wtorek, 14 sierpnia 2018

MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM - recenzja

MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM - 91%
Ant-Man i Osa - 88%
Avengers: Wojna bez granic - 83%

I tak oto już nawet fani Marvela zaczynają mówić, że serwis Rotten Tomatoes jakoś tak nie do końca właściwie liczy te wyniki. No bo przecież jak to? Żeby jakieś coś z DC miało taki rezultat? Że kinowa produkcja, której telewizyjne wcielenie jest nienawidzone przez wszystkich za sam fakt swojego istnienia miała lepsze oceny niż ich ukochane filmy? Tymczasem twórcy MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM zagrali wszystkim na nosie (oraz na nerwach) i dostarczyli zaskakująco spójną oraz niegłupią historię, która jednak nawet przez moment nie odcina się od swojego małoekranowego pochodzenia. Innymi słowy: haters gonna hate.

Załóżmy jednak, że nie jesteście osobami, które nienawidzą serial MŁODZI TYTANI: AKCJA! tylko za to, że produkcja ta istnieje. Pójdźmy dalej. Załóżmy, że nie mieliście do czynienia z żadnym odcinkiem serialu telewizyjnego. Czego zatem możecie się spodziewać po kinowej produkcji? Czy jest to tytuł, na który warto wybrać się z Waszymi pociechami? Moim zdaniem jak najbardziej, jedynie trzeba wziąć pod uwagę pewne istotne elementy.

MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM, podobnie zresztą jak serial, to zdecydowanie nie jest produkcja w jakikolwiek sposób aspirująca do bycia niezwykle pouczającą, mającą konkretne walory edukacyjne czy też pisząc w skrócie, bycia czymkolwiek innym niż beką z wszystkiego dookoła. Nie jest to jednak przypadkowe działanie, efekt niestaranności twórców, którzy chcieli wrzucić jakiś morał, tylko im nie wyszło (ba, jest w filmie nawet scena parodiująca dawanie morałów). To zagrywka całkowicie świadoma i też niejako odpowiedź na wszechobecną krytykę. Jeśli więc nie macie nic przeciwko temu, by Wasze pociechy niczego ważnego w ich przyszłym życiu się nie nauczyły podczas wizyty w kinie, za to usłyszały sporych rozmiarów garść bardziej lub mniej wybrednych dowcipów (w tym: o pierdzeniu, kupach czy pośladkach) – możecie spokojnie udać się na MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM. Gdy przyjmie się charakterystyczny styl tej telewizyjnej produkcji, która na duży przeniesiona została jeden do jednego i widzowie nie mogą liczyć na taryfę ulgową, wówczas okaże się, że fabuła nie jest wcale jakaś zła.
Mocno obawiałem się o to, jak z rozpisaniem historii na 90 minut poradzą sobie twórcy produkcji. Nieraz przechodziło mi przez myśl to, że ostatecznie otrzymamy zbiór luźno powiązanych ze sobą żartów. Na szczęście tak się nie stało i MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM oferuje widzom fabułę dokładnie takiej, jakiej można było się spodziewać: niezbyt skomplikowaną, zupełnie nieodkrywczą, ale za spójną, kompletną i wypełnioną dowcipami. Robin marzy o tym, by nakręcono o nim film kinowy, ponieważ właśnie to uważa za wyznacznik prawdziwej popularności. Niestety, on i Tytani spotykają się z odmową, ponieważ nie mają na koncie czynów prawdziwie heroicznych. Na szczęście, albo i nie, trafiają oni na Slade’a i jego złowieszczy plan przejęcia kontroli nad światem. W trakcie tej misji Tytani na nowo odkryją siłę przyjaźni, która jednak będzie wystawiona na ciężką próbę.

MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM to produkcja skierowana, naturalnie, przede wszystkim do młodszych widzów. Wydaje mi się, że grupa docelowa to okolice 10 lat, chociaż kilkukrotnie pojawiają się w filmie momenty, w których tak na dobrą sprawę aż głupio było się zaśmiać osobie dorosłej. W produkcji pojawia się sporo akcji, wybuchów, pościgów, a także piosenek. Jest kolorowo oraz wesoło, więc jeśli Wasze pociechy polubiły telewizyjną inkarnację MŁODZI TYTANI: AKCJA! to i na filmie powinny bawić się tak samo dobrze.

Jednocześnie jest to animacja trzymająca się popularnego obecnie trendu polegającego na umieszczaniu w produkcji całej masy easter-eggów skierowanych do rodziców dzieciaków, którzy też siedzą na sali. MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM nie boi się nawiązywać do produkcji Marvela i Disneya, ale zarazem nie ma hamulców przed równie dosadnym szydzeniem z samego DC. To plus pojawiające się na drugim planie smaczki (plakaty filmowe oraz przebijające się tu i ówdzie nazwy firm to czyste złoto) sprawi, że i dorośli odbiorcy nie powinni się nudzić.

Oczywiście nie jest to produkcja pozbawiona wad. Jak już wspomniałem wcześniej, jest tu kilka momentów, które bardzo mocno zbliżyły się do granicy dobrego smaku. Dla osób, dla których swoistą religią jest nienawidzenie telewizyjnego serialu, stanowić to będzie z pewnością dobrą pożywkę, ponieważ jestem przekonany, że część z nich i tak film obejrzy. Mam też pewne zastrzeżenia do twórców polskiej wersji językowej. O ile aktorzy podkładający głosy pod poszczególne postacie jak na mój gust dobrze wywiązali się ze swoich obowiązków, tak już tłumacze nie popisali się do końca. Jeśli porównacie sobie chociażby trailery z USA i Polski, zauważycie iż niektóre dialogi w naszej rodzimej wersji straciły część swojego prześmiewczego tonu. W innych z kolei pojawiały się momenty, przy których można pomyśleć iż nasi tłumacze dodawali coś od siebie ”dla beki”, tylko nie wychodziło (z cała pewnością sprawdzę to sobie ponownie przy premierze filmu na DVD).

Przed seansem właściwym, widzowie uraczeni zostają szortem ze świata DC SUPER HERO GIRLS. Tutaj nie będą się zbyt mocno rozpisywał, ponieważ identyfikuję się jako dorosły mężczyzna i jestem tak daleko od grupy docelowej, jak tylko jest to możliwe. Zdradzę więc tylko, że trwa on około pięciu minut i skupia się na Batgirl. Jest także scena po napisach… którą trudno jakoś jednoznacznie zinterpretować. W chwili gdy piszę te słowa, oficjalnego potwierdzenia najprostszego, płynącego z niej wniosku nie ma.

MŁODZI TYTANI: AKCJA! FILM i jego twórcy nie mają powodów do wstydu. Produkcja ta nie wyrzekła się swoich telewizyjnych korzeni i przy zachowaniu typowej dla niej, dużej dozy absurdu, braku głębszego morału oraz nieskrępowanego śmiania się z absolutnie wszystkiego stworzono zwięzłą oraz spójną fabułę. Ja bawiłem się dobrze, inni ludzie w kinie – zarówno dorośli jak i przede wszystkim dzieci – również głośno i często się śmiali. I chyba o to właśnie chodziło.

Natomiast jak wspomniałem na początku: haters gonna hate.

Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz