Trzeci tom w ramach serii
BATMAN jest jednocześnie zakończeniem trylogii z cyklu "I Am ...".
Jeśli przeczytaliście moje dwie poprzednie recenzje to zapewne zdajecie sobie
sprawę, iż delikatnie mówiąc nie jestem zadowolony z poziomu, jaki prezentuje
na jej łamach Tom King. Nie potrafię też kompletnie zrozumieć tak wielu
pozytywnych opinii na temat tego komiksu, jakie ukazują się za oceanem.
Teoretycznie zniesmaczony dotychczas przeczytanymi numerami mogłem porzucić
śledzenie dalszych wydarzeń w BATMANIE, ale zwyczajna ciekawość wzięła górę.
Postanowiłem zatem sprawdzić, czy całkiem przypadkowo King nie dostał jakiegoś
olśnienia i może zaczął lepiej rozumieć postać Człowieka-Nietoperza.
Asekuracyjnie przygotowałem się na najgorsze zwłaszcza, że w głównej roli znów
wystąpić miał złoczyńca o pseudonimie Bane, tak słabo i nielogicznie rozpisany
w I AM SUICIDE.
Batman wtargnął do jego domu,
niszcząc go psychicznie oraz fizycznie. Teraz Bane powraca do Gotham żądny
zemsty na Mrocznym Rycerzu, a także chcąc odzyskać Psycho-Pirate'a. Zamierza
ostatecznie złamać swojego przeciwnika, ale zanim to nastąpi postanawia
rozprawić się ze wszystkimi, na których Batmanowi tak bardzo zależy.
Człowiek-Nietoperz chcąc nie chcąc potrzebuje pomocy swoich sojuszników oraz...
największych wrogów, aby stawić czoła zagrożeniu. Zarówno on, jak i pan oraz
władca z Santa Prisca zdają sobie sprawą, że tym razem tylko jeden z nich wyjdzie
z tego starcia cało.
Pierwszy zeszyt jest z gatunku
tych, które stanowią wyjątek od reguły, i które co jakiś czas byłemu
pracownikowi CIA wychodzą, jeśli mowa o przygodach zamaskowanego obrońcy Gotham
City. Byłem zaskoczony, że numer ten tak bardzo mi się spodobał, i że
faktycznie zachęcił mnie do dalszego brnięcia w głąb tego tomu. Bane z powrotem
założył ubranie i nie paraduje na golasa, co już jest dużym plusem. Wybranie na
miejsce spotkania stolika w jednym z fast foodów w samym środku dnia i po cywilnemu, zamiast mrocznej jaskini, wypadło bardzo
oryginalnie oraz przezabawnie. Batburger, zjokeryzowane frytki, krojenie
burgera nożem itp. sprawiły, że King od razu kupił mnie tym pomysłem i wywołał
banana na twarzy. Zresztą cały ten pierwszy rozdział wydaje się idealnie
skomponowany i wyważony, do tego posiada intrygujący cliffhanger. W drugim
akcie zaskoczył mnie pozytywnie jeszcze fragment w Arkham z udziałem Alfreda,
zaś w trzecim zestawienie obok siebie retrospekcji obu przeciwników. I to by
było chyba wszystko, jeśli chodzi o pozytywy w całej tej pięcioczęściowej
historii. Im dalej, tym emocji było jak na lekarstwo, a poziom drastycznie
zaczął opadać.
Bane konsekwentnie
przedstawiany jest przez Kinga jako naszprycowany Venomem, żądny krwi mięśniak
i zachowuje się niczym doświadczony bokser wagi ciężkiej, który w swojej
karierze zebrał już na głowę tyle ciosów, iż nie jest w stanie samodzielnie
pomyśleć, a co dopiero ułożyć i wypowiedzieć jakieś bardziej skomplikowane
zdanie. "Zabiję Twoich bliskich, a później Ciebie, po czym spalę Twoje
miasto blablabla..." Jakże to oryginalne i przejmujące. W dodatku naparzając
pięściami na lewo i prawo kogo popadnie, nawet pacjentów Arkham (trudno mi
uwierzyć, że tak łatwo przystali na układ zaproponowany przez Batmana) wydobywa
z siebie ten sam bełkot typu "Do You Know Who I Am?" czy "I Am
Bane". Przypomina to bardziej takiego Solomona Grundy, czy też pewnego
drewnianego bohatera z konkurencyjnego wydawnictwa, niż gościa, który kiedyś w
tak przemyślany sposób doprowadził do upadku Mrocznego Rycerza. Bruce ku mojemu
zdziwieniu zgodził się na podjęcie rękawicy, wszedł na ring, zaakceptował
warunki i dostosował się do poziomu swojego przeciwnika. No i w tym momencie po
raz kolejny zachował się jak ktoś inny, na pewno nie jak słynący ze swojej
ponadprzeciętnej inteligencji oraz mistrzowskiej strategii Batman, który stroni
od bezsensownego rozlewu krwi.
Powtórzę moje zdanie z
poprzedniego tomu, iż dialogi stoją na niziutkim poziomie, są nudne i do bólu
powtarzalne. Czasami ma się wrażenie, że pisał je jakiś słabo ogarnięty
nastolatek, a nie scenarzysta komiksowy o uznanym nazwisku. Znacznie lepiej
patrzy się na nieliczne "gołe" kadry, gdzie ilustracje Fincha same
przeprowadzają czytelnika przez kolejne etapy opowieści, bo gdy przykładowo
Bane już się odezwie to zapewniam, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
Przyjemnie czytało się
natomiast rozgrywającą się w szybkim tempie historię detektywistyczną z
gościnnym udziałem Swamp Thinga (odwiedził ostatnio Supermana, to dlaczego nie
zaliczyć również wizyty u Mrocznego Rycerza), dla którego sprawa morderstwa
miała bardzo osobisty wydźwięk. Bardzo klimatyczny one-shot, zupełnie odcięty
od głównych wydarzeń w tym tomie, z kilkoma genialnymi kadrami i z
zastosowaniem plansz/przerywników, które nawiązują do czarno-białych niemych
filmów. Tak, to jest swego rodzaju zapychacz, ale takie zapychacze zawsze
czytam z przyjemnością. Zastanawiające, że gdy King łączy swoje siły z Geradsem
to jakimś dziwnym trafem zawsze można spodziewać się co najmniej dobrej
opowieści. Przypadek? Nie sądzę.
Zeszyt 24 to z kolei epilog do
"I Am Bane", w którym dochodzi do ważnej rozmowy pomiędzy wyleczoną
Gotham Girl, a Mrocznym Rycerzem. Dla Claire nastał trudny czas zadecydowania o
tym, jak będzie wyglądała jej przyszłość. Batman obiecuje jej pomoc w
zorganizowaniu treningu, który pozwoli dziewczynie nauczyć się żyć bez
wykorzystywania swoich super mocy. Ich konwersacja nie jest porywająca i
pozostaje tylko pytanie, kiedy King znów sięgnie po postać Gotham Girl. Inna
ważna scena z tego numeru to głośne, odważne i kontrowersyjne pytanie zadane
przez Bruce'a, do którego to momentu Tom King konsekwentnie przygotowywał
czytelnika od początku swojego runu. Mimo to i tak scena ta wywołała
zdziwienie, gdyż nigdy wcześniej Batman nie dotarł aż do tego etapu. Co to
oznacza dla głównego bohatera i jaka będzie odpowiedź? Na decyzję wybranki
trzeba poczekać do ostatniej strony kolejnego tomu.
Omawiane wydanie zbiorcze
zawiera również materiał z BATMAN ANNUAL #1, który to zeszyt składa się z
pięciu krótszych historyjek utrzymanych w klimacie Świąt Bożego Narodzenia. Ich
poziom jest różny i każdy pewnie znajdzie coś pasującego pod swój gust. Na
szczególną uwagę zasługują według mnie co najmniej dwie z nich. Mam tu na myśli
prolog do mini serii BATMAN/THE SHADOW, a także ciekawy i zarazem poruszający
origin bat-psa o imieniu As, gdzie najlepiej rozpisana została postać Alfreda.
Nie mogę narzekać na
ilustracje, gdyż artyści pracujący przy tym komiksie spisali się na miarę
swoich możliwości i sprostali moim oczekiwaniom. Kreska Davida Fincha idealnie
sprawdziła się w dynamicznych scenach walki i z pewnością umiliła śledzenie
przynudnawego kroczenia Bane'a przez Gotham. Gościnne występy Mitcha Geradsa z
jego trochę mniej szczegółową, brudną kreską są zawsze mile widziane i stanowią
oryginalną odmianę. Oprócz nich pół numeru przypadło w udziale Clayowi Mannowi,
zaś przy annualu pracowało kilku różnych plastyków. Warstwa graficzna od
początku serii jest tą składową, do której trudno się poważnie przyczepić.
Oczywiście nie każdemu może podpasować styl Fincha, czy rysującego z nim na
przemian BATMANA Mikela Janina, ale według mnie obaj dają z siebie bardzo dużo
i nie raz czy dwa ratują słaby scenariusz.
Jakby ktoś zastanawiał się,
dlaczego pominięto zeszyty 21 i 22 spieszę z wyjaśnieniem, iż stanowią one
część crossover "The Button", które wydane zostało w osobnym tomie.
Nie mają one znaczenia dla "I Am Bane" i dotykają kwestii poruszonych
w DCU: REBIRTH #1. Więcej uwagi temu wydarzeniu poświęcę już niedługo.
Bardzo bym chciał w tym
miejscu napisać, że BATMAN Toma Kinga dźwignął się z kolan i przebił przez
grubą barierę przeciętności, jaką otoczony jest od samego początku Rebirth, i
że wreszcie komiks ten czytało się z nieskrywaną satysfakcją. Ale wtedy bym
oczywiście skłamał. Podobnie, jak to było w poprzednim tomie siłą albumu
okazały się w dużej mierze krótsze historie dodatkowe, zaś główna intryga
raczej na długo nie zapada w pamięci. Bane'a mam zdecydowanie dosyć na dłuższy
czas, a już na pewno nie chcę, nawet błagam, aby zabierał się za niego Tom
King. Kilka fajnych momentów to niestety za mało, jak na moje wymagania
odnośnie tej serii, a po lekturze i tak w pamięci zostaje ta jedna plansza z
udziałem Catwoman, a także wizyta w Batburgerze. Czy jestem zawiedziony z tego,
co miałem okazję przeczytać w trzecim tomie? Właściwie to nie, gdyż moje
oczekiwania wobec tego tytułu już od dłuższego czasu są stosunkowo niewielkie.
Jak na ironię scenarzysta ogłosił niedawno, że planuje zakończyć swój run dopiero
wraz z setnym numerem...
Ocena: 2,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #16 - 20, #23 - 24
oraz BATMAN ANNUAL #1.
Trzeci tom BATMANA w ramach Rebirth znajdziecie w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz