Przymierzałem się do napisania
recenzji trzeciego tomu serii HAL JORDAN AND GREEN LANTERN CORPS, ale wtedy
właśnie dotarła do mnie najnowsza przesyłka z komiksami i musiałem nieco
zmienić plany. W moje ręce trafił inny tom z Zielonymi Latarniami w roli głównej,
także tematycznie będzie podobnie. Zbierana przeze mnie kolekcja bardzo często
powiększa się o przedruki klasycznych historii czy runów, jakie DC co rusz
serwuje swoim czytelnikom. Niedawno ukazał się tom zbierający obie części
genialnego "Emerald Dawn", tym razem natomiast wyszła kolejna, długo
wyczekiwana perełka związana ze światem GL, czyli połączenie "Emerald
Twilight" oraz pierwszych kroków stawianych przez nowego ziemskiego
Latarnika - Kyle'a Raynera. Omawiane wydanie zbiorcze zawiera w sobie jeden z
najbardziej przełomowych, pamiętnych oraz interesujących okresów w historii
komiksowego świata Zielonych Latarni. Poniżej kilka słów na ten temat,
oczywiście jak najbardziej pozytywnych i zachęcających.
GREEN LANTERN: KYLE RAYNER
VOL. 1 to w rzeczywistości poszerzone, wydrukowane na znacznie lepszym papierze
wydanie zbiorcze GL: EMERALD TWILIGHT NEW DAWN, które ukazało się w roku 2003.
DC zdecydowało się po raz pierwszy zebrać w sposób chronologiczny - i w tym
momencie wielki plus dla wydawnictwa za taki ruch - wszystkie najważniejsze
występy Kyle'a Raynera, w tym te epizody, w których zawitał gościnnie na łamach
innych serii. Jest to zatem idealny punkt wyjściowy dla tych wszystkich, którzy
do tej pory nie mieli okazji zapoznać się z okolicznościami, w jakich nastąpiło
wielkie przemeblowanie, jeśli nie poważny wstrząs w historii Korpusu Zielonych
Latarni.
Komiks ten składa się tak
naprawdę z dwóch historii. Ta pierwsza, krótsza, skupia się na Halu Jordanie,
zaś druga, dłuższa, na przyszłym Białym Latarniku - Kyle'u Raynerze. Trzyczęściowa "Emerald
Twilight" zahacza o jubileuszowy, pięćdziesiąty zeszyt serii GREEN
LANTERN, w którym scenarzysta Ron Marz ukazał symboliczny upadek Hala Jordana.
Wspomniany Jordan uważany był przez wielu za największego spośród wszystkich
Green Lanternów, który z dumą oraz poświęceniem wykonywał swoje obowiązki
strzegąc prawa i porządku nie tylko na Ziemi, ale i w całym kosmosie. Jak się
okazuje każdy superbohater ma jakieś limity, granice wytrzymałości psychicznej,
które w pewnym momencie także Hal zdecydował się przekroczyć. Wszystko przez
atak Mongula, która współpracując z Cyborgiem Supermanem doprowadził do
całkowitego zniszczenia Coast City. Ukochane miasto naszego bohatera w jednej
chwili zniknęło z powierzchni planety. Już pierwszy kadr tego komiksu nawiązuje
do zakończonej właśnie historii "Rządy Supermanów", której omawiany
tom jest bezpośrednią kontynuacja, smutnym i emocjonalnym epilogiem patrząc od
strony Jordana, czyli w rzeczywistości największego przegranego w całej sadze
związanej ze śmiercią oraz powrotem Człowieka ze Stali. Hal nie zyskuje
zrozumienia w oczach swoich zwierzchników, a desperacja, uwolniony gniew oraz
szaleństwo zaczynają kierować jego poczynaniami. Wchodzi tym samym na ścieżkę,
z której nie ma już dla niego powrotu. A przynajmniej tak się wtedy wydawało.
Dopiero Geoff Johns zdecydował się na przywrócenie Hala Jordana z powrotem na
należne mu miejsce i odbudować, odtworzyć wszystko to, co ten dziesięć lat temu
zniszczył. Ale to nie miejsce, aby rozwijać dalej ten temat.
Coś się kończy, ale zarazem
coś się zaczyna. Gdy jedna gwiazda upada, w jej miejsce pojawia się zupełnie
nowa, jeszcze bardziej lśniąca. Kyle Rayner to rysownik, artysta, na którego
palcu wylądował ostatni ocalały zielony pierścień mocy. Tym samym stał się on
czwartym już w kolejności (po Jordanie, Gardnerze oraz Stewarcie) ziemskim
Zielonym Latarnikiem, jakiemu powierzono pod opiekę sektor 2814. Różnica jest
jednak taka, że tym razem nie ma już Korpusu, nie ma Strażników, nie ma nawet
innych Zielonych Latarników. Kyle jest teraz jedynym Green Lanternem, zdanym
jedynie sam na siebie, gdyż nikt nie jest w stanie go przeszkolić, zapoznać z
działaniem pierścienia mocy.
Kyle Rayner rozgościł się na
łamach serii GREEN LANTERN VOL. 3 na prawie dziesięć lat, czyli aż do jej
zakończenia w roku 2004. Stworzył nie tylko zupełnie nowy strój (w tym maska,
która wreszcie chroni tożsamość), ale tchnął przy okazji zupełnie nową jakość,
jakiej temu komiksowi od pewnego czasu ewidentnie brakowało. Sytuacja z zamianą
Hala na Kyle'a jest dla mnie bliźniaczo podobna do roszady, jaka nastąpiła w
świecie Flasha. Zarówno Barry, jak i Hal uznawani są powszechnie za najbardziej
popularnego, prawdziwego Flasha oraz Green Lanterna, ale to właśnie ich
zmiennicy - Wally oraz Kyle - okazali się z perspektywy czasu postaciami
znacznie ciekawszymi, z większym potencjałem. Akurat w tym wypadku określenie
"dobra zmiana" pasuje jak ulał.
Rayner na przestrzeni tych
kilkunastu zeszytów odnotowuje pierwsze zwycięstwa, ale również doświadcza pierwszych
bolesnych porażek, dramatów. Na jego drodze stają tacy złoczyńcy, jak mało
znany Ohm, czy też bardziej popularni Major Force oraz żądny rewanżu Mongul.
Spotyka również Alana Scotta, który wyjaśnia mu pokrótce historię Korpusu oraz
losy jego poprzednika. Akcji jest całkiem sporo, nie sposób ani przez chwilę
się nudzić.
Zeszyt zerowy stanowi epilog
do eventu ZERO HOUR, w którym Hal
Jordan/Parallax chce stworzyć na nowo wszechświat naprawiając błędy i wymazując
tragedie, jakie go wcześniej dotknęły. Numer ten jest wyrwany z kontekstu i
trochę niezrozumiały dla tych, którzy nie czytali wspomnianego eventu, a
stanowi on kontynuację sceny, w której osłabiony Parallax zostaje trafiony
strzałą przez Green Arrowa, po czym obaj Hal oraz Kyle znikają w strumieniu
czasu i trafiają na Oa. Krótka, ale niezwykle ważna, ciekawa i emocjonalna historia,
w której mamy okazję po raz pierwszy zestawić obok siebie byłego oraz obecnego
ziemskiego Green Lanterna. Jordan dostaje drugą szansę, ale nie potrafi jej
stosownie wykorzystać.
Jako swego rodzaju bonus
dostajemy wspomniane już wyżej dodatkowe trzy zeszyty, w których ścieżki Kyle'a
krzyżują się z ekipą Vrila Doxa II, czy też Tytanami. Rayner nie jest tam
wiodącą postacią, przez co siłą rzeczy trochę mniej takie mini crossovery
przyciągają moją uwagę. Spotkanie zagubionego Latarnika z L.E.G.I.O.N.'em
(kontrolowanym przez młodego Lyrla, który ściga grupę rebeliantów na czele z
własnym ojcem) było całkiem przyjemnym powrotem do serii, którą akurat znam i
cenię sobie bardzo wysoko. Nie mogę jednak tego samego powiedzieć o nieco
dłuższej konfrontacji z Psimonem, która najzwyczajniej pozbawiona była tego
"czegoś", stanowiła najsłabszy punkt całego zbioru i nieco obniżyła
finalną ocenę.
Krótko na temat warstwy
plastycznej tego albumu. Za rysunki w głównej mierze odpowiada duet Darryl
Banks (ołówek) oraz Romeo Tanghal (tusz). Dla Banksa praca nad serią GREEN
LANTERN rozpoczęła się właśnie od historii "Emerald Twilight" i od
tej pory stworzył kilkadziesiąt zeszytów w ramach tego tytułu. Był to najlepszy
okres w jego karierze, dzięki któremu stał się rozpoznawalnym artystą. To
właśnie jemu zawdzięczamy projekty strojów Kyle Raynera, czy Parallaxa.
Współpraca Banksa z doświadczonym i uznanym inkerem z Filipin sprawiła, iż
komiks przyjemnie się śledziło, a co najważniejsze, rysunki nie przeszkadzały w
lekturze. Swoje pięć groszy dołożyło również kilku innych artystów, co wynika
głównie z gościnnej migracji Kyle'a do innych serii DC, i każdy z nich spisał
się na miarę swoich możliwości. Zdaję sobie sprawę, że niektórym osobom może
nie przypaść do gustu nieco mniej szablonowy styl Arnie Jorgensena, ale jako
fan serii L.E.G.I.O.N., czy R.E.B.E.L.S. zdążyłem do tego przywyknąć i taka
odmiana absolutnie mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie.
Mając już na półce kilka tego
typu odświeżonych klasyków od DC, właściwie nie spodziewałem się jakichkolwiek
dodatków, licząc jedynie na jakieś słowo wstępu, czy też kilka ciekawych słów
na zakończenie. I to ostatnie właśnie dostałem, tyle tylko, że nie było to
jakieś świeże posłowie, a jedynie przytoczenie słów Rona Marza sprzed dokładnie
20 lat. Oczywiście fajnie przeczytać na temat okoliczności, jakie towarzyszyły
kreacji nowego Green Lanterna w roku 1994, ale warto byłoby poprosić ówczesnego
scenarzystę o napisanie nowych wspominek z okazji premiery omawianego albumu.
Dodatkowo pomiędzy rozdziałami dotyczącymi Hala oraz Kyle'a znajduje się krótka
galeria, składająca się z sześciu, całostronicowych grafik poświęconych
Jordanowi.
Bardzo lubię ten okres w
historii Zielonych Latarni i nie ukrywam, że chętnie oraz często do niego
wracam. Zapewne ma to wpływ na dość wysoką ocenę tego albumu, ale po prostu nie
mogę uczynić inaczej. Komiks zdecydowanie wart swojej ceny, który dostarcza
cała masę niezapomnianych, trzymających w napięciu przygód z udziałem dwóch
wielkich Latarników z sektora kosmicznego 2814. Klasyczne historie z lat
90-tych, które przywołują wspomnienie tego wszystkiego, co najlepszego w tamtym
okresie miał do zaoferowania kosmiczny zakątek DCU. "Musiszmieć"
zarówno dla fanów Hala Jordana, jak i Kyle'a Raynera. Szczerze polecam, jeśli
jeszcze nie posiadacie w swoich kolekcji i już ostrzę sobie zęby na kolejny
tom, który ma się ukazać w połowie przyszłego roku.
Ocena: 5+/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów GREEN LANTERN vol. 3 #0,
#48 - 57, R.E.B.E.L.S. vol. 1 #1 oraz NEW TITANS #116 - 117.
Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz