Rok 2011.
W DC Comics nastaje era New52. Nowe uniwersum, (częściowo) nowe otwarcie i nowy
Człowiek ze Stali. Na papierze wyglądało to całkiem nieźle, lecz niestety
szybko okazało się, że na tego Clarka Kenta pomysłu wielkiego nie ma. Seria
SUPERMAN to w moich oczach przede wszystkim cykl mało wciągających przygód,
spośród których najmocniej zapamiętam narracyjne ściany tekstu autorstwa Scotta
Lodbella, który tym samym chciał cofnąć czytelnika w czasie do lat
dziewięćdziesiątych, tylko w zasadzie nie wiadomo po co. ACTION COMICS z kolei
trafiło w twórcze ręce Granta Morrison, o czym zresztą mogliśmy się przekonać
dzięki wydawnictwu Egmont, a ten zaś… stworzył jeden z najsłabszych komiksów w
swojej karierze. Paradoksalnie i tak było to najlepszą rzeczą, jaką miałem
okazję przeczytać z New52 Supermanem. Śledzenie losów tej wersji Człowieka ze
Stali porzuciłem bardzo szybko, po drodze na moment tylko sięgając po kilka
początkowych numerów serii BATMAN/SUPERMAN oraz SUPERMAN/WONDER WOMAN.
Śledziłem
jednak newsy i widziałem, że DC robi co może, by eSa jakoś wypromować. Dodawano
mu nowe moce, kolejnych mocnych przeciwników, z czasem ujawniono światu jego
tożsamość, a przy jego przygodach przewijały się głośne nazwiska. I chociaż
były to ważne oraz odważne kroki, wcale nie przekładały na to, by czytelnicy
piali z zachwytów. A chyba tylko to skłoniłoby mnie do powrotu do śledzenia losów tej postaci. New52 Superman cierpiał na brak porządnych i wysoko
ocenianych historii i nie są to moje fanaberie, lecz obserwacje dziesiątek opinii, także kolegów z DCManiaka. Inaczej było z innymi wersjami tej postaci: eS z Ziemi 1,
ten z INJUSTICE czy też ten przedstawiony na łamach miniserii AMERICAN ALIEN, a
nawet prześmiewcza wersja z JUSTICE LEAGUE 3000 oraz 3001 – wszyscy okazywali
się być dla mnie ciekawsi i dużo bardziej angażujący od Supermana z głównego uniwersum. Także i DC widziało co się święci w oczach większości czytelników i w
końcu zareagowało. Jednym z efektów eventu CONVERGENCE było sprowadzenie do
głównego uniwersum kolejnego Clarka Kenta: tym razem będącego kochającym ojcem
i mężem oraz dojrzałym bohaterem. Losy tego Supermana będziemy od września
śledzić po polsku w ramach Odrodzenia. Co zaś stało się z New52 Człowiekiem ze
Stali? Ano umarł tak jak żył. Dla mnie nudno.
DROGA DO
ODRODZENIA: SUPERMAN - OSTATNIE DNI SUPERMANA to drugi i zarazem ostatni komiks
przygotowany przez wydawnictwo Egmont Polska, którego celem jest wprowadzenie
czytelnika w wydarzenie , jak tytuł komiksu wskazuje, o nazwie Odrodzenie. Jest
to także drugi tytuł skupiony właśnie na Człowieku ze Stali. Lecz o ile LOIS I
CLARK okazało się być lekturą zaskakująco udaną – a przyznaję, nie wierzyłem do
końca w opinie kolegów z DCManiaka – tak dzisiaj omawiany komiks już tak wysoko
ocenić nie można. Jest to zaiste dziwne, ponieważ za scenariusz odpowiedzialny
był Peter J. Tomasi, którego BATMAN & ROBIN stoi na pierwszym miejscu listy
niewydajnych w naszym kraju komiksów z New52, zatytułowanej podobno ”Damn You,
Egmont!”. W czym zatem moim zdaniem tkwi problem? Ano w tym, że przez ponad 160
stron komiksu, los Supermana był totalnie przesądzony i ani razu nie udało się
twórcom doprowadzić do sytuacji, w której by mnie to jakkolwiek obchodziło.
Jest to skutek dwóch rzeczy.
Po
pierwsze, sam komiks totalnie przynudza. Chociaż eS mierzy się tu z kilkoma
przeciwnikami, nie są oni ani szczególnie ciekawi, ani też oryginalni. To
kolejni złoczyńcy bardziej mocni w gębie niż w konkretach. Jeden to spokojny strateg
jakich wielu, drugi to totalny psychol… jakich również wielu. Rozwiązanie
niektórych kwestii było bardzo naiwne, z finałem na czele. Komiks jest
powyrywany z kontekstu i nawet wstęp Tomasza Sidorkiewicza niewiele tu pomaga.
Odwołań do wcześniejszych przygód New52 Supermana jest masa, pojawia się także
parę wątków z Supergirl, mamy swoisty wstęp do serii NEW SUPER-MAN z
Odrodzenia, a wszystko spięte edytorską klamrą, która wręcz krzyczy
”wymyśliliśmy ten durny wybuch energii słonecznej i znów go użyjemy”.
Podczas
lektury tego komiksu trudno nie odlatywać myślami w stronę ŚMIERCI SUPERMANA –
historii niedawno całkiem wydanej u nas ponownie w ramach Wielkiej Kolekcji
Komiksów DC. Tamten tytuł, chociaż mający sporo niedociągnięć, do dziś potrafi
ująć rozmachem rozpierduchy i tym, jak Superman ostatecznie ginie tak jak na to
”zasłużył”. DROGA DO ODRODZENIA: SUPERMAN - OSTATNIE DNI SUPERMANA nie ma w
sobie nic z tego. Podczas czytania odliczałem strony do końca, a rozwleczenie
komiksu aż na osiem rozdziałów oceniam jako niepotrzebne. Sporo jest tu
dłużyzn, nudnych sekwencji i wołających o pomstę wymian zdań. Dialog w którym
Clark mówi Batmanowi, że nie są przyjaciółmi tylko super-przyjaciółmi, był
momentem, w którym chciałem wyrzucić tom przez okno. Swój występ zalicza tu
także Rebirth Superman. Jego wprowadzenie do fabuły tego tytułu jest jak pójście
po najmniejszej linii oporu i gdyby się tak nieco mocniej nad tym zastanowić,
to jego pierwsza scena jest bez sensu. Gdy zaś już w totalnym finale pojawia
się Steel z Laną Lang, już nie byłem w stanie trudzić się zadawaniem pytań.
Jasne, służyło to wstępowi do serii SUPERWOMAN z Odrodzenia, ale kolejny raz
zrealizowano to tak, że jedynie zęby bolały od zgrzytania. Smutne, że
scenariusz komiksu DROGA DO ODRODZENIA: SUPERMAN - OSTATNIE DNI SUPERMANA
momentami wygląda tak, jakby Tomasi przepisywał na papier pomysły swoich szefów
dotyczące tego, co nastąpi tuż po starcie Odrodzenia i po prostu ubierał to w
jakąś naprędce skonstruowaną, pełną sporych uproszczeń, fabułę.
Po drugie
wreszcie, o porażce omawianego dzisiaj komiksu przesądziło to, o czym pośrednio
już wspomniałem. Ten Superman totalnie mnie nie obchodził i komiks, na łamach
którego żegna się ze swoim światem nie sprawił, by cokolwiek w tej kwestii się
zmieniło. Nawet gdyby scenariusz nie był tak dziurawy, zaangażowanie się w
śledzenie finalnych losów postaci, której w danym momencie/wersji nawet zbytnio
się nie lubi, do łatwych zadań nie należy i ta swoista niechęć rzutuje też w
pewnym sensie na końcową ocenę. Uwierzcie mi, gdybym nie chciał dobrze wprowadzić
się w Odrodzenie, a komiks ten jest faktycznie pod tym kątem bardzo istotny,
pewnie nawet bym po pozycję tę nie sięgnął.
Przyznać jednak
uczciwie trzeba, że DROGA DO ODRODZENIA: SUPERMAN - OSTATNIE DNI SUPERMANA to
tytuł narysowany przez nie byle jakie nazwiska. Mikel Janin, Doug Mahnke, Jorge
Jimenez czy Paul Pelletier to ścisła czołówka tego, czym wówczas dysponowało DC
Comics i praktycznie każdy z nich spisał się naprawdę dobrze. Problemem jest
jednak to, co dotyka każdy komiks rysowany przez armię artystów – przejścia między
zeszytami mogą być momentami ciężkie. Na przykład: Janin rysuje dość
realistycznie, Jimenez z kolei ma mocno kreskówkowy styl i chociaż obaj na
swoim fachu znają się doskonale, postawienie ich obok siebie przy jednym
komiksie to już kłopot. Na szczęście koniec końców, warstwę graficzną uważam za
najważniejszą zaletę omawianego komiksu.
Podsumowując,
to nie jest dobry komiks. Jest istotny w kontekście startu Odrodzenia, ale jego
lekturę trudno uznać za czas spędzony przy dobrej zabawie. Sięgnijcie po niego
tylko i wyłącznie w przypadku, gdy koniecznie chcecie być na bieżąco przed
wejście w ten zupełnie nowy okres w historii DC Comics. W każdym innym
przypadku nie warto.
------------------------------------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał w komiksów SUPERMAN vol. 2 #51-52, ACTION COMICS vol. 2 #51-52, BATMAN/SUPERMAN #31-32 oraz SUPERMAN/WONDERWOMAN #28-29.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
DROGA DO ODRODZENIA: SUPERMAN - OSTATNIE DNI SUPERMANA do kupienia w sklepie ATOM Comics.
------------------------------------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał w komiksów SUPERMAN vol. 2 #51-52, ACTION COMICS vol. 2 #51-52, BATMAN/SUPERMAN #31-32 oraz SUPERMAN/WONDERWOMAN #28-29.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
DROGA DO ODRODZENIA: SUPERMAN - OSTATNIE DNI SUPERMANA do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Kurcze, niesamowite jest to jak jeden komiks może być różnie odebrany przez różnych odbiorców.
OdpowiedzUsuńMi się ten tytuł bardzo podobał, wciągnął mnie od samego początku i czytało mi się go naprawdę wyśmienicie.
Jednak gusta i opinie są bardzo różne.
Mi też się podobało, ale uzasadnienie Krzysztofa jest bardzo ciekawe i wyczerpujące temat. Takie recenzje lubię! :-)
UsuńRównież należę do grona tych, którym ten komiks się podobał. No ale ja wracam do Supka po latach rozłąki... ;)
OdpowiedzUsuń