niedziela, 16 czerwca 2019

Kącik Komiksiarza #22

Dziś udamy się w małą podróż w przyszłość. Jutro na blogu powinny pojawić się nowe odsłony rubryk ”DC TV Series News” oraz ”3 Months Later” z najnowszymi doniesieniami na tematy seriali oraz podsumowujące nieco zapowiedzi DC na wrzesień. Jako iż mieliśmy dziś wolne miejsce w naszym blogowym grafiku, postanowiłem jednak zapełnić go najnowszym ”Kącikiem Komiksiarza” i odnieść się do tego, o czym będzie nieco więcej jutro. Jeśli jesteście już zapoznani z ofertą DC na wrzesień, klikajcie w dalszą część posta. Aha, w części poświęconej serialom bez większych oporów lecę ze spoilerami, tak więc uwaga.
Co się kryje we wrześniowych zapowiedziach?
Na dobry początek napiszę o swoim podejściu do komiksów DC, jakie mam w chwili obecnej. Nie śledzę od dłuższego czasu na bieżąco tego, co dzieje się w głównym uniwersum, bo mnie to przestało cieszyć jakoś w okolicach końcówki DC You i od tego czasu wyspecjalizowałem się w czytaniu co najwyżej tego, co dzieje się we wszelakich liniach pobocznych i elseworldach. Możemy więc pogadać o komiksach z Vertigo, Young Animal, Wildstormu, niektórych pozycjach z Black Label, DC Ink oraz DC Zoom czy tytułach pokroju INJUSTICE czy DC COMICS BOMBSHELLS. Zapytany o aktualne wydarzenia z głównego uniwersum, odpowiem iż wiem tylko tyle, co ukazuje się w Polsce pod szyldem Odrodzenia, a i to nie jest pewne, bo w sumie i tak czytałem z tego tylko część komiksów. Zapowiedzi DC oczywiście śledzę na bieżąco, ale głównie sekcję skupioną na wydaniach zbiorczych i gdyby nie pewne dwa projekty, z wrześniowej oferty byłbym zainteresowany chyba tylko zbiorczą edycją AMERICAN CARNAGE z Vertigo.

Tymczasem DC przykuło moją uwagę ogłaszając dwie miniserie będące tak wyjęte z tyłka (no, przynajmniej sprawiające takie wrażenie), że jestem zaintrygowany jak jasna cholera. Są to GOTHAM CITY MONSTERS oraz INFERIOR FIVE. A więc tytułu z postaciami, których albo nie kojarzycie, albo macie je gdzieś ;) Dlaczego zatem już teraz zachęcam Was do tego, by się nimi zainteresować?

GOTHAM CITY MONSTERS to tytuł, na łamach którego zostaną pokazane dalsze losy Frankensteina z DC. Tym razem nasz wesoły składak musi stawić czoła swojemu złemu mentorowi i potrzebuje wsparcia. Tym będą Orca, Lady Clayface, Killer Croc oraz Andrew Bennett, a za całość odpowiada Steve Orlando oraz rysownik, którego nazwisko złamałoby szczękę komentatorom sportowym - Amancay Nahuelpan. Pozytywnie nastrajają mnie tu dwie kwestie. Po pierwsze, gdy Orlando działa sobie w DC przy postaciach, które mało kogo interesują, najczęściej wychodzi z tego dobra opowieść. Jego MIDNIGHTER był super, zaś najnowsze MARTIAN MANHUNTER i ELECTRIC WARRIORS, z tego co widzę, zbierają pozytywne opinie. Bardzo fajnie czytało mi się także jego ”Undertow” z Image, a także ”Power Rangers” z Boom! Studios. Do tego w składzie mamy Frankensteina oraz Andrew Bennetta, czyli bohaterów dwóch serii z New52, które stały na naprawdę niezłym poziomie i niestety zostały przedwcześnie skasowane. Były to: solówka Franka oraz I, VAMPIRE – tytuł, bez którego Andrea Sorrentino nie miałby takiego statusu gwiazdy jak obecnie. Czego chcieć więcej?

Natomiast INFERIOR FIVE to tytuł kompletnie szalony. Postacie tworzące trzon tytułowej grupy niezbyt kompetentnych superherosów powstały w 1967 roku i doczekały się one liczącej dwanaście numerów serii, której publikacja zajęła DC… pięć lat. Między numerami 10 i 11 było tylko 45 miesięcy przerwy, zdarza się. Potem grupa ta zniknęła w otchłani wydawniczego zapomnienia, mając przez kolejnych pięć dekad raptem kilka komiksów, w których przewijają się na drugim planie. Comic Vine wskazuje, że ostatnio mignęli gdzieś w prologu do WOJNY DARKSEIDA (LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI #7 z Nowego DC Comics). Sprawdziłem, faktycznie są na jednym kadrze i cholernie ciężko ich tam wypatrzyć. Kto więc wymyślił, że nie tylko warto im dać maksi-serię, ale od razu taką na dwanaście numerów? Nie wiem, lecz sam fakt iż za ten zakręcony projekt biorą się Keith Giffen oraz Jeff Lemire sprawia, że zdecydowanie zainteresuję się tym projektem. Nazwisko tego drugiego cały czas jest dla mnie gwarancją tego, że nawet jeśli nie pokocham tego komiksu, to na pewno będzie on przynajmniej porządny (wyjątek: ”Extraordinary X-Men” z Marvela).
Kogo boli Lobo?
Ostatnimi czasy świat obiegła wieść, że twórcy serialu KRYPTON są tak mocno pewni swego, że nie tylko planują już trzeci sezon swojej produkcji, ale także rozpoczęto prace nad spin-offem poświęconym postaci Lobo. Ciekawe czy otrzeźwiły ich wyniki oglądalności pierwszego odcinka drugiej serii. Jak podaje stacja SyFy, przed telewizorami i nagrywarkami DVR zasiadło około 480 tysięcy ludzi, co nie tylko stanowi spadek o około 20% w stosunku do finału sezonu pierwszego, ale także już na wstępie zbliżyło produkcję tę do poziomu wyników skasowanych niedawno seriali ”Z Nation” i ”Deadly Class”. Jako że z kolejnymi odcinkami lepiej nie będzie, już można zacząć martwić się tym, czy KRYPTON ma przed sobą jaką przyszłość czy też dostaniemy drugi już skasowany serial DC w tym roku.

Z pomysłem na serial o Lobo poczekałbym na miejscu twórców do momentu, w którym wiedziałbym dwie podstawowe rzeczy: czy serial KRYPTON w ogóle przetrwa oraz jak samą postać przyjmą jego widzowie. Podkreślę: WIDZOWIE, a nie pozamykani w piwnicach Internetowi spece od spraw wszelakich, którzy są w stanie zasrać nienawiścią wszystko i wszystkich na podstawie jednego zdjęcia, pięciosekundowego trailera czy z powodu tego, iż mamusie nie wsunęły im pod drzwiami śniadanka. Jako iż pierwszy odcinek serialu miał już premierę w Polsce na HBO GO i wczoraj późnym wieczorem go sobie obejrzałem, powiem krótko: Lobo pojawił się tu na dosłownie jedną scenę (idzie ją znaleźć na YT) i nie wyróżnił się w tym odcinku ani na plus ani na minus. Na ocenę, czy postać ta ma potencjał na uciągnięcie ewentualnego, własnego spin-offa trzeba będzie poczekać do premiery kolejnych odcinków. Jednakże na razie jakoś tego nie czuję. Tak samo, jak zaczynam powątpiewać w to, że serial KRYPTON, niezależnie od tego czy mówimy o głównej produkcji czy planowanym spin-offie, wróci na antenę stacji SyFy w 2020 roku.
Hej, twórcy IZOMBIE: To jest już koniec, wiecie?
Stacja CW już dawno ogłosiła, że piąty sezon IZOMBIE będzie tym finałowym. Wspominali o tym poszczególni aktorzy na swoich mediach społecznościowych, trailery również to podkreślały. Tymczasem po siedmiu odcinkach sezonu nie tylko nie czuć zbliżającego się finału, ale w zasadzie… niczego tu nie czuć.

W finale trzeciej serii serialu świat dowiedział się o istnieniu zombie, a miasto Seattle od czwartej serii stało się zamkniętą strefą. Sporo pozmieniało się i w samym serialu, ponieważ z przyjemnego, lekko komediowego proceduralna, twórcy poszli w nieco innym kierunku. Liv – główna bohaterka, już nie wcinała co odcinek innego mózgu i ”wcielała” się w denata, pojawiły się wątki szmuglowania ludzi do miasta, nienawiści żywych wobec martwych i na odwrót czy leku, którego produkcja oznaczałaby możliwe zabijanie dzieci cierpiących na pewną genetyczną przypadłość. Trochę wycofano postać Blaina, dodano mocniej do fabuły jego ojca i to wszystko sprawiło, iż IZOMBIE mocno w moich oczach straciło.

No i jest wreszcie jest sezon piąty. Ostatnich trzynaście odcinków. Siedem za nami i…? Wątki w większości rozgrzebane tak jak były, a do tego podokładano kolejne i nawet przywrócono ponownie pewną postać z poprzednich serii. Przede wszystkim jednak nie czuć, by serial w swoich ostatnich odsłonach jakimkolwiek kierunku zmierzał. Przykładowo: wątek lekarstwa na chorobę zombie, który był kluczowy w sezonach 1-3 i przebijał się mocno w 4, w najnowszych odcinkach wspomniany został jak dotąd tylko w dwóch epizodach, z czego w jednym mocno nieśmiało. Zamiast tego dostajemy chociażby rozciągnięty na dwa epizody wątek serialu komediowego, który miałby ocieplić wizerunek zombie dodany chyba tylko po to, żeby widzowie nie zapomnieli, że Aly Michalka gra w tej produkcji. IZOMBIE przyzwyczaiło mnie do tego, że pomimo wyraźnie widocznego, malutkiego budżetu, potrafią skręcić fajne finały sezonów. Tutaj na razie przede wszystkim czuć, że ostatni odcinek serialu może być niemożliwie upchany najróżniejszymi wątkami, a jak mówi stare powiedzenie, co za dużo to niezdrowo. Nawet gdy jesteś żywym trupem :)

Oczywiście jeśli zgadzacie/nie zgadzacie się z tym co dziś napisałem, komentarze tu i na fb są do Waszej dyspozycji. ”Kącik Komiksiarza” być może wróci już niedługo.

Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz