środa, 16 września 2015

RetroDCManiak #3


Joe Simon nie miał szczęścia w latach 70-tych. Człowiek współodpowiedzialny za stworzenie Kapitana Ameryki dla Timely Comics (późniejszego Marvel Comics) miał wyraźne problemy z odnalezieniem się na rynku komiksowym w tym okresie. Jego najdłużej wychodzącym tytułem z tamtych lat był opisany w poprzedniej odsłonie RetroDCManiaka PREZ. Pozostałe komiksy - tworzone głównie wraz z rysownikiem Jerrym Grandenettim - utrzymywał się na rynku jeszcze krócej.

Takie tytuły jak OUTSIDERS (grupa nastolatków o zdeformowanych ciałach, za to z supermocami), BROTHER POWER THE GEEK (manekin ożywiony przez uderzenie pioruna staje się superbohaterem) czy THE GREEN TEAM – BOY MILLIONAIRES pojawiły się i znikły bardzo szybko – głównie przez niskie wyniki sprzedaży.

Ostatecznie Simon i Grandenetti porzucili tworzenie komiksów. O stworzonych przez nich postaciach pamiętali zaś tylko najwięksi fani (jak Grant Morrison czy Neil Gaiman).

THE GREEN TEAM bardzo niespodziewanie powrócił jednak po 38 latach w ramach „piątej fali” nowych tytułów, publikowanych w ramach linii wydawniczej THE NEW 52. Nowa wersja tego tytułu nie została przyjęta zbyt ciepło przez czytelników, a jej publikację zakończono po 8 zeszytach. Zaś bohaterowie wchodzący w skład tej grupy automatycznie wylądowali w komiksowym Limbo.

Czy zasługiwali na taki los?

Moim zdaniem – tak.


The Green Team – Boy Millionaires (1975)


Na początku lat 70-tych wydawca Carmine Infantino zauważył, że pierwsze numery nowych serii mają w zwyczaju sprzedawać się lepiej niż następne. Dlatego postanowił stworzyć serię składającą się tylko z pierwszych numerów komiksów. Tak powstał 1ST ISSUE SPECIAL wydawany w latach 1975-76. W sumie ukazało się aż 13 pierwszych numerów w ramach owego tworu.

Historia powstania tej serii brzmi trochę komediowo. Wręcz jak plan głównego złego z jakiegoś bardzo kiczowatego komiksu. Jednakże nie on pierwszy i nie ostatni odkrył magię dużej jedynki widniejącej na okładce zeszytu komiksowego. Wystarczy popatrzeć na to, co dziś dzieje się na amerykańskim rynku komiksowym.

Wbrew oczekiwaniom pana Infantino 1ST ISSUE SPECIAL nie zanotował wyjątkowo wysokich wyników sprzedaży. Posłużył jednak twórcom do przedstawienia odbiorcom kilku nowych i kilku odświeżonych postaci. Czytelnicy mieli okazję zapoznać się z Lady Cop (postać ta niedługo pojawi się w serialu ARROW), Methamorpho czy Starmanem. Jednakże jedynie The Warlord (twór Mike'a Grella) otrzymał własną serię po debiucie na łamach tej inicjatywy.


W raz z nimi debiutowali też Commodore Murphy, J.P. Huston, Cecil Sunbeam i Abdul Smith – tworzący razem grupę znaną jako The Green Team. Wydarzyło się to w maju 1975 roku.

Owi czterej chłopcy o nie do końca sprecyzowanym wieku pochodzą z różnych środowisk. Commodore – to właściciel firmy budującej statki, J.P. - zbił fortunę na ropie naftowej, Cecil – jest znanym reżyserem filmowym, a Abdul – to młody chłopak, który zajmował się czyszczeniem butów i marzeniem o dołączeniu do jakiegoś elitarnego klubu. Jego pragnienie spełnia się, gdy w związku z pomyłką systemu bankowego na jego koncie pojawiło się pół miliona dolarów. Jedyne co ich łączy to posiadanie przynajmniej miliona dolarów na koncie oraz chęć uczestniczenia w niezwykłych przygodach.

Cała historia zaczyna się, gdy Abdul postanawia dołączyć do jednego ze słynnych zamkniętych klubów dla bogaczy. Tam mówią mu, że nie jest to możliwe jednakże może spróbować do łączyć do The Green Teamu. Jego członkowie (czyli pozostali bohaterowie) informują go, że owszem jest to możliwe, lecz musi wykazać posiadanie na końce sumy przynajmniej miliona dolarów. Młody Smith stwierdza, że jest to idealny klub dla niego i pędzi zbierać pieniądze. Po tym jak dowiaduje się o wspomnianej już pomyłce bankowej zaczyna grać na nowojorskiej giełdzie. Dzięki temu udaje mu się uzbierać wystarczająco dużą kwotę, aby oddać pieniądze, które bank omylnie przelał na jego konto i dołączyć do wymarzonego klubu.


W międzyczasie mamy okazję zapoznać się zresztą bohaterów, lecz nie dowiadujemy się o nich więcej niż wynika to z wcześniejszych opisów.


Podczas pierwszego spotkania z Abdulem w składzie chłopcy zostają odwiedzeni przez Profesora Apple, który proponuje im zainwestowanie w budowę jego najnowszego wynalazku – The Great American Pleasure Machine (Wspaniałej Amerykańskiej Maszyny Przyjemności). Ci wchodzą w ten projekt, ale sprowadza to na nich kłopoty. Wszyscy ludzie pracujący w amerykańskiej branży rozrywkowej (w tym trzej aktorzy przebrani za Batmana, Supermana i Spider-mana) jednoczą się pod przywództwem jednego broadwayowskiego producenta, aby zniszczyć The Green Team. Ich motywacją jest fakt, że budowana przez nich maszyna ma dostarczyć ludzkości wrażeń, które przebiją te dostarczone przez wyjście do kina, cyrku czy teatru.



The Green Team ratuje się z opresji rzucając pieniędzmi w rozsierdzony tłum. David S. Merrit – broadwayowski producent - postanawia jednak się nie poddać i ukradkiem przedostaje się do maszyny, gdzie spędza tydzień. Przez większość czasu chłopcy obserwują jego poczynania w mocno psychodelicznym wnętrzu maszyny. Po wspomnianym okresie czasu ich sprzęt do podglądania przygód Merrita wybucha. Chłopcy postanawiają sprawdzić, co się stało. Następnie widzimy ich wroga w szpitalu psychiatrycznym, gdyż popadł on w obłęd od zbyt dużej ilości ekstremalnych doznań jakie przygotowała dla niego maszyna. Nasi bohaterowie postanawiają ją, więc zniszczyć poprzez ostrzał z dział statku Commodore.

I tak kończy się drugi zeszyt 1ST ISSUE SPECIAL. Po za tą historią, zostały w nim zaprezentowane także uniformy The Green Team, które miały być używane w kolejnych numerach.



Były one bowiem planowane. GREEN TEAM: BOY MILLIONAIRES #1 i #2 zostały nawet napisane i narysowane przez Simona i Grandenetti. Nie ukazały się jednak w szerszej dystrybucji z uwagi na DC Implosion". Terminem tym określa się tak bardzo nagłą decyzję o anulowaniu w sumie 65 tytułów wydawanych oraz planowanych przez włodarzy DC Comics. Nazwa ta powstała w kontrze do DC Explosion" – pod tym hasłem promowano zwiększenie ilości stron (aż o 8) zeszytów komiksowych wydawanych przez DC przy jednoczesnym zwiększeniu ich ceny (o 43%). W ramach tego wydarzenia promowano też nowe postacie bądź takie z lekka już zapomniane, poprzez publikowanie ich przygód w istniejących już lub nowo powstałych tytułach.

Ostatecznie w latach 1975-78 DC Comics wypuściło 57 nowych serii. Niestety wraz z wielkimi mrozami w roku 1977 przyszedł kryzys w branży komiksowej jako, że podczas gwałtownych śnieżyc ludzie woleli siedzieć w domu niż kupować komiksy. Także jakość tych publikacji nie była często zbyt zachwycająca.

Aby jednak zabezpieczyć prawa wydawcy do części z nich zdecydowano się „wydać” część z przygotowywanych zeszytów w niespotykanej do tej pory formie. Na biurowej kopiarce skopiowano niektóre z ukończonych bądź prawie ukończonych historii, mające ukazać się na łamach anulowanych tytułów. Następnie rozdano je ludziom, którzy nad nimi pracowali. Tak powstały dwa numery CANCELLED COMIC CAVALCADE. Oba, wydane tylko w 35 egzemplarzach mają dziś status białych kruków. Co ciekawe dla obu numerów zaprojektowano specjalne okładki: z martwymi herosami dla zeszytu pierwszego i z bohaterami wykopywanymi na bruk z ówczesnej siedziby DC Comics dla zeszytu drugiego.


W CANCELLED COMIC CAVALCADE # 1 opublikowano wcześniej wspomniane historie mające być kontynuacją przygód Abdula i jego nowych kumpli. W pierwszej z nich The Green Team mierzył się z gigantycznymi homarami oraz radzieckimi wojskami. Druga to zaś jeszcze dziwaczniejsza historia starcia chłopaków z Paperhangerem – złoczyńcą używającym w walce tapet, z których wyrastają drzewa, a także będącym (o zgrozo!) sobowtórem Adolfa Hitlera.

I tak o to - jak się wydawało – nasi milionerzy zakończyli swoje przygody i popadli w zapomnienie.

Ciężko jest ocenić ten komiks. Czytając go można zacząć zgrzytać zębami. Historia z 1ST ISSUE SPECIAL jest bardzo dziecinna i stara się być uroczą. Jednakże, wystarczy podstawowa wiedza z zakresu ekonomi, aby odczytać ją inaczej. Bardziej mrocznie i nie tak znowu niewinnie.

Główni bohaterowie to rozpuszczeni bogacze, którzy za nic mają ludzi zarabiających mniej niż oni. Nie obchodzi ich to, że ludzie mogą stracić pracę przez ich zachciankę związaną z budową maszyny. Także swoich pracowników potrafią traktować dość kiepsko (jak Cecil pracujących dla niego aktorów).

Ich wrogami w tym numerze są zaś przedstawicie związków zawodowych. Przedstawieni są oni jako ludzie głupi, łatwi do manipulowania i przekupienia. Ich lider jest maniakiem, który kończy tracąc rozum. Do tego mimo, że to główni bohaterowie są współwinni tej sytuacji nie ponoszą oni żadnej odpowiedzialności za swoje czyny.


Sam koncept "młodych bogaczy" wydaje się mocno absurdalny. Wynika on z zainteresowania Simona ruchami młodzieżowymi lat 70-tych i "walką pokoleń" (a także komiksem RICHIE RICH). O ile w podobnie dziwacznym PREZIE można zaobserwować jednak ciekawe rozwinięcie głównego pomysłu oraz sporo serca włożonego w prace nad nim, to tutaj tych elementów brakuje. Nie można jednak odmówić THE GREEN TEAM pewnej świeżości.


Istnieje też podejrzenie, że cały komiks miał być satyrą na ówczesną sytuacje gospodarczą USA. Jednakże prędzej widać w nim pochwałę amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera”. I typową dla tego kraju admirację ludzi bogatych - tak mocno związaną z innym mitem „amerykańskiego snu”.

Ostatecznie THE GREEN TEAM można polecić jedynie osobom lubujących się w komiksach tak złych, że aż dobrych.

Dalsze losy The Green Team

Commodore Murphy i reszta powrócili w 25 numerze serii ANIMAL MAN Granta Morrisona. Buddy Baker trafia na nich podróżując przez Limbo – miejsce, gdzie trafiają wszystkie postacie DC Comics po zakończeniu ukazywania się ich przygód. The Green Team próbuje przekupić Animal Mana, aby wyciągnął ich z tego miejsca.


Oprócz nich w Limbo pojawia się jeszcze sporo postaci, które opuściły owo miejsce szybciej niż nasi bohaterowie. Na przykład Mr. Freeze, który niedługo potem (historia ta ukazała się w 1990 roku) pojawił się w BATMAN: THE ANIMATED SERIES i od tamtej pory stał się ważnym przeciwnikiem Batmana czy Nightmaster – będący jednym z członków grupy Shadowpact w latach 2005-2008 (co ciekawe Jerry Grandenetti był współtwórcą tej postaci). Wspomniany zostaje też Brother Power the Geek jako przykład postaci, której udało się opuścić to smutne miejsce.


W 1997 roku The Green Team zawitał na łamy ADVENTURES OF SUPERMAN (numer 549), gdzie pomogli zakończyć walkę dwóch dziecięcych gangów: Newsboy Legion (stworzonych przez Jacka Kirby'ego oraz Joe Simona) i Dingbats of Danger Street (po raz pierwszy pojawili się na łamach 1ST ISSUE SPECIAL – napisani i narysowani przez Jacka Kirby'ego). Abdul, Cecil, J.P. i Commodore pojawiają się znikąd i postanawiają wybudować ośrodek, w którym obie grupy oraz inne dzieciaki z okolicy będą mogły razem spędzać czas.


Jako, że ideą Kietha Giffena było, aby w AMBUSH BUG: YEAR NONE pojawiło się jak najwięcej zapomnianych postaci, to w pierwszym numerze tej miniserii z 2008 roku widzimy między innymi Cecil Sunbeam i Abdul Smith. Teoretycznie pomagają oni Ambush Bugowi rozwiązać tajemnice śmierci Jonni DC. Nasi bohaterowie są już dorośli, choć nie można powiedzieć, że więksi (mają tyle samo wzrostu, co w swoim oryginalnym komiksie). Spędzają oni swój czas głównie na trwonieniu kasy. Abdul mieszka w wielkiej rezydencji, gdzie urządza wielkie imprezy z półnagimi postaciami z zapomnianych komiksów DC i modelkami.


Nie było to pierwsze spotkanie Ambush Buga z naszymi bohaterami. W trzecim numerze AMBUSH BUGA (wydanym w 1985 roku) byli oni bohaterami małego segmentu, który miał pokazać czytelnikom, co stało się z czwórką dziecięcych bogaczy. Według słów Richarda Richa, który oprowadza Ambusha po dawnej siedzibie ich klubu The Green Team rozpadł się po tym, jak okazało się, że muszą przyjmować w swoje szeregi każdego człowieka posiadającego na koncie milion dolarów.


I tak nasi bohaterowie z THE GREEN TEAM funkcjonowali na zasadzie ciekawostki czy cameo – głównie w tytułach odwołujących się do historią uniwersum DC. Raczej nic nie zapowiadało, że DC Comics może mieć jeszcze, jakieś poważniejsze plany w stosunku do nich.

Aż do 2013 roku.

The Green Team – Teen Trillionaires (2013-14)


Art Baltazar, Franco Aurelani i Ig Guara dostali wtedy za zadanie wskrzesić THE GREEN TEAM. Tytuł ten miał stanowić jakby opozycję do nowego tytuł, tworzonego przez Gail Simone - THE MOVEMENT. Panowie Baltazar i Aurelani od dość dawna pracują razem jako duet scenarzystów. Najbardziej znaną ich pracą jest seria TINY TITANS. Ig Guara pracował jako rysownik zarówno dla DC (Chociażby przygody Blue Beetle'a w ramach New 52), jak i Marvela (wszelakie przygody Pet Avengers).


W nowej serii bohaterowie stali się starsi. To już nie dzieciaki, a nastolatki. Także stan ich kont wzrósł znacznie (inflacja sprawiła, że milion dolarów to już nie jest, aż tak duża suma). No i ich klub przestał być tylko męski. Cecil stał się Cecilią, a do ekipy dołączyła też L.L. - siostra J.P., który teraz jest Latynosem. Abdul zmienił zaś imię na Mohammad Qahtanii i został księciem.


Historia zaczyna się kiedy Mohammad dociera na tajne targi, podczas których lekko szaleni wynalazcy mają okazje zaprezentować Commodore Murphy'emu (posiadającemu przydomek „64” - żart związany z 64 trylionami dolarów, jakie ma odziedziczyć po osiągnięciu pełnoletniości). Niestety Mohammad w trakcie bujania się z The Green Teamem robi im zdjęcie, które umieszcza w Internecie wraz ze swoją obecną lokalizacją. Z tego powodu bohaterowie zostają zaatakowani przez niejakiego Riota i jego ludzi. Próbując się bronić Commodore używa dziwnego dysku, który ze spojony z użytkownikiem staje się zbroją dającą mu supermoce. To zaś dopiero początek całej historii, która zabierze naszych bohaterów nawet na księżyc.


I choć opis ten może brzmieć to interesująco... to wcale tak nie jest.

Współczesna wersja THE GREEN TEAM jest przede wszystkim nudna. Dzień po przeczytaniu pierwszego numeru nie pamiętałem już, o co w nim chodziło. Komiks z lat 70-tych był przynajmniej dziwny. Parę jego elementów można było uznać za odświeżające. Można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że to dzieło z kategorii „tak złe, że aż dobre”. O wersji wydanej pod szyldem THE NEW 52 nie można powiedzieć nawet tyle dobrego.

Scenariusz tego komiksu został napisany na kolanie z wykorzystaniem wszystkich najbardziej ogranych motywów i zwrotów akcji - ze słynnym „Jestem twoim ojcem” włącznie. Bohaterowie wydają się zupełnie papierowi, a ich dylematy w większości wydumane oraz nie interesujące. Rysunki są poprawne i to właściwie tyle, co można o nich powiedzieć. Dialogi potrafią zaś brzmieć mocno topornie. Co trochę zaskakuje patrząc na fakt, że obaj scenarzyści byli w przeszłości laureatami nagrody Eisnera. I czuć trochę, że nie do końca wiadomo było do jakiej grupy docelowej ma być ów tytuł skierowany.

Do tego mamy jeszcze moce głównych bohaterów, o których funkcjonowaniu nie wiemy prawie nic. Są, działają i wszyscy chcą zdobyć owe tajemnicze dyski je dające. Dowiadujemy się nawet, że ktoś tam niby je zrobił. I to wcale nie dla Commodore. Tylko, że nigdy nie dowiadujemy się jak one działają, co skutkuje tym, że bohaterowie często rozwijają swoje moce nagle - na zasadzie - co by się teraz scenariuszowo przydało. Nie wpływa to oczywiście na zainteresowanie odbiorcy losami postaci występujących w tym tytule. Bo jak tu się przejmować, że ktoś może zginąć skoro zaraz okaże się, że jednak jakimś cudem ma moc, która go uratuje przed niechybnym końcem.



I jest jeszcze z mocami jeden problem. Oryginalny The Green Team nie był drużyną superbohaterów. Był zgrają nadzianych dzieciaków, które chciały inwestować w ciekawe wynalazki i przeżywać prawdziwe przygody. To sprawiało, że jednak w jakimś stopniu ten koncept wyróżniał się na tle pozostałych komiksów. Bohaterów, którzy zostają superherosami, bo mają kasę jest już dość sporo. Zwykłych ludzi, którzy w razie kłopotów sypią w swoich wrogów kasą (jak bardzo infantylne by to nie było) – nie.

Ostatecznie tytuł ten został anulowany po ośmiu numerach ze względu na zbyt niską sprzedaż. Była ona tak nikła, że porzucono nawet plany wydania zbiorczego tego komiksu.

THE GREEN TEAM to tytuł, który popadł w zapomnienie całkiem słusznie. Obie próby wykorzystania tych postaci były raczej wyjątkowo kiepskie i raczej do przejrzenia tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Możliwe jednak, że gdyby ludzie z DC Comics spróbowali wykorzystać czwórkę dzieciaków z THE GREEN TEAM do opowiedzenia ciekawej, zaangażowanej społecznie historii coś mogłoby jeszcze z tego wyjść (tak jak stało się z PREZEM w rękach Gaimana czy Brubakera). Albo mogliby z tego zrobić czystą komedię z wrogami jeszcze dziwniejszymi niż sobowtór Adolfa H lub wciągający tytuł przygodowy.

Do czasu, gdy się tak nie stanie możemy jednak dalej udawać, że THE GREEN TEAM nie istnieje. Tak samo jak Gay Ghost.

W następnym RetroDCManiaku: BEOWULF

Przydatne strony:

https://en.wikipedia.org/wiki/DC_Implosion#cite_note-1
http://siskoid.blogspot.com/2013/05/who-are-green-team.html
http://www.dialbforblog.com/archives/252/


3 komentarze:

  1. Uczciwie musze przyznać, ze to mija ulubiona rubryka dcmaniaka. Kolejny bardzo przyjemny i interesujący artykuł.

    OdpowiedzUsuń