Recenzja ostatniego, 22-ego tomu
serii BAŚNIE, który jest jednocześnie finalnym, 150 zeszytem tejże serii.
Długo wyczekiwane zakończenie
wieloletniej opowieści Billa Willinghama i Marka Buckinghama (plus cała masa innych twórców) ujrzało wreszcie
światło dzienne także w Polsce, a tym samym serię FABLES/BAŚNIE można oficjalnie uznać za
zamkniętą. Są finały epickie, które zapadają w pamięci czytelnika na długo po
zakończeniu lektury oraz takie, które zaskakują w negatywnym znaczeniu tego
słowa oferując coś, czego raczej się nie spodziewaliśmy, i co wywołuje wrażenie
niedosytu, może trochę rozczarowania. POŻEGNANIU zdecydowanie bliżej do tej
drugiej opcji, dlatego jeśli ktoś spodziewał się jakiś mega wypasionych
fajerwerków odpalonych przez scenarzystę na do widzenia, to mówię mu: „sorry
kolego, takie rzeczy to nie w tym komiksie”.
Nie będę się chwalił, ale już po
przeczytaniu tomu CAMELOT miałem złe przeczucia co do kierunku, w jakim
rozwinie się cała historia dotycząca starcia Róży ze Śnieżką. Okazało się, że
niestety miałem rację i trylogia składająca się z trzech ostatnich wydań
zbiorczych rozczarowała właśnie pod względem głównego wątku. Nie dość, że
był on zbyt rozwleczony, to jeszcze zakończył się w mało satysfakcjonujący mnie sposób. Czar
nagle prysł, nadzieje gdzieś uleciały i wszystko w jednej chwili nie wiadomo
skąd zostało ucięte w najciekawszym momencie, jakby nigdy się nie wydarzyło.
Rozwiązania dotyczące przemiany Bigby’ego, czy też starcia dwóch sióstr były po
prostu słabe i nie ma co się oszukiwać, że można to było lepiej rozpisać. Jak
już wspomniałem przeczuwałem, że Willingham nie do końca stanie na wysokości
zadania, stąd też po przeczytaniu całego komiksu nie byłem szczególnie
zaskoczony. Co innego, jeśli ktoś liczył na znacznie więcej epickości, gdyż zamiast tego otrzymał w większości mieszankę nostalgii, wyciszenia, typowo rodzinnych, spokojnych klimatów. Jedyne warte uwagi momenty to misja Grimble’a oraz godny finału pojedynek Kopciuszek
versus Frau Totenkinder.
Konkluzja przygód Baśniowców w
świecie Docześniaków to jednak tylko połowa omawianego komiksu. Druga część,
nawet trochę bogatsza objętościowo, to podobnie jak w poprzednim tomie seria
kilkunastu epilogów o różnej długości, które przybliżają finalne losy wielu
znanych i lubianych Baśniowców. Wśród nich m.in. historie z udziałem Klary i
Grimble’a, Królowej Śniegu, Dżepetta, czy też jedna z moich ulubionych
pokazująca dalsze perypetie Pinokia. W interesujący i przejrzysty sposób
ukazana zostaje też pamiętna przepowiednia dotykająca bezpośrednio dzieci
Śnieżki oraz Bigby’ego. Wśród tych wszystkich epilogów wyróżnić należy przede
wszystkim dwa ostatnie, które na kilku stronach pokazują King Cole’a na
schodach dawnego zamku Pana Mrocznego, a także przenoszą nas daleko w
przyszłość i ukazują, jak rozrosła się rodzina Wilków pod okiem „Patmat”. W
każdym razie można powiedzieć, że te krótkie opowiastki, w większości fajnie
napisane i za każdym razie dobrze zilustrowane przez gościnnych rysowników,
uratowały trochę cały tom i podniosły poziom, który drastycznie poleciał w dół
po tym, co scenarzysta zaproponował na łamach pierwszych 70-ciu stron.
Jeśli ciekawi jesteście dodatków,
w jakie zaopatrzony jest ten zbiór, to jest ich kilka. W porównaniu z oryginalnym wydaniem Egmont nie uciął nawet jednej strony z bonusami, co naturalnie cieszy. Zaczyna się od rozkładanej
okładki, która na czterech planszach (jedna z nich służy wyłącznie do
wymienienia wszystkich współtwórców #150) ukazuje dokładnie 177 różnych mniej
lub bardziej znanych, mniej lub bardziej na danej grafice widocznych postaci z
przeszłości BAŚNI. W ramach pomocy pod koniec komiksu umieszczona jest dokładna
lista wyjaśniająca krótko kto jest kim i w jakim miejscu wspólnej fotografii można go
dostrzec. Dodatkowo wewnątrz znajduje się jeszcze jedna rozkładana, czteroczęściowa
plansza, a na niej cała uśmiechnięta od ucha do ucha wilcza wataha. Oprócz tego
mamy także jedno opowiadanie pisane prozą dotyczące Blossom, krótkie słowa
pożegnania ze strony Billa i Marka, kilka szkiców, dwie strony oryginalnego
skryptu, a także po dwa zdania na temat każdego z 28 twórców, którzy dołożyli
swoją cegiełkę do ostatniego numeru. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o dodatki nie jestem w żadnym wypadku rozczarowany, a nawet wręcz przeciwnie - mile zaskoczony.
Bill Willingham pokazał, że
niebyt dobrze wychodzi mu tworzenie ciekawych i satysfakcjonujących czytelników
zakończeń. Właściwie to nie udało mu się stworzyć żadnego zakończenia, gdyż
skakanie z miejsca do miejsca bez żadnego ładu i składu, przemieszczanie się co
trzy strony od postaci do postaci niczego konkretnego nie wnosi, ani też
niczego definitywnie nie rozstrzyga. Wydaje się, jakby autor od dłuższego czasu
nie miał pomysłu, jak wszystko logicznie ze sobą połączyć i sensownie, a przede
wszystkim definitywnie zakończyć, stąd taki nieład i odarcie całości z tak
charakterystycznego, baśniowego klimatu. Szkoda, gdyż czas pokazał, że
zapowiadany epicki finał był jedynie sztucznie pompowanym balonem. Być może,
gdy za jakiś czas znów zrobię sobie rereading całej serii inaczej spojrzę
na końcówkę i wystawię jej wyższą ocenę, ale na dzień dzisiejszy całość nie
dostanie ode mnie więcej, niż mocną trójkę. A szkoda, gdyż seria zasługiwała na
lepsze zwieńczenie. BAŚNIE miewały lepsze i gorsze momenty, niestety jeden z tych ostatnich dotknął serię właśnie w jej ostatnim tomie. Cóż, pozostaje jedynie podziękować twórcom za wszystkie pozytywne emocje, jakie podczas tych kilku ładnych lat dostarczyły przygody sympatycznych Baśniowców.
Ocena: 3/6
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Omawiany komiks, zarówno w polskiej i jak i oryginalnej wersji językowej, znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Omawiany komiks, zarówno w polskiej i jak i oryginalnej wersji językowej, znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz