Chyba nie
jest żadną tajemnicą, co zresztą widzicie w połowie naszych recenzji, że
dostajemy egzemplarze recenzenckie między innymi od wydawnictwa Egmont. Jako że
jest nas sporo, a od niedawna jeszcze więcej, staramy się bez większych sporów
rozdzielać je między sobą. Czasem, naprawdę rzadko zdarza się sytuacja, w
której nikt nie chce zaopiniować danego komiksu. Tak właśnie było z czwartym
tomem AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA, który ostatecznie przypadł w udziale mnie.
Koledzy z DCManiaka, wstydźcie się. Ominął Was kawałek naprawdę solidnej i przyjemnej lektury.
Żeby była
jasność, nie jest to mój pierwszy kontakt z serią AMERYKAŃSKI WAMPIR Scotta
Snydera. Gdy Egmont pierwszy raz podchodził do tej serii, nabyłem obydwa wydane
wówczas tomy z których byłem zadowolony w stopniu umiarkowanym. W momencie gdy
wydawnictwo ogłosiło zawieszenie serii, bez większego żalu sprzedałem obydwie
odsłony, będąc przekonanym iż komiks ten nie wróci do oferty Egmontu i podzieli
smutny los SAGI O POTWORZE Z BAGIEN. Tak się nie stało, ale ponieważ nie
chciałem ponownie wydawać pieniądze na trzy już tomy, wstrzymałem się od
powrotu do AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA. Jak trafiła w moje łapska odsłona czwarta,
wiecie już z pierwszego akapitu.
Omawiany
dziś komiks składa się z trzech opowieści, w których dotychczasowy antagonista
– Skinner Sweet pełni przede wszystkim rolę tła. Są one osadzone w kompletnie
różnych okresach czasowych i służą przede wszystkim rozbudowaniu mitologii
świata wykreowanego przez pomysłowego Scotta Snydera.
Pierwsza z
nich przenosi nas do roku 1871, gdzie mamy szansę dowiedzieć się znacznie
więcej o młodości Sweeta, który wraz ze swoim przyrodnim bratem brał udział w
walkach z Indianami. Warto od razu podkreślić, że te trzy zeszyty zilustrowała
legenda komiksu – Jorki Bernet, który świetnie dopasował swój styl do formatu
rodem z USA. Ci z Was, którzy znają komiks ”Kraken” z pewnością dostrzegą, że
Bernet w AMERYKAŃSKIM WAMPIRZE pokazał pełnie swoich umiejętności oraz
doskonale odnalazł się w dość ponurej konwencji przedstawianej opowieści. Ta z
kolei jest w mojej ocenie zdecydowanie najlepszą częścią czwartego tomu. Snyder
nie tylko bardzo dobrze przedstawia mimo wszystko dość skomplikowany charakter
Sweeta, ale także jak zwykle dobrze prowadzi pozostałe postacie oraz dorzuca do
opowieści świetnie pasujący wątek z wampirami, który pokazuje nam, że to co
dotychczas wiedzieliśmy o rasie wymienionej w tytule nie było do końca pełnym
obrazem sytuacji. Całość jednocześnie do końca nie jest zbyt oczywista (no,
przynajmniej dla mnie nie była), dzięki czemu trzyma w napięciu. Naprawdę
wielka szkoda, że to tylko trzy zeszyty.
Dalej jest
już nieco mniej emocjonująco, ale wcale nie oznacza to, że komiks staje się
słaby. Druga z przedstawionych historii osadzona jest w roku 1954 i skupia się
na młodym, buntowniczym chłopaku, który poluje na wampiry, a jego celem głównym
jest oczywiście Skinner Sweet. Tu z kolei najbardziej podobała mi się
przedstawiony w opowieści sposób narracji, który świetnie współgrał z
zaprezentowana historią, co nie zawsze mogę z pełną świadomością napisać. Sama
fabuła idzie już niestety dosyć utartymi ścieżkami, ale i tak nie mogę
stwierdzić, by była nudna. Pojawia się kilka interesujących zwrotów akcji, zaś
całość zilustrowana została przez Rafaela Albuquerque, a to oznacza utrzymanie
wysokiego poziomu warstwy graficznej.
I wreszcie
trzecia zawarta w czwartym tomie AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA historia, to ta w
najmniejszym stopniu związana ze Skinnerem Sweetem. Chociaż prawdę pisząc to
właściwie wcale. Tym razem jesteśmy świadkami wyprawy jednego z agentów Wasali
Gwiazdy Porannej do miasteczka, w którym odkrywa on zupełnie nowy gatunek
krwiopijcy. Także i tutaj Scott Snyder zaprezentował swoje nieprzeciętne
umiejętności narracyjne, lecz jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że
zaprezentowana historia powinna była otrzymać przynajmniej jeden zeszyt więcej.
Momentami akcja posuwa się aż za szybko, co w efekcie delikatnie, ale jednak
zaburza frajdę z czytania. Tutaj za rysunki odpowiedzialni byli Roger Crus
(część pierwsza) oraz Riccardo Burchielli (druga). Mnie zdecydowanie bardziej
przypadły do gustu ilustracje tego pierwszego – cienka, ale zarazem mocna i
wyrazista kreska świetnie sprawdziły się przy przenoszeniu scenariusza na
plansze komiksu. Burchielli niestety średnio pasował do klimatu AMERYKAŃSKIEGO
WAMPIRA. Ten skądinąd świetny artysta, którego uwielbiam za rysunki do DMZ
Briana Wooda, tutaj nie wypadł tak okazale. Zastrzeżenia wobec niego mam przede
wszystkim za wygląd stworów, wokół których kręciła się ta krótka historia. Wypadły
one moim zdaniem nieprzekonywująco, momentami wręcz ocierały się o cartoonowość
i zamiast potęgować odczucie zagrożenia dla życia agenta Poole’a, momentami
jest zgoła odmiennie.
Egmont
wydał czwarty tom AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA w swoim standardzie. Oznacza to
solidny komiks z twardą okładką. Ostatnimi czasy tu i ówdzie można znaleźć
zarzuty wobec wydawnictwa, jakoby te drukowało swoje komiksy w zbyt ciemnych
barwach. Nie doszukałem się niczego takiego w dzisiaj opisywanej pozycji, lecz
z drugiej strony trzeba uczciwie dodać, że jest komiks sam w sobie mroczny. Jako
dodatek dorzucono kilka stron projektów okładek do poszczególnych zeszytów oraz
zarysów postaci. Jest to sympatyczny dodatek, lecz liczący sobie zaledwie parę
stron.
Czy polecam
lekturę czwartego tomu AMERYKAŃSKIEGO WAMPIRA? Jak najbardziej. Pomimo pewnych
drobnych niedociągnięć, jest to naprawdę świetna pozycja. Gdyby nie dziura w
moim budżecie, z pewnością już głowiłbym się nad tym, jak zdobyć poprzednie
odsłony serii – tak bardzo mi się podobało. Moja ocena to 5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów AMERICAN VAMPIRE #19 -27
Jak zwykle bardzo serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
AMERYKAŃSKI WAMPIR TOM 4 do nabycia w ATOM Comics
Jak zwykle bardzo serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
AMERYKAŃSKI WAMPIR TOM 4 do nabycia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz