W dniu, kiedy
pisałem te słowa na świecie celebrowano 51-lecie Zamieszek na Stonwall.
Wydarzenie to (same zamieszki trwały tak de facto tydzień) uznaje się za
przełomowy punkt walki o prawa mniejszości seksualnych w USA. Choć różne
organizacje działające w tej sprawie istniały o wiele wcześniej, dopiero ten
akt obywatelskiego nieposłuszeństwa nadał tempo ich działaniom. Dziś w 29 krajach
na świecie małżeństwa tej samej płci są legalne (ostatnio zalegalizowano je w
Kostaryce), ale w 73 państwach stosunki homoseksualne są nielegalne (jako
ciekawostkę można dodać, że w Polsce dekryminalizowano je już w 1932 roku).
Temat osób LGBTQIA+ przewija się też ostatnio ze zmożoną siłą w naszych
krajowych mediach. Redakcja DCManiaka postanowiła zaś w tym roku urządzić sobie
#PrideDay, jako że w komiksach naszego ulubionego wydawnictwa przewinęło się
kilka ważnych postaci reprezentujących mniejszości seksualne.
Mnie zaś jako
jedynego (chyba) przedstawiciela mniejszości seksualnych (literka P czyli
Panseksualizm) poproszono o przygotowanie tekstu o tym, dlaczego to pojawianie
się tych postaci w komiksach superbohaterskich (i nie tylko) jest takie ważne.
Tekst ten nie ma być kompletnym opisaniem zjawiska i całej jego problematyki.
Jest raczej próbą zachęcenia was do dyskusji o tym temacie. Opiera się
oczywiście o tezie, że ta reprezentacja jest potrzebna, co sam wiem z autopsji,
ale postaram się was pokierować też delikatnie w stronę twardszych danych niż
„bo ja tak uważam”.
O reprezentacji
osób LGBTQIA+ w mediach można często usłyszeć różne opinie. Od bardzo, bardzo
krytycznych (o „wpychaniu ludziom ich do gardła”) po oczywiście też te
neutralne czy bardzo pozytywne. Media niewątpliwie mają wpływ na to, jak
postrzegamy otaczający nas świat czy ludzi go zamieszkujących. Popkultura
potrafi wykreować narracje, które świadomie bądź podświadomie zmieniają nasze
postrzeganie rzeczywistości. Tworzy mity, utrwala stereotypy oraz upycha
skomplikowane zjawiska w prostych ramach, aby dotrzeć ze swoim przekazem do
każdego. Oddychamy nią, codziennie emocjonujemy się najnowszymi newsami i
ploteczkami dotyczących aktorów, filmów, seriali, gier czy właśnie komiksów. Dlatego
– moim zdaniem — ważne jest skupianie się na tym, co rzeczywiście jest nam
przedstawiane i w jaki sposób.
Nie mamy pełnych
danych statystycznych, co do procentowej ilości osób LGBTQIA+ w społeczeństwie.
Kraje bardziej tolerancyjne wykazują większe wartości procentowe niż inne (w
2016 roku w Niemczech do bycia członkiem tej społeczności przyznawało się 7.4%,
a w Polsce 4.9%). Natomiast Alfred Kinsey szacował, że osób, które stanowią
część społeczności określanej przy pomocy tego rozległego skrótu, może być w
każdym społeczeństwie około 10%. Część badaczy się z nim zgadza, a część nie.
Inni podają nawet znacznie większe liczby. Jednakże wyraźne widać, że liczba ta
jest na tyle duża, aby postaci tego typu pojawiały się w dziełach
popkulturowych dość regularnie. Nie posiadam dokładnych danych na temat
procentu postaci LGBTQIA+ występujących obecnie w mainstreamowym komiksie
amerykańskim. Jednakże na podstawie raportu organizacji GLAAD z tego roku
widać, że dopiero w ostatnim sezonie telewizyjnym (2019-2020) postacie
nieheteronormatywne stanowiły 10.02% wszystkich bohaterów seriali oraz
programów telewizyjnych. Jeszcze 24 lata temu doliczono się zaledwie... 12
postaci LGBTQIA+ w telewizji, czyli praktycznie w ogóle ich nie było. Jeżeli
jednak nie sądzicie, czy pojawianie się reprezentacji, jakiejkolwiek
mniejszościowej grupy społecznej w telewizji ma wpływ na odbiór danej grupy w
danym kraju/regionie, to polecam lekturę książki TELENOVELAS IN PAN-LATINO
CONTEXT autorstwa June Carolyn Erlick. Autorka opierając się na wielu
badaniach, wskazuje tam jasno, że coraz częstsze pojawianie się osób
nieheteronormatywnych w telenowelach ma ogromny wpływ na akceptację tej
mniejszości w społeczeństwach Ameryki Łacińskiej. Niektórzy twierdzą nawet, że
rezultatem zwiększonego ich pojawia się w operach mydlanych, jest tegoroczna
legalizacja małżeństw tej samej płci w Kostaryce.
W amerykańskich
komiksach mainstreamowych osoby LGBTQIA+ zaczęły się pojawiać dość późno.
Oczywiście wskazuje się na różne podteksty homoseksualne w komiksach Złotej
Ery. Jednakże Marvel tworzy swoją pierwszą otwarcie homoseksualną postać w 1979
roku (Northstar), aczkolwiek w pełni ujawniono jego orientację dopiero w 1992
roku. Właściwie przełom lat 80. i 90. to ten monet, kiedy pierwsze postaci
nieheteronormatywne zaczynają pojawiać się w komiksowym mainstreamie. W serii
LEGION OF SUPER-HEROES od DC pojawiają się wątki transseksualne i lesbijskie. W
1991 roku Pied Piper (wróg Flasha) ujawnia, że jest gejem (zeszyt ukazujący to
wydarzenie otrzymał pierwszą w historii, nagrodę GLAAD dla komiksu). Wątki
nieheteronormatywne pojawiają się jednak głównie w komiksach bardziej
autorskich na przykład z imprint Vertigo – DOOM PATROL, HELLBLAZER (w 1992
mocno sugeruje się biseksualizm Johna Constantina, ale potwierdzony on zostaje
dopiero w 2002 roku). Dopiero z czasem i bliżej XXI wieku otrzymujemy
Midnightera oraz Apollo, Renee Montoyę, Batwoman czy bohaterów SECRET SIX Gail
Simone. W ostatnich latach pojawił się też trend odkrywania informacji o
nieheteronoramtywności znanych już dobrze bohaterów – Iceman z X-Men, Wonder
Woman, Catwoman czy Alan Scott doczekali się ujawnienia swoich seksualności. W
Marvelu doczekaliśmy się też, chociażby wersji Young Avengers, w której każdy
członek okazał się w sumie nieheteronormatywny.
Drugą sprawą
często wartą poruszenia jest egzekucja wątków LGBTQIA+ w komiksach. Nie zawsze
są one niestety napisane ciekawie, czy z jakimkolwiek wyczuciem. Zarażony przez
„Wampira AIDS” wirusem HIV członek grupy New Guardians - Extraño do dziś śni mi się
czasem po nocach jako przykład wręcz beznadziejny. Choć sam bohater został
stworzony w dobrej wierze (Debiutował w 1988 roku, gdyż scenarzysta Steve
Englehart chciał zwrócić uwagę na epidemię HIV/AIDS w USA), to tak naprawdę był
on aż do przesady przerysowany, a wątek jego zakażenia tak jakby po chwili
wyparował. Na szczęście postać ta została lepiej wykorzystana w miniserii MIDNIGHTER AND APOLLO z lat 2016-2017.
Sam bardziej
pamiętam jednak, jak pozytywne wrażenie zrobiło na mnie odkrycie, że John
Constantine jest biseksualny (co z resztą poza Brianem Azzarello wykorzystał też,
chociażby biseksualny scenarzysta James Tynion IV w swojej serii CONSTANTINE:
THE HELLBLAZER) czy pierwsze spotkanie z Lordem Fanny – genderqueerową
brazylijską szamanką z THE INVISIBLES Granta Morrisona. Wiadomość o Johnie
pomogła mi pogodzić się ze swoją własną seksualnością, a Lord Fanny to idealny
przykład postaci wyzwolonej, która przekuła ból swoich przeszłych doświadczeń w
niezwykłą pewność siebie. Lord Fanny uczy, że nie ważne jest to, kim jesteśmy,
ale przede wszystkim to, kim naprawdę chcemy być.
Wydaje mi się, że
wykorzystanie postaci nieheteronormatywnych daje twórcom komiksów szanse na
pokazanie nowej optyki na wiele spraw. Wprowadzanie wątków, które urozmaicają
opowieść. Czy mogą być nawet pretekstem do pogłębienia świata przedstawionego i
zapoznania czytelnika z jego bogactwem oraz różnorodnością. Zapewne niczym
latynoskie telenowele mogą oswajać też czytelników z ” innością” czy wręcz
prowadzić do zwiększenia otwartości czytelników na osoby wywodzące się z
mniejszości seksualnych. Dla osób, które same zaś należą do społeczności
LGBTQIA+ mogą stać się wzorem do naśladowania i swego rodzaju pociechą. Pomóc
przetrwać gorsze momenty życia. Dlatego uważam, że są one w komiksach po prostu
potrzebne, a ich liczba mogłaby spokojnie jeszcze wzrosnąć. Zapewne znajdzie
się wiele osób przeciwnych takiemu podejściu, ale komiks to medium przecież
wyjątkowo praktycznie pozbawione ograniczeń. Skoro jest w jego ramach miejsce
na historie o kosmitach, magicznych księżniczkach czy wcieleniach boskiego
gniewu, to spokojnie miejsce znajdzie się też dla postaci, które nie koniecznie
muszą randkować z płcią przeciwną albo w ogóle wręcz nie czują potrzeby odbycia
stosunku seksualnego bądź randkowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz