Recenzja wybranego
materiału z komiksów JUSTICE LEAGUE OF AMERICA VOL. 1: WORLD’S MOST DANGEROUS
oraz JUSTICE LEAGUE VOL. 4: THE GRID wydanego w Polsce przez Egmont jako
AMERYKAŃSKA LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI TOM 1: NAJBARDZIEJ NIEBEZPIECZNI.
Geoff Johns jakiś czas temu zakończył
swoją wieloletnią, świętą misję uczynienia z GREEN LANTERNA jednej z głównych i
najciekawszych serii wydawanych przez DC. Wielu skazywało już tego scenarzystę
na przedwczesną emeryturę obserwując w nim syndrom wypalenia i rozmieniania swojego
dotychczasowego dorobku na drobne, ale nic z tych rzeczy. Johns od początku New
52 skupił swoje siły na tym zakątku świata DC, który dotyczy Ligi
Sprawiedliwości i trzeba uczciwie przyznać, że wybór ten okazał się niezwykle
trafiony. Niejako na fali sukcesu serii LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI światło dzienne
ujrzał nowy miesięcznik, który jeszcze bardziej pozwolił eksplorować niezwykły
świat największych ziemskich superherosów, a także pomógł przygotować podwaliny
na dwa wielkie wydarzenia, z którymi wkrótce przyjdzie się zmierzyć Batmanowi,
Supermanowi i spółce. Tą serią jest AMERYKAŃSKA LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI.
W dzisiejszych czasach istnieje
niezwykle silna potrzeba kontroli otaczającej rzeczywistości i wszelkich
poczynań zarówno swoich sojuszników, jak i rzecz jasna wrogów. Niepokojące są
zatem sytuacje, gdy ktoś wychyla się ponad ogólnie stosowane ograniczenia i
schematy, przez co nie sposób przewidzieć jego poczynań. Tak właśnie wygląda
sytuacja z punktu widzenia władz USA, które nie mogąc podporządkować sobie
nieobliczalnych superbohaterów decydują się powołać własny zespół herosów.
Drużynę, która będzie w każdej chwili gotowa zapobiec ewentualnej tragedii,
jaką mogą spowodować ci, którzy poprzysięgli bronić planety Ziemia. Amerykańska
Liga Sprawiedliwości to elitarny zespół składający się ze specjalnie
wyselekcjonowanych jednostek będących teoretycznie w stanie przeciwstawić się Batmanowi,
Supermanowi, czy też Wonder Woman.
Amanda Waller oraz namówiony
przez nią Steve Trevor (który dawniej współpracował z Ligą Sprawiedliwości)
wierzą, że ktoś tak potężny jak Superman czy Wonder Woman w każdej chwili mogą
przestać się kontrolować i zamiast pomagać mieszkańcom Ziemi zwrócić się
przeciw ludzkości. Trevor i Waller werbują w szeregi nowego zespołu głównie drugoligowe
postacie, jak: Katana, Green Arrow, Martian Manhunter, Catwoman, Vibe, Hawkman,
Stargirl czy Simon Baz. Wszyscy oni są nie cieszyli się do tej pory jakąś
szczególną popularnością wśród czytelników, ba, nie wszystkich można też
zaliczyć do grona pozytywnych postaci. Część z wymienionych występowała na
łamach solowych serii, ale nikt na dłużej nie potrafił sobie zaskarbić uwagi
większej rzeszy odbiorców. Liga Sprawiedliwości B, czy też jakkolwiek by jej
nie nazwać, stanowi zatem pewnego rodzaju przyczółek dla tych specyficznych
jednostek i być może ostatnią szansę, aby pokazać się z ciekawszej niż
dotychczas strony.
Hawkman dla przykładu (spisany
przeze mnie już dawno na straty) stał się już w pierwszym numerze bardziej
wyraźny i ciekawszy, niż to miało miejsce na łamach jego własnego tytułu.
Ciekawy koloryt drużyny tworzy Vibe. Ten najmłodszy i najmniej doświadczeniu w
„byciu superbohaterem” oswaja się cały czas ze swoją nową rolą i najchętniej
wziąłby autografy od pozostałych członków drużyny. Z kolei największym wygranym
okazał się Martian Manhunter, który nie dość, że został liderem drużyny, to w
dodatku otrzymał swój własny back-up. To już nie jest ten sam „bezpłciowy”
J’onn, który stanowił tło i był jedynie dodatkiem w serii STORMWATCH. Nie tylko
poznajemy (dzięki Mattowi Kindtowi) origin tej postaci, ale także widzimy, jak
jest on ważną i integralną częścią uniwersum. To nowe spojrzenie na Marsjanina
zapoczątkowało najwyraźniej lepsze czasy dla tej postaci, która aktualnie
„wymiata” w swojej solowej serii wydawanej za oceanem w ramach DC You
(polecam!).
Pierwszym zadaniem, przed jakim
stawia nową Ligę scenarzysta Geoff Johns jest Tajne Stowarzyszenie
Superzłoczyńców, które powoli i konsekwencje przygotowuje się do wykonania
znaczącego ruchu, a ich prawdziwe zamiary wyjdą na jaw w kolejnym tomie
zatytułowanym LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI: TRÓJKA. Jest intryga, jest prezentacja
poszczególnych członków, jest kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji. Johns na
tyle ciekawie prezentuje swój nowy zespół bohaterów, że podczas lektury
zapomina się na chwilę o przygodach tych największych - eSa, gacka, czy
karmazynowego speedstera. Ze względu jednak na to, że polskie wydanie zostało
powiększone o trzy zeszyty wchodzące oryginalnie w skład czwartego tomu LIGI
SPRAWIEDLIWOŚCI, także i flagowi herosi DC mogli nam się na chwilę ponownie
zaprezentować. Tematyka tej części zbioru jest podobna do tej pierwszej, gdyż
również drużyna kierowana przez Batmana zdecydowała się otworzyć swoje szeregi
i powiększyć skład teamu. Stąd też napływ świeżej krwi w postaci Element Woman,
Firestorma, czy też kobiecej wersji Atoma. Zwłaszcza na tą ostatnią warto
zwrócić szczególną uwagę, gdyż kryje ona w swoim malutkim ciele niejedną
tajemnicę. Nie jest to jakaś porywająca odsłona, ale pojawia się w niej pewien
klasyczny przeciwnik Ligi, a w powietrzu czuć już nieuchronnie zbliżający się
konflikt, w obliczu którego nawet ci najlepsi z najlepszych mogą okazać się
bezradni.
Nie mogę nie wspomnieć, że
pierwotnie sięgnąłem po zeszyty JUSTICE LEAGUE OF AMERICA (pierwsze siedem
numerów posiadam w oryginale) przede wszystkim ze względu na nazwiska twórców,
które razem gwarantują dobry poziom zarówno pod względem scenariusza, jak i od
strony wizualnej. O wyczynach scenarzysty już co nieco opowiedziałem chwilę
wcześniej. Drugi z nich to David Finch, który niestety nie potrafił utrzymać
równego poziomu i w wielu momentach widać było, że jego prace wykonane są dosyć
niedbale. O ile z pewnością nie jest to ten sam świetny artysta, który jeszcze
niedawno ilustrował z taką pieczołowitością i dbałością o szczegóły chociażby
przygody Mrocznego Rycerza sprzed relaunchu DC, o tyle trzeba uczciwie
przyznać, że pomimo licznych niedociągnięć nadal jego prace wybijają się ponad
przeciętność. Krytyka Davida wynika z faktu, że od takiego specjalisty zawsze
oczekuje się prezentowania klasy światowej, a tutaj wypadł „tylko” dobrze. Finch
szybko potrzebował zastępstwa skupiając się na przygotowaniu plansz do mini
serii WIECZNE ZŁO, przez co kolejne dwie odsłony są już autorstwa Bretta
Bootha, a ten uczciwie mówiąc pokazał się tutaj chyba ze swojej najmocniejszej
strony. Pozostałą część zbioru rysuje jeszcze kilku innych artystów, z których
każdy prezentuje odmienny styl, przez co całość jest bardzo różnorodna i każdy
fan dobrego rysunku znajdzie coś dla siebie. Ogólnie trzeba jednak przyznać, że
pomimo takiej mieszanki album ten pod względem wizualnym prezentuje się bardzo
interesująco.
AMERYKAŃSKA LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI
to komiks, w którym Geoff Johns wspomagany okazjonalnie przez Matta Kindta oraz
Jeffa Lemire’a pokazuje, że bardzo dobrze czuje się w tym co robi, czerpie z
tego nadal przyjemność i ma plan na ciekawą, dłuższą historię. Całość jest
solidnie zilustrowana i stanowi dobre preludium do wydarzeń, jakie rozegrają
się na łamach kolejnych dwóch tomów z udziałem Ligi Sprawiedliwości, jakie w listopadzie wyda Egmont.
Ocena: 4/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JUSTICE LEAGUE OF AMERICA
#1 – 5 oraz JUSTICE LEAGUE #18 - 20.
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Pierwszego tomu AMERYKAŃSKIEJ LIGI SPRAWIEDLIWOŚCI szukajcie w sklepie
ATOM Comics
Dawid Scheibe
Wartościowy zbiór, dwa w jednym dla fanów Ligii pozycja obowiązkowa.
OdpowiedzUsuń