czwartek, 18 czerwca 2020

THE DOLLHOUSE FAMILY


Poniższy tekst powstał w oparciu o wydania zeszytowe.

Kiedy w ubiegłym roku ogłoszono nowy projekt i ujawniono wszystkie tytuły, które wchodzić będą w skład horrorowego Hill House Comics, jeden z nich natychmiast wylądował na mojej liście zakupów. Był to THE DOLLHOUSE FAMILY, a przyciągającym moją uwagę oraz ciekawość magnesem stały się nazwiska odpowiedzialnych za to przedsięwzięcie twórców. W przeszłości Mike Carey oraz Peter Gross niejednokrotnie mieli okazję ze sobą współpracować przy różnych seriach, a owoce ich pracy, zwłaszcza styl prowadzenia opowieści oraz wysoki poziom ich wizualizacji, za każdym razem dostarczały mi sporą dawkę przyjemnych, komiksowych doznań. W ciemno zatem zamówiłem w preorderze pierwszy numer tej sześcioczęściowej mini serii, który dodatkowo zaintrygował mnie swoim opisem, a potem bez wahania zakupiłem kolejne odsłony. Pod koniec maja ukazał się finałowy zeszyt, a zatem pozwolę sobie na podzielenie się opinią na temat całości, aby dać odpowiedź na pytanie, czy moje stosunkowo wysokie oczekiwania wobec tej pozycji zostały przez autorów zaspokojone.

Czas zatem wypowiedzieć na głos słowa rymowanki...

"One by one, go down, be weighed.
Be weightless, come up, only one"

... a następnie przenieść się do tego niezwykłego świata żywych lalek. Cordwainer, Bess, Peggy-O, James oraz Daniel już nie mogą się doczekać.


Główną bohaterką opowieści jest mieszkająca w Anglii Alice Dealey, która z okazji swoich szóstych urodzin, otrzymuje w spadku po dalekiej ciotki okazały domek dla lalek. Bardzo szybko okazuje się on ulubioną zabawką dziewczynki, stanowiąc dla niej jednocześnie ucieczkę od rodzinnych problemów. Znajduje przy okazji sposób, aby zmniejszyć swój wzrost i spędzać czas wewnątrz razem z zamieszkującymi domek lokatorami, którzy bawią się z nią oraz rozmawiają. Razem tworzą oni tytułową rodzinę z domku dla lalek. Jest w nim jedno pomieszczenie, które pozwala Alice spełnić jej marzenia, z których najważniejszym jest w tej chwili naprawienie relacji ojca z matką. Wszystko ma jednak swoją ukrytą cenę, a życie dziewczynki zmieni się od tej pory w sposób, którego nie do końca oczekiwała.

Jeśli czytaliście już premierowe zeszyty wybranych serii z tej nadzorowanej przez Joe Hilla linii, to wiecie mniej więcej, czego się spodziewać. Pierwsza odsłona nie jest bowiem wrzuceniem czytelnika w sam środek, pełnej powodujących opadnięcie szczęki z wrażenia momentów akcji, tylko w miarę spokojnym wprowadzeniem i szczegółowym przygotowaniem podłoża pod dalsze, bardziej dynamiczne rozdziały. Im dalej jednak podążamy za losami Alice i jej przodków, tym bardziej historia się rozkręca, nabiera dynamiki i uzależnia, przez co trudno się od niej oderwać (efekt ten potęgują trafione cliffhangery), generuje pożądanie poznania odpowiedzi na główne, postawione przez Careya pytania.

Komiks składa się tak naprawdę z dwóch, równolegle opowiadanych historii, dwóch głównych wątków, w których wszystko toczy się wokół jednego i tego samego przedmiotu. Pierwszy historia rozpoczyna się w roku 1979 i skupia się przede wszystkim na życiu Alice, w którym istotną rolę odgrywa później także jej dziecko. Obserwujemy rozwój naszej bohaterki, jak kształtuje się jej charakter, jak tragiczne doświadczenia wpływają na jej postawę życiową, a także jakie konsekwencje niosą ze sobą dokonane przez nią wybory. Czytelnik od początku zaczyna kibicować Alice, domyślając się zapewne kilku oczywistych zwrotów fabularnych, ale na szczęście scenarzysta dba o to, aby w każdym zeszycie jakimś nietypowym (a nawet wręcz szalonym) rozwiązaniem zaskoczyć odbiorcę. Aż szkoda, że Carey dostał do dyspozycji tylko sześć zeszytów, gdyż śmiało można było rozwinąć szerzej niektóre fragmenty, zwłaszcza dotyczy to decydującego starcia z głównym złym tej opowieści.


Drugi wątek rozpoczyna się wizytą w Irlandii, w roku 1826. Odkrycie dokonane przypadkiem przez Josepha Kent oraz spotkanie z pewną nieznajomą inicjują łańcuch wydarzeń, które przez kolejne lata odbiją się głośnym echem na losach jego potomków. Krok po kroku otrzymujemy w ramach flashbacków elementy układanki, dowiadując się szczegółów na temat powstania i pochodzenia nietypowego domku, tajemnicy dotyczącej jego mieszkańców, a także tego, co tak naprawdę znajduje się za czarnymi drzwiami. Informacje te są odpowiednio dawkowane, budując napięcie grozy i co ważne - tworząc pod koniec logiczną całość. Trwająca od stuleci wojna, symboliczny pakt z diabłem, niespodziewany obserwator/narrator i ten przerażający, 150-cio letni przedmiot, od którego nie sposób się uwolnić, który zawsze dostaje to, czego chce. Wszystkie te części składowe tworzą razem ciekawą mieszankę, utrzymaną przez cały czas w specyficznej, gęstej i ponurej atmosferze.

Ilustracje wykonał Peter Gross, którego kreskę część osób kojarzy zapewne z THE UNWRITTEN, LUCYFERA, czy też BOOKS OF MAGIC. Wykończeniem szkiców oraz tuszem zajął się natomiast Vincent Locke, dla którego to nie pierwsza okazja do współpracy z Grossem. Efekt ich pracy jest bardzo udany, zwłaszcza flashbacki z XIX-wiecznej Irlandii oraz sceny rozgrywające się wewnątrz domku dla lalek. Były pewne obawy, czy te specyficzne rysunki (dla części osób być może zbyt sztywne i słabo oddające emocje na twarzy) sprawdzą się w komiksie z gatunku horroru, ale wyszło satysfakcjonująco. Kiedy trzeba budowały napięcie strachu i niepewności, a także chyba wystarczająco przerażały, gdy mieliśmy do czynienia z demonicznymi siłami. Jakbym miał wytknąć jakieś minusy warstwie graficznej, to brakuje mi tutaj trochę większej zmiany stylu, aby wyraźnie odróżnić przeszłe wydarzenia od tych teraźniejszych.


Mówiąc o sferze wizualnej, docenić należy także wkład w ten projekt Jessici Dalva, która oprócz tworzenia rysunków specjalizuje się głównie w rzeźbie oraz lalkarstwie. Wykonane przez nią okładki są genialne, podkręcając dodatkowo klimat grozy i horroru.

THE DOLLHOUSE FAMILY to jak do tej pory najlepsza ze wszystkich pięciu mini serii, które wchodzą w skład imprintu Hill House Comics. Historia przepełniona tajemniczością, niepokojem, mrokiem, grozą oraz magią, która trzyma w napięciu i wciąga czytelnika od początku, aż do samego końca. Twórcy stopniowo dawkują kolejne, kluczowe dla fabuły informacje, umiejętnie przeplatają wydarzenia z przeszłości z teraźniejszością, a także kilka razy szokują niespodziewanymi zwrotami akcji. Do tego serwują nam satysfakcjonujący moim zdaniem finał, który wolny jest od niedopowiedzeń, splata dotychczasowe wątki i mocno zaskakuje na ostatnich dwóch planszach. Bawiłem się przednio czytając ten komiks i wyczekując kolejnych numerów. Cieszę się, że tego typu opowieść miała okazję pod szyldem DC powstać i mocno zachęcam do jej sprawdzenia, a przy okazji także innych horrorowych propozycji od Joe Hilla i spółki, wśród których z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.

Wydanie zbiorcze planowane jest dopiero na październik, natomiast wszystkie zeszyty są dostępne od ręki w sklepie ATOM Comics

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz