sobota, 3 września 2016

FLASH TOM 2: REBELIA ŁOTRÓW

Na początku mojej recenzji muszę zaznaczyć, że tak właściwie z postacią Flasha nie miałem do czynienia. Jedyne co było dane mi wcześniej przeczytać to tom zatytułowany FLASH: DASTARDLY DEATH OF THE ROGUES, który tak swoją drogą bardzo polecam. Z serialem też do tej pory nie było mi po drodze. Więc gdy tylko Egmont zapowiedział, że wyda serie Flasha z New52, niezmiernie się ucieszyłem. Niestety może zbyt bardzo, bo tom pierwszy tak średnio przypadł mi do gustu. No ale to jeszcze nie powód, by stawiać kreskę na całej serii. Dałem Flashowi drugą szansę. A co z tego wyszło? No cóż...

Drugi tom bezpośrednio kontynuuje wątki z pierwszej odsłony. Flash znika z Central City przerzucony w zupełnie inną czasoprzestrzeń przez moc prędkości. Taki to już urok mocy Szkarłatnego Sprintera, że on sam tak do końca nie wie co jeszcze potrafi. Kolejne umiejętności objawiają się z upływem czasu. Nasz bohater trafia do afrykańskiej dżungli wprost do Miasta Goryli, którego mieszkańcy, łagodnie mówiąc, nie są przyjacielsko nastawieni. Jednak przywódcy tej grupy tracą na znaczeniu, a do władzy dochodzi Grodd i jego zwolennicy, których celem jest, jak to u wszystkich antagonistów bywa, podbój świata. Jednak to nie on jest główną atrakcją. Gośćmi programu są bowiem tytułowi Łotrzy, którzy zbuntowali się przeciwko swojemu przywódcy Kapitanowi Chłodowi i teraz nie ma kto już się im przeciwstawić. Tymczasem Central City pogrąża się w chaosie. Flash musi znaleźć sposób by powrócić do domu i powstrzymać swoich odwiecznych wrogów.

Zacznę od tego co mi się podobało.

Po pierwsze to, jak zostali przedstawieni tutaj Łotrzy. W tym komiksie są to złoczyńcy żyjący według trzech prostych zasad, którym są wierni, a nie tylko zwykli kryminaliści zachowujący się jak zwierzęta. Te zasady sprawiają, że panuje wśród nich dyscyplina i ład. Oczywiście nakładają w taki sposób sami na siebie ograniczenia, ale to właśnie dyscyplina jest mostem łączącym cele i ich osiągnięcie. To sprawia, że są lepiej zorganizowani i przygotowani. Czym samym stanowią nie lada wyzwanie dla najszybszego człowieka na świecie.

Po drugie rysunki. Francis Manapul już w pierwszym tomie pokazał, że zna się na swojej robocie. W drugim tomie nie spuszcza z tonu i po raz kolejny uraczył nas bardzo przyjemnymi dla oka ilustracjami. Co najbardziej przypadło mi do gustu, to te momentami rozmyte pastele, dające naprawdę świetny efekt. Jednak nie on jeden odpowiedzialny był tym razem za warstwę graficzną. Możemy tutaj podziwiać pracę m.in. Scotta Kolinsa i Marcusa To. Wprowadza to mile widzianą różnorodność. To właśnie ona sprawia, że komiks staje się jeszcze bardziej fascynujący i ciekawszy. Można podziwiać jakże różne style artystów. 

Bardzo ciekawym zabiegiem był umieszczenie oryginalnie zeszytu #0 na końcu tomu. Dzięki temu czytelnicy mogli przypomnieć sobie genezę Barry'ego jako Flasha oraz to jakimi motywacjami się kieruje i co wpływa na jego decyzje. 

Kolejną rzeczą, która zaspokoiła moje fanowskie potrzeby, to kilka stron ze szkicownika Manapula, umieszczone na samym końcu tomu. Uwielbiam takie dodatki. Dzięki temu możemy zobaczyć na własne oczy, jak przebiegała praca artysty. To jak pracował nad różnymi planszami i jak ewoluowały jego pomysły. Możliwość obejrzenia autentycznych szkiców to fantastyczna sprawa. Cieszę się, że Egmont decyduje się na umieszczenie takich miłych dodatków na końcu. Oby tak dalej. Nie wiem, czy ma to jakiś znaczny wpływ na cenę, ale jestem w stanie zapłacić trochę więcej, by coś takiego się pojawiało w komiksach przez nich wydawanych.

Teraz przejdźmy do rzeczy trochę mniej miłych.

Największym minusem tej historii jest to, że autor wprowadza wiele wątków i postaci, lecz niestety nie rozwija ich w sposób, który mógłby usatysfakcjonować czytelników. Po prostu wszystkiego jest tu za dużo. Lepiej skupić się na mniejszej ich ilości, a zrobić to dobrze. Cała rebelia jest po prostu jakoś mało efektowna i nie wywołuje żadnych emocji. Brakuje tu czegoś, co dałoby kopa tej historii i wyniosłoby ją ponad zwykłą przeciętność. Takich historii stworzono już niezliczone ilości i jeszcze zapewne powstanie ich bardzo wiele. Typowe superhero, które nie wprowadza nic nowego, tylko wykorzystuje znane i ograne motywy. Relacja między Flashem a Kapitanem Chłodem wręcz prosiła się o lepsze rozwinięcie niż to, co zaprezentował twórca, który wszystko potraktował po macoszemu. Ta historia miała spory potencjał, niestety twórca nie potrafił go wykorzystać. Może gdyby zajął się tym ktoś inny, dostalibyśmy szczere złoto. Cóż, możemy tylko przypuszczać. Takie postaci takie możliwości niestety wyszła czysta przeciętność. Mogę Was zapewnić z jeszcze zanim zdążycie odłożyć tom na półkę, już prawie o nim zapomnicie. Nie minie parę dni, a już Wasz mózg nawet nie będzie pamiętał, że coś takiego czytaliście.

Podsumowując dostajemy bardzo przeciętną historię która, choć w minimalnym stopniu rehabilituje się dobrze wykonanymi ilustracjami. Gdzieś przeczytałem, że Flash wydany w USA w 2013 roku szybko zyskał miano najlepszego komiksu o superbohaterach tego okresu. Większych bzdur nie słyszałem. Proszę Was nie słuchajcie tego kitu, który próbują Wam wcisnąć. To nie jest żaden najlepszy komiks o superbohaterach. Ktoś musiał być naprawdę pod wpływem, by wypisywać takie bzdury. Za szerzenie takiej propagandy, by poprawić wyniki sprzedażowe powinna grozić kara. Powtórzę to jeszcze raz dobitnie byście raz na porządnie zapamiętali, że to jest komiks jak wiele innych niczym się niewyróżniający na tle pozostałych. Jeśli ktoś ma ochotę na coś niezobowiązującego, o czym zapomni po krótkiej chwili, to proszę bardzo. Ocena? 6/10. Niby można przeczytać, ale na szybko wymyśliłbym ze 100 lepszych pozycji.

MC

FLASH TOM 2: REBELIA ŁOTRÓW do kupienia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz