czwartek, 5 września 2019

WKKDC #80 - HAWKMAN: WIECZNY LOT

I tak oto po 160 tygodniach od startu, czyli nieco ponad trzech latach, w naszym kraju ukazuje się 80 i zarazem ostatni tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC. Wzbudziła ona zarówno w nas jak i Was zapewne sporo emocji, zarówno pozytywnych oraz negatywnych i wcale się nie zdziwię, gdyby głosy na ”dlaczego nie przedłużyli?” i ”uffff, wreszcie koniec” rozkładały się mniej więcej po równo. Miły akcent spotkał już tych z Was, którzy po niniejszy tom sięgnęli w salonach Empika, ponieważ wydawnictwo Eaglemoss (w przeciwieństwie do Hachette przy finale WKKM) dołączyło do komiksu ulotkę z podziękowaniami za trwanie przy zbieraniu kolekcji. Miły akcent w miłym komiksie, który może nie zasługuje na miano ”tego, który godnie kończy WKKDC”, bo jest to nic innego, jak kolejny origin story. Ani lepszy, ani gorszy od licznych, podobnych pozycji z kolekcji.

HAWKMAN: WIECZNY LOT to opowieść, która w 2002 roku miała jedno, proste zadanie: oczyścić mitologię heroicznego Jastrzębia z głupot, jakie nagromadzono wokół niego w ”magicznych” latach dziewięćdziesiątych. Zadanie to spadło na mającego wówczas opinię dużego talentu, liczącego 29 lat Geoffa Johnsa, dla którego miał być to drugi poważny test w DC Comics. Pisał on już z sukcesami serię THE FLASH oraz dokładał swoją cegiełkę do cyklu JSA, lecz w 2002 roku były to dla DC Comics istne samograje. HAWKMAN czekał na nowy start, który przyciągnie do jego solowej serii dużą ilość czytelników. I miał tego dokonać właśnie Johns, we współpracy z Jamesem Robinsonem. Podkreślmy jednak, że o ile obaj pisali scenariusze, tak Johns samodzielnie dbał o dialogi i prowadzenie narracji.

I tak oto dostajemy dwie opowieści w jednym tomie. Punkt wyjścia jest następujący: Hawkman i Hawkgirl to byty, które po każdej heroicznej śmierci w końcu odradzały się i ponownie walczyły ze złem. Dodatkowo, zawsze byli sobie przeznaczeni jako para także na płaszczyźnie prywatnej. Tym razem jednak stało się inaczej i o ile Carter Hall pamięta swoje poprzednie wcielenia oraz targają nim te same uczucia do dziewczyny, tak już Hawkgirl jest tych wspomnień pozbawiona, a ponadto wcale nie ma ochoty randkować z Hawkmanem. Niechęć dziewczyny oraz burzliwy charakter oraz uczucia mężczyzny w końcu znajdują ze sobą małą nić porozumienia, gdy na jaw wychodzi, że Kendra chce dowiedzieć się co stało się z jej rodzicami, a klucz do tej zagadki może mieć młody podróżnik, który dwa dni wcześniej zaginął w Indiach ścigany przez grupę superzłoczyńców ze Shadow Thiefem na czele. W drugiej części tomu obserwujemy z kolei śledztwo w sprawie morderstw biznesmenów mieszkających w St. Roch – mieście obu Jastrzębi. Czy to, że giną oni od strzał ma coś wspólnego z tym, że po okolicach kręci się Green Arrow?

Jak już wspomniałem wyżej, jest to pozornie typowa historia z zakresu ”origin story” i tu swoje zdanie podtrzymuję. Geoff Johns i James Robinson przedstawiają nam najważniejsze fakty z mitologii Hawkmana i Hawkgirl, przy czy, dodaje od siebie kilka nowych niuansów, rozwija nieco niektóre postacie, a całość ubiera w całkiem sympatyczną historię, której pierwszą część spokojnie moglibyśmy określić mianem superbohaterskiego ”Indiany Jonesa”. Jednocześnie scenarzyści umiejętnie nam to wszystko dawkują, dzięki czemu i możemy się czegoś dowiedzieć o bohaterach i ich wspólnej przeszłości, ale zarazem nie przytłacza to tych aktualnych wydarzeń. Hawkman nie jest tu tylko tym sztywniakiem, który najpierw wali w mordę, a potem dopiero zadaje pytania, chociaż nie ukrywam, że cały czas nie jest to osoba wzbudzająca moją sympatię. Tyle tylko, że ta cała bucowatość i lekkie odrealnienie było właśnie tym, za co polubiłem Hawkmana w tej historii, jak i kilku kolejnych (bo swego czasu śledziłem tę serię w oryginale).

Wydaje mi się, że gdyby HAWKMAN: WIECZNY LOT w swojej drugiej połowie nie przeskoczył na przyziemne ulice miasta St. Roch, to tom ten tylko by zyskał w oczach czytelników. Po tym jak Jastrzębie tłukły się w innym wymiarze z (w pewnym sensie) ucieleśnieniem Indyjskich bóstw, patrzenie jak ganiają po mieście z Green Arrowem w baaaaardzo typowej opowiastce team-upowej, już takie ekscytujące niestety nie jest. Tutaj widać właśnie, że chociaż pozornie DC chciało czegoś nowego i świeżego z Carterem i Kendrą, to jednak pewne superbohaterskie standardy trzeba było odhaczyć. Zatem Hawkman i Green Arrow typowo spotykają się, dają sobie parę razy po ryju, po czym łączą siły i jest rozpierducha. Nic, czego byśmy wcześniej nie widzieli setki razy.

Czytelnikom może także przeszkadzać to, co można spokojnie podpiąć także pod sporą ilość innych tomów WKKDC - HAWKMAN: WIECZNY LOT nie tylko przedstawia wydarzenia wynikające z innego komiksu, ale także nie jest zamkniętą w jednym tomie całością. Nowe wcielenia Jastrzębi pojawiły się na łamach wspomnianej wcześniej serii JSA i to tam ujawniono, że Kendra nie pamięta poprzednich żyć. Tu jest to po prostu kontynuowane. Natomiast nietrudno zauważyć w trakcie lektury, że pewne wątki nie zostają na łamach WIECZNEGO LOTU rozwiązane, a co więcej – tom kończy się wyraźnym cliffhangerem.

Słówko o rysunkach. Zdziwiłem się, bo nie pamiętałem iż swoje umiejętności zaprezentowali tutaj Rags Morales i Patrick Gleason – podobnie jak i Johns, obaj tutaj jeszcze u progu swoich wielkich karier. Ten pierwszy pokazał się z bardzo dobrej strony, chociaż kłuła mnie w oczy jego konsekwentna fascynacja napompowanymi, męskimi klatami ;) Gleason z kolei zajął się tylko jednym rozdziałem tego komiksu i powiem szczerze, że jego rysunki tym razem mnie nie porwały. Prezentowały się tak, jakby terminy mocno goniły i artysta pojechał po linii najmniejszego oporu. Całkiem niedawno czytałem zilustrowane przez niego AQUAMAN: SUB DIEGO które ukazało się dwa lata po HAWKMAN: WIECZNY LOT i tam Gleason dał czadu. Tu tej jego pary w łapie nie czuć.

Oczywiście na końcu dostaliśmy komiks dodatkowy. Był to oczywiście debiut Hawkmana sprzed bagatela 79 lat. Przyjemna ramotka, jak zresztą większość tych bonusowych zeszycików z WKKDC. Rzuciła mi się w oczy niezadrukowana strona na samym tyle tomu. Zupełnie jakby ktoś w ostatniej chwili usunął z niej jakąś reklamę lub coś w ten deseń. Nieładnie to wygląda.

Wielka Kolekcja Komiksów DC żegna się z polskim czytelnikiem przyzwoitym tomem, którego osobiście nie włączyłbym ani do grona najlepszych, ani też najgorszych. Daję jednak plusa, okejkę, łapkę w górę, suba, inne tego typu bzdety i ogólnie polecam, bo nie wiem czy jeszcze kiedyś dożyjemy solowego komiksu z Hawkmanem po polsku.
     
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HAWKMAN (2002) #1-6, HAWKMAN: SECRET FILES & ORIGINS #1 oraz FLASH COMICS (1940) #1
    
Krzysztof Tymczyński 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz