niedziela, 6 września 2015

BAŚNIE TOM 22: POŻEGNANIE

Recenzja ostatniego, 22-ego tomu serii BAŚNIE, który jest jednocześnie finalnym, 150 zeszytem tejże serii.


Długo wyczekiwane zakończenie wieloletniej opowieści Billa Willinghama i Marka Buckinghama  (plus cała masa innych twórców) ujrzało wreszcie światło dzienne także w Polsce, a tym samym serię FABLES/BAŚNIE można oficjalnie uznać za zamkniętą. Są finały epickie, które zapadają w pamięci czytelnika na długo po zakończeniu lektury oraz takie, które zaskakują w negatywnym znaczeniu tego słowa oferując coś, czego raczej się nie spodziewaliśmy, i co wywołuje wrażenie niedosytu, może trochę rozczarowania. POŻEGNANIU zdecydowanie bliżej do tej drugiej opcji, dlatego jeśli ktoś spodziewał się jakiś mega wypasionych fajerwerków odpalonych przez scenarzystę na do widzenia, to mówię mu: „sorry kolego, takie rzeczy to nie w tym komiksie”.

Nie będę się chwalił, ale już po przeczytaniu tomu CAMELOT miałem złe przeczucia co do kierunku, w jakim rozwinie się cała historia dotycząca starcia Róży ze Śnieżką. Okazało się, że niestety miałem rację i trylogia składająca się z trzech ostatnich wydań zbiorczych rozczarowała właśnie pod względem głównego wątku. Nie dość, że był on zbyt rozwleczony, to jeszcze zakończył się w mało satysfakcjonujący mnie sposób. Czar nagle prysł, nadzieje gdzieś uleciały i wszystko w jednej chwili nie wiadomo skąd zostało ucięte w najciekawszym momencie, jakby nigdy się nie wydarzyło. Rozwiązania dotyczące przemiany Bigby’ego, czy też starcia dwóch sióstr były po prostu słabe i nie ma co się oszukiwać, że można to było lepiej rozpisać. Jak już wspomniałem przeczuwałem, że Willingham nie do końca stanie na wysokości zadania, stąd też po przeczytaniu całego komiksu nie byłem szczególnie zaskoczony. Co innego, jeśli ktoś liczył na znacznie więcej epickości, gdyż zamiast tego otrzymał w większości mieszankę nostalgii, wyciszenia, typowo rodzinnych, spokojnych klimatów. Jedyne warte uwagi momenty to misja Grimble’a oraz godny finału pojedynek Kopciuszek versus Frau Totenkinder.

Konkluzja przygód Baśniowców w świecie Docześniaków to jednak tylko połowa omawianego komiksu. Druga część, nawet trochę bogatsza objętościowo, to podobnie jak w poprzednim tomie seria kilkunastu epilogów o różnej długości, które przybliżają finalne losy wielu znanych i lubianych Baśniowców. Wśród nich m.in. historie z udziałem Klary i Grimble’a, Królowej Śniegu, Dżepetta, czy też jedna z moich ulubionych pokazująca dalsze perypetie Pinokia. W interesujący i przejrzysty sposób ukazana zostaje też pamiętna przepowiednia dotykająca bezpośrednio dzieci Śnieżki oraz Bigby’ego. Wśród tych wszystkich epilogów wyróżnić należy przede wszystkim dwa ostatnie, które na kilku stronach pokazują King Cole’a na schodach dawnego zamku Pana Mrocznego, a także przenoszą nas daleko w przyszłość i ukazują, jak rozrosła się rodzina Wilków pod okiem „Patmat”. W każdym razie można powiedzieć, że te krótkie opowiastki, w większości fajnie napisane i za każdym razie dobrze zilustrowane przez gościnnych rysowników, uratowały trochę cały tom i podniosły poziom, który drastycznie poleciał w dół po tym, co scenarzysta zaproponował na łamach pierwszych 70-ciu stron.

Jeśli ciekawi jesteście dodatków, w jakie zaopatrzony jest ten zbiór, to jest ich kilka. W porównaniu z oryginalnym wydaniem Egmont nie uciął nawet jednej strony z bonusami, co naturalnie cieszy. Zaczyna się od rozkładanej okładki, która na czterech planszach (jedna z nich służy wyłącznie do wymienienia wszystkich współtwórców #150) ukazuje dokładnie 177 różnych mniej lub bardziej znanych, mniej lub bardziej na danej grafice widocznych postaci z przeszłości BAŚNI. W ramach pomocy pod koniec komiksu umieszczona jest dokładna lista wyjaśniająca krótko kto jest kim i w jakim miejscu wspólnej fotografii można go dostrzec. Dodatkowo wewnątrz znajduje się jeszcze jedna rozkładana, czteroczęściowa plansza, a na niej cała uśmiechnięta od ucha do ucha wilcza wataha. Oprócz tego mamy także jedno opowiadanie pisane prozą dotyczące Blossom, krótkie słowa pożegnania ze strony Billa i Marka, kilka szkiców, dwie strony oryginalnego skryptu, a także po dwa zdania na temat każdego z 28 twórców, którzy dołożyli swoją cegiełkę do ostatniego numeru. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o dodatki nie jestem w żadnym wypadku rozczarowany, a nawet wręcz przeciwnie - mile zaskoczony. 

Bill Willingham pokazał, że niebyt dobrze wychodzi mu tworzenie ciekawych i satysfakcjonujących czytelników zakończeń. Właściwie to nie udało mu się stworzyć żadnego zakończenia, gdyż skakanie z miejsca do miejsca bez żadnego ładu i składu, przemieszczanie się co trzy strony od postaci do postaci niczego konkretnego nie wnosi, ani też niczego definitywnie nie rozstrzyga. Wydaje się, jakby autor od dłuższego czasu nie miał pomysłu, jak wszystko logicznie ze sobą połączyć i sensownie, a przede wszystkim definitywnie zakończyć, stąd taki nieład i odarcie całości z tak charakterystycznego, baśniowego klimatu. Szkoda, gdyż czas pokazał, że zapowiadany epicki finał był jedynie sztucznie pompowanym balonem. Być może, gdy za jakiś czas znów zrobię sobie rereading całej serii inaczej spojrzę na końcówkę i wystawię jej wyższą ocenę, ale na dzień dzisiejszy całość nie dostanie ode mnie więcej, niż mocną trójkę. A szkoda, gdyż seria zasługiwała na lepsze zwieńczenie. BAŚNIE miewały lepsze i gorsze momenty, niestety jeden z tych ostatnich dotknął serię właśnie w jej ostatnim tomie. Cóż, pozostaje jedynie podziękować twórcom za wszystkie pozytywne emocje, jakie podczas tych kilku ładnych lat dostarczyły przygody sympatycznych Baśniowców. 

Ocena: 3/6

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. 

Omawiany komiks, zarówno w polskiej i jak i oryginalnej wersji językowej, znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz