czwartek, 9 sierpnia 2018

THE DEATH OF SUPERMAN - recenzja

Komiksowa ŚMIERĆ SUPERMANA to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii tego medium. Zabicie największej ikony amerykańskiego komiksu pozwoliło wydawnictwu nie tylko zarobić kupę kasy, ale i zyskać olbrzymi rozgłos, nie tylko w "branży", ale i poza nią (poświęcony temu materiał ukazał się, jak wieść gminna niesie, nawet w polskiej telewizji, a pamiętajmy, że te 25 lat temu nasz kraj nie był aż tak przesiąknięty zachodnią kulturą). Może właśnie dlatego walkę z Dommsdayem Warner Bros wybrało na podstawę scenariusza pierwszego samodzielnego, pełnometrażowego film animowanego osadzonego w uniwersum DC, czyli SUPERMAN: DOOMSDAY. Teraz z kolei, po 11 latach, mamy okazję ponownie zobaczyć w animacji pojedynek Człowieka ze Stali z potworem, któremu udało się go, przynajmniej na jakiś czas, zabić, w obrazie zatytułowanym THE DEATH OF SUPERMAN.

Na początek recenzji, jedna uwaga. THE DEATH OF SUPERMAN nie jest, czego zresztą Warner Bros wcale nie ukrywa, obrazem samodzielnym - to "zaledwie" pierwsza część dyptyku, którego drugą będzie REIGN OF SUPERMEN, który pojawi się w przyszłym roku. (Podobny zabieg pojawił się zresztą w SUPERMAN: DOOMSDAY, jako że walka z tytułowym przeciwnikiem stanowiła jedynie połowę filmu, drugą z kolei wypełniło starcie "zmartwychwstałego" Kal-Ela ze swoim bezwzględnym klonem.) W związku z tym należy się przygotować na to, że niemałą część czasu ekranowego zapełnią zajawki następnego filmu - mi osobiście wcale to nie przeszkadzało (wręcz przeciwnie, mogłem parę razy dumnie zakrzyknąć "I understood that reference!"), ale rozumiem, że komuś mogą. Gorzej, że historia została "przecięta" w niezbyt moim zdaniem dobrym momencie, gdyż na sam koniec widzimy już zarówno pusty grób Człowieka ze Stali, jak i pojawienie się jego następców - z jednej strony podsyci to zapewne oczekiwanie na kolejny obraz, ale z drugiej nieco psuje gorzki koniec opisywanego dzieła.

Zresztą, zajawki kolejnej części to nie wszystko, co dodano do fabuły oryginału - zresztą nic dziwnego, gdyż godzinne okładanie się po mordach dwóch mocarzy byłoby zapewne po prostu nudne. Można wręcz powiedzieć, że kulminacyjna walka jest zaledwie dodatkiem do opowieści o Clarku Kencie i używam tu ziemskiego imienia herosa nie bez kozery - głównym wątkiem obrazu jest związek bohatera z Lois Lane i jego rozterki związane z ideą ujawnienia dziennikarce swojej sekretnej tożsamości. (Co z Wonder Woman, zapytacie, która była wszak partnerką Kryptończyka w ostatnich filmach DC? Ano, dowiadujemy się, że się rozstali - tak po ludzku, bez wielkiej historii w tle i wciąż są przyjaciółmi. Nie wiem, jak Wam, ale mi takie podejście do sprawy podoba się dużo bardziej niż to, co zaserwowano nam w komiksach.) Jako że sytuację tę obserwujemy zarówno z perspektywy Supka, jak i Lois, momentami można odnieść wrażenie, że oglądamy nie film superhero, a komedię obyczajową z supermocami w tle - i nie ma w tym nic złego. Scenarzystom udało się uniknąć tak przesłodzenia tego związku, jak i zbędnego rzucania zakochanym kłód pod nogi, przez co rozwój tej relacji ogląda się naprawdę przyjemnie.

Sporą rolę odgrywa w opowieści także Liga Sprawiedliwości i chociaż została ona "użyta" także w wątkach obyczajowych, to właśnie wokół niej koncentrują się sceny akcji. Tak, tak, w przeciwieństwie do adaptacji z 2007 roku, tym razem możemy zobaczyć, jak w starciu z Doomsdayem radzą sobie pozostali Leaguersi. Szczerze mówiąc, kiedy zobaczyłem to w zwiastunie, nie byłem zwolennikiem takiego rozwiązania. Mimo że również w komiksach Doomsday przed walką z Supkiem starł się z Ligą Sprawiedliwości, była to zupełnie inna Liga - w komiksach z tamtego okresu skład tej grupy był dość... kontrowersyjny (Bloodwynd, Maxima, Blue Beetle, Booster Gold i Guy Gardner, z tego co pamiętam), w animacji z kolei użyto dużo bardziej klasycznej inkarnacji, z Wonder Woman, Flashem czy Halem Jordanem na czele - innymi słowy, sami "heavy hiterzy". W związku z tym obawiałem się, że pokażą tych herosów jako niekompetentnych i bezradnych bez swojego potężniejszego kolegi, autorzy jednak zdecydowali się na inne, dużo lepsze rozwiązanie - po prostu uczynili Doomsdaya jeszcze silniejszym, potężniejszym nawet od Supermana. Dzięki temu, gdy w końcu widzimy starcie tych dwóch ikon, tym bardziej kibicujemy Ostatniemu Synowi Planety Krypton, gdyż dotychczas (przynajmniej w animacjach) wygrywał on zawsze siłą swych mięśni, teraz z kolei, by wygrać, musi pokonać własne ograniczenia, wznieść się na wyżyny umiejętności i nade wszystko udowodnić moc swoich przekonań. Dzięki temu ostatni pojedynek w filmie to zdecydowanie jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) scena walki, którą kiedykolwiek miałem przyjemność oglądać w obrazie superbohaterskim.

Przejdźmy więc do strony wizualnej animacji, ostatnimi czasy bywało bowiem z nią różnie. Tym razem jest całkiem nieźle, aczkolwiek film nie wygląda aż tak dobrze, jak np. SUICIDE SQUAD: HELL TO PAY. Bywają takie momenty, w których animacja czy też wygląd postaci są nieco ubogie, ale i takie, w których składniki te naprawdę cieszą oczy. Tak jest chociażby w przypadku ostatecznego pojedynku, a to ma zdecydowanie największy wpływ na pozytywną ocenę. Pod względem dubbingu nie można się do niczego przyczepić i myślę, że możemy przestać się juz o to martwić, jeśli chodzi o następne filmy i przestać ciągle marudzić, że "za Timmverse było lepiej".

Podsumowując, DEATH OF SUPERMAN to w mojej opinii jeden z najlepszych animowanych filmów DC. Scenariusz, sceny akcji czy oprawa audiowizualna naprawdę się tutaj udały i może w niektórych obszarach nie jest perfekcyjnie, ale trzeba jednak oddać twórcom należne im honory. W pełni ten film będzie można ocenić jednak dopiero wtedy, kiedy wyjdzie jego następna część, której już nie mogę się doczekać. (Oby utrzymała poziom poprzednika.)

Niestety, póki co nie ma planów wydania tego filmu w Polsce. Szkoda, ale skoro poprzednie produkcje WB/DC się zapewne odpowiednio nie sprzedawały, nie ma co się wydawcy dziwić.

3 komentarze:

  1. Postaci i wydarzenia pokazane w tym filmie bardzo dobrze się oglądało, bo napisał je Peter J. Tomasi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod opinią Tallosa. Jeden z najlepszych filmów animowanych od DC ever! :-)

    OdpowiedzUsuń