sobota, 31 października 2015

RetroDCManiak #4


Na łamach poprzedniej odsłony RetroDCManiaka mieliście okazję zapoznać się z krótką historią inicjatywy DC Explosion. W połowie lat 70. DC Comics zaczęło publikować ogromne ilości nowych tytułów. Wśród nich znalazła się cała linia komiksów przygodowo-fantastycznych. Historie publikowane w jej ramach należały głównie do podgatunku fantasy zwanego heroic fantasy. Za jego twórcę uznaje się Roberta E. Howarda, który najbardziej znany jest z opowiadań i powieści o Conanie.



Komiksy tego typu (z bohaterem podróżującym po świecie i walczącym ze złem, które nastawione były przede wszystkim na akcję) były publikowane już w latach 30. czy 40., lecz prawdziwy boom na nie zaczął się w latach 70. Częściowo było to spowodowane liberalizacją Comics Code Authority – organizacji wydawców komiksów mającą na celu kontrolę treści w ich publikacjach, czyli mówiąc prościej cenzurę – w 1971 roku bowiem pojawiła się możliwość prezentowania na łamach historii obrazkowych sympatycznych przestępców czy narkotyków. Zaczęto też łagodniej patrzeć na pojawiającą się w komiksach przemoc czy odrobinę nagości. Taki obrót spraw wykorzystało wydawnictwo Marvel Comics, które od 1970 roku rozpoczęło publikację komiksowych wersji przygód Conana – bohatera stworzonego przez Roberta E. Howarda.



Był to ogromny hit. Kolejne numery wyprzedawały się na pniu i do dziś stanowią w USA pewien symbol tamtych czasów. Ich popularność wiąże się oczywiście z ruchami młodzieżowymi tamtego kresu. Hipisi wydawali się zafascynowani literaturą fantasy. Chociażby WŁADCĄ PIERŚCIENI, który stał się alegorią wojny w Wietnamie oraz inspiracją dla ruchów ekologicznych. Prostsze opowieści z nurtu Magii i Miecza mogły być odbierane pozytywnie z uwagi na sztywny podział na dobro i zło, z którym łatwo było młodym ludziom utożsamiać się w tamtych czasach. My – młodzi buntownicy- ci dobrzy kontra Wy-skorumpowani politycy i biznesmeni – ci źli. Od końcówki lat 60. młodzi ludzie zaczęli się widocznie buntować przeciwko ustalonemu porządkowi i poszukiwać własnych dróg. Zaczęli tworzyć kontrkulturę, a herosi wędrujący po świecie, którzy co zeszyt mierzyli się z kolejnym złem w obronie własnych ideałów  oraz wydawali się bliscy temu, co sami chcieli swoimi działaniami osiągnąć.



Sukces przeciwnika nie umknął oczywiście włodarzom DC Comics. Choć wcześniej posiadali już w swoim repertuarze postacie takie jak Nightmaster czy Viking Knight postanowiono wprowadzić do uniwersum nowe postacie – Fafryda i Szarego Kocura z opowiadań Fritza Lebera. Dokonano tego w 1972 roku na łamach WONDER WOMAN. Następnie ich przygody publikowano w miesięczniku Sword of Sorcery, którego ukazało się tylko pięć numerów. Mimo dość wiernego podejścia do materiału źródłowego, sprzedaż tytułu była bardzo niska.





DC Comics nie poddało się jednak. W 1975 roku stworzono wspomnianą już linię komiksową, a tytułem, który miał mocno konkurować z Conanem był BEOWULF DRAGON SLAYER.



BEOWULF DRAGON SLAYER (1975-76)

Beowulf Smokobójca to jeden z najsłynniejszych bohaterów literatury angielskiej. Nieznanego autorstwa poemat o jego życiu i śmierci został spisany w okolicach 1000 roku, co sprawia, że należy do grona najstarszych tekstów spisanych w języku angielskim. Właściwie każdy uczeń liceum w krajach anglosaskich musi zapoznać się z całością bądź fragmentami tego dzieła.



Beowulf to pochodzący z Götalandi (znajdującej się na terenie dzisiejszej Szwecji) wojownik, który zostaje wezwany przez Hrothgara – króla Duńczyków, aby zabić potwora o imieniu Grendel. Dzielny Got dokonuje tego czynu, używając tylko własnych rąk. W akcie zemsty Matka Grendela (w tekście nie pada jej imię) przybywa w nocy do siedziby Hrothgara i zabija jego najbardziej oddanego wojownika.

Oczywiście to nasz bohater zostaje wysłany, aby pomścić jego śmierć i zgładzić morderczynię. Mieszka ona w legowisku pod jeziorem (co może być odwołaniem do bogiń z mitologii germańskiej), gdzie za pomocą znalezionego miecza zabija ją Beowulf.

Następnie wraca on do domu, gdzie zostaje wybrany królem. Wiele lat później jego królestwo zostało zaatakowane przez smoka. Został on przebudzony przez rolnika, który ukradł złoty przedmiot z jego skarbca. Król Gotów i jego kuzyn Wilgaf stanęli do walki z nim. I choć Boewulf zgładził smoka, to rany, które odniósł, doprowadzają do jego zgonu.

Poemat kończy się opisem ceremonii pogrzebowej Beowulfa.



Oczywiście komiksowa wersja tej opowieści wydawana przez DC Comics w latach 1975-76 trzyma się dość swobodnie treści tego wyjątkowego dzieła literackiego. Jednakże w niektórych aspektach jest mu... zaskakująco wierna.

Beowulf zostaje wezwany przez niejakiego „The Shapera” do Danelandu, gdyż potwór znany jako Grendel zaatakował owo królestwo. Nasz bohater, wyglądający bardziej jak kumpel Conana niż wczesnośredniowieczny Got wyrusza, więc na pomoc przestraszonym mieszkańcom tej krainy. Płynie tam statkiem wraz ze swoimi towarzyszami broni. Po drodze zostają zaatakowani przez syrenę na służbie Szatana (która po przegranej dołącza do naszej drużyny pod imieniem Nan-Zee) oraz trafia do samego piekła. Grendel nie działa bowiem sam. Jest tylko sługą Szatana, który miał dość hałasów dobiegających z zamku Hrothgara aż na samo dno piekielnych otchłani.



Nasz dzielny wojownik i jego towarzysze wydostają się jednak stamtąd i docierają na zamek władcy Danelandu. Pokonanie Grendela – potomka demonów, pochodzących od Kaina – nie będzie jednak proste. Bohaterowie zostają wysłani w długą podróż po świecie w poszukiwaniu owocu Zumak, który ma dać Beowulfowi siłę do zgładzenia bestii. Na swojej drodze spotkają zaginione plemiona, Draculę, starożytnych kosmitów czy Ulissesa.



Tak. To podobnie jak np. PREZ typowy przedstawiciel komiksów z tamtego okresu, w którym wszystko wydarzyć się może. Jednakże trzon historii jest nieodległy od poematu. Wciąż chodzi o pokonanie potwora nękającego siedzibę Hrothgara. Pojawia się też jego Matka, Wiglaf i inne postaci mniej lub bardziej ważnych w średniowiecznym utworze.


Komiks ten wyjątkowo uwypukla też pewne elementy pierwowzoru, które nie tak dawno stały się interesujące dla badaczy. Przede wszystkim konflikt religii pogańskich ze wczesnym chrześcijaństwem. Badacze posuwają się nawet do stwierdzeń, że opisuje on poniekąd chrystianizację Skandynawii. Stąd pojawiający się motyw pochodzenia Grendela od Kaina i nawiązania do mitologii germańskiej.

W komiksie nasz dzielny Got jest wierzy w Wyrda nazywanego też bogiem przeznaczenia. W wierzeniach starogermańskich pod tą nazwą kryło się nie bóstwo, a pojęcie losu, jaki czekał danego człowieka. Prawie nigdy nie odpowiada on jednak na prośby naszych bohaterów.



Przez wszystkie sześć zeszytów przewija się koncept „fałszywych bóstw”. Czasami są nimi kosmici albo stworzenia piekielne, które wykorzystują naiwność ludzką i każą oddawać sobie cześć. Pomiędzy wierszami wspomina się jednak „O tym, którego boi się Szatan”. Odwołanie się do niego ma pomóc bohaterom pokonać swoich wrogów.

Pojawiają się też nawiązania do Biblii. Przez większość czasu za główną intrygą kryje się Książe Piekieł, który według tradycji utożsamiany jest z Lucyferem – upadłym aniołem. Bohaterowie walczą z gigantycznym wężem (symbol Szatana), spotykają na swej drodze zaginione plemię Izraela (walczące z Draculą) oraz pragną odnaleźć owoc Zumak, który dziwnie przypomina Owoc Poznania Dobra i Zła z Księgi Rodzaju (więcej informacji o tym aspekcie komiksu można znaleźć w pracy naukowej MAKING THE MEDIEVAL MODERN: DC COMICS' BEOWULF, DRAGON SLAYER, do której link znajduje się na końcu tego artykułu). Wszystkie te odwołania i motywy wydają się nie być do końca przypadkowe. Najprawdopodobniej były dokładnie zaplanowane, a nie wrzucone na chybił trafił, aby tytuł wydawał się bardziej cool.



Obecność tak głębokich treści w wydawałoby się dość rozrywkowym komiksie jest zasługą Michaela Uslana. Ten scenarzysta komiksowy znany jest głównie jako producent filmów o Batmanie. Został też pierwszym wykładowcą uniwersyteckim zajmującym się na komiksem i historią tego medium na zajęciach ze studentami. Wykształcenie Uslana (związane z folklorem) mocno wpłynęło na to, co chciał opowiedzieć w BEOWULF DRAGON SLAYER. W odpowiedziach na listy czytelników pisano zresztą, że jego ambicją jest to, aby uczniowie tylko po zapoznaniu się z jego komiksem mogli przygotować się do lekcji o staroangielskim poemacie. Sami czytelnicy zwracali mu jednak uwagę, że jednak zbyt bardzo odszedł od treści pierwowzoru.

Ciekawym wyborem Uslana było też zmienienie roli Grendela. Zwykle przedstawia się go jako raczej bezmyślną istotę. Tutaj staje się on bohaterem dynamicznym. Na początku jest naiwnie posłuszny rozkazom Szatana. Z czasem dowiadujemy się więcej o jego ambicjach i pragnieniu bycia dostrzeżonym oraz nagrodzonym za swoje zasługi. Do walki z Beowulfem motywuje go (po ich pierwszym spotkaniu) duma i chęć zemsty. Kiedy władca piekieł odsuwa go coraz bardziej na bok, zaczyna się buntować. Jest zazdrosny o rolę, jaką zaczyna pełnić w Piekle Dracula. W końcu jego frustracja doprowadza go do zabójstwa swojego władcy i przejęcia władzy po nim. To jedna z bardziej złożonych interpretacji tej postaci. I na pewno warto jest to docenić.




Żona scenarzysty – Nancy Uslan – zasugerowała mu też wprowadzenie nowej postaci kobiecej do tej historii. Nan-zee (od razu widać, kto stanowił inspirację dla jej imienia) to silna, niezależna wojowniczka w typie Czerwonej Sonii. Szybko stała się ona najważniejszą postacią po Beowulfie. Choć na początku nasz bohater nie radzi sobie z konceptem kobiety-wojowniczki, szybko akceptuje jej pomoc i docenia na polu bitwy. Motywacją do walki jest dla niej fakt pojmania i wykorzystania przez Szatana w przeszłości. Co ciekawe nie sugeruje się żadnego związku romantycznego czy seksualnego pomiędzy nią, a Beowulfem. Wprowadzenie do fabuły tej postaci stanowczo można uznać za wyśmienite rozwiązanie.
Czytając BEOWULF DRAGON SLAYER warto też zwrócić uwagę na narrację prowadzoną w języku stylizowanym na podobny do oryginalnego poematu.




Także warstwa graficzna tego tytułu nie zawodzi. Rysownik Ricardo Villamonte postawił na kreskę realistyczną połączoną z żywymi, czasami wręcz jaskrawymi kolorami. W sieci można natrafić na opinie, że prawie każdy z kardów opisywanego komiksu mógłby trafić na okładkę płyty zespołu metalowego. I w pełni się z tym zgadzam.

BEOWULF DRAGON SLAYER to tytuł wypełniony pasją twórców, co do kreowanych postaci i opowiadanej historii. Naprawdę czuć, że włożyli oni w jego powstanie masę pracy i miłości. Nawet jeśli miał on być tylko szybką odpowiedzią DC Comics na sukces CONANA. Dlatego smuci fakt, że zakończył się tak szybko.

WONDER WOMAN vol. 3 (2008)




Nasz heros popadł w zapomnienie na ponad 30 lat. Tak jak postacią poprzednich odsłon tej rubryki zdarzało się pojawić gdzieś od casu do czasu, tak Beowulf był całkowicie omijany przez scenarzystów. Dopiero w 2008 roku Gail Simon wykorzystała go ponownie w historii „Ends of the Earth” na łamach WONDER WOMAN. Diana, jak widać, ma dość ciekawą tendencję do spotykania na swej drodze kolejnych postaci tego typu.

Gdy spotkała Fafryda i Szarego Kocura była pozbawiona swoich mocy oraz walczyła z Catwoman. W trakcie trwania tej historii Księżniczka Amazonek pozbawiona możliwości powrotu na Themyscirę, oddająca cześć hawajskiemu bogu, a także pracująca pod przykrywką w rządowej agencji zostaje wybrana przez Stalkera (bohatera innego komiksu heroic fantasy z lat 70.), aby pomóc mu pokonać demona Dgrth. Ten przyjemniaczek kiedyś odebrał Stalkerowi duszę, a teraz (jakże oryginalnie) zagraża różnym światom.




Diana zostaje wplątana w to zamieszanie z racji przepowiedni jednej Wyroczni o czterech mieczach/wojownikach mogących pokonać Dgrth. Jednym z nich okazał się także Beowulf. Nasza bohaterka odwiedza jego wymiar, gdzie spotyka Smokobójcę w karczmie. Na ich nieszczęście ów przybytek zostaje w całości opanowany przez wyznawców Grendela, co doprowadza do niezwykle przewidywalnej walki.




Uznaje się, że Beowulf przedstawiony w WONDER WOMAN to ten sam bohater, którego przygody można było śledzić na łamach BEOWULF DRAGON SLAYER. Choć wygląda on tak samo, jak postać z tamtego komiksu, parę elementów z jego historii się nie zgadza.

Gdy go poznajemy, wędruje on po świecie od dłuższego czasu, w celu odnalezienia i zgładzenia Grandela. Jednakże poprzednim razem, kiedy go widzieliśmy, wiedział dokładnie, gdzie go szukać. Podróżuje też sam, a z jego towarzyszy wspomniany jest tylko Wiglaf. Wspomniany on zostaje, jako młody bratanek Beowulfa, który zmarł podczas heroicznej walki ze smokiem (w poemacie Wiglaf był dalekim kuzynem tego woja). Brzmi to jak gdyby nikt inny nie podróżował z naszym herosem w tej wersji. Nie napomina się też o żadnym z czynów, których Beowulf dokonał w swojej serii.

Do tego jego początkowo niechętny stosunek do Wonder Woman i późniejszy podziw dla jej umiejętności bojowych, wydaje się wskazywać na to, że ta wersja gockiego bohatera nie spotkała nigdy na swej drodze Nan-Zee.

Jeżeli miałbym szukać przyczyn tych rozbieżności, postawiłbym na fakt, że komiks z lat 1974-75 był bardzo słabo znany szerszemu gronu czytelników. Gail Simone i edytorzy DC Comics zdecydowali się, więc na przedstawienie tej postaci w sposób bliższy oryginałowi niż zapomnianej serii komiksowej. Jednakże samo jej pojawienie się w historii tak mocno odwołującej się do linii komiksów z gatunku heroic fantasy (poza Stalkerem i Beowulfem pojawia się w niej jeszcze Claw the Unconquered), miało stanowić smaczek dla nielicznych fanów tamtej historii.

Sam Beowulf nie odgrywa w niej zresztą zbyt ważnej roli. Właściwie jego największym osiągnięciem jest osłonienie Diany przed potencjalnie śmiertelnym ciosem mieczem.

SWORD OF SORCERY vol. 2 (2012-2013)




W 2012 roku w ramach THE NEW 52 rozpoczęto wydawanie nowej wersji SWORD OF SORCERY. Na łamach tego tytułu ukazywały się w latach 70. przygody Fafryda i Szarego Kocura. W XXI wieku stał się on domem dla księżniczki Amethyst i… Beowulfa (na cztery numery).

Przygody Beowulfa publikowano w tej antylogii jako tak zwany „backup feature”, czyli dodatkową historię zajmującą kilka, ostatnich wolnych stron numeru. Za jego tworzenie odpowiadali Tony Bedard (najbardziej znany z prac nad serią BLUE BEETLE vol. 8) i Jesus Saiz (rysownik serii MANHUNTER vol. 2). Ich opowieść rozpoczęła się w numerze „zerowym” SWORD OF SORCERY i była kontynuowana do numeru trzeciego. Następnie jej miejsce zajęła nowo wersja przygód Stalkera.

Komiks ten nie ma nic wspólnego z Beowulfem pisanym przez Uslana czy wersją Gail Simone tej postaci. Jego akcja rozgrywa się w dalekiej przyszłości Uniwersum DC. Jakaś katastrofa doprowadziła do cofnięcia się cywilizacji ludzkiej do poziomu średniowiecza. Młody Wiglaf zostaje wysłany, aby wraz z oddziałem żołnierzy sprowadzić do Denalaw jedyną osobę zdolną pokonać potwora zwanego Grendelem – Beowulfa. Bohater nie jest już walecznym Gotem, tylko ulepszonym technologicznie żołnierzem, który śpi w komorze kriogenicznej. Z początku nieznane jest jego pochodzenie, a ni powód istnienia jego i tajemniczej bazy, gdzie go odnaleziono. Dopiero później zostaje wyjawione, że istnienie bohatera związane jest z wydarzeniami znanymi z komiksu TEAM 7.




Także Grendel nie jest demonem, a wynikiem eksperymentów genetycznych, rozpoczętych przez pewną ważną postać z komiksów DC.




Świat, w jakim przyszło naszym bohaterom żyć i walczyć jest zaskakująco dobrze wykreowany oraz interesujący. To miks autorskiej wizji średniowiecza i motywów postapokaliptycznych. Idealnie sprawdza się on w tej krótkiej opowieści, gdzie nikt nie próbuje nam nawet wytłumaczyć, jak doszło do powstania tego świata. Ciekawostką są na pewno wszystkie smaczki pojawiające się od czasu do czasu i łączące ten komiks z resztą uniwersum (np.: roboty stworzone przez WayneTech).




Fabuła komiksu nie jest przesadnie skomplikowana. Wiglaf i żołnierze odnajdują Beowulfa. Ten myli ich z wrogami i zabija cały oddział poza młodym chłopakiem, który przekonuje go do udania się z nim do Danelaw. Tam atakuje ich Grendel. Po zaciekłej walce obaj nasi główni bohaterowie odnajdują legowisko potwora, gdzie spotykają Matkę Grendela oraz odkrywają szokującą prawdę o ich świecie.

Warto zaznaczyć, że w tej wersji to postać matki/twórczyni Grendela wyrasta na główną złą opowieści. Częściowo może być to próba odwołania się do niektórych interpretacji średniowiecznego poematu.




Ci sami twórcy dostali możliwość kontynuowania swojej opowieści w dziewiętnastym numerze DC UNIVERSE PRESENTS. Tym razem Beowulf przenosi się w przeszłość (czyli trafia do czasów, w których rozgrywa się większość komiksów z linii THE NEW 52) w ramach pościgu za kolejnym tworem Matki Grendela. Pierwszą osobą, na jaką na trafia jest Gwendolyn Pierce. Zaskakująco młoda Pani Profesor Archeometrii (dziedziny Archeologii zajmującej się badaniem potwierdzaniem wieku i autentyczności odkrytych znalezisk) zatrudniona została do zbadania tajemniczej kuli, znajdującej się w posiadaniu Ligi Sprawiedliwości, która tak naprawdę pochodzi z czasów Beowulfa.




Ulepszony Żołnierz oraz Pani Profesor pokonują zmiennokształtnego potwora z przyszłości i (ku zaskoczeniu głównego bohatera) razem przenoszą się do przyszłości. Tam czeka na nich kolejny przeciwnik o wyglądzie lekko przypominającym smoka.




Może być to nawiązaniem do poematu, gdzie bestia tego rodzaju zabiła sławnego wojownika.

Choć komiks kończy się napisem „The end?” raczej nie doczekamy się już jego kontynuacji. Stanowczo nie był to jednak zły komiks. Czyta się go wartko i z zainteresowaniem, a jego strona graficzna też nie jest zła. Czasami o wiele gorsze pozycje utrzymują się latami na rynku. Niestety Beowulf nie miał tego szczęścia.

Czy jest to postać, która powinna być skazana na zapomnienie? Nie sądzę. Oba tytuły będące adaptacją średniowiecznego poematu są zaskakująco solidne. Oczywiście tytuł z lat 70. Charakteryzuje się rozbuchaną narracją i czasami za bardzo odjechanymi pomysłami. Jednakże prezentuje on dość solidną historię, eksplorującą czasami dość skomplikowane wątki z oryginału, która spokojnie może konkurować z innymi tytułami z tego gatunku.

BEOWULF z THE NEW 52 też nie jest komiksem pozbawionym wad. Stawia jednak na bycie czymś „innym” i zaskakujący koncept fabularny (przeniesienie akcji w przyszłość).

Jeżeli chcielibyście od począć od kolejnych komiksów o superbohaterach, a jednocześnie przeczytać coś z wartką akcją i fabułą nieobrażającą czytelnika – sięgnijcie po obie wersje przygód Beowulfa. Nie jest to arcydzieło, ale stanowczo niesłusznie zapomniany komiks.

Następnym razem: Stalker

Przydatne strony:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz