WKKDC
kontynuuje odzieranie mnie z wyobrażeń o komiksach, które przez lata trzymałem
w zakładce ”kiedyś kupię, bo w sumie znane”. Było tak w przypadku BATMAN:
ŚMIERĆ W RODZINIE, które zapamiętam jako przyzwoity komiks, lecz z powodów
totalnie innych, niż wysoki poziom samej historii. Teraz nadszedł czas na WIEŻĘ
BABEL, która jest wymieniana chyba w każdym zestawieniu najlepszych historii z
udziałem Ligi Sprawiedliwości. Kupiłem, przeczytałem i teraz napiszę o tym,
dlaczego mam bardzo mieszane wrażenia.
Amerykańska Liga Sprawiedliwości zostaje kolejny raz zaatakowana. Tym razem jednak przeciwnicy dowodzeni przez Ra’s Al Ghula są znakomicie przygotowani do walki i znają wszystkie słabe strony naszych superbohaterów. Z czasem okazuje się, że przywódca Ligi Zabójców swoją wiedzę opiera na aktach, które przez lata gromadził Batman na wypadek tego, gdyby któryś z jego kolegów przeszedł na stronę zła. JLA będzie musiała poradzić sobie nie tylko z przeciwnikami, ale także z konsekwencjami tego, co zrobił Mroczny Rycerz.
Amerykańska Liga Sprawiedliwości zostaje kolejny raz zaatakowana. Tym razem jednak przeciwnicy dowodzeni przez Ra’s Al Ghula są znakomicie przygotowani do walki i znają wszystkie słabe strony naszych superbohaterów. Z czasem okazuje się, że przywódca Ligi Zabójców swoją wiedzę opiera na aktach, które przez lata gromadził Batman na wypadek tego, gdyby któryś z jego kolegów przeszedł na stronę zła. JLA będzie musiała poradzić sobie nie tylko z przeciwnikami, ale także z konsekwencjami tego, co zrobił Mroczny Rycerz.
Zacznę może
od warstwy graficznej. Co prawda komiks ten powstał w roku 2000, to jednak
Howard Porter, który zajął się ilustrowaniem głównej części tomu, wówczas
jeszcze mocno siedział w stylu typowym dla ekstremalnego okresu lat
dziewięćdziesiątych. Co w sumie jest nieco zabawne, ponieważ dzisiaj jest to moim
zdaniem jeden z ciekawszych artystów w DC. WIEŻA BABEL graficznie jednak cierpi
na większość przypadłości, które charakteryzowały tamten okres. Oznacza to, że
większość postaci męskich wygląda jak zawodowi kulturyści, zaś wszystkie panie
mają dziwne problemy z kręgosłupem i proporcjami różnych części ciała. To, co
niegdyś było bardzo modne, dziś przede wszystkim irytuje. Porter dorzuca do
tego dość cartoonową mimikę oraz ekspresję twarzy, przez co niektóre kadry
wyglądają niezamierzenie (jak przypuszczam) zabawnie. To samo można napisać o
wysiłkach Pablo Raimondiego. Jego udział w WIEŻY BABEL rozpoczyna się od sceny,
w której Talia Al Ghul ma dekolt tak głęboki, że kończy się w okolicach pępka,
zaś potem jest tylko niewiele lepiej. Generalnie, WIEŻA BABEL graficznie
prezentuje poziom typowy dla produkcji z tego okresu, co dla mnie stanowi spory
minus.
Jest to
jednak coś, czego spodziewałem się już od dawna. Miałem za to nadzieję, że
kiepską warstwę graficzną zrekompensuje mi scenariusz Marka Waida. Twórca ten
ma w dorobku masę uznanych historii i WIEŻA BABEL zalicza się do tego grona. Tymczasem
po zakończeniu lektury nie jestem ani zachwycony, ani szczególnie rozczarowany.
Sam koncept historii jest naprawdę ciekawy i bardzo pasujący do postaci
Batmana. Już od kilkunastu lat jest on pokazywany jako ktoś, kto stara się być
przygotowany na absolutnie wszystko i pomysł, by zbierał on sposoby na
pokonanie towarzyszy z Ligi, wydaje mi się wiarygodny. Zabrakło mi tu jednak
jakiegoś satysfakcjonującego rozwinięcia tego wątku. Być może to z powodu tego,
że WIEŻA BABEL jest zaskakująco krótką historią (pięć zeszytów, z czego jednego
z nich mogłoby spokojnie nie być) i cały czas odczuwałem, że Waid mógłby
opowiedzieć nam więcej, tylko nie ma odpowiednio dużo miejsca. Przez to też
wewnętrzne dylematy Ligi dotyczące postępowania Batmana potraktowano moim
zdaniem nieco zdawkowo. Ot, raptem na koniec tomu dostaliśmy na ten temat jedną
dość dłuższą scenę, a wcześniej zaś tylko kilka krótkich dialogów.
Teraz
czas na jeszcze bardziej subiektywne odczucie. Bardzo nie lubię, gdy
scenarzyści zdrowo przesadzają z ”kozactwem” Mrocznego Rycerza. WIEŻA BABEL
oferuje nam kilka takich momentów i tym razem zdecydowanie przegiął Dan
Johnson, który w pisanym przez zeszycie ujawnił czytelnikom, że komputer Batmana
może czasowo wymazywać i przywracać mu pamięć na jego wyraźne żądanie. Tym
samym Bruce wie, że czegoś nie wie, ale nie pamięta czego, dopóki maszyna mu
nie odblokuje pamięci. Tja…
Dla równowagi,
są rzeczy które w WIEŻY BABEL przypadły mi do gustu. Na pewno niektóre sposoby
na pokonanie członków Ligi były dla mnie nieoczywiste i przez to pomysłowe. Cieszy
też fakt, że Mark Waid nie tylko dość sprawiedliwie podzielił czas antenowy
pomiędzy wszystkich herosów (a było ich tu ośmioro), ale także część pokazał w
nieco innym świetle, jak na przykład Plastic Mana. Ogólnie, pomimo mojego
narzekania, przeszedłem przez lekturę komiksu szybko, na jedno podejście i w
miarę bezboleśnie, a nie o wszystkich tomach WKKDC mógłbym tak napisać.
Oczywiście
WIEŻA BABEL zawiera archiwalny zeszyt. Tym razem jest to pierwsza wspólna misja
Ligi, która musiała stawić czoła Starro. Już pierwszy kadr przypomina
czytelnikowi, dlaczego Aquaman do dziś jest ofiarą wielu niewybrednych żartów. Reszta
to już typowy poziom komiksów z lat sześćdziesiątych. Dziś historia ta mocno
trąci myszką i jeśli dodatki do wcześniejszych tomów Was nie przekonywały, tym
razem też tak nie będzie. Ja jednak uwielbiam to klasyczne zeszyty i
przekonywanie się na własne oczy, jak mocno na przestrzeni lat zmieniał się
komiks.
Jakość wydania
nie odbiega poziomem od poprzednich tomów WKKDC, co pewnie dla wielu z Was jest
powodem do załamywania rąk. Nie analizowałem WIEŻY BABEL zbyt dokładnie pod tym
kątem, ale wydaje mi się, że udało się uniknąć jakichś rażących wpadek przy
tłumaczeniu i korekcie.
Chociaż daleki
jestem od zachwytów, a kilka rzeczy zwyczajnie mnie poirytowało (zwłaszcza w
warstwie graficznej), czas spędzony przy lekturze WIEŻY BABEL nie traktuję jako
stracony. Po prostu muszę sobie zapamiętać, że to wciąż tylko komiks
superbohaterski, pełen swoich typowych, wewnętrznych ograniczeń oraz schematów
i nie powinienem mieć strasznie podkręconych oczekiwań nawet wobec historii tak
mocno docenianych za oceanem.
3+/6
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów JLA #43-46, JLA: SECRET FILES AND ORIGINS #3 oraz THE BRAVE AND THE BOLD #28.
Ja podobne rozczarowanie przeżyłem przy "Kryzysie tożsamości".
OdpowiedzUsuńMotyw nieufności Batmana wobec przyjaciół z Ligi polegający na zbieraniu informacji o ich słabych stronach i możliwości unieszkodliwienia wystąpił też w New 52, w Lidze Sprawiedliwości właśnie. :-)
OdpowiedzUsuńW tym numerze, który mógłby być dobry, o ile pojawiłby się jako "Justice League: Rebirth" i pisałby go ktoś inny niż Hitch.
UsuńSerio masz problem z Super Bat-Komputerem? No przecież należy do gościa który ubiera się jak Nietoperz, który jest w drużynie która ma 2 kosmitów, amazonkę, gościa który jest super szybki bo został porażony prądem, rysownika z magicznym pierścieniem, ex-przestępcy z mocą zmiany kształtu i króla Atlantydy. Według mnie Batman za rzadko z tego korzysta. Czemu Grant Morrison odszedł od superbohaterów:(
OdpowiedzUsuń