To, że świat jest niesprawiedliwy,
wiadomo nie od dziś. Nie inaczej jest również w przemyśle komiksowym, gdzie
wielu twórców i artystów nigdy nie doczekuje się należnemu im splendoru. I
jasne, najbardziej jaskrawe przypadki do chociażby Bill Finger czy Jack Kirby,
ale czasami warto sięgnąć głębiej i spojrzeć przychylniejszym okiem innych.
Swego czasu mocno wzruszyła nas informacja o śmierci Norma Breyfogle’a –
niesamowitego rysownika, który zilustrował masę niezapomnianych opowieści z
Batmanem, a który jednocześnie pomiędzy 2000 i 2011 rokiem błąkał się pomiędzy
najmniejszymi wydawnictwami w USA, łapiąc się praktycznie każdego, możliwego
zlecenia. Teraz z kolei uderzyła w nas wieść o odejściu Dennisa O’Neila – dla
mnie osobiście, twórcy niesamowicie ważnego. I mam wrażenie, że nie wszyscy
zdają sobie sprawę z tego, jak kilkoma odważnymi pomysłami (na które oczywiście
dostał przyzwolenie), twórca ten wpłynął na to, jak dziś wyglądają takie
postacie jak Batman, Green Arrow czy konkurencyjny Daredevil. I właśnie o tym
chciałbym napisać nieco więcej w dzisiejszym ”Kąciku Komiksiarza”.
Dennis O’Neil urodził się w 1939
roku, zaś z komiksami zaczął mieć coś wspólnego już w latach sześćdziesiąty.
Początkowo pracował dla pewnej niedużej gazety, gdzie redagował rubrykę dla
młodszych czytelników i dość przypadkowo, zwrócił na siebie uwagę scenarzysty i
późniejszej legendy komisowego rynku, a więc Roy’a Thomasa. Ten w 1965 roku
zaliczył krótką pracę dla DC Comics, a następnie przeniósł się do Marvela i
zaproponował O’Neilowi rozmowę kwalifikacyjną. Ten próbę przeszedł i zaczął
pracować przy takich tytułach jak ”Strange Adventures” czy ”X-Men”, gdzie
pierwszy raz dał o sobie znać, gdyż przywrócił do życia Profesora Xaviera.
Niestety, ze względu na cięcia etatów, nasz bohater stracił zajęcie, lecz
szybko znalazł nowe w Charlton Comics. Tam pisał do 1968 roku, gdy Dick
Giordano zaoferował mu angaż w DC Comics. Początkowo pisał mniej znane tytuły
(BEWARE THE CREEPER, był współtwórcą postaci), lecz szybko przeskoczył także do
WONDER WOMAN czy JUSTICE LEAGUE OF AMERICA. Z tego pierwszego odszedł w
niesławie, ponieważ zaproponowane, odważne zmiany w życiu Diany (odebranie jej
mocy i wygnanie ze społeczności Amazonek) nie spodobały się wieloletnim fanom.
Z Ligą jednak poszło mu dużo lepiej, a ponieważ Dennis O’Neil przejawiał spore
zainteresowanie postacią Green Arrowa, zajął się w końcu i tym bohaterem. I tu
(pierwszy raz) przeszedł do historii komiksu w USA.
Green Arrow
Widzicie, przed 1971 rokiem nasz ulubiony zielony łucznik był przede wszystkim kolejnym bogatym playboyem w stroju. To właśnie O’Neil uznał, że Oliver Queen potrzebuje zmian i to on zaczął pisać go jako mocno lewicującego bojownika ulicy, walczącego nie tylko z przestępcami, ale także zwyczajną, ludzką niesprawiedliwością. Ale nie to było najważniejsze. Twórca ten przejął serię GREEN LANTERN/GREEN ARROW i w zeszytach #85-86 napisał legendarną dziś historię, w której ujawniono, iż Speedy jest uzależniony od narkotyków. Tak, to ten słynny komiks, na okładce którego Oliver krzyczy, że jego pomocnik to ćpun, co stanowiło pierwszy przypadek w historii, gdy DC Comics wyraźnie pokazało środkowy palec organizacji Comic Code Authority, dyktującej wydawcom to, co można umieszczać w ich komiksach. Co więcej, idea Green Arrowa ”lewaka” spodobała się czytelnikom i samemu DC Comics tak mocno, że potem, gdy w cyklu o łuczniku pojawił się Mike Grell, to takie przedstawienie tej postaci zostało tylko pogłębione, a i do dziś niektórzy twórcy wciąż przypominają sobie o poglądach Olivera Queena. Wszystko to dzięki O’Neilowi.
Batman
Ale to nie koniec, bo Dennis O’Neil na początku lat siedemdziesiątych został zatrudniony do odświeżenie kolejnego herosa, który miał za sobą trudne czasy. Tak, oczywiście chodzi o Batmana. O’Neil w 1970 roku przejął obowiązki scenarzysty zarówno serii BATMAN jak i DETECTIVE COMICS, a jego głównym zadaniem było odcięcie się od radosnego, kolorowego i mocno campowego klimatu, jaki dzięki sukcesowi serialu z 1966 roku zagościł w komiksach z jeszcze-nie-tak-wtedy Mrocznym Rycerzem. I tutaj twórca kolejny raz wpisał się na stałe do historii, ponieważ zaproponowane przez niego zmiany były tak dużym sukcesem, że po dziś dzień są widoczne w komiksach z Gackiem. Nie chodzi mi tu tylko o stworzenie takich postaci jak Ra’s Al Ghul czy jego córki – Talii Al Ghul, a także wymyślenie Jam Łazarza czy Azylu Arkham, co nastąpiło już w 1971 roku, ani też nie myślę o Leslie Thompkins, którą O’Neil wprowadził w 1976. Przede wszystkim scenarzysta przywrócił do serii jej pierwotny, mroczny klimat, po czym zaraz go jeszcze zagęścił. Batman i jego towarzysze przestali być komediowymi, campowymi cudakami, Gotham stało się miastem przerażającym i pięknym zarazem. To także O’Neil odświeżył całą galerię łotrów, na czele oczywiście z Jokerem, który przestał być klaunem dosłownie i w przenośni. Scenarzysta rozpisał go jako szaleńca, którego jedynym celem nie jest zniszczenie Batmana, a panującego ładu i porządku. Twórca przyłożył także rękę do nowych wersji Two-Face’a czy Riddlera, odzierając ich z campowości lat sześćdziesiątych.
W 1978 roku O’Neil napisał jeszcze pewien bardzo znany crossover. Było to oczywiście SUPERMAN VS MUHAMMAD ALI, gdzie twórca kolejny raz połączył siły z Neilem Adamsem. W 1980 roku powrócił on do Marvela i wykonał trzeci ruch, który zapisał go w annałach historii.
Daredevil
W Marvelu O’Neil nadal sobie radośnie używał. W serii ”The Amazing Spider-Man” wprowadził Madame Web, Tony’ego Starka ponownie wpędził w alkoholizm i zastąpił go Jimem Rhodesem, a plotki mówią, że to właśnie on podsunął Hasbro pomysł, by lider Autobotów nosił imię Optimus Prime. Jednakże najważniejsze co zrobił, miało miejsce w cyklu ”Daredevil” i, co ciekawe, nie ma nic wspólnego z pisaniem.
Bo Dennis O’Neil faktycznie był scenarzystą przygód Śmiałka w latach 1982-1985, po czym zastąpił scenarzysta Roger McKenzie, któremu przydzielono wówczas nieopierzonego, ale zdradzającego ogromny potencjał rysownika – Franka Millera. O’Neil przejął obowiązki edytora tego cyklu, którego popularność stale malała i wisiała nad nim groźba kasacji. Twórca postanowił zaryzykować i zwolnił wspomnianego McKenziego, a całość pieczy nad Daredevilem powierzył Millerowi. Jaki był tego efekt, chyba nie muszę wyjaśniać. Dla mnie osobiście jest to dość znamienite, że dziś w kontekście runu młodego Franka mało kto pamięta o tym, że żadna z jego fenomenalnych historii mogłaby w ogóle nie powstać, gdyby nie odważna decyzja O’Neila. W roku 1986 twórca ten jednak postanowił powrócić do DC Comics, gdzie znów wykonał szereg niezłej roboty.
Widzicie, przed 1971 rokiem nasz ulubiony zielony łucznik był przede wszystkim kolejnym bogatym playboyem w stroju. To właśnie O’Neil uznał, że Oliver Queen potrzebuje zmian i to on zaczął pisać go jako mocno lewicującego bojownika ulicy, walczącego nie tylko z przestępcami, ale także zwyczajną, ludzką niesprawiedliwością. Ale nie to było najważniejsze. Twórca ten przejął serię GREEN LANTERN/GREEN ARROW i w zeszytach #85-86 napisał legendarną dziś historię, w której ujawniono, iż Speedy jest uzależniony od narkotyków. Tak, to ten słynny komiks, na okładce którego Oliver krzyczy, że jego pomocnik to ćpun, co stanowiło pierwszy przypadek w historii, gdy DC Comics wyraźnie pokazało środkowy palec organizacji Comic Code Authority, dyktującej wydawcom to, co można umieszczać w ich komiksach. Co więcej, idea Green Arrowa ”lewaka” spodobała się czytelnikom i samemu DC Comics tak mocno, że potem, gdy w cyklu o łuczniku pojawił się Mike Grell, to takie przedstawienie tej postaci zostało tylko pogłębione, a i do dziś niektórzy twórcy wciąż przypominają sobie o poglądach Olivera Queena. Wszystko to dzięki O’Neilowi.
Batman
Ale to nie koniec, bo Dennis O’Neil na początku lat siedemdziesiątych został zatrudniony do odświeżenie kolejnego herosa, który miał za sobą trudne czasy. Tak, oczywiście chodzi o Batmana. O’Neil w 1970 roku przejął obowiązki scenarzysty zarówno serii BATMAN jak i DETECTIVE COMICS, a jego głównym zadaniem było odcięcie się od radosnego, kolorowego i mocno campowego klimatu, jaki dzięki sukcesowi serialu z 1966 roku zagościł w komiksach z jeszcze-nie-tak-wtedy Mrocznym Rycerzem. I tutaj twórca kolejny raz wpisał się na stałe do historii, ponieważ zaproponowane przez niego zmiany były tak dużym sukcesem, że po dziś dzień są widoczne w komiksach z Gackiem. Nie chodzi mi tu tylko o stworzenie takich postaci jak Ra’s Al Ghul czy jego córki – Talii Al Ghul, a także wymyślenie Jam Łazarza czy Azylu Arkham, co nastąpiło już w 1971 roku, ani też nie myślę o Leslie Thompkins, którą O’Neil wprowadził w 1976. Przede wszystkim scenarzysta przywrócił do serii jej pierwotny, mroczny klimat, po czym zaraz go jeszcze zagęścił. Batman i jego towarzysze przestali być komediowymi, campowymi cudakami, Gotham stało się miastem przerażającym i pięknym zarazem. To także O’Neil odświeżył całą galerię łotrów, na czele oczywiście z Jokerem, który przestał być klaunem dosłownie i w przenośni. Scenarzysta rozpisał go jako szaleńca, którego jedynym celem nie jest zniszczenie Batmana, a panującego ładu i porządku. Twórca przyłożył także rękę do nowych wersji Two-Face’a czy Riddlera, odzierając ich z campowości lat sześćdziesiątych.
W 1978 roku O’Neil napisał jeszcze pewien bardzo znany crossover. Było to oczywiście SUPERMAN VS MUHAMMAD ALI, gdzie twórca kolejny raz połączył siły z Neilem Adamsem. W 1980 roku powrócił on do Marvela i wykonał trzeci ruch, który zapisał go w annałach historii.
Daredevil
W Marvelu O’Neil nadal sobie radośnie używał. W serii ”The Amazing Spider-Man” wprowadził Madame Web, Tony’ego Starka ponownie wpędził w alkoholizm i zastąpił go Jimem Rhodesem, a plotki mówią, że to właśnie on podsunął Hasbro pomysł, by lider Autobotów nosił imię Optimus Prime. Jednakże najważniejsze co zrobił, miało miejsce w cyklu ”Daredevil” i, co ciekawe, nie ma nic wspólnego z pisaniem.
Bo Dennis O’Neil faktycznie był scenarzystą przygód Śmiałka w latach 1982-1985, po czym zastąpił scenarzysta Roger McKenzie, któremu przydzielono wówczas nieopierzonego, ale zdradzającego ogromny potencjał rysownika – Franka Millera. O’Neil przejął obowiązki edytora tego cyklu, którego popularność stale malała i wisiała nad nim groźba kasacji. Twórca postanowił zaryzykować i zwolnił wspomnianego McKenziego, a całość pieczy nad Daredevilem powierzył Millerowi. Jaki był tego efekt, chyba nie muszę wyjaśniać. Dla mnie osobiście jest to dość znamienite, że dziś w kontekście runu młodego Franka mało kto pamięta o tym, że żadna z jego fenomenalnych historii mogłaby w ogóle nie powstać, gdyby nie odważna decyzja O’Neila. W roku 1986 twórca ten jednak postanowił powrócić do DC Comics, gdzie znów wykonał szereg niezłej roboty.
Ponownie Batman i nie tylko
Po powrocie do DC, O’Neil nie tylko pisał kilka serii (QUESTION, ponownie BATMAN i DETECTIVE COMICS, chociaż już epizodycznie, napisał także główną miniserię eventu ARMAGEDDON 2001), ale także otrzymał zajęcie edytora całej linii komiksów z Mrocznym Rycerzem. Zajmował się tym w latach 1986-2000 i znowu przyczynił się do paru rzeczy, które dziś pamiętane są przez wielu. Przede wszystkim O’Neil dołożył swoją niemałą cegiełkę do tego, by rozszerzyć bat-uniwersum o dwa nowe tytuły. I tak oto w 1989 roku powstało BATMAN: LEGENDS OF THE DARK KNIGHT, którego początkowych kilka numerów napisał sam Dennis (historia SHAMAN, która nie wiedzieć dlaczego się nie pojawiła jak dotąd w Polsce), zaś w 1992 roku doprowadził on do startu BATMAN: SHADOW OF THE BAT, gdzie twórczo szaleć mógł Alan Grant. O’Neil oczywiście odpowiedzialny był jako edytor za takie historie jak KNIGHTFALL, KNIGHTQUEST i KNIGHTENDS, zaś pod sam koniec swojej kariery jako edytor bat-komiksów, Dennis nadzorował realizację niezapomnianego (oraz, cholera, wciąż niewydanego w Polsce) NO MAN’S LAND. Ja jednak cofnę się jeszcze do 1992 roku, gdy O’Neil stworzył kogoś, przez kogo ostatecznie oszalałem na punkcie DC.
Azrael
We wspomnianym właśnie roku pojawił się komiks BATMAN: MIECZ AZRAELA, którego autorami był O’Neil i młody rysownik Joe Quesada, o którym potem zrobiło się dość głośno ;) Tytuł ten wydano od razu w formie ekskluzywnej powieści graficznej, zaś już w 1994 roku komiks ten wydał w Polsce TM-Semic.
I tutaj zrobię sobie prywatę.
Bo widzicie, zakochałem się w tym komiksie niesamowicie, a postać Azraela z miejsca stała się obiektem moich podziwów. Jakoś tak od dziecka lubiłem wplatanie pseudo-kościelno-religijnych wątków w dzieła popkulturowe i liczyłem na to, że Jean-Paul Valley wróci. Stało się tak przed wspomnianym KNIGHTFALLEM, a w jego trakcie, jak powszechnie wiadomo, Azrael stał się nowym Batmanem. Bat-Azrael i jego zbroja to mój mały obiekt westchnień z tamtych czasów i chociaż jasne było, że Bruce Wayne w końcu wróci, a coraz bardziej popadający w szaleństwo Jean-Paul odejdzie. Może nawet zginie. Lecz Dennis O’Neil miał wobec niego zupełnie inne plany i w 1995 roku nie tylko wprowadził solową serię z tą postacią na rynek, ale także samodzielnie ją pisał. I chociaż dzisiaj wydaje się to co najmniej niemożliwe, to jednak AZRAEL (potem przemianowane na AZRAEL: AGENT OF THE BAT) przeżyło równo 100 numerów i KAŻDY JEDEN z nich napisał właśnie O’Neil, dając w ostatnim zeszycie bardzo smutny, ale zarazem i wydaje się, że zasłużony los Jean-Paulowi.
To właśnie dzięki O’Neilowi nie tylko polubiłem tę postać i dokonywałem cudów, by zebrać w całości w zeszytach jego serię, ale także do dziś śledzę jego losy (serie WIECZNI BATMAN I ROBIN, DETECTIVE COMICS z Odrodzenia czy obecnie JUSTICE LEAGUE ODDYSEY lub elseworldowe BATMAN: CURSE OF THE WHITE KNIGHT). To także O’Neil sprawił, że następnie kupowałem z radością miniserię AZRAEL: DEATH’S DARK KNIGHT z 2009 i kontynuację, czyli AZRAEL vol. 2 z 2010, gdzie nowym herosem był Michael Lane. To dzięki O’Neilowi sięgnąłem po gry komputerowe z serii ARKHAM czy LEGO BATMAN, płakałem nad tym jak zdemolowano tę postać w serialu GOTHAM, a także mocno jarałem się podpowiedziami, jakoby Azrael i zakon świętego Dumasa miał pojawić się w drugim sezonie BATWOMAN (teraz, jak wiadomo, nic już nie wiadomo co w tej produkcji będzie). I oczywiście nie wahałem się nawet przez moment i kupiłem komiks widoczny na powyższym zdjęciu, chociaż było dla mnie dość jasne, że nie ma to większych szans na kolejne odsłony. I się nie myliłem.
Niemniej, już podsumowując, w ostatnich miesiącach zmarło wielu znanych i uznanych twórców komiksowych, a pewnie ta smutna lista na bohaterze niniejszego tekstu niestety się nie zamknie. Podobnie jednak jak w przypadku wspomnianego Norma Breyfogle’a, którego rysunki kocham do dziś czy Darwyna Cooke’a, który to z kolei przywrócił mnie do czytania komiksów, za Dennisem O’Neilem będę tęsknić w szczególności. Bo to właśnie on był jednym z pierwszych scenarzystów, których komiksowe prace najzwyczajniej w świecie pokochałem.
Krzysztof Tymczyński
Po powrocie do DC, O’Neil nie tylko pisał kilka serii (QUESTION, ponownie BATMAN i DETECTIVE COMICS, chociaż już epizodycznie, napisał także główną miniserię eventu ARMAGEDDON 2001), ale także otrzymał zajęcie edytora całej linii komiksów z Mrocznym Rycerzem. Zajmował się tym w latach 1986-2000 i znowu przyczynił się do paru rzeczy, które dziś pamiętane są przez wielu. Przede wszystkim O’Neil dołożył swoją niemałą cegiełkę do tego, by rozszerzyć bat-uniwersum o dwa nowe tytuły. I tak oto w 1989 roku powstało BATMAN: LEGENDS OF THE DARK KNIGHT, którego początkowych kilka numerów napisał sam Dennis (historia SHAMAN, która nie wiedzieć dlaczego się nie pojawiła jak dotąd w Polsce), zaś w 1992 roku doprowadził on do startu BATMAN: SHADOW OF THE BAT, gdzie twórczo szaleć mógł Alan Grant. O’Neil oczywiście odpowiedzialny był jako edytor za takie historie jak KNIGHTFALL, KNIGHTQUEST i KNIGHTENDS, zaś pod sam koniec swojej kariery jako edytor bat-komiksów, Dennis nadzorował realizację niezapomnianego (oraz, cholera, wciąż niewydanego w Polsce) NO MAN’S LAND. Ja jednak cofnę się jeszcze do 1992 roku, gdy O’Neil stworzył kogoś, przez kogo ostatecznie oszalałem na punkcie DC.
Azrael
We wspomnianym właśnie roku pojawił się komiks BATMAN: MIECZ AZRAELA, którego autorami był O’Neil i młody rysownik Joe Quesada, o którym potem zrobiło się dość głośno ;) Tytuł ten wydano od razu w formie ekskluzywnej powieści graficznej, zaś już w 1994 roku komiks ten wydał w Polsce TM-Semic.
I tutaj zrobię sobie prywatę.
Bo widzicie, zakochałem się w tym komiksie niesamowicie, a postać Azraela z miejsca stała się obiektem moich podziwów. Jakoś tak od dziecka lubiłem wplatanie pseudo-kościelno-religijnych wątków w dzieła popkulturowe i liczyłem na to, że Jean-Paul Valley wróci. Stało się tak przed wspomnianym KNIGHTFALLEM, a w jego trakcie, jak powszechnie wiadomo, Azrael stał się nowym Batmanem. Bat-Azrael i jego zbroja to mój mały obiekt westchnień z tamtych czasów i chociaż jasne było, że Bruce Wayne w końcu wróci, a coraz bardziej popadający w szaleństwo Jean-Paul odejdzie. Może nawet zginie. Lecz Dennis O’Neil miał wobec niego zupełnie inne plany i w 1995 roku nie tylko wprowadził solową serię z tą postacią na rynek, ale także samodzielnie ją pisał. I chociaż dzisiaj wydaje się to co najmniej niemożliwe, to jednak AZRAEL (potem przemianowane na AZRAEL: AGENT OF THE BAT) przeżyło równo 100 numerów i KAŻDY JEDEN z nich napisał właśnie O’Neil, dając w ostatnim zeszycie bardzo smutny, ale zarazem i wydaje się, że zasłużony los Jean-Paulowi.
To właśnie dzięki O’Neilowi nie tylko polubiłem tę postać i dokonywałem cudów, by zebrać w całości w zeszytach jego serię, ale także do dziś śledzę jego losy (serie WIECZNI BATMAN I ROBIN, DETECTIVE COMICS z Odrodzenia czy obecnie JUSTICE LEAGUE ODDYSEY lub elseworldowe BATMAN: CURSE OF THE WHITE KNIGHT). To także O’Neil sprawił, że następnie kupowałem z radością miniserię AZRAEL: DEATH’S DARK KNIGHT z 2009 i kontynuację, czyli AZRAEL vol. 2 z 2010, gdzie nowym herosem był Michael Lane. To dzięki O’Neilowi sięgnąłem po gry komputerowe z serii ARKHAM czy LEGO BATMAN, płakałem nad tym jak zdemolowano tę postać w serialu GOTHAM, a także mocno jarałem się podpowiedziami, jakoby Azrael i zakon świętego Dumasa miał pojawić się w drugim sezonie BATWOMAN (teraz, jak wiadomo, nic już nie wiadomo co w tej produkcji będzie). I oczywiście nie wahałem się nawet przez moment i kupiłem komiks widoczny na powyższym zdjęciu, chociaż było dla mnie dość jasne, że nie ma to większych szans na kolejne odsłony. I się nie myliłem.
Niemniej, już podsumowując, w ostatnich miesiącach zmarło wielu znanych i uznanych twórców komiksowych, a pewnie ta smutna lista na bohaterze niniejszego tekstu niestety się nie zamknie. Podobnie jednak jak w przypadku wspomnianego Norma Breyfogle’a, którego rysunki kocham do dziś czy Darwyna Cooke’a, który to z kolei przywrócił mnie do czytania komiksów, za Dennisem O’Neilem będę tęsknić w szczególności. Bo to właśnie on był jednym z pierwszych scenarzystów, których komiksowe prace najzwyczajniej w świecie pokochałem.
Krzysztof Tymczyński
Wspaniale slowa.
OdpowiedzUsuńJestem z pokolenia Tm-semic i tez pamietam pierwsze wrazenie jakie wywarl na mnie Azrael. Dzieki za przypomnienie i inspiracje do odkurzenia jego historii!