wtorek, 19 września 2017

BATMAN VOL. 3: I AM BANE


Trzeci tom w ramach serii BATMAN jest jednocześnie zakończeniem trylogii z cyklu "I Am ...". Jeśli przeczytaliście moje dwie poprzednie recenzje to zapewne zdajecie sobie sprawę, iż delikatnie mówiąc nie jestem zadowolony z poziomu, jaki prezentuje na jej łamach Tom King. Nie potrafię też kompletnie zrozumieć tak wielu pozytywnych opinii na temat tego komiksu, jakie ukazują się za oceanem. Teoretycznie zniesmaczony dotychczas przeczytanymi numerami mogłem porzucić śledzenie dalszych wydarzeń w BATMANIE, ale zwyczajna ciekawość wzięła górę. Postanowiłem zatem sprawdzić, czy całkiem przypadkowo King nie dostał jakiegoś olśnienia i może zaczął lepiej rozumieć postać Człowieka-Nietoperza. Asekuracyjnie przygotowałem się na najgorsze zwłaszcza, że w głównej roli znów wystąpić miał złoczyńca o pseudonimie Bane, tak słabo i nielogicznie rozpisany w I AM SUICIDE.

Batman wtargnął do jego domu, niszcząc go psychicznie oraz fizycznie. Teraz Bane powraca do Gotham żądny zemsty na Mrocznym Rycerzu, a także chcąc odzyskać Psycho-Pirate'a. Zamierza ostatecznie złamać swojego przeciwnika, ale zanim to nastąpi postanawia rozprawić się ze wszystkimi, na których Batmanowi tak bardzo zależy. Człowiek-Nietoperz chcąc nie chcąc potrzebuje pomocy swoich sojuszników oraz... największych wrogów, aby stawić czoła zagrożeniu. Zarówno on, jak i pan oraz władca z Santa Prisca zdają sobie sprawą, że tym razem tylko jeden z nich wyjdzie z tego starcia cało.

Pierwszy zeszyt jest z gatunku tych, które stanowią wyjątek od reguły, i które co jakiś czas byłemu pracownikowi CIA wychodzą, jeśli mowa o przygodach zamaskowanego obrońcy Gotham City. Byłem zaskoczony, że numer ten tak bardzo mi się spodobał, i że faktycznie zachęcił mnie do dalszego brnięcia w głąb tego tomu. Bane z powrotem założył ubranie i nie paraduje na golasa, co już jest dużym plusem. Wybranie na miejsce spotkania stolika w jednym z fast foodów w samym środku dnia i po cywilnemu,  zamiast mrocznej jaskini, wypadło bardzo oryginalnie oraz przezabawnie. Batburger, zjokeryzowane frytki, krojenie burgera nożem itp. sprawiły, że King od razu kupił mnie tym pomysłem i wywołał banana na twarzy. Zresztą cały ten pierwszy rozdział wydaje się idealnie skomponowany i wyważony, do tego posiada intrygujący cliffhanger. W drugim akcie zaskoczył mnie pozytywnie jeszcze fragment w Arkham z udziałem Alfreda, zaś w trzecim zestawienie obok siebie retrospekcji obu przeciwników. I to by było chyba wszystko, jeśli chodzi o pozytywy w całej tej pięcioczęściowej historii. Im dalej, tym emocji było jak na lekarstwo, a poziom drastycznie zaczął opadać.

Bane konsekwentnie przedstawiany jest przez Kinga jako naszprycowany Venomem, żądny krwi mięśniak i zachowuje się niczym doświadczony bokser wagi ciężkiej, który w swojej karierze zebrał już na głowę tyle ciosów, iż nie jest w stanie samodzielnie pomyśleć, a co dopiero ułożyć i wypowiedzieć jakieś bardziej skomplikowane zdanie. "Zabiję Twoich bliskich, a później Ciebie, po czym spalę Twoje miasto blablabla..." Jakże to oryginalne i przejmujące. W dodatku naparzając pięściami na lewo i prawo kogo popadnie, nawet pacjentów Arkham (trudno mi uwierzyć, że tak łatwo przystali na układ zaproponowany przez Batmana) wydobywa z siebie ten sam bełkot typu "Do You Know Who I Am?" czy "I Am Bane". Przypomina to bardziej takiego Solomona Grundy, czy też pewnego drewnianego bohatera z konkurencyjnego wydawnictwa, niż gościa, który kiedyś w tak przemyślany sposób doprowadził do upadku Mrocznego Rycerza. Bruce ku mojemu zdziwieniu zgodził się na podjęcie rękawicy, wszedł na ring, zaakceptował warunki i dostosował się do poziomu swojego przeciwnika. No i w tym momencie po raz kolejny zachował się jak ktoś inny, na pewno nie jak słynący ze swojej ponadprzeciętnej inteligencji oraz mistrzowskiej strategii Batman, który stroni od bezsensownego rozlewu krwi.

Powtórzę moje zdanie z poprzedniego tomu, iż dialogi stoją na niziutkim poziomie, są nudne i do bólu powtarzalne. Czasami ma się wrażenie, że pisał je jakiś słabo ogarnięty nastolatek, a nie scenarzysta komiksowy o uznanym nazwisku. Znacznie lepiej patrzy się na nieliczne "gołe" kadry, gdzie ilustracje Fincha same przeprowadzają czytelnika przez kolejne etapy opowieści, bo gdy przykładowo Bane już się odezwie to zapewniam, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

Przyjemnie czytało się natomiast rozgrywającą się w szybkim tempie historię detektywistyczną z gościnnym udziałem Swamp Thinga (odwiedził ostatnio Supermana, to dlaczego nie zaliczyć również wizyty u Mrocznego Rycerza), dla którego sprawa morderstwa miała bardzo osobisty wydźwięk. Bardzo klimatyczny one-shot, zupełnie odcięty od głównych wydarzeń w tym tomie, z kilkoma genialnymi kadrami i z zastosowaniem plansz/przerywników, które nawiązują do czarno-białych niemych filmów. Tak, to jest swego rodzaju zapychacz, ale takie zapychacze zawsze czytam z przyjemnością. Zastanawiające, że gdy King łączy swoje siły z Geradsem to jakimś dziwnym trafem zawsze można spodziewać się co najmniej dobrej opowieści. Przypadek? Nie sądzę.

Zeszyt 24 to z kolei epilog do "I Am Bane", w którym dochodzi do ważnej rozmowy pomiędzy wyleczoną Gotham Girl, a Mrocznym Rycerzem. Dla Claire nastał trudny czas zadecydowania o tym, jak będzie wyglądała jej przyszłość. Batman obiecuje jej pomoc w zorganizowaniu treningu, który pozwoli dziewczynie nauczyć się żyć bez wykorzystywania swoich super mocy. Ich konwersacja nie jest porywająca i pozostaje tylko pytanie, kiedy King znów sięgnie po postać Gotham Girl. Inna ważna scena z tego numeru to głośne, odważne i kontrowersyjne pytanie zadane przez Bruce'a, do którego to momentu Tom King konsekwentnie przygotowywał czytelnika od początku swojego runu. Mimo to i tak scena ta wywołała zdziwienie, gdyż nigdy wcześniej Batman nie dotarł aż do tego etapu. Co to oznacza dla głównego bohatera i jaka będzie odpowiedź? Na decyzję wybranki trzeba poczekać do ostatniej strony kolejnego tomu.

Omawiane wydanie zbiorcze zawiera również materiał z BATMAN ANNUAL #1, który to zeszyt składa się z pięciu krótszych historyjek utrzymanych w klimacie Świąt Bożego Narodzenia. Ich poziom jest różny i każdy pewnie znajdzie coś pasującego pod swój gust. Na szczególną uwagę zasługują według mnie co najmniej dwie z nich. Mam tu na myśli prolog do mini serii BATMAN/THE SHADOW, a także ciekawy i zarazem poruszający origin bat-psa o imieniu As, gdzie najlepiej rozpisana została postać Alfreda.

Nie mogę narzekać na ilustracje, gdyż artyści pracujący przy tym komiksie spisali się na miarę swoich możliwości i sprostali moim oczekiwaniom. Kreska Davida Fincha idealnie sprawdziła się w dynamicznych scenach walki i z pewnością umiliła śledzenie przynudnawego kroczenia Bane'a przez Gotham. Gościnne występy Mitcha Geradsa z jego trochę mniej szczegółową, brudną kreską są zawsze mile widziane i stanowią oryginalną odmianę. Oprócz nich pół numeru przypadło w udziale Clayowi Mannowi, zaś przy annualu pracowało kilku różnych plastyków. Warstwa graficzna od początku serii jest tą składową, do której trudno się poważnie przyczepić. Oczywiście nie każdemu może podpasować styl Fincha, czy rysującego z nim na przemian BATMANA Mikela Janina, ale według mnie obaj dają z siebie bardzo dużo i nie raz czy dwa ratują słaby scenariusz.

Jakby ktoś zastanawiał się, dlaczego pominięto zeszyty 21 i 22 spieszę z wyjaśnieniem, iż stanowią one część crossover "The Button", które wydane zostało w osobnym tomie. Nie mają one znaczenia dla "I Am Bane" i dotykają kwestii poruszonych w DCU: REBIRTH #1. Więcej uwagi temu wydarzeniu poświęcę już niedługo.

Bardzo bym chciał w tym miejscu napisać, że BATMAN Toma Kinga dźwignął się z kolan i przebił przez grubą barierę przeciętności, jaką otoczony jest od samego początku Rebirth, i że wreszcie komiks ten czytało się z nieskrywaną satysfakcją. Ale wtedy bym oczywiście skłamał. Podobnie, jak to było w poprzednim tomie siłą albumu okazały się w dużej mierze krótsze historie dodatkowe, zaś główna intryga raczej na długo nie zapada w pamięci. Bane'a mam zdecydowanie dosyć na dłuższy czas, a już na pewno nie chcę, nawet błagam, aby zabierał się za niego Tom King. Kilka fajnych momentów to niestety za mało, jak na moje wymagania odnośnie tej serii, a po lekturze i tak w pamięci zostaje ta jedna plansza z udziałem Catwoman, a także wizyta w Batburgerze. Czy jestem zawiedziony z tego, co miałem okazję przeczytać w trzecim tomie? Właściwie to nie, gdyż moje oczekiwania wobec tego tytułu już od dłuższego czasu są stosunkowo niewielkie. Jak na ironię scenarzysta ogłosił niedawno, że planuje zakończyć swój run dopiero wraz z setnym numerem...

Ocena: 2,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #16 - 20, #23 - 24 oraz BATMAN ANNUAL #1.

Trzeci tom BATMANA w ramach Rebirth znajdziecie w sklepie ATOM Comics.


Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz