Od czasów TM-Semica Superman był jednym z moich ulubionych
bohaterów, tak więc komiksy z nim czytałem nawet jeśli dany tytuł zaliczał
akurat spadek formy. Tak było do czasu New52. Najpierw zrezygnowałem z SUPERMANA
pisanego przez George’a Pereza, które już po jednym numerze mnie odrzuciło i
kompletnie nie nadawało się do czytania, a potem z ACTION COMICS w niedługi czas
po odejściu z tytułu Granta Morrisona. Teraz jednak, gdy w ramach Odrodzenia za
pierwszy z tych tytułów wzięli się Peter J. Tomasi i Patrick Gleason, twórcy
jednej z najlepszych serii DC ostatniej dekady – BATMAN & ROBIN, uznałem to
za dobry moment by wrócić.
Wprawdzie nie byłem nigdy fanem dawania Człowiekowi ze Stali
syna, czy to w runie Geoffa Johnsa w AC, czy też w Superman Returns, ale skoro
Tomasiemu udało się zrobić z Damiana Wayne’a świetną postać, to uznałem, że i
tym razem warto dać mu szansę. Jak się okazało pod tym względem się nie
myliłem. Relacje Clarka z Jonathanem oraz Lois są zdecydowanie najlepszą i
najciekawszą częścią tomu i skupiającym, się głównie na tym dwóm pierwszym
numerom serii nie mam praktycznie nic do zarzucenia. Także poprzedzająca je
kameralna historia z Superman Odrodzenie wypadła bardzo udanie. Niestety reszta
tomu nie dorównuje świetnemu początkowi.
Odpowiedzialny jest za to złoczyńca, z którym przychodzi się
zmierzyć Supermanowi – Eradicator. Zwłaszcza jeśli ma się w pamięci ciekawą i
niejednoznaczną postać ze starszych komiksów, bowiem nowa jego wersja jest
boleśnie sztampowym i jednowymiarowym czarnym charakterem. Dodatkowo pewien
twist dotyczący tej postaci wydał mi się idiotyczny i jeszcze pogłębił moją
niechęć względem niego. Nie rozumiem też czemu wygląda on tak podobnie do swego
wcześniejszego wcielenia, z którym nie ma praktycznie nic wspólnego. Początkowo
jeszcze nic nie wskazywało, że będzie on najsłabszą częścią komiksu a jego
działania i otaczająca powody jego pojawienia tajemnica intrygowały. Jednak gdy
tylko wyjaśniło się jak jest jego cel, wszystko to wyrzucono za okno i została
tylko bezmózga maszynka do naparzania się z Kal-Elem. A owa walka dominuje całą
drugą połowę albumu.
Strona graficzna tego wydania zbiorczego utrzymuje natomiast
wyrównany bardzo wysoki poziom i to nawet mimo faktu, ze za kreskę odpowiada aż
trzech różnych rysowników: Patrick Gleason, Doug Mahnke oraz Jorge Jimenez.
Są oni jednak świetnymi fachowcami i nawet mimo odmienności ich stylów
ciągłe zmiany artystów nie rażą. Każdy z nich potrafi dobrze przedstawić zarówno
spokojniejsze sceny, jak i wypełnione akcją starcie z Eradicatorem. Tak więc ilustracje są niezaprzeczalnym plusem tego komiksu.
Jeśli chodzi dodatki, to jest ich niewiele. Jedynie krótki
wstęp Małgorzaty Chudziak oraz galeria okładek na ostatnich stronach albumu.
Ale przy tak niskiej cenie trudno na to narzekać. Dodam jeszcze, że do recenzji
otrzymałem wydanie ze srebrną okładką, z którą związany jest pewien drobny feler.
Otóż znajdujące się na takim tle biogramy twórców na jednym ze skrzydełek są słabo widoczne i trzeba się nimi namanipulować tak by były
czytelne, a zarazem nie oślepiały odbijającym się światłem.
Jak widać tom ten nie spełnił do końca pokładanych w nim
przez mnie oczekiwań. Jednak fakt, że to co najważniejsze, czyli świetne
pokazanie Supermana i jego rodziny było niezmienne przez cały album, a tej nieudanej
wersji Eradicatora pewnie za szybko nie ujrzymy ponownie, pozwala mi z nadzieją
spoglądać w przyszłość serii. Poza tym ten duet twórców ma u mnie spory kredyt
zaufania i nieraz już pokazali, że nawet jeśli zdarzają się im potknięcia to
sygnowane przez nich serie zawsze są godne zainteresowania.
3/6
Tomasz Kabza
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza
do recenzji.
Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics.
Oryginalne wydanie SUPERMAN TOM 1: SYN SUPERMANA było już recenzowane na blogu przez Dawida. Jego opinię możecie przeczytać TUTAJ
Wreszcie ktoś, kto zgadza się z moją opinią odnośnie SUPERMANA vol.1 - czyli fajne relacje rodzinne, ale od strony akcji kiepsko.
OdpowiedzUsuń