niedziela, 1 września 2019

KRÓLOWE ZBRODNI (2019)

W komiksach jest taka uniwersalna prawda mówiąca, że nawet jeśli narysujesz tysiąc dobrych komiksów to nie oznacza z automatu, że okażesz się równie sprawnym scenarzystą. Przez dekady mieliśmy liczne przykłady twórców ilustracji, którzy zbyt mocno uwierzyli w swoje siły i praktycznie ośmieszali się jako scenarzyści. Żeby daleko nie szukać przykładów, polecę (chociaż tak naprawdę nie polecam) lekturę LIGI SPRAWIEDLIWOŚCI z Odrodzenia, która pisał Bryan Hitch. W filmach jest podobnie – możesz być rewelacyjnym i docenianym scenarzystą, ale gdy stajesz za kamerą okazuje się, że warsztatu wyraźnie zaczyna brakować. Tak właśnie można opisać przypadek Andrei Berloff, która w 2015 roku zdobyła sobie ogromne uznanie za scenariusz do filmu ”Straight Outta Compton” opowiadającym o grupie muzyków, która kompletnie odmienia oblicze amerykańskiego rapu. KRÓLOWE ZBRODNI – ekranizacja komiksu THE KITCHEN z DC Vertigo – to jej debiut w roli filmowej reżyserki. I mam nadzieję, że Pani Berloff już więcej za kamerą nie stanie.

Film opowiada historię trzech kobiet – Kathy, Claire i Ruby. Są one żonami lokalnych mafiosów, którzy jednak pewnego dnia trafiają do paki i wydaje się, że nikomu nie pozostało przejąć po nich schedę. I w tym momencie panie postanawiają, że one zajmą się rodzinnymi interesami, a gdy zaczyna im iść zaskakująco dobrze, nawet nie myślą one z czasem oddać władzę swoim mężom. W oczywisty sposób prowadzi to do kolejnych problemów.

Na papierze wyglądało to całkiem nieźle. KRÓLOWE ZBRODNI zgromadziły bardzo sensowny zestaw aktorek, które wcieliły się w główne role. Komiks zaś, chociaż zdecydowanie nie najbardziej oryginalny na świecie, był całkiem niezły. Największym znakiem zapytania od początku było to, co z materiałem zrobi Andrea Berloff, która zdecydowała się nie tylko napisać, ale i wyreżyserować obraz. Znane są w historii filmów i komiksów brawurowe debiuty, lecz niestety tak się tym razem nie stało. Reżyserka położyła film na tak wielu płaszczyznach, że nawet nie wiem od czego zacząć. Ale chyba przejdę do zerowego wykorzystania potencjału obsady.
Melisa McCarthy – dwie nominacje do Oscara, dwie do Złotego Globu, sześć do Emmy (w tym dwie wygrane). Tiffany Haddish – zdobywczyni Emmy. Elisabeth Moss – dwa zdobyte Złote Globy, jedno Emmy plus siedem nominacji do tej drugiej nagrody. Wyobraźcie sobie, że macie do dyspozycji takie aktorki we własnym filmie. Co zatem każecie im robić? Berloff niestety napisała najbardziej płaskie i oklepane postacie, jakie tylko można sobie wyobrazić. Przez większość filmu widać, że aktorki się zwyczajnie bawią swoimi rolami, bo niewiele więcej mogą zrobić. Jednakże przy tym nie widać, by ta zabawa przynosiła im jakąś wyraźną dozę satysfakcji. Każda z bohaterek jest naznaczona jakąś jedną konkretną cechą osobowości, której ich postacie trzymają się kurczowo przez dłuższy czas seansu, a gdy przychodzi czas magicznej przemiany, to faktycznie… jest ona jakby za wskazaniem różdżki. Natychmiastowa, permanentna i totalnie niewiarygodna.

Kolejnym problemem filmu KRÓLOWE ZBRODNI jest to, że Berloff nie za bardzo wiedziała chyba, w jakim kierunku chce popchnąć historię, przez co miota się on co jakiś czas w różnych kierunkach. Jest więc trochę humoru, podjęcia wątku emancypacji kobiet, ale i znajdzie się miejsca dla dość makabrycznych scen pokroju krojenia zwłok. Sęk w tym, że wszystko to jest co najwyżej lekko poruszoną kwestią, a skakanie z lewa na prawo totalnie nie służy temu filmowi. W efekcie np. nasze bohaterki w kilka scen dosłownie przejmują władzę nad sporych rozmiarów mafią, co sugeruje, że jest to dla nich coś w stylu poobiedniej herbatki. Co więcej, film nawet nie próbuje konkurować z ubiegłorocznymi ”Wdowami”  Steve’a McQueena, który de facto jest filmem praktycznie o tym samym, tylko nie ze spartolonym potencjałem (notabene: w roli głównej Viola Davis z LEGIONU SAMOBÓJCÓW).

Filmu nie ratuje nawet warstwa muzyczna, która jest typowym dla robionych po kosztach produkcji zlepkiem rozpoznawalnych piosenek z danego okresu czasu. Bez większego pomysłu, zrobiona na szybko i nawet jeśli coś nam w ucho wpadnie, to jeszcze szybciej potem wyleci.

KRÓLOWE ZBRODNI to film, który w mojej ocenie wygląda jak typowa, pełnometrażowa produkcja Netflixa. Niby do niedzielnego obiadu pasuje i bez dużego bólu można sobie obejrzeć, ale żeby chcieć za to płacić od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych za wizytę w kinie? Noooooo nie. Film zapewne za jakiś czas wskoczy na HBO GO czy tę nową platformę Warnera i jeśli ewentualnie zastanawiacie się nad obejrzeniem tego tworu, to radzę poczekać, a do kina wybrać się na cokolwiek innego. Istnieje ogromna szansa, że i tak traficie na lepszy film niż debiut reżyserski Andrei Berloff.

Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz