czwartek, 16 stycznia 2020

NAJCZARNIEJSZA NOC

BLACKEST NIGHT była chyba pierwszym komiksem DC, który przeczytałem. Co prawda pozycja w momencie pojawienia się wzbudziła mieszane odczucia fandomu komiksowego, mi bardzo się podobała, nawet mimo tego, że masa pojawiających się na jej łamach postaci była mi zupełnie nieznana, a do tego w wówczas niedawnych wydarzeniach z uniwersum średnio się orientowałem. Ciepło wspominają ją także moi redakcyjni koledzy - wystarczy spojrzeć na nasz fanpage na Facebooku i przewinąć do okolic pojawienia się rodzimego wydania, by ujrzeć niejaką ekscytację nadchodzącą premierą. Dla mnie osobiście najbardziej interesujące było, czy po tylu latach, kiedy ze swoimi komiksowymi zainteresowaniami jestem już w zupełnie innym miejscu niż kilka lat temu, NAJCZARNIEJSZA NOC będzie wciąż mi się podobać, czy może przejdę na drugą stronę barykady.

I nie, nie przeszedłem na drugą stronę barykady i komiks wciąż mi się podoba. Jak większość (albo i wszystkie?) pozycji w linii DC Deluxe, NAJCZARNIEJSZA NOC jest sporą knigą, zawiera wszak w sobie 8,5 (0,5 to prolog) numerów o większej niż standardowej objętości (a i pojedyncze kartki są chyba grubsze), dlatego też nieco obawiałem się, ile czasu zajmie mi lektura i czy w ogóle wspomniany czas znajdę. Okazało się, że martwiłem się niepotrzebnie, gdyż całość pochłonąłem jednym tchem - innymi słowy, kiedy już zacząłem, nie mogłem się oderwać. Zaczyna się bardzo nostalgicznie (od opisu dnia, w którym wspomina się zmarłych bohaterów), ale ostatecznie 83% całości to kolejne epickie starcia, dramatyczne ucieczki i soczyste one-linery - jeśli ktoś lubi rozłożenie akcentów w ten właśnie sposób i komiksy skupione w zasadzie wyłącznie na czystej rozgrywce, będzie zachwycony: w zasadzie co druga strona to kolejny "wow" moment. Mimo to, Geoffowi Jonesowi udało się tu przemycić także idee ciekawsze od tego, kto komu mocniej przywali po gębie. Nieumarli noszący czarne pierścienie nie są powłóczącymi nogami truposzami, a pełnymi sprytu i nikczemności, zdeterminowanymi stworami, których scenarzysta obdarzył masą charyzmy, co sprawia, że nawet "szeregowy" (bo oczywiście za wszystkim czai się Większe Zło i jego/jej złowieszczy plan) villain jest ciekawym dodatkiem do całości - właśnie to uważam za największą zaletę całości od strony scenariusza. Tym zaś, którzy czują już przesyt Batmanem (przede wszystkim), Supermanem czy Wonder Woman, zapewne spodoba się fakt, że pełnią oni w komiksie marginalne role, a główny nacisk położono na Flasha, Atoma i Merę - możliwe, że to właśnie Jonesowi zawdzięczamy to, że w dzisiejszych czasach ta ostatnia jest w zasadzie równorzędną bohaterką kolejnych komiksów z Aquamanem w roli głównej.

Wspomniałem wyżej o największej scenariuszowej zalecie NAJCZARNIEJSZEJ NOCY, ale jeśli miałbym wskazać najjaśniejszy (hehehe) element całości, zdecydowanie byłyby to rysunki. Prace Ivana Reisa są wręcz genialne, jedne z najlepszych, jakie widziałem, a zadanie było niełatwe, choćby ze względu na liczne rozkładówki i mnóstwo fragmentów, gdzie w jednym kadrze trzeba było zmieścić bardzo wielu bohaterów (i/lub złoczyńców). Również przed kolorystami (przede wszystkim Oclairem Albertem i Joem Prado) stało spore wyzwanie, gdyż po pierwsze często na "ekranie" goszczą różnokolorowi Latarnicy, a po drugie niejednokrotnie trzeba było pokolorować czarne postacie na czarnym tle tak, by wszystko miało ręce i nogi. Zamieszczony na końcu wydania komentarz autorów zwrócił moją uwagę także na ciężką pracę literników - do tej pory nigdy nie zwracałem uwagi na liternictwo, od teraz będę je jednak traktował jak równorzędny element szaty graficznej, ważny tak samo jak pozostałe.

Tym samym płynnie przechodzimy do jakości wydania. Jak wspomniałem, NAJCZARNIEJSZA NOC należy do linii DC Deluxe, która chociaż ma naprawdę liczne zalety - jak np. solidność - ma także poważną wadę: paskudną czarną okładkę z niewygodną obwolutą; znam takich, którzy to sobie cenią, ja jednak stanowczo do nich nie należę. Komiks ma jednak większy problem. BLACKEST NIGHT była olbrzymim eventem i poza główną serią wydano do niej masę tie-inów, z których dwa - GREEN LANTERN i GREEN LANTERN CORPS - są albo w zasadzie niezbędne do zrozumienia całości (pierwszy), albo znacznie ją rozszerzają (drugi). Wydanie więc samej głównej miniserii uważam za nieco bezsensowne i szkoda, że raczej nie doczekamy się możliwości zapoznania się choćby tylko z tym, czym przez większość wydarzenia zajmowali się Zieloni Latarnicy.

Gdybym miał całość podsumować jednym zdaniem, byłoby to "znakomicie narysowana rozpierducha". Warstwę graficzną zdecydowanie oceniam na 6/6, scenariuszową na 5/6, ale niemal 1 cały punkcik muszę odjąć za brak tie-inów, stąd ostateczna nota wynosi 5-/6. Osoby pragnące wielowymiarowej opowieści nie mają tu czego szukać, ale jeśli chcesz po prostu się dobrze bawić, jest to pozycja obowiązkowa.



Opisywany zbiór zawiera materiały pierwotnie opublikowane w zeszytach BLACKEST NIGHT #0-8. Ten i inne komiksy z linii DC DELUXE możecie kupić w sklepie wydawcy lub na ATOM Comics.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz