piątek, 17 sierpnia 2018

ALL-STAR BATMAN TOM 2: KOŃCE ŚWIATA

Pierwszy tom ALL-STAR BATMAN był jednym z najpozytywniejszych zaskoczeń DC ODRODZENIE. Mimo renomy Scotta Snydera jako scenarzysty BATMANA z NOWEGO DC COMICS, ALL-STAR wydawał się być najmniej "prestiżowym" komiksem o Mrocznym Rycerzu wydawanym w ramach nowej inicjatywy. Jednakże, w obliczu słabości pierwszych parunastu numerów BATMANA Kinga i skupieniu bardziej na innych postaciach DETECTIVE COMICS Tyniona, to właśnie pierwsza z wymienionych pozycji okazała się najbardziej łakomym kąskiem dla wielu fanów Nietoperza. Czy tom 2. godnie kontynuuje tę tradycję?

W przeciwieństwie do MOJEGO NAJWIĘKSZEGO WROGA, który oferował klasyczną, pędzącą od punktu A do punktu B fabułę, KOŃCE ŚWIATA składają się z nieomal samodzielnych historii - niby łączy je jakaś grubsza intryga, ale na tyle luźno, że w zasadzie każdą można by potraktować jako osobny one-shot. To, co się nie zmieniło, to położenie sporego nacisku na przeciwników Mrocznego Rycerza - mimo że nie odgrywają oni tutaj tak dużej roli, jak uprzednio Two-Face, to i tak każdy numer stara się wykorzystać występującego w nim złoczyńcę jak najlepiej, a przy tym pokazać go w sposób w miarę przystępny dla nowego czytelnika. Zaczyna się od starcia z Mister Freezem na kole podbiegunowym, po czym akcja przenosi się na pustkowie, na którym Poison Ivy bada pewne bardzo stare drzewo. Potem mamy potyczkę z Mad Hatterem, by zakończyć wszystko konfrontacją z głównym intrygantem, którego tożsamości nie mogę tu jednak zdradzić. Niestety, w praktyce wspomniane starania kończą się różnie, a scenariusz ostatecznie staje się bardzo nierówny, bo obok całkiem sprawnie napisanych zeszytów poświęconych Victorowie Friesowi i (zwłaszcza) Pameli Isley (świetnie napisany charakter tej postaci), mamy tu też nudną rozprawę z Jervisem Tetchem (który pełni przy tym wyłącznie rolę kolejnej gęby do obicia). Skupienie na złoczyńcach oznacza także, że opisywany komiks nie mówi nam prawie nic o samym Batmanie, stąd jeśli chcielibyście przeczytać ASB po to, by dowiedzieć się czegoś o Brusie Waynie, powinniście sięgnąć po któryś z pozostałych batmanowych tytułów.

Opisywany tom zgromadził na swoich łamach aż trzech rysowników - każdy numer, poza pierwszym i ostatnim, przypadł bowiem w udziale komuś innemu. Wyżej wymienione zeszyty rysuje pan o pseudonimie Jock i są to najlepsze graficznie fragmenty całości - nic dziwnego, że DC coraz chętniej współpracuje z nim, jeśli chodzi o pozycje ze świata Batmana, bowiem jego kreska idealnie pasuje do opowieści o Zamaskowanym Krzyżowcu, znakomicie podkreślając ich mroczny klimat. Podobały mi się także prace Tuli Lotay w historii o Ivy, chociaż sam design Pameli w kostiumie mógłby być lepszy (warto dodać, że ta artystka zarówno szkicuje, tuszuje, jak i koloruje swoje ilustracje). Na tym tle słabo wypadł Giuseppe Camuncolim, a szkoda, bo właśnie jemu przypadło ilustrowanie halucynacji Batsa - zawsze daje to spore pole do popisu, którego ten rysownik nie potrafił jednak w pełni wykorzystać. W kwestii "technikaliów" warto także dodać, że połowa z omawianych tu zeszytów jest przez Snydera pisana prozą - jeśli ktoś lubi takie eksperymenty, będzie zapewne zadowolony, dla mnie to szczerze mówiąc wszystko jedno.

Poza główną historią, w tomie tym zawarto także zakończenie PRZEKLĘTEGO KOŁA, czyli backupowej historyjki o szkoleniu Duke'a Thomasa. Wspominam o tym jednak głównie z kronikarskiego obowiązku, bo nie ma się czym ekscytować - zarówno scenariusz Scotta Snydera, jak i rysunki Francesco Francavilli nie wyróżniają się niczym szczególnym, a ponadto całość to bardziej wstęp do kolejnych wydarzeń z udziałem najnowszego pomocnika Batmana niż cokolwiek, co by przypominało zamkniętą opowieść. Wątek ten kontynuowany jest w prologach do DARK NIGHTS: METAL i w miniserii BATMAN AND THE SIGNAL - pierwsze prawdopodobnie dostaniemy, drugie zapewne nie - ale dla tych, którzy sięgną tylko po ASB, będzie to wyłącznie zbędny dodatek.
Jak zawsze w swoich recenzjach, lubię ponarzekać na tłumaczenie, i także tym razem sobie nie odmówię. Okazję dostarczają już pierwsze padające w komiksie słowa, według których akcja rozgrywa się 500 km na północ od koła podbiegunowego północnego - niby to nie wina tłumaczy, że geograficznie i matematycznie koło to co innego, nie zmienia to jednak faktu, że brzmi śmiesznie i można by to zastąpić bardziej zgrabnym określeniem (np. 500 km na północ od kręgu polarnego). Nie da się z kolei usprawiedliwić niespójności pomiędzy tytułem tomu (KOŃCE ŚWIATA) z tytułami podawanymi na początku każdego numeru (KOŃCE ZIEMI cz. X) - to spore niedociągnięcie korektorskie. Poza tym jest poprawnie.

Na zakończenie chciałbym poruszyć pewien temat, chociaż podejrzewam, że dla niektórych wyjdę tutaj na cebulaka. Standardowa objętość jednej historii w komiksach DC to sześć zeszytów, stąd zwykle właśnie tyle mieści się w jednym tomie. W KOŃCACH ŚWIATA mamy jednak tych zeszytów zaledwie cztery, przez co całość jest wyraźnie (o jedną trzecią) chudsza od standardowego tomiku - a jej cena okładkowa jest taka sama. Moim zdaniem warto rozważyć pomysł, by w wypadku komiksów cena różniła się w zależności od objętości wydania - co prawda jeden zeszyt w tą czy w tamtą nie robi większej różnicy, ale przy dwóch jest już ona zauważalna.

Podsumowując, ocena ALL-STAR BATMAN TOM 2, nie jest prosta, całość jest bowiem bardzo nierówna. Obok bardzo strawnego i najlepszego w tym tomie numeru poświęconego Poison Ivy mamy tu dwa zeszyty przeciętne (lepszy-przeciętny z Freezem, gorszy-przeciętny na koniec), kiepski odcinek z Mad Hatterem i bezsensowny backup. Wydaje mi się więc, że tę pozycję można spokojnie pominąć przy zakupach i ewentualnie wrócić do ASB przy okazji wydania następnego tomu. Jeśli ktoś woli ocenę liczbową, wynosić ona będzie 3/6.



Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Ten i inne komiksy z linii DC ODRODZENIE możecie kupić w sklepie Atom Comics.

3 komentarze:

  1. Ten tom ma 132 strony, czyli jest taki troche krótszy niż normalny, ale no nie o 1/3. Owszem, ma cztery zeszyty, ale nie miały one 32 klasycznych stron, tylko 40. Licząc z reklamami i variant coverami w zeszycie, ale bilans się zgadza bo zawsze przypada na nie o ile się nie mylę 8 stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, nie wiedziałem, że zeszyty były grubsze niż standardowo. Jednakże, jak na półce stoją obok siebie ASB tom 1 i ASB tom 2, to różnica kłuje w oczy.

      Usuń
    2. No prawda. W pierwszym tomie też miały po więcej stron że względu na te back-upy. W trzecim ostatnim już tak nie będzie.

      Usuń