poniedziałek, 22 stycznia 2018

BATMAN VOL. 4: THE WAR OF JOKES AND RIDDLES


Po zakończeniu trylogii z udziałem Gotham Girl, Bane'a, czy Psycho-Pirate'a, która z małymi przerwami ciągnęła się od początku Odrodzenia, a także po przerwie na wspólne przygody z udziałem Batmana oraz Flasha, Tom King rozpoczyna zupełnie nowy arc w ramach pisanej przez siebie serii. Tym razem twórca sięga po dwie ciężkie armaty i stawia na drodze Człowieka-Nietoperza jego chyba najbardziej rozpoznawalnych przeciwników - Jokera i Riddlera. Jak do tej pory nie było zbytnio powodów do ekscytacji runem Kinga w ramach BATMANA. Nie można zatem się dziwić, iż pomimo ciekawych zapowiedzi trudno było z optymizmem oczekiwać, że może to jest właśnie ten moment, kiedy przywołany tytuł odbije się od dna, w jakim wylądował serwując m.in. żałosną momentami konfrontację głównego bohatera z Bane'em. Na szczęście już otwierający zbiór zeszyt pokazał, że coś drgnęło we właściwą stronę.

Scenarzysta kontynuuje wątek miłosny z udziałem Bruce'a oraz Seliny ukazany w #24. Zanim ta druga da odpowiedź na oświadczyny Wayne'a, mężczyzna chce się z nią podzielić skrywaną od lat wstydliwą tajemnicą, której nie zdradził przedtem nikomu. Dotyczy to wydarzenia, jakie miało miejsce podczas tytułowej wojny pomiędzy dwoma największymi złoczyńcami w Gotham. Rozegrała się ona na samym początku kariery Mrocznego Rycerza, krótko po zakończeniu tzw. Roku Zerowego. Bruce pełni rolę narratora w tym komiksie, a wraz z nim cofamy się w przeszłość i odkrywamy jeden z najmroczniejszych rozdziałów w historii miasta oraz jej zamaskowanego obrońcy.

Całość składa się z sześciu odsłon, w które umiejętnie wplecione zostaje dwuczęściowe interludium z udziałem Kite-Mana. Klaun oraz Człowiek-Zagadka mają jeden wspólny cel - pozbycie się z miasta natrętnego, wtrącającego się za każdym razem w ich niecne plany Batmana. Teoretycznie mogliby nawiązać współpracę, ale jak się okazuje nie jest to takie proste i oczywiste. Każdy chce zrobić to na własną rękę i zasłynąć jako osoba, której udało się zabić superbohatera z Gotham. Gdy Joker w brutalny i jednoznaczny sposób odrzuca propozycję Nigmy, nie ma już wątpliwości, że to oznacza wojnę. W tym momencie przestępczość w Gotham musi opowiedzieć się za jednym z dwóch przeciwnych obozów. Brak decyzji oznacza przysłowiową kulkę w łeb. Po stronie Riddlera stają między innymi Poison Ivy, Two-Face, Killer Croc, Clayface, czy Scarecrow. Po przeciwnej z kolei Mr. Freeze, Mad Hatter, Brzuchomówca, Man-Bat, Solomon Grundy, czy też wzorowanym na filmowej kreacji Danny'ego DeVitto Pingwin. Miasto zamienia się na długie tygodnie w jedno wielkie pole bitwy. Trup ściele się gęsto, a bezradny Batman może jedynie odhaczać na liście kolejne niewinne ofiary i wspominać związaną z nimi konkretną historię.

Sięgnięcie po postać Jokera zawsze gwarantuje większe emocje i nieuniknione porównanie do tej wersji klauna, jaką przedstawił wcześniej Scott Snyder. Tym razem Jokerowi ewidentnie nie jest do śmiechu, jest wręcz ponury i stara się robić wszystko, aby znów mieć powody do szalonego rechotu. Zdecydowanie częściej i chętniej sięga po broń rozlewając krew na lewo i prawo. Jest przekonany, że jedynie na widok martwego ciała Batmana osiągnie oczekiwane zadowolenie. Finał opowieści pokazuje, że klaun jednak dopiął swego, ale w zupełnie inny i nieoczekiwany sposób.

To jednak nie wspomniany wcześniej Joker, a Edward Nigma jest głównym złoczyńcą w całej opowieści. O ile wygląd tej postaci zaproponowany przez Mikela Janina trochę mi nie pasuje - bez charakterystycznych atrybutów w postaci maski i kapelusza, a także cały czas eksponujący gołą klatę, o tyle już sposób postępowania jak najbardziej. Riddler wydaje się mądrzejszy i przebieglejszy, niż dotychczas. Szybciej od samego Batmana rozwiązuje zagadki i praktycznie przez cały czas ustala zasady, według których toczy się ta chora gra. W dodatku bardzo często wybucha śmiechem, w przeciwieństwie do niezwykle poważnego Jokera.

THE WAR OF JOKES AND RIDDLES zawiera przynajmniej kilka ciekawych zwrotów akcji oraz scen, które na długo zapadają w pamięć. Do tych ostatnich zaliczyć można przede wszystkim obiad w Wayne Manor, pojedynek Deathstroke versus Deadshot, czy też "drużynę latawca". Mamy do czynienia również ze sporą dawką specyficznych żartów oraz wszechobecną grę słów, która dominuje w dialogach Jokera oraz Riddlera.

Batman jest na skraju wyczerpania i w końcu dostrzega, że jedynym sposobem na zakończenie krwawej jatki w jego mieście jest pozwolenie wygrać jednej ze stron. Decyduje się wybrać mniejsze zło, czyli jeden z obozów i pomóc przechylić szalę na jego stronę. Ponieważ Człowiek-Nietoperz stawia pierwsze kroki na swojej długiej drodze zamaskowanego krzyżowca, stąd też podczas finałowej konfrontacji ulega (jak nie on) łatwo emocjom, okazuje zwykłą ludzką słabość i decyduje się przekroczyć z założenia nieprzekraczalną barierę. Czy wiedząc o tym Selina mimo wszystko mu wybaczy?

Do tej pory Kingowi na łamach BATMANA najlepiej wychodziły krótkie historie pełniące rolę przerywników, w których utalentowany twórca potrafił pokazać pełen kunszt swoich możliwości. Nic zatem dziwnego, że najlepszą częścią omawianego zbioru jest krótsza, emocjonalna opowieść z Kite-Manem w roli głównej. Scenarzysta przedstawia wzruszający momentami origin jednego z trzecioligowych złoczyńców, który dzięki Kingowi nie jest już tylko pionkiem i obiektem żartów, ale otrzymał głębię, z nijakiego stał się jakimś. To już nie jest tylko i wyłącznie zabawnie wyglądający zielony Człowiek-Latawiec nadużywający okrzyku "Hell Yeah". Charles Brown to zwykły pionek uwikłany w rozpętane na dużą skalę krwawe starcie. Kierowany początkowo chęcią zemsty tworzy sobie kostium, wpada w wir wydarzeń i kieruje na siebie poważne kłopoty, aby na końcu wykonać nieoczekiwanie decydujący ruch na szachownicy. To jedna z supermocy Toma Kinga, który z dużą łatwością potrafi ukazać dotychczas przeciętną postać z tylnego szeregu w nowym, niezwykle interesującym świetle.

Wizualnie całość prezentuje się bardzo solidnie. Mikel Janin jak zwykle tworzy sporą ilość genialnych wręcz, dwustronicowych rozkładówek, którymi zachwycał już w tomie I AM SUICIDE. Podobnie jak ciekawym, niekonwencjonalnym układem kadrów. Wykonane przez niego ilustracje są zimne, mroczne, bardzo szczegółowe i co najważniejsze dobrze komponują się ze scenariuszem. Inna sprawa, że prace Janina często sprawiają wrażenie zbyt "komputerowych", przez co w kilku miejscach emocje na twarzach postaci wydają się strasznie sztuczne. Przykładem jest chociażby reakcja Seliny pod koniec historii. Gościnnie pojawia się również Clay Mann, który nie jest i raczej nigdy nie będzie wśród moich ulubionych rysowników Mrocznego Rycerza. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że jego styl idealnie wpasowuje się do tej konkretnej historii i z pewnością nie powoduje obniżenia poziomu warstwy graficznej całego albumu. Co ciekawe w jednej ze scen Mann pokazuje, jak Batman okłada pięściami bezradnego Kite-Mana. Mniej więcej w tym samym czasie Mitch Gerads, również do scenariusza Kinga, w podobny sposób wizualizuje obijanie twarzy Scotta Free przez Oriona w ramach serii MISTER MIRACLE.

THE WAR OF JOKES AND RIDDLES udowadnia, że jednak warto było dać Tomowi Kingowi kolejną szansę i cierpliwie czekać na lepsze czasy dla serii BATMAN pod jego batutą. Nie jest to w żadnym wypadku historia wybitna, tylko najzwyczajniej dobra, ale przynajmniej dostarcza sporo przyjemności podczas czytania, co jest miłą odmianą po lekturze trzech poprzednich tomów. Najważniejsze, że seria wreszcie wskoczyła na właściwe tory i obrała znacznie przyjemniejszy kierunek. Bardzo mnie cieszy, że po raz pierwszy od startu Rebirth mogę zachęcić do zapoznania się z najnowszą historią napisaną przez Kinga i skupiającą się na postaci Mrocznego Rycerza z Gotham. Oby taki trend się utrzymał.

Ocena: 4,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #25 - 32

Czwarty tom BATMANA w ramach Rebirth znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe


5 komentarzy:

  1. Gacek jest przedmiotem takiej "rabunkowej eksploatacji" ze strony DC, że trudno oczekiwać jakiejś niesamowitej jakości. Otwierasz pralkę - Gacek, pod łóżkiem - Gacek, w lodówce - Gacek, strach otworzyć konserwę. Gość po prostu jest rozmieniany na drobne.

    Swoją drogą - ktoś mi może wyjaśnić jakim cudem w Metalu pojawia się mr. Terrific? Odniosłem nieodparte wrażenie że otwarcie Puszki Pandory raczej skasowało gościa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyjaśnienie jest proste: DC Rebirth, a Pandora nie żyje i to nikogo :P

      Usuń
    2. Na ile Metal to jest Rebirth, to można dyskutować - bo niby jest, a nie jest (czy na odwrót). Poza tym wycięcie czasu raczej nie dotyczyło E-2, bo tam ten-którego-nie-powinno-się-nazywać się nie pojawił. Wycinanka też zresztą nie usunęła przenosin Terrifica na inną Ziemię, skoro Gacek sam jest lekko zdziwiony jego powrotem. Tradycyjny brak spójności w DC. Chociaż może coś wymyślą i wyjaśnią w serii o Terrificu (aczkolwiek oddechu bym nie wstrzymywał).

      Usuń
    3. Ja cię kręcę nic z tego komentarza nie zrozumiałem XD

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń