wtorek, 17 września 2019

SUICIDE SQUAD - ODDZIAŁ SAMOBÓJCÓW TOM 6: TAJNA HISTORIA ODDZIAŁU SPECJALNEGO X


Gdy linia „DC Odrodzenie” wystartowała z pompą w Polsce, z szerokiej puli dostępnych tytułów przypadły mi do recenzowania dwa – LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI i SUICIDE SQUAD. Nie miałem więc szczęścia, bo zarówno jeden, jak i drugi okazały się mocno rozczarowujące. O ile jednak sztandarowa seria o drużynie złożonej z największych herosów wydawnictwa była zwyczajnie bardzo złym komiksem, o tyle ta z udziałem bandy złoczyńców z rzadka, bo z rzadka, ale miewała swoje momenty. Obie dobiegły już końca i choć całościowo to ODDZIAŁ SAMOBÓJCÓW powinienem stawiać wyżej, ostatnie tomy wypaczyły nieco moją perspektywę.

W przypadku LIGI na finiszu zmienił się scenarzysta, co znacznie podniosło jej poziom. Zastąpienie Hitcha Priestem nie sprawiło oczywiście, że seria stała się z miejsca czymś wartym przeczytania, ale przynajmniej zakończyła się względnie miłym akcentem. Wszystkie części SUICIDE SQUAD były z kolei pisane przez jednego autora, a co za tym idzie pożegnanie z cyklem nie mogło ani zaoferować nic nowego, ani pozytywnie zaskoczyć.

Pomysły Roba Williamsa od samego początku wydawały mi się nietrafione. Komiks o grupce wysyłanych na śmierć łotrów, który przywiązuje się do swoich bohaterów i niechętnie ich uśmierca? Niczym niewyróżniające się misje, które ciężko nawet nazwać samobójczymi? Ograniczenie relacji między członkami Task Force X wyłącznie do tych romansowych? Od historii o Suicide Squad oczekuje się przecież ciągłego ryzyka, tarć w drużynie, niespodziewanych przetasowań i niejednoznacznych postaci, które da się polubić mimo, że mają sporo za uszami!

Williams próbował różnych rzeczy, ale zawsze brakowało w tym jakiegoś pazura, odwagi, konsekwencji. Jego wersja ODDZIAŁU SAMOBÓJCÓW była zbyt ugrzeczniona i za mało wyrazista, żeby zostać z czegokolwiek zapamiętaną. Świeżo po lekturze nie potrafię wskazać choćby jednego elementu, dla którego warto byłoby kiedyś wrócić do tej serii.

O tym, że SUICIDE SQUAD miało problem z wykreowaniem własnej tożsamości świadczyć może także to, że w recenzowanym tomie pojawiają się członkowie oryginalnego Task Force X i w swoim krótkim występie zdradzają więcej charakteru niż cały aktualny zespół. Zilustrowane przez Wilfredo Torresa, stylizowane na komiks sprzed kilkudziesięciu lat retrospekcje, które przedstawiają losy Kinga Faradaya (współpracownika pierwszego Ricka Flaga i Karin Grace) stanowią najciekawszy aspekt Tajnej historii oddziału specjalnego X. Aż żal, że całość nie skupia się na działaniach tamtej grupy, bo ewidentnie czuć w tym ducha przygody, który znika, gdy tylko wracamy do właściwej osi czasu.

Williams wiąże stary i nowy Suicide Squad poprzez dziwną próbę zamachu na Amandę Waller. Dziwną, bo trop prowadzi w… kosmos. W poszukiwaniu odpowiedzi Katana, Harley Quinn, Killer Croc i Boomerang trafiają na wiekowy statek krążący po orbicie, gdzie spotykają ciągle żywych Flaga i Grace. Jakie intencje mają dobrze zakonserwowani stulatkowie i czy na pewno można im ufać tyle lat po ich zniknięciu?

Zmarnowany potencjał to określenie, które idealnie oddaje ten, jak i wcześniejsze tomy SUICIDE SQUAD. Przywołanie wątku działalności oddziału z lat 50. niewątpliwie ubarwiło fabułę, ale finalnie nie wzbudziło większych emocji. Winę za to ponoszą leniwie rozpisani bohaterowie, kiepskie dialogi i prymitywny humor (jest coś niesamowitego w tym, z jakim uporem Williams próbuje rozbawić czytelnika dowcipami o wymiotowaniu i „popuszczaniu”).    

Oceny nie poprawia też niespójna oprawa graficzna. Nad rysunkami do sześciu zeszytów pracowało aż pięciu artystów: Barnaby Bagenda, Eleonora Carlini, Philippe Briones, Scot Eaton i wspomniany Torres. Ten ostatni wypada zresztą najlepiej, będąc jedynym, który ilustruje swój segment konsekwentnie od początku do końca. Pozostali spisują się poprawnie, ale nic poza tym.

Egmont „uciął” serię osiemnaście numerów przed właściwym finałem, ale trzeba przyznać, że zrobił to z wyczuciem. Tajna historia oddziału specjalnego X rozwiązuje bowiem ważny wątek Ricka Flaga i zamyka się dość zgrabną puentą na temat tego, jaką wartość mają życia członków Suicide Squad. Czytelnicy nie powinni zatem czuć niedosytu – zwłaszcza, że nieszczególnie będzie za czym tęsknić.

Komiks znajdziecie w sklepie Egmontu.

Do nabycia także w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz