niedziela, 28 stycznia 2018

WKKDC #38 - BATMAN: ZJAWY Z PRZESZŁOŚCI


Batmana w Wielkiej Kolekcji Komiksów DC nigdy za wiele, pod warunkiem oczywiście, że są to pozycje stojące na wysokim poziomie. Omawiany tom jest już szesnastym, na którego grzbiecie widnieje symbol nietoperza, czyli dotykający bezpośrednio samego Mrocznego Rycerza, lub też innych herosów zamieszkujących Gotham City. Najnowszy album jest jednak zupełnie inny, niż dotychczasowe z pewnego istotnego względu. Tym razem mamy bowiem okazję prześledzić przygody Człowieka-Nietoperza nie sprzed kilku czy maksymalnie kilkunastu lat, ale z późnych lat 70-tych ubiegłego stulecia. Wyselekcjonowane zeszyty serii DETECTIVE COMICS sprzed czterech dekad są wprawdzie napisane i narysowane w odmienny od dzisiejszych standardów, nieco archaiczny sposób, ale przynajmniej w moim przypadku stanowią bardzo przyjemną i ciekawą odmianę. Już teraz podkreślę, że czasu spędzonego nad lekturą 38 tomu nie uważam w żadnym wypadku za zmarnowany.

Już na pierwszych stronach widać, że twórcy tego komiksu stawiają zdecydowanie na akcję, a tytułowy bohater przez cały czas ma ręce pełne roboty. Za sprawą scenarzystów Boba Rozakisa, Lena Weina, Dennisa O'Neila oraz przede wszystkim Steve'a Engleharta, na drodze Batmana stają tacy złoczyńcy, jak Kalkulator, Hugo Strange, Pingwin, Deadshot, Joker oraz Clayface. Są to jedno-, maksymalnie dwuczęściowe, dosyć luźno powiązane ze sobą historie, z czego każda zmusza obrońcę Gotham do zupełnie innego sposobu postępowania, czasami z pomocą innych herosów. Dwukrotnie swojego mentora i nauczyciela wspiera Dick Grayson, który wydaje się zbyt wysoki i dojrzały na to, aby dalej nosić dziecięcy kostium Robina. A przynajmniej tak przedstawia go na poszczególnych planszach Marshall Rogers.

Na początku jesteśmy świadkami gościnnego występu Atoma, Hawkmana, Black Canary, Green Arrowa oraz Elongated Mana, którzy pomagają schwytać przestępcę o pseudonimie Kalkulator, jakiego Bob Rozakis wymyślił kilka zeszytów wcześniej. Otwierająca zbiór część jest utrzymana w lekko humorystycznym tonie, a wszystko za sprawą specyficznego wyglądu głównego złego, z którego elementu stroju umieszczonego na głowie wyskakiwały co rusz jakieś fragmenty ciała lub przedmioty. Następnie widzimy dochodzącego do siebie po starciu z Dr. Phosphorusem (pominięte w tym albumie zeszyty 469 - 470) Bruce'a, który trafia w pułapkę szalonego Hugo Strange'a. Naukowiec poznaje największą tajemnicę Batmana i postanawia na tej informacji sporo zarobić. Po tej wyczerpującej rozgrywce Mrocznemu Rycerzowi udaje się pokrzyżować szyki Pingwina, a także schwytać uciekiniera z Arkham - Deadshota. Najciekawszym fragmentem całego zbioru, oprócz przywołanej konfrontacji ze Strange'em, jest historia z udziałem zawsze mile widzianego w komiksach o Batmanie Jokera. Klaun tym razem zatruwa zbiorniki wodne i domaga się wyłącznego prawa do czerpania zysków ze sprzedaży stworzonych w ten sposób jokeroryb. Klasyczna opowieść z kultową i kojarzoną przez wielu okładką, na której Joker celuje do Mrocznego Rycerza trzymając w dłoniach charakterystycznie uśmiechnięte ryby zamiast pistoletów.

Pod koniec tego tomu debiutuje trzecia już postać nosząca pseudonim Clayface. Preston Payne to zdecydowanie postać tragiczna, której wszelkie działania mają na celu powrót do normalnego, ludzkiego wyglądu. W finałowej odsłonie natomiast Człowiek-Nietoperz ściga mordercę z Londynu, który jest jednym z pasażerów szybkiego pociągu do Gotham City. W każdej z tych historii Batman wydaje się bardziej ludzki i bliższy czytelnikowi. Nie korzysta z nowoczesnych gadżetów, tylko z siły własnego umysłu i ukazany zostaje jako inteligentny detektyw, o czym często zapominają dzisiejsi twórcy komiksowi zajmujący się tą postacią.

W tle głównych wydarzeń ciągnie się wątek związany ze skorumpowanym przewodniczącym rady miejskiej - Rupertem "Bossem" Thorne'em. Mężczyzna ten dwoi się i troi, aby przekonać pozostałych radnych do tego, iż zamaskowany mściciel nie pomaga, tylko stanowi zagrożenie i szkodzi miastu. Próbował tego jako nie pierwszy i nie ostatni, a wszyscy dobrze wiemy, jak takie próby zdyskredytowania Batmana i jego dobrych intencji prędzej czy później się kończą. Inny istotny drugoplanowy wątek dotyczy uroczej Silver St. Cloud. Tym samym twórcy próbują odpowiedzieć na pytanie, czy w życiu Bruce'a Wayne'a jest miejsce dla kochającej kobiety u jego boku. Związek z Silver doprowadza do nieoczekiwanego zwrotu w ich relacji i ukazuje Bruce'owi gorzką prawdę na temat konsekwencji obranej przez niego po zabójstwie rodziców drogi. Padają mocne słowa, gesty oraz pretensje Wayne'a do siebie (i nie tylko), który okazując ludzką słabość staje się ze swoimi przyziemnymi problemami jeszcze bliższy czytelnikowi.

Pod kątem wizualnym album prezentuje się bardzo okazale biorąc pod uwagę czasy, w jakich rysowane były te historie. Kreska prezentowana przez odpowiedzialnego za wszystkie ilustracje Marshalla Rogersa jest dosyć szczegółowa i na pewno przyjemna dla oka. Podczas swojego niezbyt długiego runu w DETECTIVE COMICS artysta ten zasłynął przede wszystkim z wprowadzenia dużej, rozpostartej peleryny, która wyraźnie dominuje, gdy patrzymy na Batmana w akcji.

Tym razem zabrakło miejsca na przedruk chociażby wybranych okładek poszczególnych zeszytów oryginalnych. A szkoda, bo w większości należą one do klasycznych i często przywoływanych. W dodatkowej historyjce cofamy się aż do roku 1940, aby stać się świadkami pierwszego starcia Mrocznego Rycerza z szalonym naukowcem, jakim jest Hugo Strange. Ten ostatni wykorzystuje sztuczną mgłę, aby obrabować banki Gotham City. Oczywiście ta część albumu napisana i narysowana jest w strasznie archaicznym stylu, przez co dla wielu osób stanowić będzie po raz kolejny tylko i wyłącznie pewnego rodzaju ciekawostkę. Mi dostarczyła ona kilka powodów do śmiechu, zwłaszcza moment okładania unieruchomionego Batmana batem, czy też sposób, w jaki bohater uwalnia się z więzów.

Zaintrygowały mnie szare dymki z tekstem na jednej ze stron w historii z Clayface'em, które wyglądają mało czytelnie, jakby nastąpił błąd w druku. Sięgnąłem dla porównania po oryginalny zeszyt DETECTIVE COMICS #479 i rzeczywiście miałem rację, gdyż powinniśmy mieć w tym miejscu zdecydowanie jaśniejsze dymki, a konkretnie białe i żółte. Drobna sprawa, ale warta podkreślenia.

Przyczepię się jeszcze krótko do tłumaczenia. O ile sformułowanie "paniczu Brusie" jestem jeszcze w stanie zaakceptować, chociaż preferuję zdecydowanie bardziej "paniczu Bruce", to już używanie tego zwrotu naprzemiennie w jednym komiksie uważam za błąd ze strony tłumacza. Albo decydujemy się na jedno, albo na drugie. Grunt to konsekwencja.

ZJAWY Z PRZESZŁOŚCI (chociaż trzeba w tym miejscu odnotować, że pierwotnie podtytuł wybrany przez Eaglemoss brzmiał DZIWNE ZJAWY) to komiks, który z pewnością nie trafi w gusta każdego odbiorcy. Historie sprzed około 40 lat wizualnie oraz pod względem scenariusza znacząco odbiegają od tego, w jaki sposób tworzy się przygody Mrocznego Rycerza obecnie. Krótki run Engleharta, Rogersa oraz Austina to bez wątpienia jeden z najlepszych momentów, jakie mają do zaoferowania lata 70-te ubiegłego stulecia pod kątem Batmana oraz całego DC Comics. Nie jest to jednak pozycja z gatunku "must have", tylko taka mała perełka, którą bardziej docenią osoby mocno obeznane w DCU i otwarte na inne, trochę oldskulowe spojrzenie na postać zamaskowanego obrońcy Gotham City. Jeśli należycie do tego grona, albo najzwyczajniej znudzeni szukacie odskoczni od aktualnych, zbyt gęsto napakowanych różnymi technologicznymi nowinkami opowieści, to koniecznie musicie ten komiks przeczytać.

Ocena: 4,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS vol. 1 #36, #468, #471 - 476, #478 - 479 oraz #481.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz