Seria BATMAN od Toma Kinga, od czasu WOJNY Z ZAGADKAMI do ŚLUBU (odsłony
5-7), cieszyła się moim większym zainteresowaniem. Na każdy tom czekałem z
niecierpliwością, pomimo wcześniejszej wiedzy o nieszczęsnym, finałowym
zeszycie zawartym w ŚLUBIE. Myślałem, że po wcześniejszym woluminie nie
zaciekawią mnie już kompletnie ZIMNE DNI. Nie żałuję jednak, że dałem szansę
temu albumowi.
Sam komiks składa się z trzech historii, czyli tytułowych ,,Zimnych Dni”,
,,Lepszy Człowiek’’ oraz ,,Brzemię Bestii”.
Z tych wszystkich wymienionych najbardziej kupiła mnie pierwsza historia.
Mamy tutaj sprawę sądową, w której Mr Freeze jest oskarżony o zabójstwo dwóch
kobiet, na podstawie śledztwa Batman. Bruce Wayne natomiast zasiada w ławie
przysięgłych i jest w opozycji do innych ławników, którzy chcą uznać
oskarżonego za winnego. Wszyscy ci ławnicy mają jedną cechę wspólną - Batman albo
uratował ich w przeszłości, albo pomógł komuś z ich bliskich. Podoba mi się to,
co mówi ta historia na temat Batmana. Nietoperek jest zwykłym człowiekiem nic
więcej, może się mylić jak każdy z nas. To oklepane, ale kiedy to Bruce przemawia
do pozostałych ławników, przemowy te robią duże wrażenie. Ogólnie sama opowieść
byłaby średnia, gdyby nie obecność prezesa Wayne Enterprise. Postawienie go w
roli adwokata diabła sprawia, że czyta się z chęcią jego dyskusje z ludźmi,
którzy uważają, że Mr Freeze jest winny. Nadaje to dużej dynamiki sytuacji i
przede wszystkim satysfakcji czytelnikowi po zakończonej lekturze. Według mnie
trzeba to samemu sprawdzić i odpowiednio ocenić. Dla mnie jest to jedna z
lepszych historii w całym runie Toma Kinga, ustępując miejsca jedynie ,,Zaręczonym”. Nie bez powodu historia
ta została wybrana na tytułową najnowszego tomu, bo rzeczywiście z tego zbioru
jest ona moim zdaniem najlepsza.
Czas na historię ,,Lepszy człowiek”. Z nią mam taki problem, że dobrze wiem,
do czego Kingowi jest ona potrzebna. Mamy współczuć Nightwingowi i Batmanowi w
,,Brzemię Bestii’’. Sama z siebie oczywiście nie jest zła. Mamy tutaj po prostu
pokazanie relacji Dicka z Brucem w teraźniejszosci, a także jak to wszystko wyglądało
i układało się na początku ich znajomości. Czasami można uśmiechnąć się lekko
czytając dialogi. Sam zeszyt jest utrzymany w lekkim tonie, co daje odpocząć od
poprzedniej fabuły. Sama relacja jest według mnie super ukazana i chciałoby się,
aby więcej opowieści Kinga skupiało się na tym aspekcie. Niestety tak nie jest,
a zwłaszcza w pierwszych tomach, gdzie stawia się głównie na mordobicie, a
brakuje chemii pomiędzy postaciami.
Powyżej wariant okładkowy do polskiego wydania, autorem grafiki jest Tomasz Larek.
Ostatnia część tomu zatytułowana ,,Brzemię Bestii”, jest chyba
najmniej lubianym przeze mnie elementem tego woluminu. Historia zaczyna się,
gdy pewien mężczyzna przylatuje do Gotham, a nasi bohaterowie odpierają atak
mumii. No niby jest wszystko cool. Dialogi między Dickiem a Brucem dają radę pokazując,
jakie obaj mają odmienne charaktery. Niestety końcówka pierwszej części jest
tak przewidywalna, że ehe. Coś ważnego i przełomowego spotyka Nightwinga, Ci co
byli wtedy na bieżąco z oryginalnymi komiksami oczywiście wiedzą co, ale nie
będę spoilerował innym, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać. Dla mnie było
wiadomo, że scenarzysta szykuje Nightwingowi jakieś trzęsienie ziemi. Ogólnie
pomocnicy Batmana jak tylko się pojawiają, to zazwyczaj dostają po dupie. To
jest niestety nudne i przewidywalne. Poprzedni zeszyt był po prostu tylko po
to, żeby podbudować emocjonalność tego wydarzenia, bo inaczej byśmy go mieli
gdzieś. Nie lubię jak postacie pojawiają się gościnnie na jedna historię tylko
po to, żeby zrobić z nich główny motor napędowy dla naszego bohatera. Ogólnie
drugą część jest okej. Podoba mi się w sumie zakończenie, bo tutaj King ukazuje lekkie nawiązanie do
pewnego komiksu. W sumie motywacja "nieznanego" mężczyzny jest okej.
Jednak nie lubię tego komiksu przez to, że Batman musi znowu cierpieć.
Rysunki jak najbardziej stoją na dobrym poziomie. Podoba mi się dobór
artystów do danych historii. Należy pochwalić artystów pojawiających się w tej
serii, że każdy z nich, a było ich do tej pory całkiem sporo, zawsze gwarantuje
odpowiednio wysoki poziom. Lee Weeks jest fenomenalny w ukazywaniu emocji na
twarzy Bruce'a, a na pochwałę zasługuje również sposób tuszowania, dzięki czemu
całość wygląda tak przekonująco i efektownie. Rysunki Matta Wagnera średnio mi
się spodobały, są dla mnie miejscami przerysowane i plastikowe. Ale jednak też
pasują do danej historii, która jest pozytywna. Tony S. Daniel jest dla mnie
jednym z lepszych rysowników typowej superbohaterzyzny . Jak myślę o komiksie
superbohaterskim, to właśnie jego ilustracje mam zawsze na myśli, i nie jest to
żaden minus, wręcz przeciwnie. Dobrze ilustruje sceny akcji, a jego prace
idealnie nadają się wręcz do plakatów, jakie widziałbym na swojej ścianie.
Galeria okładek jest skromna, ale dobrze, że po prostu jest. Mały plusik,
bo przy poprzednim tomie jej zabrakło. Często z okładek komiksu można zrobić
plakacik, a wśród zamieszczonych w tutaj grafik można spokojnie znaleźć właśnie
jakiś pomysł na dobry plakat.
Jeśli miałbym powiedzieć, czy poziom serii spadł po słynnym ślubie, to odpowiem,
że tak. Uważam jednak, że nadal warto ją czytać. Akurat ten konkretny tom nie
jest zły i warto przeczytać go chociaż dla tytułowej historii. Poza tym jest to
idealna lektura, na te mroźnie dni. Przy okazji zapraszam na swojego instagrama
@geek.matusz
Dla porównania, recenzja oryginalnego wydania, która jakiś czas temu pojawiła się już na DCManiaku - klik.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #51 - 57
Autor: Maciej
Matusz
Korekta: Dawid
Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz