piątek, 31 stycznia 2020

SUPERMAN vol. 2: THE UNITY SAGA - THE HOUSE OF EL


SAGA JEDNOŚCI odsłona druga i zarazem ostatnia. I do tego już na pierwszy rzut oka wyjątkowo okazała, gdyż zawierająca aż 9 zeszytów regularnej serii, a tym samym licząca sobie około 240 stron. Jeśli czytaliście ZIEMIĘ WIDMO i jeszcze do końca nie postawiliście krzyżyka na Brianie Michaelu Bendisie, to zabierając się za omawiany komiks mniej więcej wiecie, czego można się tutaj spodziewać. Nie ma bowiem co liczyć na to, że ilość jakimś cudem nagle przerodzi się w jakość i dostaniemy znacznie lepszy pod tym względem produkt. Pierwszy tom pozostawił po sobie przede wszystkim dobre wrażenie pod kątem wizualnym, a także serwując intrygujący cliffhanger, dla którego być może część osób zdecydowała się sięgnąć po kontynuację. Pewne pytania doczekają się odpowiedzi, a rozsypane do tej pory puzzle trafią na przypisane im miejsce, tworząc w miarę sensowny obrazek.

CZŁOWIEK ZE STALI + SUPERMAN TOM 1 + SUPERMAN TOM 2 tworzą tak naprawdę jedną całość, opowiadają jedną historię, która skupia się przede wszystkim na Rogolu Zaarze, Jor-Elu oraz Superboyu. Ten ostatni niespodziewanie powraca, tylko zamiast 11 lat ma teraz 17, a przecież od czasu pożegnania z ojcem minęły zaledwie trzy tygodnie. Pierwsze zeszyty skupiają się w głównej mierze na zrelacjonowaniu przebiegu wakacyjnej wyprawy z dziadkiem u boku, której celem było opanowanie mocy, stanie się mężczyzną, odkrycie przez młodego Jona swojego miejsca we wszechświecie. Jest tutaj sporo gościnnych występów zamieszkujących DCU, kilka pojedynków z wrogim imperium, a także wymuszony czas spędzony na alternatywnej Ziemi, gdzie Superboy otrzymuje z rąk znanego złoczyńcy bolesną lekcję. Lois znowu ukazana zostaje jako wyrodna matka, która tak po prostu opuszcza syna, co po raz kolejny pokazuje, że zapewnienia Bendisa o nierozbijaniu eS rodziny można włożyć między bajki. Cały czas nie mogę wybaczyć scenarzyście, że ma wylane na wcześniejszy run duetu Tomasi/Gleason, który mi dostarczył tak wiele pozytywnych, przyjemnych wrażeń. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć to oddzielanie od siebie na każdym kroku całej trójki, a do tego ukradł Jonowi ważne lata dzieciństwa po to, aby lepiej pasował wiekowo do drużyny Legionu. Irytujące w rozmowie Jona z rodzicami są powtórzenia, przerywane wypowiedzi oraz humor, który nie zawsze jest trafiony. Trafiona jest natomiast scena, kiedy syn zastaje na początku swoją matkę w niezręcznej sytuacji, co w lepszej wersji zostanie później skopiowane przez Grega Ruckę na łamach maksi serii LOIS LANE.

Gdzieś w połowie opowieści powraca na scenę Rogol Zaar, czyli nudny pod względem zachowania i postępowania, przewidywalny, operujący według znanego z wcześniejszych rozdziałów schematu złoczyńca. Jak widać walka z Zodem wewnątrz Strefy Widmo przybrała pod koniec nieoczekiwany obrót, a obaj mają jeszcze do odegrania pewną rolę w całej kosmicznej intrydze. Rogol Zaar = jedna, wielka bójka, w którą tym razem zaangażowane zostają różne egzotyczne rasy zamieszkujące galaktykę. Nie ma zatem niespodzianki w przypadku tej postaci, a w dodatku to wcale nie musi być koniec występów tego złoczyńcy w SUPERMANIE, gdyż nie będzie zbyt trudne, aby na którymś etapie Bendis postanowił sobie o nim przypomnieć. Błagam, oby nie.

Zakończony został nie tylko wątek dotyczący Rogola Zaara, chociaż niestety nie wszystkich szczegółów na temat jego ingerencji w destrukcję Kryptona się dowiedzieliśmy, ale także finalizacji doczekał się znacznie wcześniej zainicjowany, wątek Jor-Ela. Zaczęło się wzmiankami na łamach runu Geoffa Johnsa i Johna Romity juniora w trakcie New 52, gdzie postać ta powróciła pod postacią tajemniczego Mr. Oza, a potem było kontynuowane w Rebirth przez Dana Jurgensa, w pisanej przez niego ACTION COMICS. To, co zrobił z Mr. Ozem Jurgens okazało się bardzo rozczarowujące, sprzeczne z oczekiwaniami fanów, a sam Jor-El/Mr. Oz stał się tematem, do którego nie chciałem już wracać. Niespodziewanie jednak to właśnie Brian Bendis potrafił umiejętnie, w bardzo trafiony, dramatyczny a zarazem wzruszający sposób sfinalizować jego losy na kartach SUPERMANA. Jor-El postępował w sposób bardzo kontrowersyjny, przekraczał granice i spowodował wiele zła po drodze, ale okazuje się (choć nie bardzo to tak wyglądało), że robił to wszystko po to, aby zapewnić spokój i jedność w galaktyce, w tym jedność rodziny El. Mimo, że na to nie zasłużył, to jednak otrzymał happyend.


Ostatnie dwa zeszyty pokazują, że wszystko co działo się wcześniej służyło głównie temu, aby przywrócić organizację znaną jako Zjednoczone Planety, a także wprowadzić nową wersję Legionu Superbohaterów, tym razem z Jonem w składzie. Koniec z sekretami, kłamstwami, tuszowaniem prawdy o Kryptonie. Największa siła leży w jedności, i właśnie to jest puentą, przesłaniem, jakie zostawia nam Bendis.

W pewnym momencie na scenę wkraczają Supergirl oraz Krypto. Przygody Dziewczyny ze Stali, jakie w tym samym czasie toczą się w serii SUPERGIRL (łącznie dwa tomy) stanowią tie-in do wątku związanego z Rogolem Zaarem i można je nawet śmiało dopisać do widniejącego powyżej równania. Nie jest to pozycja obowiązkowa, ale według mnie warto się z nią zapoznać, aby lepiej orientować się w tym, jak przebiegała misja Kary, skąd się w ogóle tutaj wzięła, czy też jak zakończyła się konfrontacja z Gandelo.

O pracy Ivana Reisa, wspierających go inkerów i odpowiedzialnego za kolory Alexa Sinclaira, ponownie prawić można same komplementy. Ilustracje są wystarczająco szczegółowe, a najlepiej sprawdzają się, podobnie jak to było w przypadku inauguracyjnego tomu, kiedy mamy do czynienia ze scenami pojedynków w kosmosie. Niektóre plansze są ewidentnie wymyślone, skrojone pod Reisa, aby mógł się wyszaleć, co jest jak najbardziej z korzyścią dla czytelnika. W odróżnieniu od pierwszego tomu, tym razem główny rysownik serii dostaje wsparcie w postaci Brandona Petersona, który odpowiada za jakieś 30 procent całego albumu, a zwłaszcza zajmuje się flashbackami z udziałem Superboya. Artysta ten m.in. pojawił się już gościnnie na łamach HAL JORDAN I KORPUS ZIELONYCH LATARNII, a także stworzył sporo okładek do GREEN LANTERNS, oba tytuły ukazywały się w ramach Odrodzenia. O ile Superman w wykonaniu Ivana Reisa prezentuje się bardzo okazale, o tyle niestety Peterson nie dorasta mu do pięt. Jego kreska jest jedynie poprawna, w moim odczuciu nieco mniej poważna, w żadnym wypadku efektowna. Uważam, że przygody Człowieka ze Stali powinni rysować najlepsi z najlepszych, jacy pracują aktualnie dla DC, stąd obecność takiego a nie innego dodatkowego artysty w tym komiksie uważam za słabą decyzję.

Pierwszy, niezwykle długi, a nawet zbyt długi i do tego bardzo przeciętny story arc za nami. Brian Bendis potrzebował kilkunastu (a licząc mini serię CZŁOWIEK ZE STALI nawet ponad 20) zeszytów, aby posprzątać pewne rzeczy po poprzednikach i uporządkować, a właściwie bardziej pasuje słowo - poprzestawiać świat Supermana i jego rodziny na nowo, na swoich zasadach, wprowadzając mniej lub bardziej trafne rozwiązania. Jest tutaj kilka denerwujących pomysłów (przykładem wspomniane postarzenie Jona Kenta), niezmiennie słabych jakościowo dialogów, czy też zaśmiecania fabuły wątkami pobocznymi i stworzenia marnej jakości głównego złoczyńcy, ale jednego scenarzyście na pewno odmówić nie można. Chodzi o to, że elementy układanki w miarę do siebie pasują, a Bendis od początku konsekwentnie trzymał się obranego planu opowiadając dokładnie to, co chciał, dążąc do momentu, który chciał pokazać. Droga była wyboista, słaba pod kątem egzekucji i w większości zdominowana przez bezmyślne okładanie się pięściami przez eSa i spółkę, ale finał, o dziwo,  zdecydowanie przypadł mi do gustu. Teraz pozostaje czekać na to, czy i jak BMB będzie potrafił unieść na swoich barkach ciężar oczekiwań fanów, które są naprawdę duże, jeśli mówimy o solowym tytule z udziałem Legionu Superbohaterów.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN v5 #7 - 15

Omawiane wydanie zbiorcze możecie nabyć między innymi w sklepie ATOMComics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz