środa, 10 października 2018

POWRÓT MROCZNEGO RYCERZA: OSTATNIA KRUCJATA


Nie pamiętam, kiedy ostatnio recenzowałem tak krótki komiks jak OSTATNIA KRUCJATA. Niecałe sześćdziesiąt stron historii zapakowanych w twardą oprawę nie musi jednak oznaczać, że niewielka ilość równa się niewielka jakość. Zwłaszcza, gdy odpowiadają za niego tak głośne nazwiska, jak Frank Miller, Brian Azzarello oraz John Romita Junior. Wraz z powrotem po latach do świata przedstawionego na łamach przełomowego POWROTU MROCZNEGO RYCERZA, Miller postanowił odpowiedzieć na jedne z intrygujących czytelników pytań - w jaki sposób doszło do upadku Jasona Todda oraz przejścia Bruce'a na emeryturę?

Powstanie OSTATNIEJ KRUCJATY planowane było jeszcze przed tym, jak ukazał się premierowy numer RASY PANÓW. Prequel miał być one-shotem stanowiącym przerywnik w ukazywaniu się wspomnianej przed chwilą mini serii i cofać nas do wydarzeń, jakie rozegrały się na długo przed tym, co spotykamy na wstępie DKR. Udział Millera tym razem nie sprowadził się jedynie do roli konsultanta i figuranta na okładce przyciągającego fanów niczym dobra reklama (tak jest w przypadku RASY PANÓW). To Frank wyszedł z całą inicjatywą i dał wskazówki Azzarello, jak ten ma poprowadzić opowieść. Nie wszystko jednak poszło w stronę, której wypatrywali fani pierwszej części trylogii o podstarzałym Człowieku Nietoperzu.

Joker po raz kolejny znalazł się za kratami Arkham, ale to wcale nie oznacza dalszych kłopotów z jego strony - wręcz przeciwnie. W czasie, gdy klaun wprowadza w życie swój plan ucieczki, Batman i trenowany przez niego nowy sidekick muszą zmierzyć się z problemem dziwnych morderstw, które odnotowano z udziałem zamożnych przedstawicieli Gotham.

Batman zdecydowanie nie jest już taki sprawny i sprytny, jak dawniej. Co raz częściej popełnia błędy, obrywa boleśnie od przeciwników i co najgorsze - ma nawet problemy ze wstawaniem rano z łóżka. Starcie z Killer Crockiem dobitnie pokazuje, jak wiele wysiłku potrzebuje Mroczny Rycerz, aby pokonać złoczyńcę. Osoby z jego otoczenia sugerują przejście na emeryturę, lecz Wayne uważa, że jeszcze nie przyszedł na to czas. Wiek robi swoje, ale niestety szkolony na jego następcę Jason Todd nie jest jeszcze gotowy, aby przejąć rolę dyżurnego obrońcy Gotham. Nowy Robin jest zbyt uparty i co najbardziej niepokoi Batmana, wyraźnie czerpie przyjemność ze sprawiania innym krzywdy. Taka postawa nie jest do zaakceptowania, ale powstaje pytanie, czy starczy Bruce'owi czasu, aby wyeliminować wady Jasona i zmienić sposób myślenia chłopaka?

Miller oraz Azzarello z jednej strony ukazują niezwykłą relację mistrza z uczniem, zaś z drugiej prezentują proces starzenia się Bruce'a. Żadna z nich nie jest jednak pokazana w jakiś nietypowy, oryginalny i zapierający dech w piersiach sposób. Czytając miałem wrażenie, że wszystko to już gdzieś po trochu widziałem, po części w pierwszej części trylogii Millera, po części na łamach klasycznej ŚMIERCI W RODZINIE Starlina i Aparo. Twórcom nie udało się dodać do oklepanego schematu jakichś nowych elementów, które zagrałyby na emocjach fanów i na długo zapadły w pamięć. Jest sporo krwi i przemocy, ale to standard, gdy w projekt zaangażowany jest JR JR.

Rysunki wykonał wspomniany na końcu poprzedniego zdania John Romita Junior, czyli artysta przez jednych lubiany, zaś przez innych wręcz nienawidzony. Wszystko oczywiście przez jedną z najbardziej charakterystycznych w branży kresek, jaką ten artysta dysponuje. Niestety w ostatnich latach JR JR raz przykłada się bardziej, a raz nieco mniej do swoich prac, przez co finalny efekt jest od pewnego czasu zagadką. Po przejściu do DC nie udało mu się jeszcze jakoś szczególnie zabłysnąć. Tym razem również nie ociera się nawet o swoją wysoką formę, ale pomimo to dostajemy jakościowo całkiem solidne ilustracje. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie zasługa rysownika, tylko w głównej mierze osoby odpowiedzialnej za nakładanie tuszu oraz kolorów. Zrobił to komputerowo Peter Steigerwald, który dopieścił szkice Romity tak, aby klimatycznie zbliżyły się one do tego, co Frank Miller przedstawił w POWROCIE MROCZNEGO RYCERZA.

W sekcji z dodatkami dostajemy cztery strony z alternatywnymi okładkami, pięć stron oryginalnego scenariusza, a także sześć stron przedstawiający proces tworzenia rysunków - od ołówka, poprzez tusz, aż do kolorów. Jak na tak krótką historię ilość bonusów wydaje się bardzo satysfakcjonująca.

OSTATNIA KRUCJATA to komiks, wobec którego stawiane były pewne konkretne wymagania i oczekiwania, ale niestety album ten nie do końca im sprostał. Jako prequel do DKR wypada bardzo przeciętnie, nie zawiera żadnych zaskakujących i niespodziewanych momentów, a jedynie oczekiwane i obowiązkowe wręcz wydarzenia, zapakowane w nudną historię z udziałem Jokera. Można było zrobić to znacznie lepiej, zwłaszcza patrząc na nazwiska biorące udział w tym projekcie. Przydałoby się również rozszerzyć komiks i zakończyć momentem, kiedy Bruce rzeczywiście przestaje nosić kostium. Rozczarowanie, niedosyt oraz powtarzalność - tak w skrócie zapamiętam ten komiks. O ile w ogóle zapamiętam, bo historia ta równie szybko wchodzi, co wychodzi z głowy. Czytając go tak naprawdę nie dowiecie się niczego nowego i odkrywczego na temat wydarzeń sprzed DKR.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksu DARK KNIGHT RETURNS: THE LAST CRUSADE DELUXE EDITION, wydanego w USA w grudniu 2016.

Recenzję oryginalnego wydania napisaną przez Maurycego znajdziecie w tym miejscu.

Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics oraz na Egmont.pl

Dawid Scheibe

1 komentarz:

  1. Mi się komiks niesamowicie podobał, jednak rozumiem ludzi którzy mają inne zdanie. Jest jedną rzecz którą mogę wytknąć temu komiksowi. Długość. Można było zrobić go dwa albo nawet trzy razy dłuższy a stał się by pewnie jeszcze lepszy.

    OdpowiedzUsuń