Folwark zwierzęcy
Chciałbym powiedzieć, że to nie jest kolejna typowa seria postapo. Chciałbym powiedzieć, że Jeff Lemire swoją wizją poszerzył horyzonty tego gatunku. Chciałbym. Ale niestety nie mogę. Pierwszy tom ŁASUCHA nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dosłownie NICZYM. Na pierwszy rzut oka może nam się wydawać, że otrzymaliśmy soczyste, świeże danie. Jednak dosyć szybko okazuje się, że całość zbudowana jest z dobrze znanych klisz i motywów, które zostały odrobinę przerobione i podrasowane. Pod tym płaszczykiem świeżości nie kryje się nic nowego. Król niestety jest nagi.
Świat, do którego zabiera nas Jeff Lemire został opanowany przez Przypadłość. Wskutek czego miliardy ludzi zginęły. Nieliczne dzieci urodzone po zarazie należą do nowej rasy zwierzęco-ludzkich hybryd odpornych na Przypadłość. Jedną z takich hybryd jest główny bohater serii - Gus. Zostaje on sam w tym nowym i niebezpiecznym świecie. Czyhają na niego liczne niebezpieczeństwa. Głównie łowcy nagród, którzy zajmują się polowaniem na istoty takie jak Gus. Jednak w jego życiu pojawia się tajemniczy mężczyzna, który na początku go ratuje a później oferuje pomoc w dotarciu do Ostoi - ponoć bezpiecznej przystani dla hybryd. I tak rozpoczyna się ich wspólna podróż przez Amerykę, która nie jest już taka jak dawniej.
Brzmi znajomo, czyż nie? Nawet nie chce mi się liczyć, w ilu innych dziełach odnalazłem wcześniej wszystkie te motywy. Do szczypty horroru dodaj dwie łyżki powieści drogi i nie zapomnij doprawić elementami coming of age. Żeby jeszcze bardziej zaszokować czytelnika musisz umieścić w swoim dziele postać jak najbardziej skrzywdzoną przez los nad którą będziesz mógł się znęcać. Oto przepis idealny. Aż chce się zaśpiewać wraz z Panią Rodowicz "Ale to już było".
Co zrobić, kiedy świat staje się cichy... pusty?
Po zastanowieniu stwierdzam, że tylko jeden problem poruszony w tym dziele jest wart głębszego przemyślenia: sposób przedstawienia antagonistów. Nie mamy tutaj czarno-białej rzeczywistości. I czasami naprawdę trzeba było by się zastanowić komu kibicować. Granica jest bardzo zatarta. Tutaj Ci źli to nie szaleni naukowcy pracujący nad jakąś atomową bombą (będący najlepiej pochodzenia rosyjskiego) tylko ludzie próbujący wynaleźć antidotum na zarazę, która ogarnęła świat. Jest tylko jedno małe, malutkie ale. By tego dokonać muszą eksperymentować na niczemu winnych hybrydach. Hybrydach, które są jedynie dziećmi. I tu rodzi się pytanie: gdzie jest granica pomiędzy lekarską powinnością a zwykłą ludzką moralnością?. Czy uratowanie naszego gatunku jest warte zapłacenia takiej ceny? Co zwycięży: prawa jednostki czy racja gatunku? Czy cel uświęca środki? Jeden rabin powie tak, a inny rabin powie nie.
Warstwa graficzna jest odpowiednio dobrana do tematyki i klimatu komiksu. Zewsząd otaczać będzie czytelnika brzydota i brud. No ale czego spodziewać się po postapokaliptycznym świecie. Chyba nikt nie myślał, że będzie oglądał piękne widoczki. Choć powiem szczerze to też zastanawiający fakt, że większość twórców właśnie tak wyobraża sobie apokalipsę. A może rację będzie miał T.S Eliot mówiący, że "I tak właśnie kończy się świat. Nie hukiem, a skomleniem."
Nie będę zaprzeczał serię czyta się bardzo dobrze, całość jest w stanie mocno zaintrygować czytelnika i przyciągnąć jego uwagę. Jednak myślę, że oczekuję czegoś więcej niż zwykłej poprawności. ŁASUCH konsekwentnie odhacza kolejne elementy, które powinien posiadać poprawny komiks postapo. Pod tym względem nie brakuje mu niczego oprócz oryginalności. To nie ŁASUCHA będą naśladować, to ŁASUCH naśladuje. Lemire nie zostanie okrzyknięty wizjonerem tworzącym coś wyjątkowego. Powiedziałbym, że to taki blockbuster wśród komiksów. Dostarcza rozrywki i emocji. Ale poza tym nie oferuje sobą niczego więcej. Może gdybym nie przeczytał innych serii komiksowych utrzymanych w tej konwencji inaczej bym na ŁASUCH spojrzał. Żądnym czystej rozrywki polecam z całego serca, bardziej wymagających odesłałbym jednak do innych serii.
(mc)
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz