Gdy tylko spojrzy się na
ofertę komiksową DC, praktycznie na każdym kroku natrafia się na pozycje z
Batmanem w roli głównej. W morzu tego typu batcentrycznych historii trzeba
jednak umieć oddzielić przysłowiowe ziarna od plew, aby nie tracić czasu na te
przeciętne i słabe opowieści, tylko przeczytać coś wartościowego. Na początku
tego roku w moje ręce wpadł jeden z tych godnych uwagi zbiorów o Mrocznym
Rycerzu z Gotham, którego lektura dostarczyła mi sporej dawki przyjemnej
rozrywki. Mowa o trejdzie zbierającym pierwszych dwanaście zeszytów serii
BATMAN: GOTHAM KNIGHTS. Nigdy wcześniej nie czytałem początkowych odsłon tego
ongoingu, a zatem nadarzyła się dobra okazja, aby te zaległości nadrobić.
Na początek mały wstęp
odnośnie powołania do życia tworu pod tytułem BATMAN: GOTHAM KNIGHTS. Seria ta
wystartowała na początku 2000 roku, będąc niejako kontynuacją zakończonego
właśnie BATMAN: SHADOW OF THE BAT. Rolę scenarzysty powierzono Devin Grayson,
która zaskarbiła sobie uznanie Denny'ego O'Neila swoją wcześniejszą pracą w
ramach różnych bat-tytułów, w tym chociażby CATWOMAN oraz NO MAN'S LAND.
Grayson stała się tym samym pierwszą kobietą, która dostąpiła zaszczytu pisania
przygód Człowieka-Nietoperza w serii ongoing z jego udziałem, rzucając zupełnie
nowe, oryginalne w tamtym czasie światło na życie, działalność oraz pracę
Bruce'a/Batmana. Jest to bardziej inteligentna forma rozrywki, gdyż bezmyślnej
nawalanki przez kilkanaście stron na zeszyt tutaj nie uświadczycie. B:GK
zasłynęła również tym, że od 1 aż do 49 zeszytu włącznie zawierała dodatkowe
back-upy autorstwa gościnnych twórców, ukazujące się pod wspólnym szyldem
BATMAN: BLACK & WHITE. Nie ma ich ujętych w omawianym albumie, ale jeśli
jeszcze nie mieliście okazji się z nimi zapoznać, to znajdziecie je zebrane
odpowiednio w drugim oraz trzecim tomie BATMAN: BLACK & WHITE. Do czego
oczywiście zachęcam.
Jak wspomniałem przed chwilą,
Grayson ukazuje przygody Batmana z innej perspektywy, skupiając się przede
wszystkim na aspekcie rodzinnym, a także znaczeniu, jakie dla głównego bohatera
mają jego zamaskowani (i nie tylko) pomocnicy oraz przyjaciele. Zresztą, zwrot "Rycerze
Gotham" w tytule nie wziął się przecież z przypadku. Od samego początku
uwagę przyciąga niebanalna narracja, za pomocą której zachowanie gacka oraz
jego sojuszników zostaje dokładnie, ciekawie i bardzo trafnie rozłożone na
czynniki pierwsze. Udaje się stworzyć psychologiczny profil postaci, o której w
teorii wiedzieliśmy już prawie wszystko, a w praktyce dowiadujemy się wiele
nowego. Przy okazji, czytelnik od początku próbuje odgadnąć, kto jest
tajemniczym narratorem i jaki ma w tym wszystkim cel. Dodatkowym atutem jest
to, że seria ta, przynajmniej na początku, nie jest uwikłana w żadne crossovery
i żyje własnym życiem.
Akcja tego zbioru
umiejscowiona jest krótko po zakończeniu NO MAN'S LAND. Gotham i jego
mieszkańcy powoli wstają z kolan po serii kataklizmów, jakich wyjątkowo okrutny
los w ostatnim czasie im nie oszczędził. Scenarzystka nie serwuje nam jednego,
długiego story arcu, tylko serię krótszych, zamkniętych opowieści z tego
okresu, w których niekoniecznie to Batman odgrywa wiodącą rolę. I zdecydowana
większość z nich ma w sobie to coś, dzięki czemu czułem się wciągnięty i
zachwycony pomysłem. W pierwszym rozdziale Nietoperzowi przychodzi rozwikłać
zagadkę śmierci rodziców małego chłopca. Bruce z wiadomych względów podchodzi
do sprawy bardzo emocjonalnie, widząc analogię do własnego dzieciństwa, ale
rozczarowuje się niestety bardzo mocno, kiedy odkrywa prawdę. Drugi rozdział
skupia się Batgirl, która podczas akcji ratunkowej na statku musi odpowiedzieć
sobie na pytanie, jaką drogą zamierza dalej podążać. Kolejne dwa zeszyty opowiadają
o duchu chłopaka, który zginął w wypadku. Jedna z lepszych historii tego tomu,
gdzie Batman musi pogodzić się z faktem, iż jest tylko zwykłym człowiekiem z
wieloma ograniczeniami. Pomimo dobrych chęci nie może być wszędzie i zdążyć
uratować każdego ludzkiego życia. Następne odsłony skupiają się w mniejszym lub
większym stopniu na Oracle, Azraelu, Robinie i ponownie Batgirl, a w nich
Batman między innymi traci na chwilę nad sobą panowanie i uwalnia swoje
zabójcze instynkty. Niezwykle ciepły i poruszający jest numer pokazujący, jaką
pomoc i oddanie na przestrzeni lat nieśli Bruce'owi Alfred oraz Leslie. Jak się
okazuje miłością darzyli (i darzą) nie tylko bogatego sierotę, ale również i
siebie nawzajem.
Zeszyty 8-11 to tytułowa
TRANSFERENCE, czyli wyczerpujące starcie z silnym i inteligentnym jak nigdy
wcześniej Hugo Strangem. Złoczyńca ten podszywa się pod Batmana, odgaduje jego
sekretną tożsamość i próbuje udowodnić, że zamaskowany obrońca Gotham tak
naprawdę nie potrzebuje pomocników (co jest jednocześnie w opozycji do wydarzeń
obserwowanych w poprzednich zeszytach serii), którzy tylko go osłabiają. Ku
mojemu zdziwieniu ta główna część omawianego zbioru jest nieco mniej ciekawa,
jest tutaj więcej akcji, szybsze tempo i ogólnie trochę inny klimat. Ale i tak
jest sporo fajnych oraz zmuszających do myślenia momentów, przez co nie żałuję,
że tą historię poznałem. Może to dziwne, ale najbardziej zapamiętam ze starcia
z szalonym doktorkiem, często powtarzaną akcję o kryptonimie "rozkwaszony
nos".
Ostatni zeszyt to gościnny
scenariusz oraz rysunki autorstwa twórców, o których szczerze mówiąc nigdy
wcześniej nie słyszałem. Zresztą, mniejsza o ich nazwiska, skoro serwują
podobną klimatycznie, równie udaną pod względem egzekucji opowieść do tych,
które przyszło mi czytać na początku. Pierwsze skrzypce gra tutaj Oracle, a
pomaga jej częściowo Alfred. W sprawie dotyczącej rabunków na ulicach Gotham
nie pojawia się ani prze chwilę gacek, a i tak jest ona warta przeczytania.
Skoro mamy do czynienia ze
zbiorem krótszych historii z życia Bat-rodziny, zatem nie powinna dziwić normalna
w takiej sytuacji, obecność kilku różnych rysowników. Dale Eaglesham zilustrował
3 rozdziały, Paul Ryan i Roger Robinson po 4, zaś ostatni przypadł w udziale
Koi Turnbullowi. Mamy tutaj styczność z bardzo poprawną, standardową, nie
wychylającą się ponad ogólnie przyjęte ramy kreską, gdzie nie doszukamy się
żadnych artystycznych fajerwerków. Ilustracje każdego z wymienionych są
szczegółowe, przejrzyste i według mnie przystępne chyba dla każdego odbiorcy.
Nie powalają i nie szokują, ale na pewno nie obniżają poziomu tego komiksu. Najbardziej
przypadł mi do gustu styl Ryana, którego chętnie sprawdzę sobie z ciekawości w
innych projektach. Miłe dla oka są również okładki wykonane przez Briana
Bollanda, w tym ta nawiązująca do ZABÓJCZEGO ŻARTU.
W przypadku tego typu
miękkookładkowych wydań, z reguły próżno szukać na końcu jakichś dodatków,
wstępu czy też posłowia. Nie inaczej jest w tym wypadku, chociaż uczciwie
patrząc, miejsce na jakieś bonusowe grafiki czy szkice z pewnością by się
znalazło. Zamiast tego mamy jednak cztery strony reklam innych bat-komiksów, a
także przerywniki następujące po okładkach do każdego rozdziału, które to plansze
przedstawiają jeden i ten sam rysunek, czyli ten widniejący na przedniej
okładce.
BATMAN: GOTHAM KNIGHTS to
niezwykle udane i satysfakcjonujące podejście do tematu codziennej,
niekończącej się walki Batmana z przestępczością w jego mieście. Komiks, gdzie
równie ważną, a momentami nawet ważniejszą rolę, odgrywają zainspirowani
działaniem zamaskowanego bohatera jego pomocnicy i przyjaciele. Mrocznego
Rycerza nie zobaczymy tutaj w wypasionej zbroi, uzbrojonego w niezwykle wymyślne
nowinki technologiczne, toczącego na każdym kroku efektowne pojedynki z
obdarzonymi supermocami. Devin Grayson proponuje nam Batmana jako nie
pozbawionego wad człowieka, zaangażowanego w bardziej przyziemne problemy, zarówno
te natury prywatnej, jak i "zawodowej". Widzimy tutaj detektywa
bazującego na sile własnego umysłu, a
także całą różnorodną pod względem charakteru plejadę jego sprzymierzeńców. Takie
spojrzenie na tego bohatera preferuję, a jeśli Wy również, to zachęcam do
sięgnięcia po omawiane wydanie zbiorcze.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: GOTHAM KNIGHTS #1
- 12.
Powyższe wydanie zbiorcze możecie zakupić między innymi w ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz