W końcu. Po niemal dwudziestu
latach od kiedy zaczął wychodzić run Paula Jenkinsa zostanie on w końcu zebrany
w trade’ach. Dzięki temu będę wreszcie w stanie zapełnić dziurę ziejącą
dotychczas w mojej kolekcji HELLBLAZERA. W moim odczuciu to jedna z nielicznych
dobrych decyzji jakie podjęło Vertigo w ostatnich latach.
Zanim jednak Jenkins przejął
rządy przy tym tytule, miało miejsce kilka występów gościnnych, które również
zebrane są w tym wydaniu. Pierwszym jest In
Another Part of Hell pierwszego scenarzysty tej serii – Jamiego Delano.
Opisywałem tę historię już przy okazji tomu Rare
Cuts, więc teraz wspomnę tylko, że jest zarówno bardzo dziwna jak i bardzo
dobra. Następnie w Warped Notions Eddie
Campbell zabiera Johna w czteroczęściową podróż dookoła popadającego w
szaleństwo świata w towarzystwie ducha sir Francisa Dashwooda, 18-wiecznego zbereźnika,
oraz Murnarra, demona o głowie kota. Wbrew pozorom historia ta jest wyjątkowo
nudna i przegadana. Odniosłem wrażenie jakby scenarzysta za wszelką cenę chciał
się popisać swą wiedzą, nie przejmując się zanadto opowiedzeniem ciekawej
fabuły. Nieraz akcja staje w miejscu i przez kilka stron bohaterowie przeprowadzają
wykłady na najróżniejsze, często nie powiązane z fabułą, tematy. Ta opowieść to zdecydowanie najsłabsza część
tomu. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej.
W swoich dwóch pierwszych
numerach Jenkins pokazuje jak w znacznie ciekawszy sposób wykorzystać fakt
pobytu Constantine’a na antypodach, stykając go z wierzeniami Aborygenów. Jest
to całkiem nowe i interesujące doświadczenie zarówno dla poruszającego się
zazwyczaj w sferze wierzeń judeo-chrześcijańskich bądź mitologii europejskich
czarodzieja, jak i zapewne dla większości czytelników. Przyznam, ze była to
miła odmiana, ale i tak scenarzysta naprawdę pokazuje na co go stać dopiero po
powrocie Johna na stare śmieci. Wprawdzie Riding
the Green Lanes, ma za główne zadanie jedynie wprowadzenie postaci które
odegrają istotną rolę dopiero w następnych zeszytach i nieco niemrawy początek,
to jednak potrafi pod koniec naprawdę chwycić za serce.
Tym samym dochodzimy do głównego
dania tego tomu, czyli tytułowego Critical
Mass. Jesteśmy w niej świadkami powrotu jednego z wrogów Constantine’a -
Pierwszego z Upadłych. Co ciekawe nie jest on jednak głównym antagonistą tej
historii. Tym bowiem jest Buer, demon starający się przywrócić go do
poprzedniej potęgi, a jednocześnie przypodobać się mu wywierając w jego imieniu
zemstę na znienawidzonym magu. Ma zamiar to osiągnąć poprzez wymuszenie na nim
zgody na zabranie jego duszy do piekła. To ponownie starcie z piekielnymi
siłami wypada moim zdaniem nieporównanie lepiej niż nieszczęsny finał runu
Ennisa, a samo rozwiązanie problemu przez Johna ma więcej sensu niż to znane z Niebezpiecznych Nawyków, a w dodatku jak
się okazało otworzyło furtkę wielu ciekawym rozwiązaniom fabularnym w
późniejszych numerach, nie tylko autorstwa Jenkinsa, ale także (a w zasadzie
głównie) innych scenarzystów. Dość powiedzieć, że Critical Mass jest moim zdaniem najlepszą historią od czasu The Family Man, jeszcze za rządów Jamiego
Delano.
Aż 12 z 13 zebranych tu zeszytów
zostało zilustrowane przez Seana Phillipsa. Choć lubię tego rysownika, to muszę
przyznać, że jego prace przy tym tomie są dość nierówne. Choć pierwsze z
numerów wyglądają naprawdę dobrze, to z biegiem czasu chyba przestał nadążać z
ich rysowaniem. Jakość ilustracji systematycznie spada, a kreska sprawia
wrażenie nieco pośpiesznej i niedopracowanej. Gdy w jednym z ostatnich numerów
zostaje on zastąpiony przez Pata McEowna, stanowi to bardzo miłą odmianę,
zwłaszcza że jego rysunki podeszły mi nawet bardziej. A i sam Phillips po tej
chwili oddechu odzyskuję nieco formy. Przy całym narzekaniu na niego trzeba
jednak pamiętać, że nawet w swych słabszych momentach rysownik ten nie schodzi
poniżej pewnego poziomu. Wypadałoby też wspomnieć o okładce autorstwa Tommy’ego
Lee Edwardsa. Może to trochę czepialstwo, ale choć nie mam jej pod względem
technicznym nic do zarzucenia, to jednak przedstawiony na niej Constantine przypomina
z wyglądu raczej dwudziestolatka, niż faceta po czterdziestce.
Choć początek tego wydania
zbiorczego, nie licząc In Another Part of
Hell, jest niespecjalnie interesujący, to jednak wraz z przejęciem sterów
przez Paula Jenkinsa sytuacja zdecydowanie się poprawia. W efekcie otrzymujemy
naprawdę godny polecenia tom i już nie mogę doczekać się następnych albumów ze
scenariuszami jego autorstwa.
Tomasz "Buddy Baker" Kabza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz