wtorek, 12 września 2017

BATMAN I HARLEY QUINN - recenzja

W tym roku obchodzimy 25-lecie kreacji Harley Quinn - pomocnicy i w pewnym sensie dziewczyny Jokera, która najpierw pojawiła się w sławetnym BATMAN: THE ANIMATED SERIES, a niedługo później cieszyła się taką sympatią, że zdecydowano się przenieść ją także na grunt komiksowy. Obecnie postać ta jest tak popularna, że niektórzy włodarze DC Comics nazywają ją jedną z czterech - obok Supermana, Wonder Woman i Batmana właśnie - głównych podpór wydawnictwa; niebagatelny wpływ na to miało jej uniezależnienie od Klauniego Księcia Zbrodni, czego zresztą dokonano na łamach tak nielubianego New 52 (wcześniej Harley też miała solowe przygody, ale jednak dopiero w SUICIDE SQUAD i HARLEY QUINN z New 52 ostatecznie "rozstała" się z Panem J). Tak czy owak, z okazji jej urodzin DC Comics oddaje Harleen Quinzel parę hołdów tu i ówdzie, a jednym z nich jest film animowany pt. BATMAN I HARLEY QUINN, który niniejszym zamierzam zrecenzować. Zapraszam.
Dzieło to nie rozgrywa się w głównym animowanym uniwersum DC, a jego fabuła przedstawia się następująco: Poison Ivy i Floronic Man łączą siły, by za pomocą formuły Aleca Hollanda zmienić wszystkie żywe istoty na Ziemi w twory swampthingopodobne, co w założeniu ma powstrzymać byłych już wtedy ludzi przed dalszym niszczeniem flory planety. Żeby odnaleźć Pamelę Isley, Batman i Nightwing decydują się poprosić o pomoc Harley Quinn, która jako było najlepsza przyjaciółka pani doktor może ich doprowadzić do jej kryjówki. Mimo początkowych trudności, Harley zgadza się, aczkolwiek sama wolałaby raczej odwieźć swoją koleżankę od wspomnianego planu niż po nietoperzowemu obić jej mordę. Jak można się łatwo domyślić, współpraca nowego Dynamicznego Trio początkowo nie układa się najlepiej, ale w końcu dochodzą oni do porozumienia i ratują świat. Wszystko to, jak zwykle, w 74 minuty - zupełnie nie wiem, czemu wytwórnia tak trzyma się tych ram czasowych, bo wielu filmom, także i temu, przydałoby się jeszcze parę minut na właściwe zakończenie.

Opisując ten film, od razu trzeba powiedzieć jedną rzecz. Mimo że wygląd postaci oparto na wspomnianym już tutaj BATMAN TAS (a konkretniej na jego kontynuacji, czyli THE NEW BATMAN ADVENTURES), a do ról Batmana i Nightwinga powracają znani z seriali animowanych Kevin Conroy (tak!) i Loren Lester, nowa produkcja nie jest jego koncepcyjną kontynuacją - próżno szukać tutaj poważnego, ponurego tonu znanego z TAS-u, zamiast tego, zgodnie z duchem postaci, postawiono na klimat znany z DEADPOOLA z Ryanem Reynoldsem - ma być niepoważnie, śmiesznie i prześmiewczo. I czasami rzeczywiście tak jest, ale znów w innych momentach robi się niesmacznie i naprawdę dobre żarty (np. ten o bateriach, który Krzyśkowi T. się na pewno nie spodoba) są przeplatane fragmentami, w których Harley pierdzi w Batmobilu, by wymusić na Batmanie postój. Jednak tym, co wywołuje prawdziwy niesmak, nie są żarty o kupie, a pewna scena, która obecnie robi już czwarte okrążenie po Internecie i wszyscy kumaci już ją widzieli, tak więc nie będę się rozpisywał - po prostu fuj.
Drugim problemem, i to ze względu na powód jego powstania, jest głos Harley. W ostatnim czasie w tę rolę najczęściej wciela się Tara Strong, ale czy to z racji innych obowiązków, czy jakiś innych powodów, tym razem zastąpiła ją Melissa Rauch. I chociaż stara się ona jak może, to jej głos brzmi strasznie staro, przez co zupełnie nie pasuje do wyglądu postaci. Pozostali aktorzy spisali się bez zarzutu, ale czy można spodziewać się słabego występu po takich tuzach jak Kevin Conroy, Kevin Michael Richardson czy John DiMaggio? Jeśli zaś chodzi o animację, to na szczęście jest o wiele lepiej niż w ostatnich filmach z głównego nurtu, ale i tak nieco brakuje do jakości prezentowanej w starych, dobrych czasach Timmverse - na szczęście wiele niedoróbek dobrze komponuje się z klimatem filmu i jest całkiem zabawnych.

Niestety, mimo że nie żałuję czasu wykorzystanego na seans, ostatecznie nie wiem, czy mogę polecić BATMAN I HARLEY QUINN. Olbrzymi sukces DEADPOOLA pokazał, że jest zapotrzebowanie na komedie superhero, może więc i tej uda się odnieść proporcjonalny sukces, aczkolwiek zrozumiem tych, którzy podczas oglądania poczują się zagubieni lub zniesmaczeni. Czas pokaże, czy magia bohaterki działa tak samo dobrze na DVD, jak w komiksie.

----------------------------------------------------------------

Dziękujemy wydawnictwu Galapagos za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

8 komentarzy:

  1. A ja się pytam, gdzie są do diaska recenzje trzecich tomów Rebirth?! Przypominam tylko, że w listopadzie wychodzą czwarte i pojawiają się już do nich okładki. W listopadzie wspomnicie moje słowa: "O cholera, wychodzą czwarte tomy Rebirth! A my jeszcze nie opisaliśmy trzecich! Stasiek przecierz nas ostrzegał!" No ciekawe co wtedy, naprawdę ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siema Staszek. Podobno oprócz komiksów jest jeszcze coś takiego jak normalne życie, na którym od czasu do czasu też trzeba trochę się skupić - takie tam głupie priorytety, na które nic nie poradzę. Recenzje pisze się w wolnej chwili. Jak tylko taka nastąpi spodziewaj się nowej recenzji z Rebirth. Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Widocznie Dawidowi zakradł się błąd ;) chodziło o rzycie (jeden rzyć), czyli pośladki ;) bo jak poślady bolą od siedzenia i pisania, to później się robią opóźnienia w kwestii recenzji :)

      Usuń
  2. Witam
    Mam takie pytanie do administratorów strony (przepraszam, że tutaj ale nie widziałem nigdzie rubryki gdzie mogę napisać wiadomość).
    Na mojej stronie poświęconej chronologii zamieściłem artykuł "Jak czytać Green Lantern": https://marveldcchronologia.wordpress.com/jak-zaczac-czytac-green-lanterna/
    Czy mogę podać tam link do waszych artykułów odnośnie Runu Geoffa Johnsa???

    OdpowiedzUsuń
  3. cześć, możesz podlinkować.

    na fb najlepiej pisać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki bardzo, dodałem :)

    PS A czy tutaj poprosić Was o pomoc w układaniu chronologii???

    OdpowiedzUsuń
  5. Napisz PW na Facebooku. Odpowiemy po festiwalu.

    OdpowiedzUsuń