poniedziałek, 21 września 2015

AMERYKAŃSKI WAMPIR TOM 4

Chyba nie jest żadną tajemnicą, co zresztą widzicie w połowie naszych recenzji, że dostajemy egzemplarze recenzenckie między innymi od wydawnictwa Egmont. Jako że jest nas sporo, a od niedawna jeszcze więcej, staramy się bez większych sporów rozdzielać je między sobą. Czasem, naprawdę rzadko zdarza się sytuacja, w której nikt nie chce zaopiniować danego komiksu. Tak właśnie było z czwartym tomem AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA, który ostatecznie przypadł w udziale mnie. Koledzy z DCManiaka, wstydźcie się. Ominął Was kawałek naprawdę solidnej  i przyjemnej lektury.

Żeby była jasność, nie jest to mój pierwszy kontakt z serią AMERYKAŃSKI WAMPIR Scotta Snydera. Gdy Egmont pierwszy raz podchodził do tej serii, nabyłem obydwa wydane wówczas tomy z których byłem zadowolony w stopniu umiarkowanym. W momencie gdy wydawnictwo ogłosiło zawieszenie serii, bez większego żalu sprzedałem obydwie odsłony, będąc przekonanym iż komiks ten nie wróci do oferty Egmontu i podzieli smutny los SAGI O POTWORZE Z BAGIEN. Tak się nie stało, ale ponieważ nie chciałem ponownie wydawać pieniądze na trzy już tomy, wstrzymałem się od powrotu do AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA. Jak trafiła w moje łapska odsłona czwarta, wiecie już z pierwszego akapitu.

Omawiany dziś komiks składa się z trzech opowieści, w których dotychczasowy antagonista – Skinner Sweet pełni przede wszystkim rolę tła. Są one osadzone w kompletnie różnych okresach czasowych i służą przede wszystkim rozbudowaniu mitologii świata wykreowanego przez pomysłowego Scotta Snydera.

Pierwsza z nich przenosi nas do roku 1871, gdzie mamy szansę dowiedzieć się znacznie więcej o młodości Sweeta, który wraz ze swoim przyrodnim bratem brał udział w walkach z Indianami. Warto od razu podkreślić, że te trzy zeszyty zilustrowała legenda komiksu – Jorki Bernet, który świetnie dopasował swój styl do formatu rodem z USA. Ci z Was, którzy znają komiks ”Kraken” z pewnością dostrzegą, że Bernet w AMERYKAŃSKIM WAMPIRZE pokazał pełnie swoich umiejętności oraz doskonale odnalazł się w dość ponurej konwencji przedstawianej opowieści. Ta z kolei jest w mojej ocenie zdecydowanie najlepszą częścią czwartego tomu. Snyder nie tylko bardzo dobrze przedstawia mimo wszystko dość skomplikowany charakter Sweeta, ale także jak zwykle dobrze prowadzi pozostałe postacie oraz dorzuca do opowieści świetnie pasujący wątek z wampirami, który pokazuje nam, że to co dotychczas wiedzieliśmy o rasie wymienionej w tytule nie było do końca pełnym obrazem sytuacji. Całość jednocześnie do końca nie jest zbyt oczywista (no, przynajmniej dla mnie nie była), dzięki czemu trzyma w napięciu. Naprawdę wielka szkoda, że to tylko trzy zeszyty.

Dalej jest już nieco mniej emocjonująco, ale wcale nie oznacza to, że komiks staje się słaby. Druga z przedstawionych historii osadzona jest w roku 1954 i skupia się na młodym, buntowniczym chłopaku, który poluje na wampiry, a jego celem głównym jest oczywiście Skinner Sweet. Tu z kolei najbardziej podobała mi się przedstawiony w opowieści sposób narracji, który świetnie współgrał z zaprezentowana historią, co nie zawsze mogę z pełną świadomością napisać. Sama fabuła idzie już niestety dosyć utartymi ścieżkami, ale i tak nie mogę stwierdzić, by była nudna. Pojawia się kilka interesujących zwrotów akcji, zaś całość zilustrowana została przez Rafaela Albuquerque, a to oznacza utrzymanie wysokiego poziomu warstwy graficznej.

I wreszcie trzecia zawarta w czwartym tomie AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA historia, to ta w najmniejszym stopniu związana ze Skinnerem Sweetem. Chociaż prawdę pisząc to właściwie wcale. Tym razem jesteśmy świadkami wyprawy jednego z agentów Wasali Gwiazdy Porannej do miasteczka, w którym odkrywa on zupełnie nowy gatunek krwiopijcy. Także i tutaj Scott Snyder zaprezentował swoje nieprzeciętne umiejętności narracyjne, lecz jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że zaprezentowana historia powinna była otrzymać przynajmniej jeden zeszyt więcej. Momentami akcja posuwa się aż za szybko, co w efekcie delikatnie, ale jednak zaburza frajdę z czytania. Tutaj za rysunki odpowiedzialni byli Roger Crus (część pierwsza) oraz Riccardo Burchielli (druga). Mnie zdecydowanie bardziej przypadły do gustu ilustracje tego pierwszego – cienka, ale zarazem mocna i wyrazista kreska świetnie sprawdziły się przy przenoszeniu scenariusza na plansze komiksu. Burchielli niestety średnio pasował do klimatu AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA. Ten skądinąd świetny artysta, którego uwielbiam za rysunki do DMZ Briana Wooda, tutaj nie wypadł tak okazale. Zastrzeżenia wobec niego mam przede wszystkim za wygląd stworów, wokół których kręciła się ta krótka historia. Wypadły one moim zdaniem nieprzekonywująco, momentami wręcz ocierały się o cartoonowość i zamiast potęgować odczucie zagrożenia dla życia agenta Poole’a, momentami jest zgoła odmiennie.

Egmont wydał czwarty tom AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA w swoim standardzie. Oznacza to solidny komiks z twardą okładką. Ostatnimi czasy tu i ówdzie można znaleźć zarzuty wobec wydawnictwa, jakoby te drukowało swoje komiksy w zbyt ciemnych barwach. Nie doszukałem się niczego takiego w dzisiaj opisywanej pozycji, lecz z drugiej strony trzeba uczciwie dodać, że jest komiks sam w sobie mroczny. Jako dodatek dorzucono kilka stron projektów okładek do poszczególnych zeszytów oraz zarysów postaci. Jest to sympatyczny dodatek, lecz liczący sobie zaledwie parę stron.

Czy polecam lekturę czwartego tomu AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA? Jak najbardziej. Pomimo pewnych drobnych niedociągnięć, jest to naprawdę świetna pozycja. Gdyby nie dziura w moim budżecie, z pewnością już głowiłbym się nad tym, jak zdobyć poprzednie odsłony serii – tak bardzo mi się podobało. Moja ocena to 5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów AMERICAN VAMPIRE #19 -27

Jak zwykle bardzo serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

AMERYKAŃSKI WAMPIR TOM 4 do nabycia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz