Superman jako komunistyczny tyran?
Na początku tej recenzji warto zaznaczyć i przypomnieć, czym tak w ogóle jest Elseworlds. Są to publikacje wydane przez DC Comics przedstawiające historie spoza kanonu. Co to tak właściwie oznacza? A no właśnie to, że twórcy mają całkowitą swobodę i mogą stworzyć dosłownie wszystko, co im tylko do głowy przyjdzie. Nawet te najbardziej szalone pomysły, a wydawcy dają im wolną rękę. Nie muszą ściśle trzymać się tego, co prezentują komiksy kanoniczne. Za pierwszy oficjalny komiks wydany w jego ramach uznaje się GOTHAM W ŚWIETLE LAMP GAZOWYCH. I właśnie jedną z takich historii jest SUPERMAN: CZERWONY SYN, za którego sprawą spojrzenie na uniwersum DC zostało doszczętnie zburzone. Ten komiks zachwiał światem komiksowym bardziej niż niezliczone ilości ogromnych eventów, w których ramach twórcy bawią się w niszczycieli światów.
Gdybyśmy zagrali grę w skojarzenia i podałbym hasło Superman, to co jako pierwsze przyszłoby wam do głowy? Podejrzewam, że od razu pomyślelibyście „Ameryka”, „bohater”, „patriota”, „ikona ameryki”. A teraz wyobraźcie sobie, że młody superman nie rozbija się na terenie ameryki i nie zostaje wychowany w duchu amerykańskich ideałów, tylko ląduje w radzieckiej Rosji i zostały wpojone mu komunistyczne wzorce. Superman jako komunista? Dla twórców nie ma rzeczy niemożliwych. Na tym właśnie polega magia Elsewords. Przedstawione zostaje nam zupełnie inne spojrzenie na takie sprawy, które wydają nam się oczywiste, na które z reguły nawet nie zwracamy uwagi i nie poświęcamy im czasu. Jednak to, co prezentują nam tutaj autorzy, dość mocno potrafi zatrząść naszymi wyobrażeniami na pewne tematy. Skierować je w zupełnie przeciwnym kierunku i sprawić, że spojrzymy na nie z zupełnie innej strony. I to, co wydawało nam się do tej pory oczywiste, już takie nie będzie. Wręcz przeciwnie, po lekturze pozostaniemy z kilkoma przemyśleniami i pytaniami. Być może już nigdy czytanie komiksów nie będzie takie samo. Nawet Superman przestanie być taki czarno biały. No bo w końcu, jeśli współpracował z samym Stalinem i razem z nim walczył o to, by inne kraje mogły poznać "dobroć", jaką niesie System, to coś tu jest nie tak. Czy się mylę?
Bardzo przygnębiająca wizja świata, w którym to komuniści posiadają najbardziej niebezpieczną i najpotężniejszą broń na świecie, a Amerykanie nieporadnie próbują coś wskórać, by powstrzymać czerwoną zarazę. Wyobraźcie sobie, do czego mógłby doprowadzić taki stan rzeczy. Niezwyciężony Superman z sierpem i młotem na piersi nawraca wraz z towarzyszem Stalinem świat na komunizm. Powiem szczerze - włosy dęba stają, gdy słyszy się coś takiego. Ale na szczęście po chwili wracamy do rzeczywistości i uzmysławiamy sobie, że takie rzeczy możliwe są tylko w komiksach, a to wszystko jest efektem jedynie nieograniczonej wyobraźni twórców.
Ale chwila, wszystko po kolei. Zacznijmy od fabuły, której małą zapowiedz przedstawiłem wam powyżej. Komiks bije po oczach swoją politycznością. Czyżby Millar chciał wyśmiać utopię, o której tak bardzo marzyli komuniści? Bo przecież nie brakuje tu przedstawienia wszystkiego, co doprowadziło do samodestrukcji komunistów. Świetnie pokazano również to, jakie nastroje panowały wśród komunistycznych przywódców i ich świt. Zdrady? Jasna sprawa. Walka o władzę? Dla nich to codzienność. Może chciał nam uzmysłowić, co może się stać, gdy w ręce takich ludzi wpadnie zbyt potężna broń? A może to wszystko jest jednym wielkim żartem i tanią prowokacją mającą na celu jedynie zwiększyć wyniki sprzedażowe? Nie mi to rozstrzygać. Ale wiem jedno - z tego szalonego pomysłu powstał jeden z najlepszych komiksów wszechczasów. Krytycy również nie pozostali w stosunku do niego obojętni, o czym świadczy fakt, iż w 2004 roku SUPERMAN: CZERWONY SYN został nominowany do Nagrody Eisnera w kategorii "Najlepsza miniseria".
Oryginalna i zaskakująca fabuła, świetnie wykreowane postaci (Batman w czapce uszatce wymiata! Po prostu geniusz w czystej postaci), aż po niejednoznaczny i zaskakujący finał, który do dzisiaj mam w pamięci. Wszystko w tym komiksie jest na tak kosmicznie wysokim poziomie, że aż ciężko w to uwierzyć. A no widzicie, jeszcze zapomniałbym o rysunkach. Słyszałem kilka głosów krytyki, ale ja osobiście jak najbardziej kupiłem to, co zaprezentowali nam ilustratorzy. Można wręcz poczuć ten socrealistyczny klimat. Nawet tutaj nie ma się do czego doczepić. Oczywiście, jeśli ktoś by chciał, to mógłby doszukać się kilku drobnych pomyłek i niedomówień, ale po co szukać igły w stogu siana?
Finał zaostrza niestety (stety?) apetyt na więcej. Ta historia aż prosi się dalsze rozwinięcie. Można poczuć lekki niedosyt. Ale niedosyt w dobrym tego słowa znaczeniu. Takim, który towarzyszy nam po przeczytaniu czegoś tak dobrego, jak SUPERMAN: CZERWONY SYN.
Przyznam się szczerze, że postać Supermana nigdy nie była moją ulubioną i zazwyczaj stroniłem od niej. Lecz teraz po przeczytaniu tego komiksu? Możecie być pewni, że kolejna lektura, za którą się zabiorę, będzie traktować o przygodach Człowieka ze stali.
To, co najbardziej urzekło mnie w tym komiksie, to właśnie przedstawienie Supermana. Jako kogoś, kto chce pomagać wszystkim ludziom. Przy tej swojej patologicznej chęci niesienia pomocy jest tak zaślepiony, iż nawet nie zauważa, kiedy z wybawiciela staje się bezwzględnym tyranem kontrolującym wszystko i wszystkich. Ludzie, zamiast skandować jego imię, boją się go. Stał się potworem zjadającym własny ogon. Intencje miał dobre, lecz w tym wszystkim posunął się za daleko. Podczas lektury od razu przypomniała mi się książka Georga Orwella pt. „Folwark zwierzęcy". Tutaj mamy nieco podobny koncept. Ci, którzy walczyli za komunizm i go głosili, gdy już doszli do władzy, zdradzili całą rewolucję i te ideały, które głosili, nagle stały się nieważne.
"Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim."
G. Orwell
Podsumowując, SUPERMAN: CZERWONY SYN to jeden z najbardziej obrazoburczych i oryginalnych komiksów, jakie powstały. Jeśli macie ochotę na pyszny tort z wisienką na wierzchu, to nie traćcie czasu. A zresztą co ja gadam... Czy może być lepsza zachęta od możliwości zobaczenia sowieckiego Supermana i Batmana w czapce uszatce?
MC
TUTAJ znajdziecie wcześniejszą, nie aż tak pochlebną recenzję autorstwa Krzyśka T.
SUPERMAN: CZERWONY SYN do kupienia w ATOM Comics.
Niekanoniczny jak niekanoniczny - po prosto Ziemia-30, która zresztą epizodycznie przewija się w innych seriach (jest taka seria gdzie chłopaki szukają Raya Palmera po innych Ziemiach, tam w jednym zeszycie wątek ostatecznego pojedynku towarzysza Supermana z zaplutym karłem reakcji Batmanem jest nieco bardziej rozbudowany). Papacha Batmana - bezcenna. :-P
OdpowiedzUsuńGeneralnie moim zdaniem - wypasiony pomysł, i pomimo że nie było to łatwe przy takiej treści - zakończenie trzyma poziom. Mój ulubiony komiks z uniwersum DC (na drugim miejscu jest batmanowy tie-in z Flashpointa).
No i oczywiście sam tytuł jest dwuznaczny : "Red Son" fonetycznie podobne jest do "Red Sun" - a tego nawiązania chyba nie trzeba wyjaśniać.;-)
UsuńA u mnie dzisiaj kolekcjonerskie karty na licencji serialu Gotham:
OdpowiedzUsuńhttp://geek-nerd-news.blogspot.com/2016/09/kolekcjonerskie-karty-na-podstawie.html
Oraz winylowe minifigurki żeńskich postaci z DC Comics:)
http://geek-nerd-news.blogspot.com/2016/09/winylowe-minifigurki-kobiecych-postaci.html