piątek, 25 września 2015

SUPERMAN VOL. 6: THE MEN OF TOMORROW

Geoff Johns oraz John Romita junior podejmują się misji rewitalizacji Człowieka ze Stali.


Era Scotta Lobdella została zakończona i najlepiej będzie, jeśli szybko o niej zapomnimy. Geoff Johns, który wcześniej wskrzesił m.in. postać Hala Jordana, czy tchnął nowego ducha w takie tytuły, jak JUSTICE LEAGUE oraz AQUAMAN, podjął się wreszcie próby uczynienia z SUPERMANA jednej z flagowych serii DC, jaką powinna być już od startu New 52. Pech chciał, że źle dobrani scenarzyści nie potrafili do końca lub wcale wczuć się w postać Kal-Ela i uchwycić jego najistotniejszych cech. Johns już od pierwszego pisanego przez siebie zeszytu pokazał innego, zdecydowanie ciekawszego i bardziej ludzkiego eSa, co mnie, jako fana tej postaci strasznie cieszy.

Można powiedzieć, że po raz kolejny dostajemy taki mini relaunch w ramach w ramach serii SUPERMAN, gdyż o ile osobiste wątki Clarka są jeszcze jako tako kontynuowane, o tyle każdy kolejny scenarzysta przedstawiał własną, odmienną od poprzednika interpretację tej postaci. Kto, jak nie Geoff Johns ma sprawić, że ludzie znów sięgną po SUPERMANA? Scenarzysta wprowadza do historii zupełnie nowe postacie, jak Klerik, Machinist, czy też Ulysses, z czego ten ostatni odgrywa najważniejszą rolę w życiu Kal-Ela. Mamy tutaj porównanie dwóch z pozoru podobnych osób, z których każda zmuszona została zaadoptować się wbrew własnej woli do nowego otoczenia. Wykorzystując Ulyssesa Johns wyciąga na światło dzienne wszystkie „ludzkie” zalety Supermana, który nie obiecuje rzeczy niemożliwych do zrealizowania, który na pierwszym planie stawia ludzkie życie, i który nie zabija pod żadnym wypadkiem. The Men of Tomorrow pokazuje, że nic nie jest za darmo, i że obietnica nowego, lepszego jutra, osiągnięcia pełni szczęścia, miłości oraz akceptacji na utopijnym, perfekcyjnym świecie wiąże się nieodłącznie z pewną ofiarą. I właśnie ta ostania kwestia jest tym, co odróżnia jednego Supermana w tej historii od drugiego.

Co mnie cieszy to fakt, że Johns postanowił wreszcie wrócić do dawnego porządku rzeczy i ponownie znalazł dla Clarka miejsce w szeregach Daily Planet. Widzimy też nowe, bardziej luźne relacje pomiędzy Perrym a Jimmym, a także dawną Lois Lane, która znów napędzana jest zdrową rywalizacją pomiędzy nią, a Kentem. Tym samym zburzone zostały wcześniejsze dziwne eksperymenty dotyczące najbliższych Clarkowi osób.

Dwie rzeczy na pewno na długo będą kojarzone z runem Johnsa oraz Romity. Po pierwsze odkrycie przez eSa nowych mocy, dzięki którym może on, w największym skrócie mówiąc, zgromadzić całą energię zgromadzoną w komórkach i dokonywać czegoś na kształt samodetonacji. Druga sprawa to wyjawienie swojego największego sekretu. Zmianie jeszcze bardziej na plus ulegają pod koniec relacje Clark – Jimmy, a z kolei ostatni zeszyt pokazujący w akcji Supermana pozbawionego przez 24 godziny swoich supermocy to to, co od dawna jako fan postaci chciałem zobaczyć.

Ilustracje są autorstwa weterana komiksu – Johna Romity juniora, który po latach spędzonych w Marvelu przeniósł się do DC. Dysponuje on bardzo kontrowersyjną i oryginalną jednocześnie kreską, przez co reakcje na widok jego prac są skrajnie różne. Albo należycie do grona jego zagorzałych fanów, albo wręcz przeciwnie, oczy Was bolą od prac tego twórcy. W każdym razie takiego Supermana jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć. Dużą rolę w tworzeniu szaty graficznej odgrywają również legendarny inker, Klaus Janson oraz, a może przede wszystkim – Laura Martin. Ta ostatnia zadbała o kolorystykę całego albumu i wywiązała się ze swojego zadania wyśmienicie. Żywe i idealnie dobrane barwy ułatwiają poruszanie się po całej historii, gdzie czerwień i błękit zarezerwowane są właściwie dla Supermana. Wielką zaletą Romity jest umiejętność ukazania dynamizmu poszczególnych scen i sprawienia, że nawet z pozoru mało interesujący moment staje się efektowny i potrafi zapierać dech w piersiach. Imponują zwłaszcza kadry rozciągnięte na dwie sąsiadujące strony, gdzie John może pokazać pełnię swoich umiejętności, i do których przyzwyczaił czytelników na przestrzeni prawie trzech dekad. Niestety artyście temu zdarzają się co jakiś czas wpadki, co akurat najlepiej widać w ostatniej części historii The Men of Tomorrow, gdzie wydaje się, jakby obaj z Jansonem momentami nie byli sobą. Razi w oczy zwłaszcza kadr, na którym Clark wyjawia swój największy sekret. Jest jeszcze po drodze kilka różnego rodzaju niedociągnięć wynikających z mniejszego przyłożenia się do tworzonych rysunków, ale ogólnie Romita pozostawił po sobie dobre wrażenie.

Nie ukrywam, że kompletnie nie przeszkadzają mi te często zbyt długie ręce, kanciaste twarze z tzw. syndromem złamanego nosa, czy też przesadnie ukazane potężne męskie postacie dysponujące mocami. Jako fan JR JR jestem zadowolony z powiewu świeżości, jaki wprowadził on wraz ze swoją osobą do serii.

Wprawdzie run Johnsa i Romity zakończył się znacznie szybciej, niż można by przypuszczać, to jednak duet ten odcisnął swoje wyraźne piętno na świecie Człowieka ze Stali. Cała historia pomogła ukazać głębię Supermana, który z jednej strony jest obdarzony niezwykłymi mocami i stawia czoła kosmicznym najeźdźcom, zaś z drugiej to wrażliwy człowiek, który wlewa nadzieję w serca mieszkańców i stanowi dla nich godne naśladowania źródło najistotniejszych wartości. Zbiór THE MEN OF TOMORROW to przyjemna i szybka lektura, która nijak ma się do wcześniejszych przygód Supermana w ramach New 52, i z którą warto się zapoznać. Zwłaszcza, że pisze to przecież ulubieniec mas, Geoff Johns. Jak najbardziej polecam tym wszystkim, którzy czekali na lepsze czasy serii SUPERMAN. Właśnie nadeszły.

Ocena: 4,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN #32 – 39

Oczywiście komiks ten, na razie jedynie w twardej oprawie, jest do nabycia w sklepie ATOM Comics

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz