Geoff Johns oraz John Romita
junior podejmują się misji rewitalizacji Człowieka ze Stali.
Era Scotta Lobdella została
zakończona i najlepiej będzie, jeśli szybko o niej zapomnimy. Geoff Johns,
który wcześniej wskrzesił m.in. postać Hala Jordana, czy tchnął nowego ducha w
takie tytuły, jak JUSTICE LEAGUE oraz AQUAMAN, podjął się wreszcie próby
uczynienia z SUPERMANA jednej z flagowych serii DC, jaką powinna być już od
startu New 52. Pech chciał, że źle dobrani scenarzyści nie potrafili do końca
lub wcale wczuć się w postać Kal-Ela i uchwycić jego najistotniejszych cech.
Johns już od pierwszego pisanego przez siebie zeszytu pokazał innego,
zdecydowanie ciekawszego i bardziej ludzkiego eSa, co mnie, jako fana tej
postaci strasznie cieszy.
Można powiedzieć, że po raz
kolejny dostajemy taki mini relaunch w ramach w ramach serii SUPERMAN, gdyż o
ile osobiste wątki Clarka są jeszcze jako tako kontynuowane, o tyle każdy
kolejny scenarzysta przedstawiał własną, odmienną od poprzednika interpretację
tej postaci. Kto, jak nie Geoff Johns ma sprawić, że ludzie znów sięgną po
SUPERMANA? Scenarzysta wprowadza do historii zupełnie nowe postacie, jak
Klerik, Machinist, czy też Ulysses, z czego ten ostatni odgrywa najważniejszą
rolę w życiu Kal-Ela. Mamy tutaj porównanie dwóch z pozoru podobnych osób, z
których każda zmuszona została zaadoptować się wbrew własnej woli do nowego
otoczenia. Wykorzystując Ulyssesa Johns wyciąga na światło dzienne wszystkie
„ludzkie” zalety Supermana, który nie obiecuje rzeczy niemożliwych do zrealizowania,
który na pierwszym planie stawia ludzkie życie, i który nie zabija pod żadnym
wypadkiem. The Men of Tomorrow
pokazuje, że nic nie jest za darmo, i że obietnica nowego, lepszego jutra,
osiągnięcia pełni szczęścia, miłości oraz akceptacji na utopijnym, perfekcyjnym
świecie wiąże się nieodłącznie z pewną ofiarą. I właśnie ta ostania kwestia
jest tym, co odróżnia jednego Supermana w tej historii od drugiego.
Co mnie cieszy to fakt, że Johns
postanowił wreszcie wrócić do dawnego porządku rzeczy i ponownie znalazł dla
Clarka miejsce w szeregach Daily Planet. Widzimy też nowe, bardziej luźne
relacje pomiędzy Perrym a Jimmym, a także dawną Lois Lane, która znów napędzana
jest zdrową rywalizacją pomiędzy nią, a Kentem. Tym samym zburzone zostały
wcześniejsze dziwne eksperymenty dotyczące najbliższych Clarkowi osób.
Dwie rzeczy na pewno na długo
będą kojarzone z runem Johnsa oraz Romity. Po pierwsze odkrycie przez eSa
nowych mocy, dzięki którym może on, w największym skrócie mówiąc, zgromadzić
całą energię zgromadzoną w komórkach i dokonywać czegoś na kształt
samodetonacji. Druga sprawa to wyjawienie swojego największego sekretu. Zmianie
jeszcze bardziej na plus ulegają pod koniec relacje Clark – Jimmy, a z kolei
ostatni zeszyt pokazujący w akcji Supermana pozbawionego przez 24 godziny
swoich supermocy to to, co od dawna jako fan postaci chciałem zobaczyć.
Ilustracje są autorstwa weterana
komiksu – Johna Romity juniora, który po latach spędzonych w Marvelu przeniósł
się do DC. Dysponuje on bardzo kontrowersyjną i oryginalną jednocześnie kreską,
przez co reakcje na widok jego prac są skrajnie różne. Albo należycie do grona
jego zagorzałych fanów, albo wręcz przeciwnie, oczy Was bolą od prac tego
twórcy. W każdym razie takiego Supermana jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć.
Dużą rolę w tworzeniu szaty graficznej odgrywają również legendarny inker,
Klaus Janson oraz, a może przede wszystkim – Laura Martin. Ta ostatnia zadbała
o kolorystykę całego albumu i wywiązała się ze swojego zadania wyśmienicie.
Żywe i idealnie dobrane barwy ułatwiają poruszanie się po całej historii, gdzie
czerwień i błękit zarezerwowane są właściwie dla Supermana. Wielką zaletą
Romity jest umiejętność ukazania dynamizmu poszczególnych scen i sprawienia, że
nawet z pozoru mało interesujący moment staje się efektowny i potrafi zapierać
dech w piersiach. Imponują zwłaszcza kadry rozciągnięte na dwie sąsiadujące
strony, gdzie John może pokazać pełnię swoich umiejętności, i do których
przyzwyczaił czytelników na przestrzeni prawie trzech dekad. Niestety artyście
temu zdarzają się co jakiś czas wpadki, co akurat najlepiej widać w ostatniej
części historii The Men of Tomorrow, gdzie
wydaje się, jakby obaj z Jansonem momentami nie byli sobą. Razi w oczy
zwłaszcza kadr, na którym Clark wyjawia swój największy sekret. Jest jeszcze po
drodze kilka różnego rodzaju niedociągnięć wynikających z mniejszego
przyłożenia się do tworzonych rysunków, ale ogólnie Romita pozostawił po sobie
dobre wrażenie.
Nie ukrywam, że kompletnie nie
przeszkadzają mi te często zbyt długie ręce, kanciaste twarze z tzw. syndromem
złamanego nosa, czy też przesadnie ukazane potężne męskie postacie dysponujące
mocami. Jako fan JR JR jestem zadowolony z powiewu świeżości, jaki wprowadził
on wraz ze swoją osobą do serii.
Wprawdzie run Johnsa i Romity
zakończył się znacznie szybciej, niż można by przypuszczać, to jednak duet ten
odcisnął swoje wyraźne piętno na świecie Człowieka ze Stali. Cała historia
pomogła ukazać głębię Supermana, który z jednej strony jest obdarzony
niezwykłymi mocami i stawia czoła kosmicznym najeźdźcom, zaś z drugiej to
wrażliwy człowiek, który wlewa nadzieję w serca mieszkańców i stanowi dla nich
godne naśladowania źródło najistotniejszych wartości. Zbiór THE MEN OF TOMORROW
to przyjemna i szybka lektura, która nijak ma się do wcześniejszych przygód
Supermana w ramach New 52, i z którą warto się zapoznać. Zwłaszcza, że pisze to
przecież ulubieniec mas, Geoff Johns. Jak najbardziej polecam tym wszystkim,
którzy czekali na lepsze czasy serii SUPERMAN. Właśnie nadeszły.
Ocena: 4,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN #32 – 39
Oczywiście komiks ten, na razie jedynie w twardej oprawie, jest do nabycia w sklepie ATOM Comics
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz