Joe
Simon nie miał szczęścia w latach 70-tych. Człowiek
współodpowiedzialny za stworzenie Kapitana Ameryki dla Timely
Comics (późniejszego Marvel Comics) miał wyraźne problemy z
odnalezieniem się na rynku komiksowym w tym okresie. Jego najdłużej
wychodzącym tytułem z tamtych lat był opisany w poprzedniej
odsłonie RetroDCManiaka PREZ. Pozostałe komiksy - tworzone głównie
wraz z rysownikiem Jerrym Grandenettim - utrzymywał się na rynku
jeszcze krócej.
Takie
tytuły jak OUTSIDERS (grupa nastolatków o zdeformowanych ciałach,
za to z supermocami), BROTHER POWER THE GEEK (manekin ożywiony przez
uderzenie pioruna staje się superbohaterem) czy THE GREEN TEAM –
BOY MILLIONAIRES pojawiły się i znikły bardzo szybko – głównie
przez niskie wyniki sprzedaży.
Ostatecznie
Simon i Grandenetti porzucili tworzenie komiksów. O stworzonych
przez nich postaciach pamiętali zaś tylko najwięksi fani (jak
Grant Morrison czy Neil Gaiman).
THE
GREEN TEAM bardzo niespodziewanie powrócił jednak po 38 latach w
ramach „piątej fali” nowych tytułów, publikowanych w ramach
linii wydawniczej THE NEW 52. Nowa wersja tego tytułu nie została
przyjęta zbyt ciepło przez czytelników, a jej publikację
zakończono po 8 zeszytach. Zaś bohaterowie wchodzący w skład tej
grupy automatycznie wylądowali w komiksowym Limbo.
Czy
zasługiwali na taki los?
Moim
zdaniem – tak.
The
Green Team – Boy Millionaires (1975)
Na
początku lat 70-tych wydawca Carmine Infantino zauważył, że
pierwsze numery nowych serii mają w zwyczaju sprzedawać się lepiej
niż następne. Dlatego postanowił stworzyć serię składającą
się tylko z pierwszych numerów komiksów. Tak powstał 1ST ISSUE
SPECIAL wydawany w latach 1975-76. W sumie ukazało się aż 13
pierwszych numerów w ramach owego tworu.
Historia
powstania tej serii brzmi trochę komediowo. Wręcz jak plan głównego
złego z jakiegoś bardzo kiczowatego komiksu. Jednakże nie on
pierwszy i nie ostatni odkrył magię dużej jedynki widniejącej na
okładce zeszytu komiksowego. Wystarczy popatrzeć na to, co dziś
dzieje się na amerykańskim rynku komiksowym.
Wbrew
oczekiwaniom pana Infantino 1ST ISSUE SPECIAL nie zanotował
wyjątkowo wysokich wyników sprzedaży. Posłużył jednak twórcom
do przedstawienia odbiorcom kilku nowych i kilku odświeżonych
postaci. Czytelnicy mieli okazję zapoznać się z Lady Cop (postać
ta niedługo pojawi się w serialu ARROW), Methamorpho czy Starmanem.
Jednakże jedynie The Warlord (twór Mike'a Grella) otrzymał własną
serię po debiucie na łamach tej inicjatywy.
W
raz z nimi debiutowali też Commodore Murphy, J.P. Huston, Cecil
Sunbeam i Abdul Smith – tworzący razem grupę znaną jako The
Green Team. Wydarzyło się to w maju 1975 roku.
Owi
czterej chłopcy o nie do końca sprecyzowanym wieku pochodzą z
różnych środowisk. Commodore – to właściciel firmy budującej
statki, J.P. - zbił fortunę na ropie naftowej, Cecil – jest
znanym reżyserem filmowym, a Abdul – to młody chłopak, który
zajmował się czyszczeniem butów i marzeniem o dołączeniu do
jakiegoś elitarnego klubu. Jego pragnienie spełnia się, gdy w
związku z pomyłką systemu bankowego na jego koncie pojawiło się
pół miliona dolarów. Jedyne co ich łączy to posiadanie
przynajmniej miliona dolarów na koncie oraz chęć uczestniczenia w
niezwykłych przygodach.
Cała
historia zaczyna się, gdy Abdul postanawia dołączyć do jednego ze
słynnych zamkniętych klubów dla bogaczy. Tam mówią mu, że nie
jest to możliwe jednakże może spróbować do łączyć do The
Green Teamu. Jego członkowie (czyli pozostali bohaterowie) informują
go, że owszem jest to możliwe, lecz musi wykazać posiadanie na
końce sumy przynajmniej miliona dolarów. Młody Smith stwierdza, że
jest to idealny klub dla niego i pędzi zbierać pieniądze. Po tym
jak dowiaduje się o wspomnianej już pomyłce bankowej zaczyna grać
na nowojorskiej giełdzie. Dzięki temu udaje mu się uzbierać
wystarczająco dużą kwotę, aby oddać pieniądze, które bank
omylnie przelał na jego konto i dołączyć do wymarzonego klubu.
W
międzyczasie mamy okazję zapoznać się zresztą bohaterów, lecz
nie dowiadujemy się o nich więcej niż wynika to z wcześniejszych
opisów.
Podczas
pierwszego spotkania z Abdulem w składzie chłopcy zostają
odwiedzeni przez Profesora Apple, który proponuje im zainwestowanie
w budowę jego najnowszego wynalazku – The Great American Pleasure
Machine (Wspaniałej Amerykańskiej Maszyny Przyjemności). Ci
wchodzą w ten projekt, ale sprowadza to na nich kłopoty. Wszyscy
ludzie pracujący w amerykańskiej branży rozrywkowej (w tym trzej
aktorzy przebrani za Batmana, Supermana i Spider-mana) jednoczą się
pod przywództwem jednego broadwayowskiego producenta, aby zniszczyć
The Green Team. Ich motywacją jest fakt, że budowana przez nich
maszyna ma dostarczyć ludzkości wrażeń, które przebiją te
dostarczone przez wyjście do kina, cyrku czy teatru.
The
Green Team ratuje się z opresji rzucając pieniędzmi w rozsierdzony
tłum. David S. Merrit – broadwayowski producent - postanawia
jednak się nie poddać i ukradkiem przedostaje się do maszyny,
gdzie spędza tydzień. Przez większość czasu chłopcy obserwują
jego poczynania w mocno psychodelicznym wnętrzu maszyny. Po
wspomnianym okresie czasu ich sprzęt do podglądania przygód
Merrita wybucha. Chłopcy postanawiają sprawdzić, co się stało.
Następnie widzimy ich wroga w szpitalu psychiatrycznym, gdyż popadł
on w obłęd od zbyt dużej ilości ekstremalnych doznań jakie
przygotowała dla niego maszyna. Nasi bohaterowie postanawiają ją,
więc zniszczyć poprzez ostrzał z dział statku Commodore.
I
tak kończy się drugi zeszyt 1ST ISSUE SPECIAL. Po za tą historią,
zostały w nim zaprezentowane także uniformy The Green Team, które
miały być używane w kolejnych numerach.
Były
one bowiem planowane. GREEN TEAM: BOY MILLIONAIRES #1 i #2 zostały
nawet napisane i narysowane przez Simona i Grandenetti. Nie ukazały
się jednak w szerszej dystrybucji z uwagi na „DC
Implosion". Terminem tym określa się tak bardzo nagłą
decyzję o anulowaniu w sumie 65 tytułów wydawanych oraz
planowanych przez włodarzy DC Comics. Nazwa ta powstała w kontrze
do „DC
Explosion" – pod tym hasłem promowano zwiększenie ilości
stron (aż o 8) zeszytów komiksowych wydawanych przez DC przy
jednoczesnym zwiększeniu ich ceny (o 43%). W ramach tego wydarzenia
promowano też nowe postacie bądź takie z lekka już zapomniane,
poprzez publikowanie ich przygód w istniejących już lub nowo
powstałych tytułach.
Ostatecznie
w latach 1975-78 DC Comics wypuściło 57 nowych serii. Niestety wraz
z wielkimi mrozami w roku 1977 przyszedł kryzys w branży komiksowej
jako, że podczas gwałtownych śnieżyc ludzie woleli siedzieć w
domu niż kupować komiksy. Także jakość tych publikacji nie była
często zbyt zachwycająca.
Aby
jednak zabezpieczyć prawa wydawcy do części z nich zdecydowano się
„wydać” część z przygotowywanych zeszytów w niespotykanej do
tej pory formie. Na biurowej kopiarce skopiowano niektóre z
ukończonych bądź prawie ukończonych historii, mające ukazać się
na łamach anulowanych tytułów. Następnie rozdano je ludziom,
którzy nad nimi pracowali. Tak powstały dwa numery CANCELLED COMIC
CAVALCADE. Oba, wydane tylko w 35 egzemplarzach mają dziś status
białych kruków. Co ciekawe dla obu numerów zaprojektowano
specjalne okładki: z martwymi herosami dla zeszytu pierwszego i z
bohaterami wykopywanymi na bruk z ówczesnej siedziby DC Comics dla
zeszytu drugiego.
W
CANCELLED COMIC CAVALCADE # 1 opublikowano wcześniej wspomniane
historie mające być kontynuacją przygód Abdula i jego nowych
kumpli. W pierwszej z nich The Green Team mierzył się z
gigantycznymi homarami oraz radzieckimi wojskami. Druga to zaś
jeszcze dziwaczniejsza historia starcia chłopaków z Paperhangerem –
złoczyńcą używającym w walce tapet, z których wyrastają
drzewa, a także będącym (o zgrozo!) sobowtórem Adolfa Hitlera.
I
tak o to - jak się wydawało – nasi milionerzy zakończyli swoje
przygody i popadli w zapomnienie.
Ciężko
jest ocenić ten komiks. Czytając go można zacząć zgrzytać
zębami. Historia z 1ST ISSUE SPECIAL jest bardzo dziecinna i stara
się być uroczą. Jednakże, wystarczy podstawowa wiedza z zakresu
ekonomi, aby odczytać ją inaczej. Bardziej mrocznie i nie tak znowu
niewinnie.
Główni
bohaterowie to rozpuszczeni bogacze, którzy za nic mają ludzi
zarabiających mniej niż oni. Nie obchodzi ich to, że ludzie mogą
stracić pracę przez ich zachciankę związaną z budową maszyny.
Także swoich pracowników potrafią traktować dość kiepsko (jak
Cecil pracujących dla niego aktorów).
Ich
wrogami w tym numerze są zaś przedstawicie związków zawodowych.
Przedstawieni są oni jako ludzie głupi, łatwi do manipulowania i
przekupienia. Ich lider jest maniakiem, który kończy tracąc rozum.
Do tego mimo, że to główni bohaterowie są współwinni tej
sytuacji nie ponoszą oni żadnej odpowiedzialności za swoje czyny.
Sam
koncept "młodych bogaczy" wydaje się mocno absurdalny.
Wynika on z zainteresowania Simona ruchami młodzieżowymi lat
70-tych i "walką pokoleń" (a także komiksem RICHIE
RICH). O ile w podobnie dziwacznym PREZIE można zaobserwować jednak
ciekawe rozwinięcie głównego pomysłu oraz sporo serca włożonego
w prace nad nim, to tutaj tych elementów brakuje. Nie można jednak
odmówić THE GREEN TEAM pewnej świeżości.
Istnieje
też podejrzenie, że cały komiks miał być satyrą na ówczesną
sytuacje gospodarczą USA. Jednakże prędzej widać w nim pochwałę
amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera”. I typową dla
tego kraju admirację ludzi bogatych - tak mocno związaną z innym
mitem „amerykańskiego snu”.
Ostatecznie
THE GREEN TEAM można polecić jedynie osobom lubujących się w
komiksach tak złych, że aż dobrych.
Dalsze
losy The Green Team
Commodore
Murphy i reszta powrócili w 25 numerze serii ANIMAL MAN Granta
Morrisona. Buddy Baker trafia na nich podróżując przez Limbo –
miejsce, gdzie trafiają wszystkie postacie DC Comics po zakończeniu
ukazywania się ich przygód. The Green Team próbuje przekupić
Animal Mana, aby wyciągnął ich z tego miejsca.
Oprócz
nich w Limbo pojawia się jeszcze sporo postaci, które opuściły
owo miejsce szybciej niż nasi bohaterowie. Na przykład Mr. Freeze,
który niedługo potem (historia ta ukazała się w 1990 roku)
pojawił się w BATMAN: THE ANIMATED SERIES i od tamtej pory stał
się ważnym przeciwnikiem Batmana czy Nightmaster – będący
jednym z członków grupy Shadowpact w latach 2005-2008 (co ciekawe
Jerry Grandenetti był współtwórcą tej postaci). Wspomniany
zostaje też Brother Power the Geek jako przykład postaci, której
udało się opuścić to smutne miejsce.
W 1997 roku
The Green Team zawitał na łamy ADVENTURES OF SUPERMAN (numer 549),
gdzie pomogli zakończyć walkę dwóch dziecięcych gangów: Newsboy
Legion (stworzonych przez Jacka Kirby'ego oraz Joe Simona) i Dingbats
of Danger Street (po raz pierwszy pojawili się na łamach 1ST ISSUE
SPECIAL – napisani i narysowani przez Jacka Kirby'ego). Abdul,
Cecil, J.P. i Commodore pojawiają się znikąd i postanawiają
wybudować ośrodek, w którym obie grupy oraz inne dzieciaki z
okolicy będą mogły razem spędzać czas.
Jako,
że ideą Kietha Giffena było, aby w AMBUSH BUG: YEAR NONE pojawiło
się jak najwięcej zapomnianych postaci, to w pierwszym numerze tej
miniserii z 2008 roku widzimy między innymi Cecil Sunbeam i Abdul
Smith. Teoretycznie pomagają oni Ambush Bugowi rozwiązać tajemnice
śmierci Jonni DC. Nasi bohaterowie są już dorośli, choć nie
można powiedzieć, że więksi (mają tyle samo wzrostu, co w swoim
oryginalnym komiksie). Spędzają oni swój czas głównie na
trwonieniu kasy. Abdul mieszka w wielkiej rezydencji, gdzie urządza
wielkie imprezy z półnagimi postaciami z zapomnianych komiksów DC
i modelkami.
Nie
było to pierwsze spotkanie Ambush Buga z naszymi bohaterami. W
trzecim numerze AMBUSH BUGA (wydanym w 1985 roku) byli oni bohaterami
małego segmentu, który miał pokazać czytelnikom, co stało się z
czwórką dziecięcych bogaczy. Według słów Richarda Richa, który
oprowadza Ambusha po dawnej siedzibie ich klubu The Green Team
rozpadł się po tym, jak okazało się, że muszą przyjmować w
swoje szeregi każdego człowieka posiadającego na koncie milion
dolarów.
I
tak nasi bohaterowie z THE GREEN TEAM funkcjonowali na zasadzie
ciekawostki czy cameo – głównie w tytułach odwołujących się
do historią uniwersum DC. Raczej nic nie zapowiadało, że DC Comics
może mieć jeszcze, jakieś poważniejsze plany w stosunku do nich.
Aż
do 2013 roku.
The
Green Team – Teen Trillionaires (2013-14)
Art
Baltazar, Franco Aurelani i Ig Guara dostali wtedy za zadanie
wskrzesić THE GREEN TEAM. Tytuł ten miał stanowić jakby opozycję
do nowego tytuł, tworzonego przez Gail Simone - THE MOVEMENT.
Panowie Baltazar i Aurelani od dość dawna pracują razem jako duet
scenarzystów. Najbardziej znaną ich pracą jest seria TINY TITANS.
Ig Guara pracował jako rysownik zarówno dla DC (Chociażby przygody
Blue Beetle'a w ramach New 52), jak i Marvela (wszelakie przygody Pet
Avengers).
W
nowej serii bohaterowie stali się starsi. To już nie dzieciaki, a
nastolatki. Także stan ich kont wzrósł znacznie (inflacja
sprawiła, że milion dolarów to już nie jest, aż tak duża suma).
No i ich klub przestał być tylko męski. Cecil stał się Cecilią,
a do ekipy dołączyła też L.L. - siostra J.P., który teraz jest
Latynosem. Abdul zmienił zaś imię na Mohammad
Qahtanii
i został księciem.
Historia
zaczyna się kiedy Mohammad dociera na tajne targi, podczas których
lekko szaleni wynalazcy mają okazje zaprezentować Commodore
Murphy'emu (posiadającemu przydomek „64” - żart związany z 64
trylionami dolarów, jakie ma odziedziczyć po osiągnięciu
pełnoletniości). Niestety Mohammad w trakcie bujania się z The
Green Teamem robi im zdjęcie, które umieszcza w Internecie wraz ze
swoją obecną lokalizacją. Z tego powodu bohaterowie zostają
zaatakowani przez niejakiego Riota i jego ludzi. Próbując się
bronić Commodore używa dziwnego dysku, który ze spojony z
użytkownikiem staje się zbroją dającą mu supermoce. To zaś
dopiero początek całej historii, która zabierze naszych bohaterów
nawet na księżyc.
I
choć opis ten może brzmieć to interesująco... to wcale tak nie
jest.
Współczesna
wersja THE GREEN TEAM jest przede wszystkim nudna. Dzień po
przeczytaniu pierwszego numeru nie pamiętałem już, o co w nim
chodziło. Komiks z lat 70-tych był przynajmniej dziwny. Parę jego
elementów można było uznać za odświeżające. Można byłoby
pokusić się o stwierdzenie, że to dzieło z kategorii „tak złe,
że aż dobre”. O wersji wydanej pod szyldem THE NEW 52 nie można
powiedzieć nawet tyle dobrego.
Scenariusz
tego komiksu został napisany na kolanie z wykorzystaniem wszystkich
najbardziej ogranych motywów i zwrotów akcji - ze słynnym „Jestem
twoim ojcem” włącznie. Bohaterowie wydają się zupełnie
papierowi, a ich dylematy w większości wydumane oraz nie
interesujące. Rysunki są poprawne i to właściwie tyle, co można
o nich powiedzieć. Dialogi potrafią zaś brzmieć mocno topornie.
Co trochę zaskakuje patrząc na fakt, że obaj scenarzyści byli w
przeszłości laureatami nagrody Eisnera. I czuć trochę, że nie do
końca wiadomo było do jakiej grupy docelowej ma być ów tytuł
skierowany.
Do
tego mamy jeszcze moce głównych bohaterów, o których
funkcjonowaniu nie wiemy prawie nic. Są, działają i wszyscy chcą
zdobyć owe tajemnicze dyski je dające. Dowiadujemy się nawet, że
ktoś tam niby je zrobił. I to wcale nie dla Commodore. Tylko, że
nigdy nie dowiadujemy się jak one działają, co skutkuje tym, że
bohaterowie często rozwijają swoje moce nagle - na zasadzie - co
by się teraz scenariuszowo przydało. Nie wpływa to oczywiście na
zainteresowanie odbiorcy losami postaci występujących w tym tytule.
Bo jak tu się przejmować, że ktoś może zginąć skoro zaraz
okaże się, że jednak jakimś cudem ma moc, która go uratuje przed
niechybnym końcem.
I
jest jeszcze z mocami jeden problem. Oryginalny The Green Team nie
był drużyną superbohaterów. Był zgrają nadzianych dzieciaków,
które chciały inwestować w ciekawe wynalazki i przeżywać
prawdziwe przygody. To sprawiało, że jednak w jakimś stopniu ten
koncept wyróżniał się na tle pozostałych komiksów. Bohaterów,
którzy zostają superherosami, bo mają kasę jest już dość
sporo. Zwykłych ludzi, którzy w razie kłopotów sypią w swoich
wrogów kasą (jak bardzo infantylne by to nie było) – nie.
Ostatecznie
tytuł ten został anulowany po ośmiu numerach ze względu na zbyt
niską sprzedaż. Była ona tak nikła, że porzucono nawet plany
wydania zbiorczego tego komiksu.
THE
GREEN TEAM to tytuł, który popadł w zapomnienie całkiem słusznie.
Obie próby wykorzystania tych postaci były raczej wyjątkowo
kiepskie i raczej do przejrzenia tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
Możliwe jednak, że gdyby ludzie z DC Comics spróbowali wykorzystać
czwórkę dzieciaków z THE GREEN TEAM do opowiedzenia ciekawej,
zaangażowanej społecznie historii coś mogłoby jeszcze z tego
wyjść (tak jak stało się z PREZEM w rękach Gaimana czy
Brubakera). Albo mogliby z tego zrobić czystą komedię z wrogami
jeszcze dziwniejszymi niż sobowtór Adolfa H lub wciągający tytuł
przygodowy.
Do
czasu, gdy się tak nie stanie możemy jednak dalej udawać, że THE
GREEN TEAM nie istnieje. Tak samo jak Gay Ghost.
W
następnym RetroDCManiaku: BEOWULF
Przydatne
strony:
https://en.wikipedia.org/wiki/DC_Implosion#cite_note-1
http://siskoid.blogspot.com/2013/05/who-are-green-team.html
http://www.dialbforblog.com/archives/252/
Uczciwie musze przyznać, ze to mija ulubiona rubryka dcmaniaka. Kolejny bardzo przyjemny i interesujący artykuł.
OdpowiedzUsuńUczciwie muszę przyznać, że moja też xD
UsuńTakie teksty to ja lubię.
OdpowiedzUsuń