ocena: 2,75/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DARK KNIGHT III: THE MASTER RACE #1 - 9.

Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.


Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz